wargi mnie bolą z niepocałowania
— Urszula Kozioł
— Tooosiaaaa, a długo ciem nie bendzieeee?
Tymek spuścił główkę i zaczął się bawić wystającymi spod
mojej czapki kudłami.
— Obiecuję ci, że jak teraz wrócę, to już nigdy nie wyjadę.
Ładujący do bulwersująco małego bagażnika torby Grzesiek
spojrzał na mnie zza pleców kuzyna, podnosząc podejrzliwie brew.
Pizgało na tej Malince jak w Kieleckiem. Ale wreszcie, wreszcie,
KURWA WRESZCIE wyjeżdżałam już ostatni raz.
Jeszcze tylko ostatniego mamuta ujarzmić i wolne. I mieć w dupie,
czy trener zgubił swoje kapcie, czy tylko zostawił je w domu, nie
przejmować się urojonym lękiem wysokości Murańki, zapasem żelu
do włosów Sierściucha, doładowanym kontem Ryżego Brutusa...
Bo ja już postanowiłam, tak swoją drogą. Ekhem.
Kruczek był wyjątkowo rozkojarzony tego dnia (news roku, serio),
blady jakiś i niewyraźny, więc kazał się pospieszyć. I, jakby
mało nam było kłopotów, zabrał z sobą Titusa na przedskoczka.
Hipisowskie dziecko od rana miało na paszczy przerażający zaciesz
i skakało wokół busa jak naprawdę na haju. Brakowało, żeby
wszystkich wyściskał. Na szczęście, każdy dał mu powitalnego
kopa w siedzenie. Pożegnałam się więc po raz ostatni z Tymkiem i
wujostwem, zarzuciłam swoją torbę na ramię i zbliżyłam się do
bagażnika, przy którym kończył urzędować Grzesiek.
— Wsadzaj, tylko z głową, bo jeszcze się waliza od tej całej
Agaty musi zmieścić — poinformował mnie nie do końca
zadowolonym tonem i poszedł w stronę szoferki. Ja nie wiem, koniec
sezonu się zbliżał, biba w Planicy, a oni marudni jak mohery na
nieszporach.
A, bo ja wam nie powiedziałam. Jegomość Aleksander Zniszczoł
uznał, że pięciu kolegów i sztab to za mało, więc weźmie sobie
kompankę na wyprawę do Słowenii.
Zajebioza. Nie dość, że musiałam jeździć z tą bandą
pomyleńców w jednym busiku, to teraz dołączyła do tego
szacownego grona najmniej pożądana osoba w tej części globu.
— Ciekawe, po co ją za sobą targa — mamrotałam gniewnie pod
nosem, układając swoją torbę między innymi. — I tak mamy mało
miejsca w busie.
— Fakt, twoja dupa zajmuje aż dwa siedzenia.
Jest takie jedno słowo, które wyraża więcej niż tysiąc
słów.
Kubacki.
Obróciłam się na pięcie, a gnom tam stał ze złośliwym
uśmieszkiem przyczepionym do ohydnej mordy. No tak, teraz wiem,
czemu Treneiro był taki zniesmaczony — bo nowotarska księżniczka
nie zdążyła jeszcze do nas zajechać swoją karocą. No to
przybyła. I ja bym wolała, żeby jej koło po drodze odpadło.
— Nikt cię nie pytał o zdanie, mendo — warknęłam i odwróciłam
się do układania bagażu.
— Antonino, ja też tęskniłem! — zawołał śpiewnie i objął
mnie od tyłu, za co zarobił łokcia w brzuch.
Nie będą mnie tu żadne paskudne gnomy obmacywać!
— Spierdalaj, łamago! — odcięłam się, po czym bez większych
wstępów przeszłam do części pasażerskiej i zajęłam miejsce
jak najdalej od wszystkich.
Siedziałam z założonymi rękami i miną, która odstraszała
potencjalnych napastników. Titus radośnie klapnął zadem obok
mnie, licząc zapewne, że mu szepnę jakieś dobre słówko. Jeśli
serio tak myślał, to może powinien odwiedzić swojego psychiatrę.
— Antoś, uśmiech! — zaśpiewał, po czym palcami rozciągnął
mi gębę, imitując to, o co mnie prosił.
Dostał po łapskach, że aż zaklaskało.
— No co ty, nie cieszysz się? — Na jego ucieszonej mordzie
pojawiło się prawdziwe przerażenie. — Przecież koniec sezonu
jest! Trzy konkursy i fajrant!
— Ta — mruknęłam, po czym westchnęłam i wyjęłam z
podręcznego plecaka poradnik pod tytułem: Jak nie rozjebać
otoczenia, kiedy dopada cię nieziemski wkurw. A tak na serio, to
czytałam Lek na śmierć — coś, co wszyscy kadrowicze
powinni łykać w moim otoczeniu. Prewencyjnie.
Niestety, dziecko z bagażnika miało rację. Powinnam była się
cieszyć, bo za cztery dni miałam się uwolnić od tych matołów,
ale średnio to wszystko widziałam. Rozstawałam się z nimi w
atmosferze skisu i wzajemnej nienawiści. W przypadku Kubackiego to
nie była żadna nowość, ale Zniszczoł...
Jak ja kiedyś tego gnoja dorwę, to mu łeb ukręcę jak kurze na
rosół. Naprawdę. Ja nie żartuję. Zresztą fryz ma jak kogut, to
może się nikt nie zorientuje.
— WIERZ MI, ŻE O NICZYM BARDZIEJ NIE MARZĘ OD LISTOPADA —
dodałam głośniej, bo zauważyłam, że do środka tarabani się
jakaś ryżawa czupryna, a za nią błyskające kolorowymi szponami
monstrum.
Usiedli w rzędzie przed nami i świergotali jak dwie ptaszynki.
Do porzygu.
Kilka minut później do busa zapakowała się reszta i w końcu
ruszyliśmy w stronę lotniska, a wtedy zapadłam się w siedzeniu,
woląc czytać książkę, niż gapić się na tych popaprańców
dookoła. Zwłaszcza że zaraz obok Titusa usiadł Kubacki z
paskudnym uśmieszkiem.
— Gotowa na słoweńską patę? — zapytał durnowato.
Murańka odwrócił się do nas i popukał w czoło.
— Przecież Planica jest w Słowacji, młotku — oznajmił mu
tonem znawcy.
Spojrzeliśmy po sobie z szaflarską mendą i walnęliśmy
synchronicznego fejspalma.
Zmieniłam zdanie. Bardzo się cieszę, że to już koniec.
* *
*
Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, do Planicy nie dotarł ulubiony
szczurek Kuttina, Kraft, bo dopadło go jakieś wściekłe grypsko
jelitowe, więc nam się dziesiątka trochę odchudziła. Zniszczoł
awansował na miejsce siódme. Ciasno się zrobiło strasznie w tej
czołówce. Choć, oczywiście, nie dla Prevca. Mógłby sobie
odpuścić te wszystkie konkursy, a i tak wygrałby z palcem w
odbycie.
Z naszej ogólnej dobrej tendencji niewiele zostało: Kamil trzymał
się kurczowo miejsca dziewiątego, a Żyła huknął w dół jak
winda z przeciętymi kablami i wylądował na pozycji dwudziestej.
Nieco lepiej poszło Sierściuchowi, bo on był dwie pozycje wyżej.
Reszta poszła tylko niżej. I widzicie? Tak to jest, jak media
pompują balonik. Tak się awanturowali, że najlepszy sezon, a tu,
proszę państwa, typowy polski blamaż. Nie ma czego oglądać. Do
domu wracamy z kwitkiem jak zawsze.
Pogoda w Słowenii chyba wiedziała, że Prevc rozwalił swoich
przeciwników jak z kałacha, bo dawało słońcem po oczach tak, że
musieliśmy nosić dobrej marki okulary przeciwsłoneczne. Wolno nam
było je ściągać dopiero w cieniu. Normalnie w oczach się
pierdzieliło od tej oślepiającej bieli. Kibiców ściągnęła tu
cała rzesza, ale flag słoweńskich było najwięcej w powietrzu. Bo
i kto by chciał przegapić planicowską popijawę?
Pierwszego dnia zajechaliśmy bardzo wcześnie na trening. Wszyscy
się rozgrzewali, a ja siedziałam w naszej budce drewnianej ze
Skrobotem, który smarował sobie na pełnym luzie narty. Widziałam
po podpisie, że należały Żyły.
Westchnęłam. Dzisiaj miały dotrzeć ukochane drugie połówki
czołowych nielotów Kruczka. Słyszałam, jak Kamil bardzo się
martwił przez telefon, czy Ewa na pewno czuje się na siłach, żeby
dojechać. A mnie to nikt, kuźwa, nie spyta, czy mam siły, żeby
ich nie pozabijać gołymi rękoma. Murańka tłumaczył Agnieszce,
że Słowacja jest naszym bardzo bliskim sąsiadem i starał się jej
zobrazować drogę do Planicy. Pozostaje nadzieja, że Klimek Dżunior
będzie miał więcej oleju w głowie. Zniszczoł wszędzie latał z
tą swoją Anitką jak kot z pęcherzem, pokazywał jej uroki
Planicy i opowiadał tak suche kawały, że mi w domu pranie na
balkonie wysychało samo. Kot planował jakąś niespodziankę dla
Kaśki, Żyła prosił Justynę, żeby mu jaką dobrą gorzałę
przywiozła, tylko nie Pana Tadeusza!, a Titus cieszył trepa, że
będzie robił za królika doświadczalnego dla Tepesa.
Jeno Kubacki łaził bardziej rozdrażniony i marudny jak zwykle.
Żeby tak wziąć jedną z tych łopat, co nimi śnieg na skoczni
odgarniają, i BĘC! mu w ten zakuty blond łeb...
Ech, marzenia ściętej głowy.
Jeszcze mnie męczyło jak refluks to gówniane Willingen.
— Powiedz mi, że ty nie masz z tym całym szwindlem nic wspólnego
— odezwałam się do Skrobota po pół godzinie milczenia.
A ten sumiennie i w pocie czoła pracował. I kto go za to docenił,
premię dał, pogłaskał po głowie? Nikt! Bo nam, sztabowym
szaraczkom, tylko dupę się truje, jak coś zawalimy, a jak sukces,
to laury zbierają te latające patyczaki, do konia wafla.
— Co sobie skoczkowie robią, to jest skoczków brocha —
wymamrotał, nie spuszczając wzroku z równomiernie rozprowadzanego
wosku. — Ja tu tylko narty smaruję.
— Jesteś naaaajlepszy.
Skrobot wzruszył ramionami, a potem go pierwszy raz widziałam się
szczerzyć.
— Wiem — odparł z samozadowoleniem. — Weź se czekolady, leży
obok gaci Klimka.
— Wyjdź za mnie, Kacperku.
Jak już odkopałam ze stosu Murańkowych fatałachów tabliczkę
czekolady, to nasza sielanka się zakończyła, bo wróciła
księżniczka Kubacka z rozgrzewki. Miała do gęby przyklejony
złośliwy uśmieszek, czyli wszystko było po staremu. Za godzinę
miały się zacząć kwalifikacje, więc bęcwał pewnie robił sobie
nadzieję, chociaż ja nie wiem na co.
— Antosiu, dlaczego nie siedzisz gdzieś teraz z Grzywą i jego
dziewczyną? — zaświergolił po chamsku. — Czyżbyś z nimi...
nie gadała?
Uśmiechnęłam się bardziej jadowicie od niego.
— A ty? Czemu właśnie nie siedzisz gdzieś ze swoją dziewczyną?
Czyżbyś jej... nie miał?
Kubacki nabierał powietrza w płuca, żeby mnie na pewno zastrzelić
swoją ripostą, ale drzwi do budki znowu się otworzyły i tym razem
pojawił się w niej łeb Anitki.
— Hej, nie widzieliście może...
— Biega przy skoczni — odpowiedzieliśmy równocześnie z
Mustafem.
Jeśli wymuskane czupiradło się zdziwiło, to nie dało tego po
sobie poznać. Odmruknęła coś w stylu dzięki, a my
spojrzeliśmy na siebie z mendą.
— A ty skąd wiesz, gdzie on jest? — zapytał mądralińskim
tonem. — Ponoć się nienawidzicie.
— Zawsze muszę wiedzieć, gdzie jesteście, matole —
odwarknęłam, wstając z miejsca.
Wyszłam z budki w przekonaniu, że może mnie to słońce i dobra
pogoda jakoś pocieszą przed kolejnym polskim blamażem. Na nic moje
próby. Zobaczyłam, jak Ryży Brutus przytula się z Anetką i
cieszy do niej tę swoją szczygłowatą mordę, więc automatycznie
poczułam obiad z komunii w gardle. Odwróciłam się na pięcie, by
zrobić sobie spacer wzdłuż okalającego nas lasu.
Zastanawiałam się, jak mam pogadać z Treneirem i czy w ogóle
informować jego ciołków o podjętej przez siebie decyzji. Bo ich
to w sumie nie obchodzi, nie? Kruczuś sobie zatrudni jakąś inną
dziunię i będzie. O, a może Anitkę? Żeby Oluś, nasz „drugi po
Bogu”, nowy następca Miszczunia, mógł być blisko damy swego
serca. Tak, tak, na pewno by mu się spodobała ta wizja i kto wie,
czy nawet nie próbował jej przemycić trenerowi, kiedy nie było
mnie w pobliżu. Ja tylko mam nadzieję, że Naczelny Polski
Ornitolog chociaż próbował oponować. Bo inaczej w ogóle bym
straciła wiarę w ludzkość.
Miałam nadzieję, że sobie w ten ostatni weekend odpocznę jak na
prawdziwym wyjeździe, nie w męczarni z bandą debili z nartami
większymi od siebie w pizgawicy takiej, że uszy odpadały. Ale na
drodze do pełni szczęścia stanął mi Gębala, który zadzwonił
do mnie z prośbą, żebym kupiła zaopatrzenie na „ucztę narodów”
po finałowym konkursie, więc westchnęłam, zawróciłam i wybrałam
się piechotę do centrum Planicy.
Jak się szybko zorientowałam, słoweńska stolica skoków to
kompletne zadupie, a zwłaszcza okolica skoczni. Zwątpiłam i
chciałam już oddzwonić do Gębali, żeby mu przekazać, że ma
sobie to zaopatrzenie i całą tę imprezę wsadzić głęboko w
dupę, kiedy...
— HEEEEEJ, ĄĄĄĄTEEEEK!
Nie wiem, skąd Fannemel wytrzasnął najzwyklejszą w świecie hondę
civic, ale zdecydowanie za kierownicą takiej siedział i machał do
mnie jak dziecko specjalnej troski.
— Fannis?! — wykrzyknęłam w zdumieniu.
Zupełnie w dupie miał fakt, że wszyscy na niego trąbili, a wokół
kręciły się rzesze ludzi.
— Wybierasz się może do centrum?! — zapytał z szerokim
wyszczerzem.
Odpowiedziałam mu tym samym.
* *
*
— Strasznie mi przykro z powodu Alexa.
Właściwie to nie wiem, czemu wcześniej traktowałam kurdupla tak z
buta. Fajny był i bez wstrząśnienia mózgu. W sensie z mojej
strony.
No tak, już wiem. To było zanim Zniszczoł mnie opierdolił z góry
na dół, a potem wywlekł na światło dzienne moje problemy
rodzinne.
Siedzieliśmy w Maku i się obżeraliśmy. To znaczy ja się
obżerałam, on spokojnie popijał kawę. Ech, no dobra... Ja też
się nie obżerałam znowu tak bardzo. W końcu żołądek ma się
jeden (a nie, jak krowa, cztery. O BORZE, TO ANITKA MOŻE ŻREĆ BEZ
KOŃCA!) i trzeba go szanować. A mój to w ogóle jest zszargany
nerwami.
Przełknęłam porcję żutych frytek.
— Niby czemu? — burknęłam, przypatrując się uważnie składowi
hamburgera, którego podniosłam z tacy.
Odechciało mi się jeść, więc z niechęcią rzuciłam go z
powrotem na miejsce, a wygłodniałe oczy norweskiego liliputa
zalśniły. Głośno przełknął ślinę, nie spuszczając
hamburgera z oczu.
— Eee... — zaczął, próbując zebrać na powrót myśli. —
No, że ten doping i w ogóle. Pewnie najadł się stresu
niepotrzebnie.
Wzruszyłam ramionami, siorbiąc colę na cały lokal.
Fannis wybałuszył oczy.
— Co miał znaczyć ten gest? Czy wy... wy ze sobą... nie gadacie?
Thanks, Captain Obvious. That was completely unnecessary.
Wywróciłam oczami.
— Stara historia. Nie ma co gadać. — Zamieszałam rurką w
papierowym kubku, a na dnie zadzwoniły kostki lodu.
— Jak stara?
Przepraszam, czy ja trafiłam przypadkiem na jakieś przesłuchanie
w bazie CBŚ?
— Jak Walter Hofer.
A było tak miło... Obskoczyliśmy z kurduplem największe markety w
tej słoweńskiej zapchajdziurze, bo on też robił zakupy dla
swojego teamu. Samochód miał od ich fizjoterapeuty, który akurat
był w odwiedzinach u chorej ciotki z Lublany i sam przyjechał.
Siedzieliśmy więc w tym Maku z pełnymi torbami i tylko cud wielki
pozwolił nam zająć jakiekolwiek miejsca, bo ruch tam był jak w
Rzymie. Turystów od groma. Polaków dało się rozpoznać po „Kurwa,
więcej was matka nie miała?!” i „Jebane Szwaby, wszędzie
człowieka wypierdolą.”
Fannemel spojrzał na mnie z politowaniem.
Znowu wywróciłam oczami.
— Pokłóciliśmy się w Willingen.
Chwila przyjemnej, względnej ciszy.
— Czyli już nie jesteście razem?
Jedynym powodem, dla którego nie oblałam Fannemela resztkami coli
był fakt, że była to cola. A colę trzeba szanować.
Wdech, wydech. Nie chcesz spędzić życia za kratkami.
— Nigdy. Nie byliśmy. Razem.
Czy ja się wyrażam jakoś po niemiecku, że nikt mnie nie chce
słuchać?
— Musimy się zbierać — stwierdziłam po chwili, a Fannemel mi
przytaknął.
Podreptaliśmy w kierunku samochodu, nie unikając cichych pisków i
nastoletnich, irytujących chichotów, a także paru gróźb pod moim
adresem. Luzik, przyzwyczaiłam się. Z Fannemelem to standard.
Mogłabym być jego dziewczyną.
I zrobić Zniszczołowi na złość...
HALO, STOP. DOKĄD ZMIERZASZ, MOJA PANNO? Co za dużo, to
niezdrowo.
— Zobaczymy się jeszcze w przyszłym sezonie? — spytał, kiedy
gnaliśmy stówę na godzinę w kierunku skoczni.
Westchnęłam, oglądając za szybą rozmyte lasy bieli i zieleni. I
co mu tu powiedzieć, żeby nie zmiażdżyć jego małego serca?
Wait, Socha, czy ciebie właśnie obeszły czyjeś uczucia? Zabiję
tego ryżego gnoja. ZABIJĘ!
— Nie wiem — skłamałam gładko. — Muszę jeszcze pogadać z
trenerem o swoim kontrakcie.
— Mhm.
Chwila milczenia.
— Trochę szkoda będzie, jeśli go nie przedłużysz. — Chyba
próbował się do mnie uśmiechnąć tą mysią gębą.
— Eee tam. Przeżyją.
Wszyscy przeżyją. Nikogo nie obejdzie, że nie będę ich budzić
rannym świtem ani pamiętać o tym, gdzie mają klucze, kiedy mają
zjeść i stawić się na zbiórce u trenera. Ja się mogę urabiać
po łokcie, a i tak tego nie docenią.
Dwie minuty później Fannemel zaparkował między busami kadrowymi
pod skocznią, wyjął z bagażnika moje i swoje zakupy, po czym
pożegnał się, machając ręką. Kiedy się odwróciłam na pięcie,
żeby dotrzeć do naszego domku, zobaczyłam pewną jeszcze-nie-parę,
z której wątpliwej budowy chłopak obdarzył mnie nienawistnym
spojrzeniem.
Kij ci w oko, Zniszczoł.
— Autografy po lewo, zdjęcia po prawo.
Gnom z Szaflar był dziesiąty w kwalifikacjach i chyba mu się
wydawało, że ktoś zamierzał ten fakt celebrować. Oprócz niego,
rzecz jasna.
— Kubacki, weź się jebnij w ten swój durny czajnik —
mruknęłam, co Skrobot skwitował stłumionym parsknięciem
śmiechem.
Poza tym byliśmy w konkursie wszyscy. Czaicie to? WSZYSCY.
Miszczunio i Ryży Brutus to sprawa oczywista, reszta — przyfarcili
z warunkami i tyle. Toż to już Titus by lepiej skoczył i coś
ugrał, ale on cieszył mordę, że mógł tory przecierać. Moje
gratulacje. Nawet Sierściuch był trzeci, życiówkę nową walnął
i jakoś nie obrósł w piórka, tylko marudził, że musi buty
wypucować, bo mu śniegu naleciało. Kruczek dumny chodził jak paw
do tego stopnia, że z uśmiechem udzielił Tadziowi wywiadu. Oni
wszyscy byli dziwacznie zadowoleni i zrobili dzień dziecka
Mieczyńskiemu. No, może prócz Titusa, który prawie się
rozpłakał, kiedy szanowny pan redaktor Skijumping.pl wytknął mu,
że przyjechał tu w roli powietrznego królika doświadczalnego dla
duetu Tepeš&Hofer.
Akurat nieloty przebierały się w naszej budce, kiedy drzwi
otworzyły się nieoczekiwanie na oścież i stanęły w nich cztery
głowy osobników żeńskich. Rozległy się wielkie wrzaski, okrzyki
wojenne i wybuchy euforii, więc zręcznie wyszłam z tego
pomieszczenia nagich kościotrupów i ich kochanek, zwłaszcza że
Agatka wprost zatrzęsła się z radości na myśl, że pozna więcej
szczegółów z życia prywatnego tych jełopów.
— Zaczekaj, Antoś — odezwał się Miszczu, kiedy byłam jedną
nogą za progiem.
(W kontekście skoków nawet progi nie są już progami).
Jęknęłam z niezadowoleniem, ale zamknęłam z powrotem drzwi,
płaszcząc się na ścianie, bo tłok był w tym drewniaku
niemożliwy.
— Chcieliśmy wam coś powiedzieć — odezwał się oficjalnym
tonem, rozglądając się po reszcie zebranych.
Stochowa wyszczerzyła się tak, że prawie jej gęby zabrakło.
Skojarzyło mi się to ze stojącym bardzo blisko, ZA BLISKO (mimo
ścisku) Anetki Zniszczołem, więc wywróciłam oczami po kryjomu.
— Nie chcieliśmy tego robić przed końcem sezonu, bo
zainteresowanie mediów mogłoby nas przerosnąć, ale przed nami
trzy ostatnie konkursy, więc... BĘDZIEMY MIELI SYNA!
Kolejne wybuchy euforii i wzajemnej miłości i innych mdłych
bzdetów, ale poczułam, że skoro wreszcie oficjalnie wysłuchałam
całego tego przemówienia, które mną ani trochę nie wstrząsnęło,
to mogę sobie wyjść.
— Ooo, no to gratulacje, Miszczu! Jużem się bał, że ty w ogóle
o dzieciarni nie myślisz! — odezwał się roześmiany głupkowato
Żyła, idąc do niego z zamiarem wyściskania.
Im wszystkim w ogóle zebrało się na jakieś czułości, więc to
zdecydowanie nie było miejsce dla kogoś z takimi jajami jak ja.
— Ja wiem, że ty jesteś gbur, ale na coś takiego mogłabyś się
ucieszyć! — odezwał się oburzony Titus, który w jakiś
niezauważony sposób zmaterializował się z mojej prawej strony.
Kółko Wzajemnej Adoracji nagle zamilkło i zaczęło się gapić na
mnie jak na zdrajczynię. A już najgorsze spojrzenie posyłał mi
ten ryży kretyn.
Miszcz przyszedł mi z pomocą. Uśmiechnął się i odparł:
— Ach, bo ona wiedziała pierwsza.
Niestety, tę swoją pomoc mógł sobie wsadzić w odbyt, bo zaraz
posypały się skargi, dlaczego Stoch zdradził tajemnicę jakiejś
babie, a nie im i czemu ja w ogóle nic nie powiedziałam. No nie
dogodzisz księżniczkom. Może miałam to sobie napisać na czole?
Bo to nie tak, że Miszczunio starał się to ukryć przed mediami,
czy coś.
Całe oburzone towarzystwo pogodził Muraniek, który zapytał
inteligentnie:
— Ale że kto będzie miał syna? — Rozległy się jęki
rozpaczy. Zrobiłam fejspalma. — No coooo, no nie zrozumiałeeem...
— Jeszcze raz gratuluję.
Poklepałam Miszcza po ramieniu i tym razem naprawdę wyszłam z
budki.
Niech Bóg wynagrodzi Kruczkowi w dzieciach w
zdrowiu psychicznym fakt, że pozwolił mi zarezerwować pojedynczy
pokój dla mnie samej, bo inaczej bym się musiała przenosić jak
reszta tych patafianów, do których przyjechały matki, żony i
kochanki. Tylko jedna Agatka poszkodowana, bo nie mogła zostać sam
na sam z Rudym Brutusem ze względu na obecność szlachetnie
porzuconego Kubackiego. Nie dość więc, że nici z seksów, to na
dokładkę wredna morda szaflarskiego malkontenta dwadzieścia cztery
na siedem.
Serce moje złośliwe podskoczyło z radości.
Niestety, mój entuzjazm przygasił Titus, który zapukał mi do
drzwi z kołdrą i poduszką pod pachą, oznajmiając, że go
Stochowie wywalili na zbity pysk i nie ma się gdzie podziać. To z
łaskawości duszy swojej pozwoliłam mu przenocować na podłodze
pod warunkiem, że zamknie mordę i nie uroni ani słówka. Na własne
szczęście, wywiązał się z umowy, chociaż nie zrobiło mi to
wielkiej różnicy, bo ja, jak to ja, nie mogłam zasnąć.
Przecież i tak nie umiesz nigdy spać w nowym miejscu.
Westchnęłam sobie po cichu. Może i Brutus był rudy, ale swoje
wiedział. A już na pewno znał moje zwyczaje. Niespanie, herbatę,
czekoladę, poranną rutynę... Wiedział, dlaczego jestem, jaka
jestem, a mimo to jakimś cudem odnalazł we mnie dobro. Prześwietlił
mnie jak rentgen w Górniczym w Bytomiu. I nie uciekł. Może
naprawdę powinnam mu odpuścić?, kotłowało mi się we łbie
po północy. A jak wiadomo, noc to najgorsza pora na myślenie, bo
człowiek się robi taki jakiś miękki i nieprawdziwy, więc gdyby
mój mózg mógł zmienić kurs, to bym była wdzięczna. Ale przesz
ryży wypierdek nie chciał źle, nie? Tylko czemu ze mną tego nie
skonsultował?
Bo byś się nie zgodziła, ciemna maso.
Musiałam sobie przyznać rację. Prowadziłam wewnętrzne
dialogi, jutro rano wysyłam faksem Boskiemu Apollo rachunek za
odszkodowanie. I być może następnego dnia bym do niego
podeszła, prosząc, żeby przestał się foszyć jak panienka z
okienka, tylko że jednej rzeczy wybaczyć mu nie umiałam, chociaż
mnie skręcało jak nie wiem.
Ojca. I z tego względu postawiłam na nim ostateczny i nieodwołalny
krzyżyk.
Tylko że teraz to będę musiała sobie sama po herbatę latać.
— Nie, mamo... — wymamrotał przez sen Titus gdzieś z dołu. —
Nie zjadłem tej mortadeli, to Grzesiek zrobił...
Czekały mnie jeszcze trzy dni użerania się z tym gangiem matołów.
Trzy dni codziennego umierania z nadmiaru debilizmu w bliskim
otoczeniu.
Kolejny poranek w Słowenii znowu zaczął się bardzo wcześnie, bo
i konkursy odbywały się w jakichś chorych godzinach świtu. Nie
wiem, może Prevc i ekipa są jak konie i po prostu nie sypiają. Ale
mogliby uszanować fakt, że inni jednak końmi nie są i potrzebują
się trochę wyspać (dwie godziny nad ranem nie wystarczają na cały
dzień zawodów). Skrobota pierwsze słowo brzmiało KURWA, a
ja je powtarzałam jak mantrę aż do końca dnia. Nasz serwismen
niezadowolon był, bo tu narty trza smarować, a czasu mało, a Hofer
popędza, a Kruczek już marudzi, odkąd nogę za łóżko wystawił.
Panie prezydencie, jak rzyć?
Z papierologią też problemów porobiło się co niemiara.
Recepcjonistka stwierdziła, że jej się coś w danych do rezerwacji
nie zgadza, więc jak cymbał stałam przy kontuarze i modliłam się,
żeby ktoś ten burdel wysadził w powietrze, raniąc przy okazji te
durne faneczki spod skoczni, które ani pomocne, ani miłe nie były.
Nawet się wysrać nie dało, takie zrobiły się namolne. Przez te
moje problemy administracyjne tylko się wszystko opóźniało, więc
Ekipa Kruczkowego Wpierdolu patrzyła na mnie spod byka. Na dobitkę
okazało się, że ruda Grażyna zza biurka po prostu przeoczyła
kilka rubryk i potwierdzenie przelewu, i wtedy to mnie szlag jasny
trafił.
Tymczasem na Letalnicy pełna sielanka. Słońce chciało wypalić
oczy (znowu musiałam chodzić w tych moich wyczepistych okularach z
żółtą oprawką z Passoy, które nam dostawcy dali w gratisie, jak
wódy zwozili do restauracji wujostwa*), kibice częściowo uchlani,
Słoweńcy gotowi, żeby spuścić innych na drzewo. Kubacki to był
taki pewien swego, że już planował, gdzie postawi swoje trofeum.
Ja Wam powiem gdzie: w pokoju Prevca. Tego najstarszego, znaczy się.
Bo pozostali dwaj byli tymczasowo wyautowani. Cene, bo mu nie szło,
Demon, bo za młody. Jako że finał zawsze odbywa się na mamucie,
to usiadłam obok Grześka z resztkami czekolady, próbując
oszacować, ilu Słoweńców i Norwegów znajdzie się w pierwszej
dziesiątce konkursu.
I dobrze, że się z pomysłów tych niedorzecznym raz-dwa
rozmyśliłam, bo bym się przejechała jak ten Zabłocki na mydle.
— Mustaf teraz — wymamrotał Sobczyk, plotąc sobie breloczek do
kluczy z kolorowych żyłek, co to były hitem za czasów mojej
podstawówki.
Jeżusie, ale ja jestem stara.
Spojrzałam leniwie w górę, w myślach przygotowując jakąś celną
ripostę na ten jego lot rozpaczy, a tymczasem Kubacki na górze kask
dopiął, nosem pokręcił, rękawy naciągnął i sruuu! Leciał,
jakby mu kto setę kazał wypić, bo znosiło go na prawo jak Pietrka
po imprezie w Ga-Pa. Ja nie wiem, on ma cięższe kości po tej
stronie, czy co? Albo jakiś niedorozwinięty, to już prędzej.
Inna sprawa, że pewnie wątroba od zapijania spartolonych konkursów
musiała mu ciążyć. To wszystko tłumaczy.
Ale ten nasz Mustaf dwieście pięć metrów walnął, więc tylko z
niezadowoleniem mlasnęłam, bo mi się moje plany mściwości bez
limitu poszły kochać. Wesół jak skowronek przysiadł się do nas,
zdejmując buty z miną księcia szwedzkiego.
— I czego tę mordę tak głupio cieszysz? — warknęłam, widząc,
że próbuje mi się wzrokiem wwiercić w czaszkę, żebym w końcu
uznała jego wyższość. Niedoczekanie. — Dla osiemdziesięciu
procent uczestników dwieście pięć metrów to byłaby porażka
życiowa.
Ale ten, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, nic nie powiedział, tylko z
tym durnym, pokrętnym uśmieszkiem wstał, otrzepał się i rzekł,
co następuje:
— Bo twoje wkurwienie oznacza, że brak ci argumentów, czyli
dobrze się spisałem. SZACH-MAT, SOCHA!
I przekoptykował do Kacpra niczym Noami Campbell na wybiegu.
— A ŻEBY CIĘ TRAKTOR PRZEJECHAŁ NA TYM TWOIM SZAFLARSKIM
ZADUPIU! — krzyknęłam za nim, aż się kilka zdziwionych osób
odwróciło w moim kierunku. — I czego się, kurwa, gapicie,
padalce?! — warknęłam, i chociaż nie zrozumieli dosłownie, to
chyba po mojej minie wywnioskowali, że każda kolejna sekunda
gapienia się zaowocuje krwawą jatką.
Grzesiek aż na chwilę przestał pleść, podniósł brew i spojrzał
na mnie podejrzliwie. A ja odwróciłam wzrok.
Może byłam ostatnio trochę bardziej drażliwa, ale to nie moja
wina była. Wszystko szło nie tak! Menda coś za dobrze sobie
radziła, ludzie zaczynali ze mną jakieś poważne dysputy
przeprowadzać, Zniszczoł mnie wkurwił, Zniszczoł dostał
dyskwalifikację za doping, Zniszczoł został uniewinniony, a kiedy
próbowałam z nim pogadać, dostałam buta na twarz. I jeszcze to
jego plastikowe, wypacykowane czupiradło, które chichotało jak
pojebane w każdym kącie. I jak ja miałam nie dostawać
częstoskurczów serca, no jak? Przecież z tymi matołami inaczej
się nie da.
Na zawale albo wcale.
Następnym, który spisał się w miarę przyzwoicie, był Kot
Maciej. Albo Maciej Kot, whatever. Ten z kolei życiówkę
swoją zaorał w postaci dwustu trzydziestu jeden metrów i do końca
konkursu pozostał w top ten. Aczkolwiek że Sierściuch jest
zdolną zwierzyną, a jego forma idzie w górę, wiedzieliśmy choćby
od zeszłego tygodnia. Pouśmiechał się do kamer, zmiękczył nogi
około dziewięćdziesięciu procent żeńskiej części
publiczności, po czym udał się do naszej budki. I puścił mi
jakieś niezrozumiałe oczko po drodze.
No dobrze, Żyła wcześniej też nie spartolił koniec końców, bo
miał te swoje dwieście dwadzieścia osiem i przecież wiele gorszy
od przyjaciela swego najdroższego nie był, zaledwie dwa miejsca
niżej, bo trochę mu jednak słoweński halny pomógł.
Ale Słoweńcy i Norwegowie też sobie nie dali w kaszę dmuchać, a
jakże. W dziesiątce z hukiem zameldowali się Forfang, Tande,
Gangnes i, rzecz jasna, kurdupel Fannemel. Ale gospodarze czuli się
na swoim obiekcie wyjątkowo dobrze i proszę mi tutaj kitów nie
wciskać, że lotów narciarskich się nie trenuje, bo jak
widziałam, że wszystkie słoweńskie nieloty nagle grzmocą ponad
dwieście dziesięć metrów, to zwątpiłam w życie. Cicha
rywalizacja polegała na tym, że w stawce byliśmy z nimi
naprzemiennie i na każdy skok Polaka któryś ze Słoweńców
odpowiadał metr dłuższym. I tak się przeskakiwaliśmy jak dzieci
w piaskownicy, próbujące sobie nawzajem udowodnić, kto ma najdalej
ląduje. Dlatego po pierwszej serii tabela wyglądała następująco:
prowadził Prevc (wstrząsnęła nami ta informacja), zaraz za nim
uplasował się Kranjec, potem Forfang, czwarty Tepeš dżunior,
piąty Ryży Brutus, szósty Miszczunio, siódmy król serc
trzynastoletnich z laczkami w herbie rodowym, ósmy Fannemel,
dziewiąty Gangnes i ostatni Sierściuch. Gdzieś na dwunastej
lokacie czaił się Wiewiór z tym swoim durnym wyszczerzem, a
chlubne miejsce trzydzieste zajął z godnym pożałowania wynikiem
Kubacki, z którego miny wnioskowałam, że we własnym mniemaniu
właśnie odwalił kawał solidnej roboty. Żal mi było tylko
przybitego Murańki, któremu zabrakło pół punktu do awansu, ale
występy na mamutach przyprawiały go ostatnio o palpitacje serca,
więc tak jakby niewiele mogliśmy mu pomóc. Pocieszałam się tym,
że nie w mojej gestii będzie leżało odprowadzanie go na terapię,
bo przecież ja pakowałam manatki lada moment.
W przerwie, która trwała aż dwadzieścia minut, było trochę
zamieszania, bo coś się Sierściuchowi z wiązaniami nart stało i
szybko musiano zażegnać kryzys. Ku ogólnemu zdziwieniu, szanowny
Kocur nie siał paniki, tylko cierpliwie czekał, aż mu Zbyszek z
Grześkiem naprawią te wiązania, poprawiał w lusterku czuprynę i
od czasu do czasu całował Kaśkę. Rzygam tęczą. A na
barwne wymiociny zebrało mi się tym bardziej, że nieopodal Anitka
ekscytowała się zajmowaną przez Brutusa lokatą, chociaż ten
starał się ostudzić jej zapał.
W pewnym momencie odwrócił się i spostrzegł, że opieram się
plecami o zewnętrzną ścianę budki, więc posłał i jedno z tych
swoich groźnych spojrzeń, na które ja odpowiedziałam
wywróceniem oczami.
Szaflarska menda otworzyła serię drugą swoim cudnym wyczynem o
długości stu osiemdziesięciu siedmiu i pół metra, więc
poszczęściło jej się, bo z takim antyrekordem do finału by nie
wszedł. Ale Kubacki rad był i kontent z tego osiągnięcia,
zwłaszcza że pod drodze zaatakowały go fanki i z opóźnieniem się
przebierał.
— To wszystko przez ten mój zwierzęcy magnetyzm... — westchnął
teatralnie, oddawszy ostatni autograf.
Usiadł obok mnie i Grześka, zaczynając zmieniać buty.
Uśmiechnęłam się złośliwie.
— Zapewniam cię, Kubacki: gdyby osły miały siłę przyciągania,
byłbyś lepszy niż grawitacja.
Ale ten się wcale nie wpienił, tylko dumny był dalej z siebie,
jakby rekord świata co najmniej ustanowił. Może i ustanowił, ale
dopóki debilizm stosowany nie jest dyscypliną sportową, nie
można mu tego zaliczyć.
— Zazdrość przez ciebie przemawia, Socha — wyśpiewał z
nonszalancją, po czym pozbierał manatki poszedł do Skrobota.
Odprowadził go mój szyderczy śmiech.
Następny do golenia był Żyła, ale trochę musieliśmy sobie na
niego poczekać. Kruczek w gnieździe zamarzał tuż obok Janusa,
którego mordercza mina sugerowała pogrom w słoweńskiej kadrze,
która raz po raz starała się wspiąć się w górę tabeli z
różnym skutkiem. Jedno jest pewne: Goran nie o taką Słowenię
walczył. Jak już garbik z fajeczką zameldowały się na belce, to
ciachnęły dokładnie tę samą odległość, więc Wiewiór swoją
zacną lokatę dwunastą utrzymał.
Zdeterminowany Semenič przeskoczył Pietrka o kolejne dwa metry. W
odpowiedzi więc Sierściuch skoczył tyle samo, co w pierwszej
serii. Potem nastąpił zmasowany atak Norwegów, którzy
pozamieniali się miejscami, i w końcu Miszczunio zaorał dwieście
trzydzieści trzy i pół metra i pełen optymizmu zszedł ze
skoczni, jak na nartach skrzydłach lecąc do
ucieszonej żony.
Ostatni z naszych był Zniszczoł, który z miną profesjonalisty
usiadł na belce, poprawił rękawy i śmignął w dół. I leciał,
i leciał, i leciał... aż zatrzymał się dopiero na dwieście
trzydziestym czwartym metrze, ustanawiając nową życiówkę. Ale
wcale nie był zadowolony, chociaż pewnie Agatka przy telebimie już
szczała w gacie z radości. Pomachał do kamery i w milczeniu
zmienił przy nas ubranie.
Przy jego nazwisku na tablicy nadal widniała jedynka.
Najbardziej pokrzywdzone dziecko skoków, niejaki zeszłoroczny
zdrajca narodu słoweńskiego, Jurij Tepeš, pojawiło się na
rozbiegu minutę później. Ojciec szybko wcisnął zielone, więc
synalek odepchnął się od belki, a Zniszczoł zamarł, wpatrując
się w powietrze.
Dwieście trzydzieści trzy i pół metra. Tyle, co Miszczunio, pół
metra bliżej niż rudawa wesz, ale lepsze warunki. Brutus przełknął
z trudem ślinę.
Dwa. Ta liczba wyświetliła się na telebimie obok nazwiska
najsłynniejszego władcy wiatru na świecie. Ryżawa szumowina
uśmiechnęła się z ulgą, ale wcale się nie przemieściła do
boksu lidera, tylko zarzuciła narty na ramię i odeszła w
Skrobotowym kierunku. Takie to wychowane, że nawet na rywali nie
poczekało. Wstyd, powiadam! Wstyd i hańba!
Niestety, Kranjec nie był taki litościwy jak kolega Tepeš, u
którego uprzejmość wymusiło spóźnienie na progu. Bo wszystkich
w balona robić można, ale nie Kranjca na mamucie. Wujcio Robi bez
większych problemów rąbnął dwieście czterdzieści dwa,
zostawiając Zniszczoła bardzo daleko w tyle.
I dobrze tak nadętemu pawianowi. Jeszcze by sobie pomyślał, że
dobry w te skoki jest i w dupie by mu się poprzewracało. To by
dopiero były dramata!
Zgodnie z przewidywaniami, Prevc wylądował na metrze dwieście
czterdziestym piątym bez telemarku i gracji, ale wygrał tym cały
ten planicki bajzel. A to z kolei oznaczało, że Zniszczoł zajął
zaszczytne miejsce trzecie. Chociaż ja uważam, że gdyby Kasai nie
poczuł się gorzej, to by cymbał nawet w dziesiątce nie był. Tak
by im wszystkim dziadzio samuraj dał do wiwatu, że przepraszać za
zniewagę by go przyszli.
Mogłabym przysiąc, że podczas ceremonii dekoracji śnieg pod
Agatką był mokry, a ona była o krok od ataku częstoskurczu.
* *
*
Agatka lubi tościki. Z dżemikiem wiśniowym. A może by Agatka
zjadła jajeczniczkę? Nie, nie, nie, to tuczące, dżemiczek lepszy.
Herbatki? Ale tylko zielonej, dziś dzień detoksu! A może Oleczek
pokaże Agatce jeszcze raz to trofeum ze wczoraj? Ach, te kwiaty były
cudowne, dziękuję! Oleczku, zapodaj masełko, jeszcze będzie
chlebik razowy z odtłuszczonym serkiem i pomidorkiem. I nie mam
pojęcia, co dzisiaj włożę... Oleczku, może wiesz, jaka jest
prognoza? No cóż, zapowiadali trochę loterię wiatrową, ale
słońce będzie skutecznie rozgrzewać twą promienistą cerę, nie
martw się. Och, ale czy mi dwa metry szpachli od tego nie odpadną?
Na pewno nie zdmuchnie mi pudru? Bo wiesz, wzięłam ten pyłkowy i
obawiam się, że mi to paskudne wietrzysko zajebistość odbierze.
Siódma rano, proszę państwa, a ja z nienawiścią i obrzydzeniem
żułam ciemne pieczywo z szynką, starając się zabić tę chodzącą
śmiertelną dawkę glukozy z naprzeciwka spojrzeniem. Przysięgam,
gdyby za usprawiedliwione morderstwo nie wsadzali do kicia, tamta
dwójka dawno leżałaby martwa pod stołem, a mój żołądek
wreszcie by normalnie trawił.
W temacie kici. Sierściuch siedział obok, może niedosłownie, bo
oddzielała nas Kaśka, ale był w pobliżu i chichrał się z mojej
miny Hitmana na chwilę przed dokonaniem harakiri. Bardzo, kuźwa,
śmieszne. Jakby on nie mógł zasnąć, bo a) tak i b) zasrany Titus
chrapał jak nawiedzony do czwartej nad ranem, to by już takiej
durnej mordy nie robił. A uwierzcie mi, chrapanie tego jełopa
przypominało ścinanie drzewa pod oknem.
A i kawy mi nie wolno, więc jak się miałam postawić na nogi?
— Kończcie to szybciej, za czterdzieści minut musimy być na
skoczni — marudził Kruczek, który był nie w sosie, bo go
obudziłam kubłem lodowatej wody.
Przepraszam bardzo, ale jak ktoś HIBERNUJE jak stare niedźwiedzisko
i nie reaguje na łagodną pobudkę, to ja się cackać nie będę.
No i też się nie cackałam. Kubeł zimnej wody o szóstej rano to
najlepsza możliwa pobudka. I najszybszy sposób na zawał,
ale nie rozmawiajmy o tym aspekcie. Ale przynajmniej
zapamiętał, o której mamy być pod Letalnicą.
I co te matoły beze mnie zrobią, no co? OBUDZĄ SIĘ Z RĘKĄ W
NOCNIKU, ot, co!
Kwadrans później siedzieliśmy ściśnięci jak sardynki w puszce,
czyli jechaliśmy pod słoweńskiego mamuta. Wspaniała podróż.
Zawsze uwielbiałam słuchać ŚWIERGOLENIA NAWIEDZONYCH GOŁĄBKÓW,
zwłaszcza że jeden z nich niedawno wbił mi nóż w plecy i był
przyczyną mojego życiowego nieszczęścia. Obwiniam cię, Ryży
Brutusie, za nieszczęście całego żywota mojego. Smaż się w
piekle, pomiocie szatański, amieni.
Pocieszało mnie tylko to, że Mustaf siedział z nosem na kwintę.
Zgadnijcie, kto wczoraj odgrażał się na pół hotelu, bo go trener
nie wybrał do drużynówki? Mroczna część mojej duszy miała
smakowitą pożywkę.
SZACH-MAT, LESZCZE! SOCHA WRÓCIŁA DO GRY!
Albo inaczej: karma, dziffko.
Kolega Kubacki jechał więc jako tymczasowa psiapsióła Titusa,
którego wprost rozsadzało w fotelu, tak mu było spieszno do
pozostania żywą kukiełką Tepeša. Wiecie, ja tam nie krytykuję.
Każdy lubi to, co lubi. Jedni lubią guziki, inni pływanie, a
jeszcze inni lubią ryzykować życiem, żeby trzydziestu wymuskanych
lalusiów się nie pozabijało**. Pasji się nie ocenia. Co innego
taka menda z Szaflar, dla niej to była pasja przymusowa. Hobby
zastępcze za skakanie na nartach.
Skrobot sobie radośnie smarował kolejne narty, część jełopów
się rozgrzewała, część już tylko utrzymywała ciepło lub
pomstowała na ogólną ponurą kondycję wszechświata (Dzióbao go
to bardzo), więc wolałam poprzebywać sobie na świeżym powietrzu,
póki rzesza kibiców go nie zagęściła.
Dwa konkursy. Tylko tyle mnie dzieliło od końca pracy. A potem
magisterium i szara, katowicka codzienność. Bez zgrai mend, matołów
i głąbów z nartami na ramionach. Bez zakręconego jak tampon
Kruczka, Skrobota-skarbnicy pustych węglowodanów,
Stękały-przyszłego ambasadora Milki i Oreo, mądrego Grześka,
cichego Zbyszka, zarobionego Gębali... Niby fajnie. Bo życie bez
wiecznych waliz i masowego prania w poniedziałki i wtorki, bo od
środy trzeba się pakować na nowo, bo w czwartek wylot. Ale miałam
wrócić do domu, który nie był moim domem. Nie mogłam dłużej
zostawać u wujostwa, ale też nie chciałam wracać do przeszłości,
którą starałam się na dobre zamknąć. Tylko że teraz w tę
przeszłość miały się wpisywać czołowe nieloty i obrażony
śmiertelnie Olek.
Westchnęłam, wypuszczając obłok gęstej pary.
Musiałam cokolwiek przyznać przed sobą, że jednak trochę miał
racji. Byłam mendą — nie gorszą niż ta z Szaflar, ale jednak. I
byłam wrzodem. A on chciał dobrze. Tylko że... mógł to zrobić
choćby siłą, ale uprzedziwszy mnie o swoich zamiarach. Na pewno
bym pękła i uległa, bo jednak zagubiony Kruczek miękczy nawet tak
kamienne serca jak moje, ale przynajmniej bym wiedziała. I wcale nie
musiał wypominać mojego bolesnego życia rodzinnego dla efektu
wstrząsu.
Ale co miałam robić? Zostawać na kolejny sezon z nadzieją, że
Arielka kiedyś przestanie stawiać fochy i zachowa się jak facet z
jajami, a nie babsko z rybim ogonem i muszelkami na cyckach? Nie, to
nie wchodziło w ogóle w grę. Próbowałam go przeprosić?
Próbowałam. Jak się zachował? Jak buc. Przyganiał kocioł
garnkowi, a ja miałam w sobie na tyle godności, żeby nie dać się
kolejny raz sponiewierać jak szmatę. Skończył się dzień dobroci
dla zwierząt. I jeśli cymbał zamierzał się rozstawać w
atmosferze ogólnej nienawiści, to nie śmiałam burzyć jego
następnego perfekcyjnego planu, który w jego zamyśle pewnie miał
siać ogólnie pojętą dobroć, miłość i wzajemną przyjaźń.
Panie, ja w takie bajki przestałam wierzyć, odkąd dziadkowi w
święta siedemnaście lat temu wymsknęło się po pijaku, że
Dzieciątko Jezus ma swoje źródło w emeryturach jego i babci.
Żaden zatem ryży palant nie był mnie w stanie przekonać, że na
świecie jest inaczej.
Oparłam się o jedną z barierek, które lada moment miały
oddzielać skoczną szlachtę od nieskocznego plebsu, i gapiłam się
na idealnie błękitne, czyste niebo. I kontemplowałam sobie
doskonałość słoweńskiego sklepienia niebieskiego, kiedy dotarło
do mnie, że ktoś się zbliża. Ktoś blondwłosy, w beżowym
zimowym płaszczyku, drogich kozakach, z mordem wypisanym na
wypindrzonej gębie. Zdecydowanie była to baba, i to żyrafa.
Zastanawiałam się, czy już ułożyć gardę czy może dać dyla?
Przecie wysokie to takie, to ma krok z pięć razy dłuższy od
mojego. Ha! Ale prędkość nie taka!
Toteż zostałam.
— To ty jesteś asystentką Kruczka?
Czy ja to mam wypisane na czole, że wszyscy od razu zgadują? Cóż,
czupiradło wyglądało nieziemsko na
zdeterminowane. Obrzuciłam ją pogardliwym spojrzeniem.
— Ta, bo co? — odmruknęłam, mierząc ją wzrokiem od stóp do
głów, oparta łokciem o metalową barierkę.
Dobra, była ładna; miała zrobione loki na włosach do ramion, a
jej zdolności makijażowe wykraczały poza pomalowanie sobie rzęs,
bo usta miała bordowe jak wino i cerę jak żurnala. Ja taką
szminką prędzej pomalowałabym zęby niż wargi. I co niby taka
paniusia miałaby chcieć od najbardziej męskiej baby w promieniu
trzystu kilometrów?
Teraz to ona mnie zmierzyła wzrokiem.
— Kochasz go?
Wywaliłam gały.
Ja mam chyba zawał.
— Kogo? — spytałam z przerażeniem. Wiele chorób widziałam,
ale takiej jeszcze nie. Mimo Murańki w kadrze. — Kruczka?!
A NIECH MNIE RĘKA BOSKA BRONI!
Laska pokręciła tym swoim wypindrzonym łbem. To się sprecyzuj,
Lola, bo w tej kadrze jest jeszcze dziesięciu innych facetów,
którym z chęcią wyrwałabym nogi z dupy, niekoniecznie z wielkiej
afektacji.
— Dawida.
Przecież Podsiadło dopiero się na mnie pozna, pff.
I wtedy mnie uderzyło.
— MENDĘ?! — wydarłam się tak, że w słoweńskich
wiadomościach tego wieczoru na pewno podali, że gdzieś wysoko w
górach spadła lawina.
Cizia skrzywiła się od natłoku decybeli, a ja próbowałam się
pozbierać po tym jawnym policzku w twarz. Chrząknęłam i wreszcie
odparłam z politowaniem:
— Może i jestem walnięta, ale jeszcze amnezji nie mam, żeby się
w debilach kochać.
Księżniczka zrobiła pełną obrazy minę i ta mimika bardzo mi
kogoś przypominała. Cóż, moje wymęczone szare komórki zaczęły
pracować ze zdwojonym wysiłkiem i wreszcie uprzytomniłam sobie, na
czyim zamku straszy.
— Borze szumiący, TY JESTEŚ MARTA?! — W tej Planicy ryj mi się
nie zamykał, no.
Ale przynajmniej mi zawał przeszedł. Nie ma to jak szybka kuracja
nowotarskim bęcwałem. Efekt natychmiastowy, choć efekty uboczne w
postaci regularnej irytacji chyba nie są tego warte. Lepiej po
prostu unikać źródła zagrożenia.
Swoją drogą nie tak ją sobie wyobrażałam. Myślałam, że będzie
miała twarz gremlina, garba i trzecie oko, a tu proszę bardzo, lala
jak z żurnala.
— Kubacki jest w budce, czeka aż mu Skrobot narty wysmaruje —
dodałam, domyślając się, że przyleciała tu aż z nowotarskiego
zadupia, żeby walczyć o niego jak nieustraszona lwica z kolorowymi
tipsami, żelami, czy innymi hybrydami. — Ktoś w końcu musi tory
przetrzeć.
MWHAHAHAHAHAHAHA. Mściwa była ma uciecha.
— Ale... Ale... — jąkała się Mustafowa nieszczęśnica, a
brzmiało to trochę jak „allez” w „ALLEZ LES BLEUS”. A
przesz Euro dopiero pod koniec czerwca. — Ale przecież byliście
parą! Wszystkie gazety o tym pisały!
Wywróciłam oczami. Dwudziesty pierwszy wiek, a ludzie nadal wierzą
szmatławcom.
— Taka z nas była para jak z koziej dupy trąba — odparłam
lekceważącym tonem. Widząc jednak, że laska zupełnie nie czai
bazy, wykonałam ponowie swój znak firmowy — wywróciłam oczami.
Ja się z tymi szaflarskimi ćwokami wykończę, jak lody śmietankowe
kocham. Płeć ćwoków nie ma znaczenia. — Słuchaj, ten tępy
matoł odwalał takie mambo-dżambo, bo kocha CIEBIE, a nie mnie.
Podejrzewam, że wolałby skakać w FIS Cupie, niż zadurzyć się we
mnie. Ja nie wiem, wy nie umiecie pogadać jak dorośli ludzie, tylko
musicie kombinować jak koń pod górę? — Ty hipokrytko...
— Zrób mi tę przyjemność, sprzedaj mu liścia za wymyślanie,
opierdol go za ogólną głupotę, a potem mu powiedz, że go kochasz
i ma cię w tej chwili pocałować.
Dziunia osłupiała.
— Ale... — mamrotała.
— Domek jest prosto i w prawo. — Pokazałam kciukiem za siebie. —
Wiadomo, znajdziesz po fladze.
Marta (jak sobie przypomniałam z Lahti — Mączyńska) w
oszołomieniu odwróciła się na pięcie i poszła krokiem
wieloletniej modelki, a ja pokręciłam głową.
Widzicie? Ja tu nadgodziny robię, a czy ktoś mi dopisze to do
wypłaty? Da na prywatną terapię? Opłaci wakacje? Tak się w
PZN-ie traktuje przeciętnego pracownika, szaraczka, który nart nie
nosi. Kopa w dupę na do widzenia jeszcze sprzedadzą i tyle z nich
pożytku.
Kilka minut później Grzesiek przyszedł, mamrocząc gniewnie pod
nosem, że sobie niektórzy telenowelę urządzili w miejscu pracy
i spytał mnie, czy idę z nim już na miejsce boksu lidera, bo
sprawdził wszystkie krótkofalówki. Tak też uczyniłam. Kwadrans
później, kiedy przyszła pora na przedskoczków, a ja kopsnęłam
się po dwie herbaty z automatu dla mnie i Sobczyka, widziałam
szczęśliwego jak prosię w deszcz Kubackiego, który miział się
przed wyciągiem ze swoją Martką-nartką. A słoneczko pięknie mu
rozświetlało odbitą na czerwono dłoń na ryju.
Jakieś pół godziny później Martka pojawiła się w sektorze tuż
obok, gdzie stały też pozostałe drugie połowy naszych
niepełnosprytnych nielotów, a jak ją spytaliśmy, jakim cudem
sforsowała słoweńskich Goranów na bramie, to powiedziała, że
uwierzyli jej na widok zeszłorocznej akredytacji. Ale taka gęba na
pewno otwierała nieraz gorsze przejścia, więc czego ja zdziwiona
byłam.
Na telebimie pokazali ciamajdy Kruczka. Miszczunio, Wiewiór,
Zniszczoł i Sierściuch napięli do kamery obustronne bice, po czym
wybuchnęli śmiechem. Jakże uroczo. Na pewno Dove weźmie ich do
swojej kolejnej reklamy. Założą białe topy i figi i zagrają
scenkę z serii: Kobietą jest się niezależnie od kształtów.
Zniszczoł zagra tę najbardziej poszkodowaną: rudą, chudą i
durną.
Puścili w końcu ekipy z belki. Znowu wzięli udział Francuzi, a
nawet Włosi. Nie weszli do drugiej serii, ale liczy się udział,
nie? Zresztą wylądowali za burtą razem z Kazachami i Koreą. Za to
nasi uparli się na miejsce piąte, bo za każdym razem dawali się
wyprzedzać gospodarzom choćby o metr. A ci czerpali z tego mściwą
satysfakcję.
Podczas przerwy przed finałem musiałam się nasłuchać
komplementów, które Agatka prawiła swemu lubemu, czy tam prawie
lubemu. Szkoda, że do tych herbat nie dają gratis wiader, bo
miałabym gdzie się wyrzygać...
Kiedy już jednak wszyscy byli na miejscach, a dziewczyny w swoim
sektorze zajęły się rozmową, Grzesiek chrząknął i spojrzał na
mnie z ukosa.
— A wy z Grzywą dalej nie gadacie?
Wzruszyłam ramionami, kręcąc kółka papierowym kubkiem, na
którego dnie była zimna resztka earl greya z automatu.
— Jest uparty jak muł i tak samo głupi, to czego się będę
gimnastykować — burknęłam zza szalika.
Sobczyk mruknął w zastanowieniu i siedział przez chwilę cicho. Co
im tak wszystkim zależało na tej relacji mojej i Ryżego Brutusa?
Wiem, że wiedzieli, że ja wiem, że oni wiedzą, ale chyba słyszeli
o tym końcowym wyczynie jełopa i nie liczyli, że tak po prostu
puszczę mu to płazem? Ba, nawet chciałam! Ale się zaparł jak koń
pod górę i wolał być wrzodem. A ja z gęby dupy dłużej robić
nie zamierzałam.
— To trzeba z nim pogadać — odezwał się tonem wyroczni.
— No przecież próbowałam — warknęłam, bo ileż można
tłumaczyć.
— Ja nie o tobie mówię. — Zerknęłam na Sobczyka, który minę
miał zupełnie poważną, chociaż mnie się zdawało, że jednak
sobie żarty stroił. — Tylko o chłopakach.
Z dwojga złego wolałam przepracowywać nowo nabytą traumę udając,
że interesuje mnie konkurs, niż otwarcie przed Grześkiem pokazać,
że mną wstrząsnęło jak colą, do której ktoś wrzucił
miętówkę.
Czy on chciał nakłonić tych przeciwnych mi jełopów, żeby
pogadali z tym rudym cymbałem... DLA MNIE?! Czy on w ogóle z nami
jeździł na zawody w tym sezonie? Przecież oni go zeżrą jak
Wiewiór jajecznicę na śniadanie. No, może prócz Sierściucha, bo
ten się dla mnie jakiś miły ostatnio zrobił. I Skrobota, który w
takich cyrkach nie będzie miał chęci uczestniczyć. A nuż Gębala
wymasuje Brutusowi mózg i ten zmądrzeje?
Na dobry początek drugiej serii Tande został zdyskwalifikowany za
nieprzepisowy strój, więc awansowaliśmy na miejsce czwarte.
Pierwszy na belce pojawił się Wiewiór. Zdążył się zaśmiać
głupkowato, zanim Kruczek machnął chorągiewką i poleciał na
dwieście piętnasty metr. Nie było tragedii. Szkoda tylko, że
Zniszczoł (piąty w klasyfikacji generalnej przypominam, głównie
ze względu na nieobecność Krafta) ledwie dociągnął do
dwusetnego metra, a Sierściuch uleciał dwieście dwadzieścia, ale
przy takim huraganie, że Prevc wylądowałby na parkingu albo w
Austrii. Nasza nadzieja pozostawała więc w Miszczu.
Przeżegnał się, pokręcił nosem i z poważną miną posunął w
dół rozbiegu. Jak patrzyłam na jego sylwetkę w locie, to mi serce
chciało wyskoczyć z cycka, normalnie o krok od częstoskurczu
byłam! Ale wysoko i równo leciał, jak to podwójny mistrz
olimpijski.
I wylądował! Dwieście trzydzieści cztery metry, alleluja!
Pierwsze miejsce, nowa życiówka! Pozostawało czekać na resztę.
Hayböck. Przystojna, ale zdradliwa świnia. Skoczył dwieście
trzydzieści sześć metrów, ale spoko, jeszcze Niemcy zostali. Bez
Freunda już nie byli tacy mocni — chyba że w gębie. Rysiu z miną
męczennika zasiadł na belce, a kilka sekund potem wylądował na
dwieście trzydziestym czwartym metrze. Uratował go fakt, że
wcześniej młody Geiger odpalił dwieście czterdzieści i zwalił
swoje hotki z nóg. Byliśmy więc nadal trzeci. Ostatnia nadzieja w
ulubieńcach Janusza skoków (drugiego po Boskim Apollu).
No dobra, Prevc, pomyślałam sobie, mrużąc z determinacją
oczy, teraz to koncertowo spierdol. Pero ze swoim firmowym
pokerfejsem zasiadł na belce, a jak mu łysy ze skoków machnął
chorągiewką, to poleciał. I leciał. I skończyć nie chciał. Ale
kiedyś musiał. Na parkingu by mu odległości nie policzyli.
Czekałam na to, co pokaże monitor.
Dwieście czterdzieści pięć metrów, kompletny brak telemarku i
same osiemnastki. Żegnaj, okrutny świecie. Na co ja w ogóle
liczyłam?
Spojrzałam na Miszczunia, który kilka metrów od nas wraz z resztą
matołów oglądał końcówkę rywalizacji, a po ostatnim skoku dnia
opuścił bezradnie ramiona. Agatce też mina zrzedła i przestała
tak cheerleaderkować w tej swojej zagrodzie dla umysłowo chorych.
Za to Słoweńcy posyłali nam złośliwe uśmieszki, bo znowu nas
przeskoczyli. Tym razem nie o jeden metr, a o jedenaście.
Ta Planica to jednak przereklamowana jest jak produkty z Biedronki,
które polecają się na święta.
* * *
— Planicka pata, tak. To jest zdecydowanie to, czego teraz
potrzebuję.
No tak, niektórzy się nie opierdalają i nie mają jeszcze wolnego
jak wyciągający się na restauracyjnym krześle Kubacki. W dodatku
mają zgagę, bo przez rozespanie napili się soku pomarańczowego na
pusty żołądek. Ratuj się więc, kto może. I byle szybko. Bo
będzie pawik albo prawy sierpowy. Sama nie wiem, co gorsze.
Nie zjadłam nic w trakcie tego śniadania. Coś mnie złe przeczucie
męczyło, ale uznałam to za omam po kolejnej, jakże owocnej w sen
nocy. Cztery godziny! Szaleństwo! Tym razem wina nie leżała w
chrapiącym Titusie, bo go kopałam w dupę za każdym razem, kiedy
zaczynał ścinać drzewo, więc się budził, mamrotał coś,
zasypiał na nowo i za pół godziny powtórka z rozrywki. A potem
mnie samą zmęczenie wzięło i koło drugiej walnęłam w kimono.
Ostatni konkurs. Luz w dupie godny pozazdroszczenia. Ziobera by
zżymało z zazdrości. Mieliśmy świętą czwórcę w
konkursie, pozostali odwalali bimbano. No, może prócz Murańka,
który przy synu nagle nabierał życia i ogarniał (częściowo)
rzeczywistość. Planował więc jakiś tam spacer, wypad do sklepu,
a przede wszystkim — pomoc w organizacji ostatniej imprezy sezonu.
W sensie, mi chodzi o tę ucztę.
No, prawie wszyscy mieli luz w dupie. Pozycja Zniszczoła i jego
strata dwudziestu punktów do trzeciego w klasyfikacji Gangnesa nie
dawała mu zbyt wiele przełknąć tego ranka. Cóż, Agatka ze skóry
wyłaziła, a nasz Brutus nadal blady łaził jak ściana. JA miałam
na niego remedium, ale co zrobić, skoro wybrał sobie taką łajzę
na dziewczynę?
Skoro mowa o dziewczynach — Marta Mączyńska była szczęśliwa do
zrzygania, a jej gruchanie z szaflarską mendą podchodziło pod
mobbing w pracy. Mobbing na mnie, rzecz jasna.
Dzień na skoczni jak każdy inny. Za dużo Szwabów, za mało
normalnych ludzi. Ale nawet tu Helgi z wurstami docierały. Niestety.
Atmosfera iście szampańska, jakże się radował naród słoweński,
albowiem oto dziś Peter Prevc miał przypieczętować swoje
zwycięstwo przewagą ponad sześciuset punktów nad drugim
Hayböckiem. Reszta mogła walczyć o utrzymanie lokat, ewentualnie
niewielki zysk. Ale Zniszczoł walczył o podium, co wyczynem było
historycznym, w Polszy pewnie telewizja i radio od rana srały ogniem
na temat tego, jak to nasz młody a zdolny reprezentant w skokach
narciarskich w ciągu jednego sezonu odnotował taki progres, że
kosmos i cuda wianki, i gruszki na wierzbie.
No niesamowite... Taki Adaś to o wiele młodziej pierwszy konkurs
wygrał, a wszyscy wiemy, co było potem. Zniszczołowi wszyscy już
medale w Pjonczang rozdawali, a mnie się coś zdawało, że on
raczej się do żadnej Korei nie wybierze. Ot, co.
Tymczasem moje osobiste dramata pozostawały częściowo
nierozwiązane. Jakoś skutków żadnych rozmów z chłopakami nie
odczuwałam, więc coś mnie Grzesiek w bambuko z tą pomocą zrobił.
Ale już mi było wszystko jedno. Niech se i z Obamą gadał. Ja już
swój krzyżyk na nich postawiłam.
W nocy, jak spać nie mogłam. Przynajmniej taki pożytek z tego
nowego miejsca miałam.
— Antek, potrzymasz Klimka? — usłyszałam za plecami, opierając
się o budę najbliżej skoczni.
— Przecież to bydlę wielkie jest — burknęłam.
Ktoś się zaśmiał. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam, że
to szanowny Muraniek ze swoją żoną brechtali się z mej omyłki,
bo trzymali dżuniora, więc pewnie go pomyliłam z ojcem. Okazało
się, że Aga chciała buta dowiązać, a cudowne dziecię polskich
skoków akurat z toi-toia korzystało.
— Ty to niemożliwa jesteś... — mruknął flegmatycznie
rozbawiony Klimatronic. — To znaczy możliwa — dodał, widząc
moją nieprzyjazną minę.
— A co ja — kot Schrödingera jestem? — warknęłam.
Przede mną roztaczała się boska wizja pogadanki z Kruczkiem,
najlepiej zanim się schleje na melanżu sezonu. A oni śmieli
podchodzić i truć mi dupę jakimiś takimi komplementami, czy
czymś.
— Jaki kot Wellingera? — spytał Muraniek, marszcząc brwi w
zamyśleniu.
Agnieszka w pośpiechu pociągnęła go za ramię, machając na mnie
ręką, że mam sobie tym nie zawracać głowy.
Pff, jakbym w ogóle zamierzała.
Poczłapałam do pogwizdującego Grześka, obok którego szalały
nasze fanki numer jeden swoich wybrańców losu, a ja pacnęłam na
dupę na ławce, podpierając głowę rękami. Takie mnie jakieś
zmęczenie życiem naszło i nawet mnie rozpoczynający się konkurs
nie obszedł za bardzo. Ani te dzikie wrzaski od licznie
zgromadzonych kibiców z flagami słoweńskimi. Ani nic w ogóle.
Dopiero ostatnia dziesiątka mnie trochę pobudziła, bo
zapowiedzieli Kasaia, a dziadka samuraja to zawsze oglądać warto.
I tak potem wystąpiło kilku leszczy, w tym Freitag i wspomniany
przez Murańkę Wellinger, i ponoć nawet Morgi się gdzieś tu
zleciał tym swoim śmigłowcem bynajmniej nie z Lego, ale to też
mnie średnio obeszło. Miszczunio, co miał skoczyć, to skoczył i
zapowiadało się na utrzymanie miejsca. Zniszczoł za to zaszokował,
pod koniec serii był czwarty i już mu coraz mniej brakowało, żeby
to podium swoje dostać. Wystarczyłoby, że utrzymałby lokatę, bo
Gangnes był siódmy. To nasz skaczący emeryt był trzeci, więc mu
nie zagrażał. Ani czwarty w generalce, tu nieobecny Kraft.
W przerwie Anitka blada, a Zniszczoł jeszcze bledszy. Coś bym
powiedziała, ale nie jestem ordynarnym prosiakiem.
Jak się zaczął konkurs punkt dziesiąta, tak druga seria zaczęła
się punkt jedenasta. Ja nie wiem, czego oni taką przerwę jak
Berlin zrobili. Bo ja bym już ten bajzel z nartami wolała mieć za
sobą. Ale chcieć, a mieć...
Pierwszy z naszych śmignął Wiewiór. Cudów to on nie pokazał,
dwieście jedenaście metrów to metr dalej niż w poprzedniej serii,
ale żaden wielki progres. Jednak swoje dwudzieste miejsce zatrzymał.
Następny po nim Sierściuch wywindował w górę o jedno miejsce w
generalce, bo z ostatnich dwustu dwudziestu pięciu zrobił dwieście
trzydzieści dwa, a to było co najmniej pocieszające, że w
przyszłym sezonie nam obciachu nie narobi. Tak sobie przynajmniej
liczyliśmy.
Miszczu poleciał na metr aż dwieście trzydziesty trzeci i jak był
ósmy, tak ósmy pozostał. Pożegnał się elegancko z widownią,
obracając się w każdym kierunku, a kilka minut później już się
przytulał z żoną.
Wreszcie przyszła pora na Brutusa.
Narty wpasowane w tory. Zapięcie kasku poprawione. Wiązania
sprawdzone. Ostatni szybki wydech dla odwagi. A potem Kruczek machnął
biało-czerwoną flagą po raz ostatni w sezonie 2015/2016.
Zniszczoł sunął w dół, osiągając prędkość
dziewięćdziesięciu dziewięciu kilometrów na godzinę. Gnał jak
pocisk. Dotarłszy do końca najazdu, wyprostował się i napiął
jak struna.
Jego lot był spokojny, stabilny. Jakimś cudem wypracował z
Kruczkiem, żeby mu narty nie falowały jak reformy babci na sznurze
do prania. Próbowałam dojrzeć, jakie oznaczenia metrowe
przekracza, ale tak mi pikawa waliła, jak na niego patrzyłam, że
nie mogłam skupić wzroku na niczym innym.
Rozpościerając ręce jak skrzydła, zetknął narty ze śniegiem.
Prawą wysunął i spokojnym, prostym ślizgiem wyjechał za linię
bezpieczeństwa. Wypiął buty, odblokował zatrzask kasku. W końcu
wbił narty prostopadle w śnieg i oparł na nich czoło, czekając
na wynik twarzą do kamery. Pokazali bladego z przejęcia Kruczka w
gnieździe i stłoczone, przytulające się matki, żony i kochanki
polskich nielotów.
Zamknęłam powieki. Niech ci będzie, Brutusie. Żebyś był na
podium.
Dwieście czterdzieści. Nowy rekord Polski. Dwie dziewiętnastki.
Żółty słupek sunął w górę, mijając takie numerki jak trzy,
czy dwa. Zatrzymał się na jedynce... w połowie.
Był ex aequo z Wellingerem i stało się oczywistym, że
stanie na podium Pucharu Świata.
Potem Kranjec z orłem wielkim na łbie wyskoczył, kąpiąc Prevca w
szampanie, a słoweński naród ryknął z uciechy. I rozpoczęła
się najdłuższa w moim życiu dekoracja: bo najpierw za ostatni
konkurs, potem za Puchar Świata u bab, potem za loty, potem Puchar
Narodów, w którym my zajęliśmy zaszczytne (i jakże wysokie)
miejsce czwarte, A DOPIERO NA SAMIUSIEŃKIM KOŃCU zlitowali się nad
nami, postanawiając wreszcie rozdać Kryształową Kulę. Nogi mi do
dupy właziły, a im się na sentymenta, kurna, zebrało. Chciałam
wreszcie wypić grzańca, zeżreć burgera od USA i mieć wyjebane aż
do jutrzejszego wylotu, a zamiast tego patrzyłam, jak durnych
chudzielców, jedno po drugim, obwieszają medalami. Też mi
rozrywka.
Zniszczoł wszedł na najniższe pudło ucieszony jak dziecko z
lizakiem, a Agatka była zaszczana z radości. Wiem to, bo stała
bardzo niedaleko mnie. I wszystko byłoby okej, bo Hayböck stanął
po drugiej stronie, a największe zaszczyty zebrał Prevc, ale nagle
zaczęło się odwalać coś co najmniej dziwnego. Otóż
Zniszczołowi podali mikrofon.
Tak, kurwa, mikrofon. Nawet Grzesiek na mnie popatrzył ze
zdumieniem.
Nawet kibice ucichli. Zrobiło się tak cicho, że słyszałam, jak
Amerykanom mięso na hamburgery skwierczy daleko stąd.
— Ja zapewne wiecie — odezwał się ryży skowronek po angielsku,
choć brzmiał jak Rusek — moja obecność tutaj, na tym podium,
jest sporym zaskoczeniem. — Zachichotał nerwowo, a w tle zagrały
świerszcze. — To, oczywiście, składowa wielu czynników... —
To on zna takie wyrażenia?! — ...więc chciałbym podziękować
paru osobom. Jak wiadomo, życie sportowca indywidualnego bywa
przewrotne i nie zakładam, że jeszcze mnie tu kiedykolwiek
zobaczycie. Chciałbym tego i dołożę wszelkich starań, żeby tak
było, ale nie mogę i nie chcę obiecywać niczego na pewno. Na
pewno będę robił wszystko, co w mojej mocy, żeby powtórzyć,
a nawet poprawić ten sukces. — Pierdol, pierdol, ja posłucham.
Streszczaj się, cymbale, bo zaraz zeżrę tę twoją dziunię. —
Należą się więc ogromne podziękowania dla trenera Kruczka, jego
asystentów: Grzegorza Sobczyka i Zbigniewa Klimowskiego, a także
reszty sztabu: fizjoterapeuty Łukasza Gębali i serwismena Kacpra
Skrobota. — Nasz nartopuc przewrócił oczami, żując gumę.
Trochę się wyłączyłam, bo bęcwał zanudzał o jakiejś ciężkiej
pracy i przygotowaniach, których ja świadkiem nie byłam, a
przypominam, że pracowałam z nimi cały sezon. Ja bym mu
powiedziała, co on miał — farta, że go którejś nocy nie
udusiłam. Za to mendostwo i paraliż gęby.
W końcu wróciłam do słuchania z nadzieją, że powie coś
mądrego.
— Chciałbym jednak przede wszystkim podziękować jednej
szczególnej osobie, bez której dziś bym tu nie stał.
Ooo.
— Była przy mnie przez cały
czas; kiedy klepałem bulę — bo i takie momenty się zdarzały —
kibice się roześmiali — i kiedy lądowałem zdecydowanie za
rozmiarem skoczni.
Zaczęłam dreptać nerwowo w
miejscu, bo Brutus patrzył... w moją stronę. Tylko
się nie ekscytuj, Socha,
myślałam sobie, może
on po prostu dostał zeza.
— Pocieszała mnie w najgorszych
momentach, rozganiała ciemne chmury, które od czasu do czasu
wisiały nad moją głową. Towarzyszyła mi w każdym momencie,
niemal nie odstępowała na krok. Była nawet wtedy, kiedy
przytrafiła mi się tamta niesłuszna dyskwalifikacja z Willingen.
Halo, czy na sali jest lekarz? Albo lepiej, makijażysta.
Potrzebuję dobrze wypaść przed kamerami.
I nagle zaczęłam się przejmować wyglądem, no coś takiego...
— Nie zwątpiła we mnie ani na
sekundę. Chciałbym ją przeprosić z całego serca, że dotąd nie
doceniałem jej trudu. Ale chcę to uczynić w... niezwykły sposób.
W jednym z ostatnich wywiadów spytano mnie, czy jest jeszcze coś,
co chciałbym zrobić. Oprócz oczywistego sięgnięcia po nagrodę
główną i poprawy
jakości skoków, jest nieco inna rzecz.
Oddał mikrofon stojącemu obok niego z mindfuckiem Prevcowi, który
od trofeów i ozdobnych badyli ledwie się trzymał na nogach,
zeskoczył z pudła i zaczął iść w moją stronę, a wszystkie
kamery bardzo uważnie go śledziły. Zaczęła mi napierdzielać
pikawa. Co ten dekiel wykombinował, POMOOOOCYYYYY!
Patrzył, no patrzył w MOIM KIERUNKU! Wyciągał ręce... Nachylał
się nad barierką... Był zdecydowanie za blisko...
Pocałował ją tak, jakby była lepsza niż tysiąc Kryształowych
Kul (co było oczywistym kłamstwem). Jakby przez cały sezon snuła
się za nim jak cień, wspierając go, kiedy zaczynał wątpić
(słusznie) w swoje umiejętności sportowe. Jakby
nauczył się od niej wielu cennych mądrości, a ona od niego, jak
być lepszym człowiekiem. Jakby sprawiła, że zatliła się w nim
nadzieja i dzięki temu dotarł tam, gdzie dotarł. Jakby co weekend
dmuchała mu pod narty, stojąc na takim mrozie, że jej gluty
zamarzały w nosie.
Widownia wybuchła gromkimi brawami i okrzykami radości. Wspaniale,
a gdzie ja mam iść i klaskać?
Uśmiechnęłam się gorzko do siebie.
— Jasne.
Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do domku, potrącając
wszystkie Helgi po drodze.
* Zasadniczo Passoa to owocowy likier, ale likier to wciąż alkohol.
** Czy ktoś wie, do jakiego filmu nawiązuje ten cytat? :)
Mam
do Was prośbę. Jeśli chcielibyście dalej czytać o przygodach
Tośki i ekipy Kruczkowych osobników nie do końca latających –
mam tu namyśli Tośków 2 – dajcie znać w komentarzach.
Niech każdy komentujący zawrze w swojej opinii, czy uważa, że
można w tej historii wymyślić jeszcze coś z sensem i na tyle
ciekawego, że byłoby warte czytania. Podpowiem Wam, że mam całkiem
– nieskromnie powiem – niebanalny plan. Tylko musicie dać znać,
czy byście byli chętni. Chcę Was przy tym uprzedzić, że z
oczywistych względów Tośka nie będzie całkowicie taka sama jak
tutaj, ponieważ stagnacja w jej charakterze oznaczałaby, że Olek
jest głupi jak but nadal się z nią zadając, a ona sama nie jest
bohaterką dynamiczną. Nie mam tu na myśli nagłego przekierowania
na sprawy sercowe, bo nawet tutaj takich nie ma, nie zrobię z
tego opowiadania romansu – tylko czy jesteście gotowi przyjąć
nieco oszlifowaną Antoninę Sochę? ;) Jeśli tak, to myślę, że
co najmniej 15 głosów (różnych, niepochodzących od tej samej
osoby) na tak by mnie przekonało. W komentarzach, rzecz jasna
– po tym i następnym rozdziałem. Łącznie.
Chciałabym
jeszcze zaznaczyć, że, oczywiście, każdy ma prawo do własnej
interpretacji dość jednoznacznego cytatu na samym początku
rozdziału, ale ja nie zapatruję się nań tak dosłownie. Ale, jak
wiadomo, interpretacja nigdy nie jest odczytaniem intencji autora, a
swoją wizją tekstu.
Bo
Nie-lotni to naprawdę nie jest opowieść o miłości i
Tośkowe „wargi mnie bolą z niepocałowania” też nie.
Jak
widać, nawet załączony soundtrack ma wydźwięk ironiczny.
I
GŁOSOWAĆ MI W ANKIETACH, BO PSEM POSZCZUJĘ!
A
tak w ogóle – to co myślicie?
EDIT: Nie chodzi mi o to, żebyście podawali swoje pomysły na fabułę, a racze spróbowali pomyśleć nad tym, czy w stworzonym przeze mnie uniwersum da się opowiedzieć jeszcze taką historię, żeby nie było powtarzalności i nudy. :) Plan na fabułę to ja mam, więc nie macie się co martwić. :D
EDIT: Nie chodzi mi o to, żebyście podawali swoje pomysły na fabułę, a racze spróbowali pomyśleć nad tym, czy w stworzonym przeze mnie uniwersum da się opowiedzieć jeszcze taką historię, żeby nie było powtarzalności i nudy. :) Plan na fabułę to ja mam, więc nie macie się co martwić. :D
Tak! Chcę drugą część!
OdpowiedzUsuńNa rozdział to myślałam że się nie doczekam. Ale warto było czekać bo czytało się super. Nawet nie wiesz ile wspomnień wróciło na myśl o breloczkach z żyłek... Ah to były czasy. Widzę że do Tośki dochodzi że jednak brakuje jej Olka i chyba nawet mu wybaczyła ale się do tego nie przyzna. Na początku to nawet byłam miło nastawiona do Agaty to im więcej jej w rozdziałach to bardziej mnie denerwuje (teraz już chyba tak samo jak Antka ). Chyba jestem bardziej wredna od niej bo stwierdzam że nie należy mu się podium. Nie i już! Za takie coś to powinien zepsuć ostatni skok! Tak mnie zdenerwował... No ale to wszystko sprawia że chcę tylko poczytać o nowej wersji Tośki. Jeszcze chciałam ci napisać że u mnie na Boże Narodzenie prezent przynosi aniołek, chociaż niby też pochodzę ze Śląska (nie pytaj czemu to piszę bo sama nie wiem... Mam coś na wzór zaćmienia od wczoraj i nie myślę ). Mam nadzieję że na dalszą część nie będę musiała tak długo czekać.
Pozdrawiam i życzę weny :*
Trochę się wlokłam z pisaniem rozdziału, ale zdarzały mi się tu chyba większe przerwy. :D Cieszę się, że dobrze się czytało, chociaż mnie pisało się raczej... sinusoidalnie. Co do Tośki, to myślę, że gdzieś w środku bardzo chce przebaczyć Olkowi i byłaby mu w stanie zapomnieć tego "ojca", ale że źle mu się podziało pod kopułą (endorfiny - największa trucizna), to cóż ma teraz robić? Jeśli chodzi o Agatę, to Tośka jej trochę nie lubi z... kilku względów, ale zaznaczam, że żadnym z nich nie jest zazdrość. ;)
UsuńSpokojnie, jeszcze czekają Cię ostatni rozdział i epilog. :)
Cóż, u mnie to zawsze było Dzieciątko. Wszystko ma więcej sensu niż Mikołaj dwa razy w miesiącu.
Dziękuję za komentarz! <3
To się porobiło... Tośce brakuje Zniszczoła! Super, świetne i nie wiem jak jeszcze opisać to najlepsze opowiadanie. Nie raz wracam do tego opowiadania i chyba już z 10 razy je przezytałam. Zawsze jak widzę Kubackiego to pierwsze skojarzenie to twoje opowiadanie. "Czy chcemy drugą część" pff głupie pytanie! Oczywiście, że tak! Niestety nie jestem kreatywna, więc nie mam pomysłu ale jak coś mi przyjdzie do głowy to dam ci znać. :) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńPS: Zgadnij kto to napisał :D
Nie chodzi o to, żeby mi podsuwać pomysły - chodziło mi raczej, czy uważacie, że w zbudowanym uniwersum da się wymyślić jeszcze takie akcje, żeby nie było sztampy i nudy. :)
UsuńBaaaardzo dziękuję za komentarz, aż mi się cieplej na serduszku robi, kiedy czytam, że wg Was to, co piszę jest "najlepsze". <3 :') Co do Kubackiego, to podczas dzisiejszego LGP pomyślałam sobie, że na widok tych wyczynów Tośka powiedziałaby, że po pierwsze - to lato coś mu się późno włączyło, a po drugie - że jego gadanie wreszcie przestało być czcze. A potem by dodała: "Zimą coś wygraj, to pogadamy." ;)
Dziękuję jeszcze raz za komentarz. Niestety, tożsamości nie jestem w stanie określić. :<
Idealne podium... i ta mina Petera bezcenna!
UsuńMam dla ciebie dwie podpowiedzi, po których na 99% się zorientujesz kim jestem:
Twitter
Słoweńcy
Coś w główce świta? XDD
Stawiam na... Milenę? :D Bo w sumie fanów Słoweńców to u mnie sporo na Twitterze. :D
UsuńBrawo
UsuńJa idę do konkretów od myślników.
OdpowiedzUsuń- Czy ten orzeł z tytułu to ten sam koleś, co się w dziewiątce zastanawiał, czy z Polakami da się pić i którego Rosjanie mogliby wziąć za Rodiona Raskolnikowa, ewentualnie przełożyliby sobie na własny alfabet i wyszłoby im od biedy 2/3 wzoru na obwód koła?
- Nie dziwię się, że Muraniek się pogubił. W trakcie tegorocznego Euro jak Rosja grała ze Słowacją, to ludzie tagowali jako #RUSSLO albo #SLORUS, a sędziami byli Słoweńcy i chyba wstawili im oznaczenie SVK. Wtedy zgłupiałam.
- Nowatorska księżniczka. Jakbym mojego kota widziała, bo on nowatorsko ogrzewa zamrażalnik.
- Ile oni razem mają szarych komórek i dlaczego większość przypadła Miszczuniowi? (wytłumaczenie pytania soon)
- To nie pogoda w Słowenii, to Słoweńcy okna pomyli, ewentualnie to człowiek od ogarniania uczestników ze swojej ekipy Melanży Ostatecznych z dziewiątki tak nieludzko się sparkli i odbija od tych szyb.
- Skrobot człowiek Sochy!
- Ątek doinformowana lepiej niż Graże z dziekanatu albo innego sekretariatu.
- A Flannemel jeszcze lepiej doinformowany. No i kto go wpuścił do Maka? Socha odwalasz sabotaże?
- Titus czyściciel torów najazdowych, a skacze lepiej, co się dzieje.
- Antonina, spierdalaj póki możesz! Spierdalaj... Za późno. Ale na cholerę Miszczu każesz dziewczynie czekać, jak ona first wie i nikomu nie wypaplała?
- I teraz moje wytłumaczenie pytania o komórki... Przecież nikt nie dostaje białej gorączki nagle, kiedy jego żona ma przyjechać na drugi koniec Europy i pewnie nie robi tego po raz pierwszy. Czy oni nie myślą?
- Miej jedynkę, a i tak kogoś ci dokwaterują last minute.
- Skrobot o poranku cytuje klasyków jak widzę.
- Ekipa Kruczkowego Wpierdolu? Chyba na FISCupie.
- To nie słońce Tosiek, To pan ПП #naukarosyjskiegosamopastakmocno.
- Sobczyk przypomniał mi czasy podstawówki jak się majątek na te filofuny wydawało.
- "król serc trzynastoletnich z laczkami w herbie rodowym" a jego zawołanie znali wszyscy na TT.
- Policja? Proszę przyjechać pod skocznię w Planicy, ktoś Sierściucha podmienił.
- Goran nie o taką Słowenię walczył. I widzę go w tych króliczych uszkach z Elanem w ręku machającym na prawo i lewo.
- Miszczunio chyba koło Miszczuniowej chciał lądować, ale stratowałby kogo jeszcze.
- Cudowne dziecko Słoweńców nie zawiodło i było chwilowo drugie i oczywiście znów pół Słowenii będzie wieszać na nim koty a drugie pół będzie się cieszyć z jego wyniku a trzecie pół będzie świętować Kryształowy Wazon.
- Mroczne Myśli Antoniny S. O Poranku. Tak, wielkimi, bo to wiekopomna chwila.
- Trenejro z sercem, a ty go wodą zła kobieto?
- Bycie kobietą w kurtce z oznaczeniami Polaków raczej sugeruje, że jesteś kobietą od ogarniania EKW (Ekipa Kruczkowego Wpierdolu)
- Planica - miejsce, gdzie niektórzy Słoweńcy sparklą się tak mocno, że ich blask odbija się od wypolerowanych okien a Antonina Socha drze się o poranku bardziej niż zwykle.
- Niech się cieszy, że oni nie robią co rok innych wzorów tych akredytacji.
- Sobczyk chce być mediatorem? Kolejny dziwny w ekipie.
- A Tande został zdyskwalifikowany za nieprzepisowe laczki! Skoro można za bieliznę to można i za to.
- Słoweński Raskolnikow wylądowałby na parkingu w Austrii.
- To nie są zwykłe Helgi. To Helgi z Austrii.
- Ilość Klimatroniców w Planicy magicznie się pomnożyła razy dwa.
- Aż sobie zgoglowałam co za kot.
- No dobra, brawo Rudy Brutusie.
- Kleopatra kąpała się w mleku, Rodion Raskolnikow skoków w szampanie. Co kto woli.
- Przemowa roku, brawo, ale jak ktoś ocieka po kąpieli, to lepiej mu nie dawać mikrofonu bo spięcie będzie i Szaman Miran będzie musiał metodami średniowiecznymi wiatr badać.
- Jak to nie podziękować Tośce, no co za buc. Rozumiem dziewczynę całować, ale Tosiek z tobą nocowała, ej.
Co do Nielotów 2.0 to ja jestem na tak, więcej Tośki, więcej Nielotów, więcej mindfuckowych sytuacji, Flanemela tyż może być więcej, bo to zabawna postać wyszła. Tyle ode mnie.
Łoooo, no od Ciebie takiego kolosa się nie spodziewałam. Szok! Pozytywny i bynajmniej nie ironiczny.
UsuńOrzeł z tytułu poprawnie rozszyfrowany.
Jak zapewne wiesz, księżniczka ta jest NOWOTARSKA. Od Nowego Targu. Ostrzegam innych!
Grażynka z mojego sekretariatu ma dwa nastroje: nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, przyjdź pan później, zarobiona jestem i CZEGO CHCIAŁA?!?!?!
"Miszczunio chyba koło Miszczuniowej chciał lądować, ale stratowałby kogo jeszcze." <3
"Wieszać koty" - <3
"Bycie kobietą w kurtce z oznaczeniami Polaków raczej sugeruje, że jesteś kobietą od ogarniania EKW" - ale nie musi oznaczać, że jest asystentką. Choć z drugiej strony - Marcie na pewno zdarzało się wcześniej bywać na skokach i poznać cały sztab, więc szybko sobie wszystko wydedukowała. :)
"Przemowa roku, brawo, ale jak ktoś ocieka po kąpieli, to lepiej mu nie dawać mikrofonu bo spięcie będzie i Szaman Miran będzie musiał metodami średniowiecznymi wiatr badać." - A widzisz? Tego nie przewidziałam. Mój błąd!
"Jak to nie podziękować Tośce, no co za buc. Rozumiem dziewczynę całować, ale Tosiek z tobą nocowała, ej." NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI NA TYM ŚWIECIE, NIE MA!!!!
Pięknie dziękuję za całokształt. I za głos - pozytywny w tym wypadku. :D
Aaa, tyle kryminałów przeczytanych to poprawnie rozszyfrowałam, jeej!
UsuńNie da się przewidzieć wydarzeń w Słowenii, bo jakby to niektórzy rzekli - przeto z Polską graniczy (jak dobrze pamiętam to NOWOTARSKA księżniczka z Odchodzę... stwierdziła).
Mam nadzieję, że podczas pożegnania w Słowenii Ryży Brutus i Ątek wyrównają przynajmniej na zero, bff się nie spodziewam.
Czy ty kobieto, naprawdę jeszcze pytasz, czy chcemy drugą część? Nie mogę wypowiadać się za innych, aczkolwiek ja jestem na TAK! Tak, tak i jeszcze raz tak!
OdpowiedzUsuńCo do cytatu na początku. Jakoś tak mnie przeraził, gdy go przeczytałam. I wiesz co? Oczyma wyobraźni dostrzegłam odchodzącego Olka i smutną, niemalże posępną Tośkę, która zostaje sama i tylko opuszkami palców dotyka tych samotnych, suchych warg...
Ale ja - jak to ja. Momentalnie o tej scenie zapomniałam i w najlepsze czytałam sobie radośnie lub fragmentami mniej (w każdym bądź razie pełnym skupieniu) tenże rozdzialik.
Aż w końcu Aleksowi dali mikrofon.
Mówię tu teraz całkowicie poważnie i z pełną autentycznością: aż łzy miałam w oczach podczas tego jego przemówienia, bo kurde - tak pięknie się wysławiał, z takim przejęciem, publicznie... Aż chłopak mnie spytał, co się stało, że ja prawie na zawał umieram, a następnie rzucam telefonem.
Bo tak, rzuciłam! Kiedy tylko odkryłam, że ta cała szopka to dla tej Agatki, Anetki, Amelii, czy jak jej tam.
W pierwszym momencie, gdy przeczytałam "pocałował ją", modliłam się, aby to była nagła zmiana narracji, na trzecioosobówkę, by narrator mówił, że pocałował Tośkę, a nie tamto wymalowane straszydło.
Ale nie jestem na niego zła. Sądzę po prostu, iż się pomylił, choć wiem, wiem, wiem, wiem... wyraźnie zaznaczasz, iż to nie romans, ale ja nadal tlę w sobie tę mizerną iskierkę nadziei.
I co teraz? Tośka zaznaczy, iż odchodzi, a Aleksik weźmie to do siebie i ją w końcu przeprosi? A może jakoś inaczej to wykombinujesz? Ach, mam milion rozwiązań w głowie, a i tak sądzę, że za nic nie trafię na to, co wykombinujesz.
Jeszcze jedno: Klimek. Matko, on jest po prostu przekomiczny, przecudowny, przesłodki i "przegłupi". Jak mógł nie załapać, kto spodziewa się syna? Przecież tego się nie da zrozumieć. Niemniej cóż.. to wyższa murańkowa filozofia, której nigdzie nikt mnie nie nauczy.
Weny i buziaki, kochanie! :*
Ja mam nadzieję, że żaden telefon nie ucierpiał! I, jejku, miło mi, że przemowa Aleksa kogokolwiek złapała za serca. Ale masz rację, Zniszczołowi coś się pomerdało... A rozwiązania nie zdradzę! ;)
UsuńKlimek to zawsze Klimek. Amen.
Dziękuję za komentarz! Odpowiedź uboga, ale uwielbiam go sobie czytać. :)
Kurna, ostatniam :/
OdpowiedzUsuńAle to tylko dlatego, że mam masę nauki na głowie i okres, przez co stać mnie tylko na: Zniszczoł, ty kurwiu mały.
Bardzo przyjemnie czytało mi się ten rozdzialik, ale i tak OKROPNIE mi smutno, że to już koniec sezonu i trzeba będzie trochę czekać na 2 część (której powstanie popieram bardziej niż ktokolwiek).
KURWA, JEBANA AGATKA. NAPRAWDĘ MYŚLAŁAM, ŻE TOŚKA I ZNISZCZOŁ SIĘ POCAŁUJĄ, I ŻE OLEK TE PIĘKNE PODZIĘKOWANIA TO DO TOSI KIERUJE, A TU TAKI CHUJ.
tym kulturalnym akcentem kończę swoją wypowiedź, pozdrawiam, życzę weny i koca, bo piździ. ciao <3
Ej, na pewno nie ostatnia! Ja wiem, że jeszcze co najmniej trzy osoby mi się zameldują, spokojnie B-) A ja wiem, czy trzeba będzie długo czekać? Tyle, co do początków sezonu prawdziwego! :) Zważywszy na stan 18., to może wcale nie być duża przerwa...
UsuńGłupia, głupia Agatka!
Ty to zawsze dbasz o moje ciepełko ❤ Dziękuję - za troskę i komentarz! ❤
Chwila moment. Co tu się właśnie odjebało?
OdpowiedzUsuńPoziom szacunku, jakim darzę Zniszczoła, osiągnął stan depresyjny.
Jak on śmiał coś takiego odpieprzyć? A reszta bandy nie miała przywrócić mu porządku w głowie? Jeśli tak, to nieskutecznie.
Nie karz nam długo czekać na nowy rozdział. Chcę wiedzieć jak (i czy w ogóle) to wszystko się odkręci.
Pozdrawiam :>
Oj, chyba sobie renomę popsuł ten nasz Zniszczoł. A że zakochany jest, to już nikt nie spojrzy, no!
UsuńNa rozdział trochę trzeba będzie poczekać, bo załatwiam w tej chwili sprawy Preclowe. Niemniej bardzo mi miło i dziękuję za komentarz! :)
Niby Tosiek to twarda sztuka jest. Ale to zachowanie Zniszczoła nie mogło ją nie ruszyć. Cozacham.
OdpowiedzUsuńhmm Można liczyć na spojler? Nie mogę się doczekać 18.!
Nie, nie, nie spoilerów nie udzielam! :D W cierpliwość trzeba się uzbroić! :D
UsuńAle za komentarz dziękuję. :)
Przeczytałam sobie ten rozdział, a potem zeszłam na dół po herbatkę i ciasteczko. I w międzyczasie myślałam sobie o tym, że teraz to mnie Olek zawiódł. Bardziej niż trochę. A myślałam, że to niemożliwe. Bo przecież taki był zawsze w porządku. Nawet jak wrobił Tośkę w pracę w sztabie, to jednak miał dobre intencje. A teraz, dziękując całemu światu, po prostu ją pominął. Chociaż w gruncie rzeczy nie możemy wykluczyć opcji, że gdzieś tam w międzyczasie bąknął jej imię, ale Tośka akurat się wyłączyła. Tak czy inaczej złożenie takiego hołdu Anetce, Agatce... kurde, zapomniałam jak ona ma na imię XD To wszystko przez to, że Tosiaczek za każdym razem podaje inną wersję XD Anyway, wracam do podziękowań dla tej dziuni, jakkolwiek nie miałaby ona na imię. Bo to była przesada. Raz, że z tego, co pamiętam, to on ją sobie przygruchał jakoś w trakcie sezonu chyba (może się mylę), a dwa - mimo wszystko to chyba jednak nie ona ma największe zasługi w tym, że przestał skakać jak sierota. No. I widać było, że Tośce się przykro zrobiło. Po prostu przykro. A może nawet więcej niż przykro. Rozczarowana była. Sama by oczywiście nawet za milion dolarów nie doprecyzowała co ją najbardziej w tej sytuacji rozczarowało, ale my chyba możemy czytać między wierszami.
OdpowiedzUsuńNie umiem w komentarze. Przecież wiem, że tu się dużo dzieje, a ja się jak zwykle chwytam relacji Tośka - Zniszczoł i rozkładam ją na czynniki pierwsze, no ale kurde no - babą jestem, zawsze sprawy okołosercowe będą u mnie brały górę nad wszystkimi innymi ;)
Jeśli chodzi o drugą część Tośków - no ja jestem oczywiście na tak, tu w ogóle nie ma o czym dyskutować. Nie jest to opowiadanie z gatunku tych, które przykładane są do fanficowego szablonu i tylko imiona głównych bohaterów się zmieniają. Tutaj mamy porządną historię, porządnych bohaterów i porządną autorkę. A taki zestaw nie jest znów tak często spotykany. Dodatkowo jeśli mówisz, że faktycznie masz pomysł na drugą część, to naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie ku temu, żeby ten pomysł zrealizować :3
Ups, chyba mi ten komentarz wyszedł nie do końca na temat tego rozdziału, bardziej okołotośkowy ;)
Aha, wiem. Miałam wspomnieć, że jaki z Kubackiego debil, wrzód i menda, a jednak jego pomysł na odzyskanie Marty okazał się skuteczny. Więc szanuję XD
Buziak! :*
Wszystkich Zniszczoł srodze zawiódł i bardzo spadł w rankingu ulubieńców, a jakiś czas temu wygrał twitterową ankietę na ulubieńca czytelników. :) Agata pojawiła się konkretnie przed TCS-em, ale Olek powiedział o niej w drodze powrotnej z Turnieju, więc dobrze celowałaś.
UsuńŻe komentarz okołotośkowy? Nic nie szkodzi, podoba mi się. Czasem o samej fabule nie ma co mówić, a więcej jest tych spraw "dookoła".
A Kubacki nie jest taki głupi, jak by się mogło wydawać!
Dziękuję <3
Czy ze mną jest coś nie tak, że na widok tytułu rozdziału moją pierwszą myślą był Asterix kontra Cezar? xDD A poza tym to Orzeł jest tylko jeden i jest to Orzeł z Wisły, o!
OdpowiedzUsuńOdnoszę wrażenie, że Socha i Kubacki nie potrafią już bez siebie żyć. Te wzajemne docinki, ta przemoc w sztabie to u nich już odruchy bezwarunkowe. Przychodzą im tak naturalnie jak zwykłym śmiertelnikom oddychanie. Myślę, że jeśli za kimś Tośka zatęskni natychmiast to za Dawidem, a raczej za jego upierdliwą obecnością. Chce komuś pocisnąć, zrównać kogoś z ziemią BUM jak na zawołanie pojawia się Kubacki. A po sezonie… obróci się z pyskiem w odruchu bezwarunkowym i dupa, nikogo nie ma. Smutno jej będzie bez naszych nielotów. I riposta jej może stępieć jak nie będzie na kim ćwiczyć. Ale może pobyt z rodziną utemperuje i ociepli trochę jej charakterek. Tymek ma ewidentnie na nią dobry wpływ, niech się go trzyma.
Jak zimno niedobrze, jak ciepło też źle. Mogłam się domyślić, że Tośka zawsze znajdzie dziurę w całym. Jak już pogoda w Słowenii (czy też jak twierdzi Muraniek Słowacji) dopisuje, to słońce za bardzo po oczach daje. Cóż, jeszcze się taki nie urodził, co by Polakowi dogodził xD
Ostatnio zdarzyło mi się shippować Tośkę z Kruczkiem, ze Stękała, z Kotem (tę dwójkę razem uwielbiam od początki, ale ci! To chyba nie jest zbyt popularny tok myślenia wśród twoich czytelników :D) to teraz przyszła pora na Tośkę i Skrobota. Kacperek świetnie się odnajduje w relacjach z Sochą. Nie wpycha nochala w nie swoje sprawy i jeszcze dodatkowo czekoladą ją częstuje. Facet idealny dla niej po prostu!
Jaka miła scenka z Fannemelem. Można być miłym dla Norwega? Można. Ładnie to nam ukazuje, że jednak Socha dynamiczną postacią jest i powoli nam dojrzewa do budowania relacji międzyludzkich na czymś innym niż krzyk i wzajemna niechęć. Ciekawie się to zapowiada w stosunku do części drugiej nielotów ( jestem jak najbardziej za, ale tego pewnie się spodziewałaś), tym bardziej, że gdzieś tam mi przemknęło przed oczami, że Tośka ma być trochę inną osobą niż jest aktualnie. Druga część pozwoli na pokazanie efektu końcowego ewolucji jakiej podległ charakter Sochy podczas współpracy z polską kadrą. Coś mi się jakoś wkradł taki poważny wydźwięk do komentarza, a ja przecież tośków komentuję! Charakter mojej wypowiedzi powinien być chyba bardziej niepoważny skoro komencę komedię. Chociaż ostatnio nam nielotni trochę spoważnieli (w sensie sytuacja się trochę bardziej dramatyczna zrobiła niż była do tej pory), więc i komentarz się ociupinę poważniejszy zrobił.
Rozmowa Sochy z Martą była tak inteligentna i tak błyskotliwa, że aż się załamałam. xD Zastanawiam się komu wolniej synapsy łączyły w tamtej chwili. Pomyślałby kto, że szybciej powinny się zorientować, że: A) Tośce i Kubackiemu gorzej od udawania pary wychodzą chyba tylko relacje międzyludzkie w wypadku Sochy i skoki w wypadku Dawida. B) Że Marta to Marta. Także trochę mnie to rozbawiło, że tu tyle wytłumaczeń było potrzeba.
Marta Mączyńska… hmmm aż mi Krzysiu Mączyński stanął przed oczami jak żywy i usłyszałam jego (przepraszam za wyrażenie) zajebisty śmiech. Gdy Mąka się śmieje ja po prostu też muszę się roześmiać.
Produkty z Biedronki pewnie już wkrótce zaczną polecać się na święta i nie mogę się już tego doczekać, bo to oznacza przerwę świąteczną od studiów. Kto by pomyślał, że po dwóch tygodniach zajęć będę już myśleć tylko o świętach? Xd Chyba zacznę przesłuchiwanie świątecznych piosenek już w październiku, a nie jak zwykle w listopadzie. Zaraz sobie zapuszczę Last Christmas.
Na zachowanie Zniszczoła nic już nie powiem, bo ostatnio wylałam na niego już takie wiadro pomyj i nienawiści, że chyba wystarczy. Stacza się ostatnio po równi pochyłej, ot co! Żal mi Tośki, bo widać że się dziewczyna przywiązała do Brutusa bardziej niż jest skłonna przyznać i ceni sobie jego przyjaźń jak nikogo innego. Dodam tylko, że od początku wiedziałam, że słowa Aleksa są skierowane do Agatki, a nie do Sochy. A to dlatego, że ja nie doszukuję się wątku miłosnego pomiędzy Tośką, a Zniszczołem. A wręcz doszukuję się jego braku xD Jak dla mnie to oni są świetnymi przyjaciółmi przede wszystkim i przydałoby się, żeby zaczęli o tę przyjaźń walczyć. Oboje.
UsuńCzy ty też masz wrażenie, że ostatnio moje komentarze są takie bardzo nijakie i rozczarowujące, czy to tylko ja?
Jakby ci umknęła gdzieś pośród tych kilku zdań, które napisałam moja chęć czytania kontynuacji nielotów, to wyrażam ją ponownie. Ja chcieć część druga!
Co by tu jeszcze dodać? Dużo weny ci życzę i chęci na kontynuowanie historii Tośków. Planujesz jakąś dłuższą przerwę przed 2 częścią, czy ruszasz od razu po opublikowaniu tutaj epilogu?
Przesyłam całuski i uściski,
Adrawa
Cóż, tytuł może wywoływać takie skojarzenia, chociaż mi chodziło o film „Orzeł kontra rekin”. :D
UsuńOj, ja nie byłabym taka pewna, czy Tośka akurat za Kubackim najbardziej będzie tęsknić. XD Na pewno będzie, jak za wszystkimi (myślę, że nie ma co tego ukrywać), ale chyba znam osobę, za która tęsknota będzie większa. ;) „Riposta może jej stępieć” — KOCHAM, PIĘKNE I PRAWDZIWE. :”)
Ooo, nie wiedziałam, że lubisz Tośkę i Sierściucha, to bardzo miłe, że znajdujesz nowe smaczki w tekście! :D I tym milsze, że zauważasz przemianę (małą, póki co) Sochy. A co do tonu wypowiedzi — niekoniecznie. To, że komedia, nie znaczy, że nie może mieć jakichś głębszych aspektów. Bo przecież komedia w najlepszy sposób obnaża m.in. ludzką głupotę i bezmyślność. :)
„Tośce i Kubackiemu gorzej od udawania pary wychodzą chyba tylko relacje międzyludzkie w wypadku Sochy i skoki w wypadku Dawida.” — KOCHAM XD
I też mnie Mąka do tego nazwiska trochę zainspirował, ach, ten wpływ Euro. XD
A tym produktami Biedronki nawet sobie nie żartuj, zaraz po Wszystkich Świętych się zacznie. ;__;
NIKOGO NIE ZASKOCZYŁ ADRESAT PRZEMOWY ZNISZCZOŁA, IDĘ SIĘ RZUCIĆ POD TRAMWAJ.
„Jak dla mnie to oni są świetnymi przyjaciółmi przede wszystkim i przydałoby się, żeby zaczęli o tę przyjaźń walczyć. Oboje.” :”)))))
Co do komentarzy, to mam wrażenie, że poziom ich stale rośnie. A deklaracja „na tak” mi absolutnie nie umknęła. A jeśli chodzi o przerwę — planuję dać linka do prologu pod epilogiem tutaj, pierwszy rozdział miałby się zaś pojawić wraz z początkiem nowego sezonu, aczkolwiek prace nad kompletną fabułą dwójki trochę stanęły i zastanawiam się, czy w ogóle zacznę jeszcze przed sezonem.
O nic się nie martw, wszystko sobie poukładam. :D Mam przynajmniej taką nadzieję.
Dziękuję za komentarz, jest cudowny!
Oto kolejny raz jak moja (marna) osoba zdecydowała się skomentować rozdział jako Anonimek. Pewnie nie pamiętasz, ale ostatnio zostawiłam tu coś od siebie jakieś pół roku temu. Może nie jestem najlepszym komentującym, ale z rozdziałami jestem ZAWSZE na bieżąco, czekam na nie ze zniecierpliwieniem i nie umiem wyobrazić sobie braku Tośków. Odpowiadając więc na najważniejsze pytanie TAK, PRAGNIEMY TOŚKÓW 2! I jestem pewna, że nie piszę tylko w swoim imieniu, a także innych "anonimowych obserwatorów", którzy nie umieją komentować - tak jak ja.
OdpowiedzUsuńWracając jednak do pierwszego komentarza, który Ci zostawiłam to tak właśnie myślałam, że główna bohaterka posiada trochę Twoich cech charakteru. Widać to w szczególności po tweetach, ale mi to odpowiada, bo polubiłam Twoje i Tośkowe poczucie humoru.
Co do teraźniejszego rozdziału, to nawet nie wiem co bym zrobiła na miejscu Antka w takiej sytuacji. Co jak co, ale Zniszczoł okazał się być niezłą mendą (w dodatku z zezem!). Już nawet Kubacki wyzwala we mnie bardziej pozytywne emocje, ale to pewnie dlatego, że oberwał od swojej Martki-nartki ;) Podoba mi się to, że z biegiem czasu Tośka zmienia stopniowo swoje nastawienie, no i w ogóle cała się zmienia. Nie jest to "postać statyczna" tak jak napisałaś. Każdy człowiek przecież w jakimś stopniu się zmienia zależnie od biegu życia. Anders mimo swoich uporczywych pytań też jest ciekawą postacią, która pomaga zrozumieć Antkowi parę rzeczy. Wiem, że Tośki to nie romanse, ale o dziwo duet Socha-Fannemel mógłby być całkiem ciekawy. I nie piszę tego tylko dlatego, że jest norwegiem!
Jestem bardzo ciekawa jak rozwiniesz resztę Tośków i jak będzie wyglądać część druga. A samo w sobie słowo "Tośki" tak mi się podoba, że nieraz zapominam, że to nasze nieloty są i zły adres w przeglądarkę wpisuję haha.
Przepraszam, że ten komentarz jest taki chaotyczny, ale piszę go 3 raz, bo usunął mi się 2 razy na telefonie. Wkurzyłam się i włączyłam laptopa. Postaram się komentować coś częściej, bo nieraz mnie kusi, ale jest dla mnie nie lada wyzwaniem żeby coś od siebie napisać, bo mam problem z przelewaniem własnych myśli na słowa. Pisanie czegoś zajmuje mi duuuuuużo czasu, a i tak nigdy nie wygląda tak jakbym chciała.
Póki co pozdrawiam cieplutko i życzę mnóstwo weny,
Anonim.
Czy ja dobrze myślę, że jesteś tą osobą, która napisała, że nie od razu przekonała się do „Nie-lotnych”, tzn. miała dwa podejścia? Bo jeśli tak, to oznajmiam Ci, że umiesz komentować i to bardzo ładnie!
UsuńOesu, a ja tak się nie chcę utożsamiać z Tośką. XD Bywam impulsywna, jak i ona, ale myślę, że w kontaktach międzyludzkich jestem zdecydowanie milsza. Umiłowanie do łaciny podwórkowej to zupełnie inna para kaloszy!
Hahah, no cóż, Martka-nartka ustawiła mendę do pionu. :D A CZYJA TO ZASŁUGA? Tośki, bo jej to przecież zaleciła!
Niezmiernie mnie cieszy, że Wy też uważacie Tośkę za postać dynamiczną, chociaż nie wiem, czy to nie kwestia sugestii. XD Tak czy inaczej, cieszę się, że niewielu ludzi reaguje jękiem niezadowolenia, czytając, że się nam panna Socha trochę zmieni. Bo bałam się, że ludzie uznają, że się spsuje tekst i wszystko inne. Co się zaś tyczy części drugiej, to pomysł jest na tyle ryzykowny, że albo ludzie przyklasną z aprobatą, albo mlasną z niesmakiem, więc można powiedzieć, że stawiam wszystko na jedną kartę.
Jeśli kusi, to komentuj! Ja uważam, że komentarze Ci wychodzą, a takie pisanie komentarzy ułatwi Ci przelewanie myśl na papier — choćby i ten wirtualny. Trening czyni mistrza! :)
Pięknie dziękuję! <3
Irytuje mnie ten tytuł, wiesz?
OdpowiedzUsuńZnaczy się, w kontekście wiem, że chodzi o "walkę" polsko-słoweńską na skoczni, ale zarówno "kruczki" jak i "orły" kojarzą mi się z Polakami. Wiem, że te drugie tyczą się Słoweńców, że niby tacy lepsiejsi i bardziej lotni, no ale pierwsze wrażenie jakie jest, każdy widzi.
Co do cytatu odniosę się na koniec, może nie zapomnę.
W sumie lubię tę piosenkę, słuchałam jej nawet ostatnio dość często i obiecałam sobie, że rozważę kontekst w odniesieniu do soundracku, ale to też na koniec się postaram uczynić. Z góry uprzedzam, ja mam słoniowe ucho do tekstów, więc będzie licho. Ale I'll do my best!
Tyyymuś <3
Ech, znasz ich Tośka, oj znasz... Kruczuś :) I co on taki łaskawy, że na koszt Apolla, Hoferowi próbnych latawców wozi, huh?
Grzesio, co taki marudny? koniec sezonu, będzie zaraz free... a no tak. Po kiego grzyba ruda wesz taszczy ze sobą to amelkowate czupiradło, huh?
"Jest takie jedno słowo, które wyraża więcej niż tysiąc słów" - ...rafaello? A, no dobra. Kubacki też pasuje do opisu XD
Dziecko kochane: NOWOTARSKA, a nie NOWATORSKA. Kubacki wcale nie jest taki oryginalny i brand new, żeby się zwać nowatorskim.
I co on taki przytulaśny? Odwyk od Martki-nartki daje się we znaki i libido mu szaleje? A Tośka to jedyna osoba płci pięknej w okolicy? Ech, bo w sentymenta z 13. rozdziału nie wierzę.
Wyobraziłam sobie Titusa wpychającego Tośce paluchy do gęby, a tak w ogóle to przy Titusie mam wstawki z anime, on jest taki kawaii! :)
Tośce przydałby się taki poradnik, naprawdę. A co do "Leku na śmierć" to coś mi się pokićkało i najpierw odebrałam to jako, że potrzebna nielotom trutka na szczury. A przecież "trucizna" i "lek na śmierć" to antonimy, nie synonimy XD. Ale przeczytałam to zdanie jeszcze raz i wszystko się zgadza :). Swoją drogą, całkiem niezła książka. Nawet więcej niż niezła, ale ja niestety nie przepadam za post-apokaliptycznymi wizjami świata :/
"Dziecko z bagażnika" XD
Nie wiem czemu, ale czytając "błyskające kolorowymi szponami monstrum" to ja nadal widzę Arielkę z kolorowymi pasemkami w czarnych włosach, nastroszonych jak po rąbnięciu piorunem, mimo iż te kolorki się paznokci tyczą.
MURANIEK <3 (ja wiem, jestem monotematyczna, noale) i ten wybitnie zgodny, niewerbalny komentarz Sochy i mendy :>
Ojojoj, a co się Krafciątku stało? (przyznaj, wykopałaś go dlatego, że a) go nie lubisz b) Oleczek ma szanse na podiuma na koniec). I czego się Ty tego Prevca tak czepiasz i jego odbytu, co?
...wait. To nie tak miało zabrzmieć.
(chyba tęsknię za anatomią, przepraszam)
"Żyła huknął w dół jak winda z przeciętymi kablami" - UWIELBIAM te obrazowe porównania. Wyobraziłam sobie takiego Pietrka lecącego w dół szybem windy z powiewającymi kablami za sobą i schrypniętym "hehehe" odbijającym się echem od ścian + kreskówkowy świst powietrza do tego i takaż sama dziura w ziemi po lądowaniu :P
A w niemarkowych brylach to już nie wolno? :<
Tosiek, nikt się o ciebie nie trzęsie jak o Ewcię, bo ty, słońce, w ciąży nie jesteś. Ale wszystko da się nadrobić, pamiętaj ;)
Klimuś :> Ale ja to rozumiem i szanuję, jak byłam młodsza, to kiedy usłyszałam, że w Europie istnieje coś takiego jak Austria, to się bardzo ucieszyłam, że te kangury to jednak nie tak daleko XD. Potem mnie uświadomiono, że AUSTRIA i AUSTRALIA to nie to samo :<
Boję się, co Kot tej Kaśce zgotuje... jakieś bony do Rossmana, huh? I co Pieter ma do Pana Tadeusza? Tadzio fajny jest! No chyba, że ma niechęć do wieszcza Adasia, a imię mu się raczej pozytywnie winno kojarzyć :P
Ech, a Tosiaczka nadal szwabska draka męczy :/. Szuka osób, które może spokojnie nadal lubić, więc robi wywiad środowiskowy w sztabie. A Kacper taki dyplomatyczny, huh? "Ja tu tylko narty smaruję" XD
Bosz, czekolada to jest chyba waluta w tej kadrze ;)
CDN
A co Tośka taka chętna do rozdawania swojego panieństwa, huh? Też chcem takiego Kacperka, okej? Ja czekam na tę Twoją paczkę z Kruczusiem, dorzuć w gratisie Skorbocika i będę kontent :>
UsuńKsiężniczka Kubacka? A może Mannerowa Panienka, co? :P
Antosia XD. Antosia to ci zaraz w mordę przywali, mendo droga. I co go obchodzą relacje Oleczka i Tosieńki? Co on? W swatkę się bawi? Może by się swoją Martką zajął, huh?
Cięta riposta Sochy nic nie traci na swej ostrości :>
I znów ta wyjątkowa zgodność z Kubackim (mam wrażenie, że gnom też za Adelajdką nie przepada, prawda...?). Oni naprawdę mają dużo wspólnego... To też jest rodzaj mojego OTP, ale nawet nie wiem jak je nazwać. Złośliwe OTP? Wrogie OTP? No idea.
"automatycznie poczułam obiad z komunii w gardle" - to się chyba nazywa hiperbola. I ta hiperbola zrobiła mi noc :D.
"Ja tylko mam nadzieję, że Naczelny Polski Ornitolog chociaż próbował oponować. Bo inaczej w ogóle bym straciła wiarę w ludzkość" - <3 <3 <3 LOVE <3 <3 <3
...i, że niby Anitka na prezydenta? No chyba nie! Zginęli by marnie z taką dziunią :/ przeca ona by tylko w Oleczka gały wlepiała, a biletów trzymać nie byłoby komu. O pozostałych stu piętnastu tysiącach dwieście pięćdziesięciu ośmiu innych Tośkowych obowiązkach nie wspominając :P
Gębala zepsuł taki piękny plan...! A Planica to naprawdę takie zadupie? Hmm, w sumie trochę jak Wisła - prócz skoczni to tam wiele nie ma. Z większych sklepów tylko Świerk i Biedra :P
Ale Fannis zawsze na posterunku. I czy mi się zdaje, czy Tośka wykorzystuje fakt, że krasnal czuje do niej miętę (bo nie piniądz, niestety. Prędzej post-studencką biedę)? Nieładnie, Tosiu, nieładnie!
Nie wiem czemu, ale jak Fanni mówi "Alex" to myślę o Papie Szteklu -.-'
"Fajny był i bez wstrząśnienia mózgu. W sensie z mojej strony" - druga część cytatu zdecydowanie potrzebna, ale to chyba zabieg celowy ;) It makes it funnier :P
O, czy te cztery żołądki to mój wpływ na Ciebie? Wpływ niższej inteligencji na wyższą, jednak istnieje coś takiego? XD A poza tym - wciepa na Atresolkę zawsze spoko :P.
I co to za niezdrowe odżywianie! I jeszcze torturuje krasnala widokiem jedzenia! Jak oni jedno jabłko na miesiąc dostają! (tak, przypomniała mi się ta przeróbka filmu z Tumblra, tak).
Aaaa... więc to tak, Socha? Jak Zniszczoł był cacy, to Fannisek był be. A jak Zniszczoł już nie cacy, to nagle Fannisek przestał być be? Ładnie to tak? To się chyba oportunizm nazywa, wiesz?
Tylko mi nie mów, że Andersik szipuje moje OTP! Trocha niezorientowany ten liliput, może nie dosięga do lady kiosku to i z prasą jest nie na bieżąco? (okej, to był strzał w stopę, bo jesteśmy tego samego wzrostu)
"Stary jak Walter Hofer" - przypomniało mi to historię z dzieciństwa, kiedy spytałam, czy babcia pamięta dinozaury. Babcia nie pamiętała, ale król przestworzy pewnie sobie z T-rexem miłe pogawędki ucinał ;).
Oni się pomieścili w tym Maku z wałówką dla dwóch ekip? Przeca to ma spust jak szarańcza, te sterczące żebra to tylko zasłona dymna!
Czemu Janusze narzekają na Szwabów, skoro akcja dzieje się w Słowenii (NIE Słowacji, jak myślą niektórzy <3)? Czyżbyś za bardzo przywykła do Szwabolandu, huh? A pani lekkich obyczajów być musi. Polak bez niej to jak żołnierz bez karabinu :P
"Jedynym powodem, dla którego nie oblałam Fannemela resztkami coli był fakt, że była to cola. A colę trzeba szanować" - to mi się tak bardzo skojarzyło z panem D. z "Percy'ego Jacksona", że strzelałabym w ciemno, że to odniesienie, ale wiem, że nie czytałaś. No, chyba że coś się zmieniło w tej kwestii, huh?
Hmm, czy Andersik nabrał nadziei?
I co ta Tośka za dziwaczne myśli ma?! Robienie Zniszczołowi na złość to jedno, układy z Kubackim też jestem w stanie zrozumieć, ale wymienianie płynów ustrojowych z latającą norweską myszą to za dużo! Socha przestań natychmiast! Jeszcze ci się głowa od tych żyłowych nart nie zagoiła, czy co?
No, opamiętała się.
CDN
"Zabiję tego ryżego gnoja. ZABIJĘ!"- a więc zniszczołowa kuracja poskutkowała. Minimalnie, ale jednak. Sądząc po reakcji Sochy, zdaje sobie z tego sprawę, ale nie bardzo jej się to podoba.
UsuńChwila, właśnie skojarzyłam fakty.
Bo, Oleczek dojrzał Tośkę z Fannisem w znakomitej komitywie, posłał jej nienawistne spojrzenie, vide: jest zazdrosny.
A to stawia końcówkę rozdziału w zupełnie innym świetle (mam się do tego odnieść na koniec, zapisz, zapamiętaj!).
No bo dziesiąte miejsce w kwali to wyczyn, którego nie powstydziłby się sam Prevc, co ty Socha? Nie wiesz takich podstawowych rzeczy? Padać mi tu zaraz na kolana i Kubackiego po piętach całować, bo on tu na rekord świata i całego kosmosu idzie...
...w byciu pyszałkowatym narcyzem z rozdętym ego.
"Kruczek dumny chodził jak paw" - orły, kruczki, pawie... cała ptaszarnia! Jeszcze gołębi brakuje (no chyba, że GŁĄBY się liczą), bo i wróble się pojawiły. I inne ptaszki... znaczy się. Ten, no.
Pas, już nic nie mówię. Się pogrążam chyba.
A Tadzio to musi być pijany szczęściem, że wszyscy tacy gadatliwi, hmm? (Ale Titusa to ty nie tykaj, be! Niedobry Tadzio! Przeproś, przeproś natychmiast!)
Hmm skokowe drugie połówki = armagedon?
"Antoś" - ojejej! Zachwycałam się już relacją Tośki z różnymi osobami, ale z Miszczuniem to chyba nie. Więc, uwaga! ZACHWYCAM SIĘ. Skoro Kruczuś to tatuś, to Kamiś to taki fajny starszy brat, co nie?
"(W kontekście skoków nawet progi nie są już progami)" - co fakt, to fakt. Od Sylwestra 13/14 moje życie nie jest już takie samo. Kiedy plac Miarki zmienia się w plac Murańki WIEDZ, ŻE COŚ SIĘ DZIEJE.
Tośkę obchodzi atomowa odległość między (jeszcze nie) Zniszczołami? Hm, czyżby... zazdrosna?
Tośka niewzruszona, bo przeca ona od dawien dawna to wie, pff! A Titus się czepia. Trochę jakby bawił się w jej sumienie, niemal jak Jimmy Świerszcz (Tsa, OUAT i SPN mnie napadło ostatnio, się zgadza).
Zamiast "Kółko Wzajemnej Adoracji" przeczytałam aborcji, hmm, chyba za dużo wiadomości ostatnio oglądam, meh. A w kontekście to zabrzmiało co najmniej źle, mózgu ić stont!
Pff! nie dogodzisz, racja! Tak źle i tak niedobrze. Ale Muraniek superhero (<3 <3 <3) ratuje sytuację i głowę Sochy przed dekapitacją i pozwala jej się zmyć.
Raz jeszcze gratki, Miszczu!
(ech, właśnie sobie uświadomiłam, że... tsa. Schemat, schemat... znowu :<)
Myślę, że Kruczuś doskonale wiedział, że Tośka psychicznie nie zniesie obecności nawet ćwierci nielota, stąd ta jedyneczka. A zdrowie psychiczne mu się przyda, bo dzieci zdaje się ma odpowiednią już ilość (o, a propos Kruczka... mam co nieco do napisania).
I DOBRZE, ŻE NICI Z SEKSÓW! Jeszcze go na dzieciaka naciągnie i umarł w butach. A kto małe, ryże będzie niańczył? No Tośka, no! Bo przeca doświadczenie ma. Nie ma takiego bicia, jak się Oleczek na gębę Kubackiego napatrzy, to mu się wszystkiego odechce, nawet Agatki.
(to znaczy, że Agatka sama też, czy ją Kotowej upchnęli na przykład?)
A to ci Stochy! To znaczy ja wszystko rozumiem, ale mogli chociaż pokój osobny dostać. Meh, nie pomyślał Łukasz. Albo Tośka, ale skąd mogła wiedzieć, że babski armagedon nadciągnie w pełnej krasie?
(Ty mi tu nie mów o bytomskich szpitalach, prosza Cię! Ja tam się uczę... ponoć.)
Meh, co prawda, to prawda. Olek Tosiaczka zna, bardziej niż jest jej to na rękę. Rozszyfrował ją jak Polacy Enigmę i kropka. Noc to abrdzo dobra pora na myślenie, Tosiek! Bo do słusznych wniosków dochodzisz przecież - Oleczek chciał dobrze, a że wybrał taką a nie inną drogę? Cóż charakter masz ciężki kobieto i do ciebie trzeba z kijem, bo marchewka nie działa.
"Prowadziłam wewnętrzne dialogi, jutro rano wysyłam faksem Boskiemu Apollo rachunek za odszkodowanie" - a Mittnerówna już zaciera ręce, oskubanie Pola ze związkowej kasy zawsze na plusie. Może z Tośką jakąś spółkę założą, co?
CDN
No tak, nie da się ukryć, ze z ojcem to Olek trochę przesadził. w emocjach różne rzeczy człowiek mówi, w tym wypadku akurat prawdziwe. Ale za to bardzo bolesne. Bo pewnych spraw dotykać nie nalezy i kropka. A już na pewno nie w taki sposoób.
Usuń(jasne, Titus, na brata zwalaj, pff! Ach to rodzeństwo!)
"może Prevc i ekipa są jak konie i po prostu nie sypiają" - niektórzy nawet takie twarze mają z leksza końskie. I to spanie nie tyczyło sie przypadkiem Oleczka, huh? ;)
"Skrobota pierwsze słowo brzmiało KURWA, a ja je powtarzałam jak mantrę aż do końca dnia" - Kacperek trafnie podsumował, Tośka podchwyciła, a ja chcę cały sztab na wynos, obwiązany czerwoną wstążeczką, OK?
....dobra, może być bez wstążeczki.
Ech te faneczki, nawet do klopa za tobą polezą, ech. Sława to kapryśna przyjaciółka, Harry...
Wait, to nie ta bajka, ups.
"Kubacki to był taki pewien swego, że już planował, gdzie postawi swoje trofeum. Ja Wam powiem gdzie: w pokoju Prevca" - Tosia trafia w sedno jak zwykle. Ale kto mendzie zaborni marzyć, nie? No prócz Sochy, oczywiście. Zawsze go na ziemię sprowadzi, nie?
Żyłkowe breloczki som super! Czasem dla relaksu sobie plotę, choć ciężko teraz dostać.
(czy to znaczy, że jestem tak stara jak Socha? :O)
"znosiło go na prawo"[...] Ja nie wiem, on ma cięższe kości po tej stronie, czy co?"- ha, a na to nie wpadłam, to może być jakaś myśl...! Wyjaśniło się dlaczego Dejvi taki zboczony jest... znaczy się, zbaczający, zbaczający!
(the hell? jeszcze nie ma dwudziestej trzeciej!)
To z wątrobą, też nie jest głupim pomysłem, hm.
Hm, jakby nie było, Menda ma rację - Sosze zabrakło argumentów! :O "Przekopytkował", padłam!
Jak to nie zrozumieli? Padalce może i brzmią tajemniczo, ale "kurwa" to już zwrot międzynarodowy wręcz!
Z jej następnego monolog wynika, że Zniszczoł jest źródłem wszelkiego zła, z lekką pomocą mendy i Aurelki. To oznacza, że żywi względem niego jakieś uczucia
KOT MACIEJ. Ostatnio widziałam się z moja nauczycielka z liceum i opowiada nam coś, a nagle: "Bo u nas w domu każdy kot - czy to kocur, czy kocica - nazywał się Maciek". Wyobraź sobie moją minę XD
- koniec przerywnika osobistego -
Biedne Muraniątko :<<< Ale konkurs układa się zacnie, c'nie?
KICIA NIE SIEJE PANIKI? łolaboga co się dziej, podmienili go czy jak? Gdzie jest Kicia, oddać Kicię, toć to nie Miaumiałek, skoro nie lata jak kot z pęcherzem...
A, okej. Kasieńka ma na niego dobry wpływ, dobre fluidy (nie tylko kosmetyczne) wysyła, więc Z Kici nam się Tygrys zaraz zrobi, roar!
Socha pilnie potrzebnej okulisty, bo jeszcze parę razy wywróci oczami, to jej te gały wypadną 100% siur! A parę razy wywróci jeszcze na pewno!
Zwięrzęcy magnetyzm, ekhem! *dziesięć minut krztusi się korniszonem właśnie konsumowanym* To żeś pojechał, Kubacki!
...ale Socha tobie lepiej XD.
Tęsknię za czasami, kiedy Kruczuś z Janusem sobie do końca marzli w gnieździe, wiesz? :<
"Ale to już było i nie wróci więcej..." - co ja gadam, wróci, WRÓCI! MUSI wrócić!!!
"Pomachał do kamery i w milczeniu zmienił przy nas ubranie" - co to za ekshibicjonizm, co? Ładnie to tak? Przed Tośką golizną świecić, Brutusie ryży, zawszony? Przed Azalią sobie paraduj w stroju Adama (bynajmniej nie Małysza), ucieszy się na pewno, Apollo się becikowego dorobi i wszyscy będą szczęśliwy. Tylko Socha cię na tamten świat przetransportuje w trybie nagłym.
Dobrze, że Prevc na parkingu nie wylądował :P
O, przynajmniej komuś innemu niż Tośce grozi wizyta na kardiologii. Nie polecam, można tam spotkać bandę studentów, wypytujących o każdy najdrobniejszy szczegół życia, nic przyjemnego!
Ogółem cały opis tego konkursu jest cudnie tośkowo-gburowato-zabawny, ale ja już nie umiem w komentarze, musisz mi na słowo uwierzyć, że kocham tego fragmenta mocno, mocno!<3
CDN
Nie będę się czepiać tych tościków, bo to chyba ja się podświadomie zainspirowałam, no ale dajmy se raz a porządnie po mordzie i przestańmy po chamsku zrzynać, okej?
UsuńŻartuję oczywiście, ale obawiam się, że moja podświadomość, w końcu przebierze miarę i mnie udusisz za plagiat XD
Dżemik? Zdrowszy? Przesz to sam cukier! Jajecznica białko zawiera przynajmniej, witaminy! Pełnowartościowy posiłek niemalże, a taki dżemor to bomba kaloryczna...!
...a w sumie to nic nie mówiłam, nic! (niech Antenka żre i grubnie, o!)
Ugh, Anastazja nawet przez tośkowy filtr sarkazmu nie wydaje się zjadliwa, bleh *rzygam tęczą*. Ja to bym na miejscu Oleczka ją w rzyć kopła i na Jowisza wysłała, bo świergolenia słuchać się nie da, ale jak widać miłość nie tylko ślepa ale i głucha.
Niedorozwinięta w ogóle chyba.
Nie wiem, jaka jest śmiertelna dawka glukozy, mózg chyba jest w stanie przerobić każdą ilość (zgarnia dla siebie aż 70%, czaicie to? taki zachłanny!), a przynajmniej mój, ale czuję grozę sytuacji!
Ta gra słowna z Kicią! Kocham! XDDD
Niemożność picia kawy to najgorsza kara z możliwych :<<<
Ale jak to? Kruczusia? Kubłem wody? I TO ZIMNEJ? Tosia, ale dlaczego, dlaczego byłaś taka brutalna (tak, wiem, to stan twój permanentny, chill, pamiętam)? A jakby doznał szoku termicznego? Hipotermii? Zawału? Przeziębił się, katarku nabawił? Hę?
Pomyślałaś o tym w ogóle?
Ale fakt, skuteczność 100%.
Owszem, z ręką w nocniku a to znak, że powinnaś zostać Socha, wiesz?
(i taką rozkminę mam - wiem, że będą Tośki Dwa, ale mam wrażenie, że Tosia współpracę z kadrą zakończy i będzie tam występować w zupełnie innej roli)
...o, i są gołąbki. Ja to mam nosa! Pełna ptaszarnia, bab mają mało ot, co!
Wait, staph, nope. To nie tak miało być!
"Obwiniam cię, Ryży Brutusie, za nieszczęście całego żywota mojego" - ...a nie mówiłam? Nie wiem czy to ja, czy to moja podświadomość mi podpowiada, bo już to czytałam. Dawno, bo dawno, ale.
Hobby zastępcze XD. Jak się nie umie latać, to można zawodowo spadać na bulę. Szkoda tylko, ze total no-profit.
"pomstowała na ogólną ponurą kondycję wszechświata (Dzióbao go to bardzo)" - gra słów, uwielbiam!
Ej, ej, ej! Katowice wcale nie takie szare, wypraszam sobie! Toć to bardzo zielone miasto jest!
Aż mi się smutno zrobiło, bo Tosia będzie tęsknić za tą bandą. I chyba wbrew temu jej wiecznemu marudzeniu, takie pałętanie się po świecie przez ostatnie miesiące dobrze jej zrobiło - uciekła przed nieciekawa domowa rzeczywistością. Teraz musi stawić jej czoła, oraz świadomości, że przyjęła tę pracę po części dlatego, że chciała przed tym uciec, próbować czegoś nowego, być może odkryć sposób na siebie.
...no nie?
O kurczaki, Socha przyznaje, że jest mendą! Co tu się dzieje, kuracja Olka zadziałała aż za abrdzo...! (no może jednak nie aż tak bardzo, ale widać efekty, łolabogoa!). I cały czas to samo, a raczej Tośka odkryła rzecz oczywistą. I wygląda na to, że ona ręki na zgodę nie wyciągnie, jest a to zbyt uparta. W sumie gdyby nie kłótnia z Olkiem, myślę, że rozważyłaby poważnie pozostanie na swoim stanowisku na kolejny sezon, ale w tym układzie nie am raczej na to szans.
O, kolejne babsko do kolekcji, kto zacz?
Myślę, że dokładna charakterystyka Sochy krąży po skocznym świecie, ku przestrodze co bardziej narażonym na jej gniew jednostkom.
O, dziunia wali prosto z mostu, nie patyczkuje się, ot co!
...a ogar Sochy -> facepalm!
"Wiele chorób widziałam, ale takiej jeszcze nie. Mimo Murańki w kadrze" - Muraniek to stan umysłu, heh.
"w tej kadrze jest jeszcze dziesięciu innych facetów, którym z chęcią wyrwałabym nogi z dupy, niekoniecznie z wielkiej afektacji" - to by chyba było sado-maso, czy coś. A od nienawiści tylko mały krok do miłości, więc w przypadku Toski...
CDN
Zdaje się, że Tosiaczek tak rzadko Kubackiego nazywa Dawidem, że zdążyła zapomnieć jak ma na imię XD. Miałam w liceum takiego kolegę - nikt nie pamiętał jak ma na imię, bo miał bardzo charakterystyczne nazwisko. Do tego stopnia, że kiedy jakiś nauczyciel zawołał go po imieniu, nawet on sam zreflektował się dopiero po chwili.
Usuń- koniec przerywnika osobistego -
...wracając, zdolność kojarzenia najprostszych faktów dzisiaj zdecydowanie u Tośki szwankuje. A! Bo nie wyspała się biedaczka, ech.
...dopiero teraz skojarzyła, że to Nartka? Ech, obraziwszy najpierw mendę (słusznie, bo słusznie, noale) kilka razy? Jak jej się cizia zaraz odwinie, to ino raz (a potem Socha jej odda i będzie po ptokach). Bo, kij, że obraża Kubackiego, te zniewagi sugerują, że panna elegancka nie ma gustu!
"Swoją drogą nie tak ją sobie wyobrażałam" - spokojnie, spokojnie. Po 20 latach małżeństwa ludzie się do siebie upodabniają, więc wizja Sochy jeszcze się spełni. Może choć Kubacki wyładnieje nieco ;)
"brzmiało to trochę jak „allez” w „ALLEZ LES BLEUS”" - stąd Ci się wziął ten francuski w pierwotnej wersji?
Oj, Socha, Socha. Takie to proste widzisz? Recepta dla Martki była prosta, a ty? Nie możesz opieprzyć Zniszczoła, sprzedać mu liścia, pokajać się nieco i wyciągnąć rękę na zgodę, bo buziaczki są chyba w tej wersji nierealne? Ech, tu już to nie wygląda tak prosto, co?
(cóż serwisancie narty też noszą poniekąd, a profitów z tego względu brak)
"A słoneczko pięknie mu rozświetlało odbitą na czerwono dłoń na ryju" - chyba lubię tę Martkę, wiesz? Jedna, jedyna Tośki posłuchała od A do Z, o!
"Zniszczoł zagra tę najbardziej poszkodowaną: rudą, chudą i durną" - pociski Sochy robią się coraz ostrzejsze, ale coraz mniej prawdziwe. Zawiść przez ciebie przemawia moja panno! Przemyśl swe zachowanie! A skakajce niech się od bicy odtentegują, toć to Stękusiowa domena jest, o!
Niech puszczają tych Słoweńców przed siebie, przynajmniej nie wylądują TUŻ ZA podium, o.
Tosia, Tosia... Oni wszyscy się o was martwią. Bo fajnie żeście się zakumplowali, Olek z ciebie ludzia zrobił, a teraz jest kwas i znowu robi się z ciebie wrzód. Dziwisz się, że chcą was pogodzić? Oni w końcu wiedzieli. Wszyscy. A najbardziej się Olkowi obrywa. Wyrzuty sumienia ich gryzą trochę, no. Bądźże ludzka, Socha. Wybacz mu, co?
"A ja z gęby dupy dłużej robić nie zamierzałam" - zasadniczo, człowiek jest istotą wtóroustą, to znaczy, że w rozwoju zarodkowym pragęba stała się odbytem, a zarodek wykształcił nowy otwór gębowy. Więc... Socha, spokojnie, każdy z homo sapiens to przechodził, nie jesteś jedyna.
Go Sobczyk! Przemów mu do rozumu! To znaczy ty, sztab i skakajce pozostałe. BO JAK SIĘ OLEK W GNIEWIE Z TOŚKĄ ROZSTANIE, TO JA GO ZNAJDĘ I MU JAJA U SAMEJ SZYI UKRĘCĘ!
Hm, czytanie Tośków wyzwala u mnie negatywne emocje chyba, huh.
"że mną wstrząsnęło jak colą, do której ktoś wrzucił miętówkę" - e, a to było w zwiastunie! :D
No, toś Hamerykę odkryła Socha, ze tym jełopom zależy na tobie i na twojej obecności! No pewka, że będą za tobą tęsknić. Jakiś element ogarnięcia do tej kadry wprowadziłaś, rozrywkę na pewno też. Masz ich po swojej stronie, babe!
Masowanie mózgu mija się z celem, bo nie posiada on zakończeń nerwowych - słowem, możesz go sobie dźgać, a i tak nic nie poczujesz. Zatem masaż wiele nie da, bo i tak tego nie poczuje :<
(fizjo ryje mózg, zabierzcie mi klawiaturę!)
"Na dobry początek drugiej serii Tande został zdyskwalifikowany za nieprzepisowy strój" - oj, ale Ty go nie lubisz, Charlie, oj. I podejrzanie mi to przypomina sytuację z drużynówki w Klingenthal, hm? Ale to dobrze dla nas! Choć czwarte miejsce boli najbardziej :/. Z drugim jest podobnie. Z trzeciego się cieszysz, bo jest podium, a drugie to pierwszy przegrany, ech.
"Na parkingu by mu odległości nie policzyli" - XD
Brak telemarku i osiemnastki? Pff! chyba za nazwisko! Jak bardzo cię lubię, Prevc, to tym razem ci się nie należało, o!
CDN
I już Tośka Planicy nie lubi (a lubiła w ogóle...?). Ech, takie podium na koniec drużynowe fajne by było, ale jak się nie ma, co się lubi...
Usuń...to się kradnie to co się lubi! Może jeszcze jedno dsq komuś, hm?
Tsa, Kubacki to by tylko imprezował, pf!
"Bo będzie pawik albo prawy sierpowy. Sama nie wiem, co gorsze" - Ja bym obstawiała jednak pawika. Przed sierpowym można się uchylić, a pawika trza zutylizować jakby nie było.
Na chrapanie najlepsze jest ciepanie laciami! #potwierdzoneinfo
Muraniek i ogarnianie? Mój świat lęgnął (częściowo) w gruzach! Boję się tej imprezy, skoro Klimatronic ma ją organizować w jakiejś części :O.
Jakby Tośka wzięła Zniszczoła w obroty, to by jeszcze Prevcowi kulę zgarnął, o!
Taka mnie refleksja naszła, że w opowiadaniach skokowych koreańskie medale już dawno są rozdane, a za te dwa (co? już dwa?!) lata wyskoczy jakaś niespodziewana niespodziewajka i na przykład się te medale Koreańczykom dostaną, o!
Socha nadal nie ogarnia, ale snu jej brakuje przeca. "Wielkie bydle"? Wpraszam sobie! To to chude takie, zabiedzone, żebra odstają... ale fakt, do trzymania na rękach się nie nadaje.
Swoją drogą, śmiechłam mocno.
BORZE DROGI SZUMIĄCY I ZIELONY! KLEMENS OGRANIA RZECZYWISTOŚĆ (w niespotykanym u niego stopniu, ale) CO TU SIĘ PODZIAŁO?!
Ech, te dzieci to jakąś dziwną moc sprawczą mają :O
A ten kot to całkiem ciekawy problem filozoficzny jest.
Kot Wellingera? XD Okej, wszystko wraca do normy.
...może Klimek po prostu głuchy jest? Skoro na oczy niedomaga to i może uszów się musi ortetycznych dorobić, huh?
Co by Tośka powiedziała? Co za różnica, w końcu przecież jest prosiakiem. Czasami nawet ordynarnym!
Miszczunio to klasa sama w sobie! Ładnie się z kibicami pożegnał, o!
"A potem Kruczek machnął biało-czerwoną flagą po raz ostatni w sezonie 2015/2016" - machnął po raz ostatni, w ogóle. Smuteczek :<
...no chyba, że jakieś zagięcia rzeczywistości planujesz? W Tośkach Dwa, ofc!
(tak, w ten mało subtelny sposób sugeruję Ci, że jestem na tak)
"Był ex aequo z Wellingerem i stało się oczywistym, że stanie na podium Pucharu Świata" - brawo Oleczku, brawo! W nagrodę możesz się przeprosić z Tośką. Teraz ci wszystko wybaczy, bo pijana szczęściem twoim jest, jasne? Więc zbieraj poślady i pędź do niej, jasne?
Bo może i nadepnąłeś jej na odcisk, ale zależy jej na tobie i kropka. Nie spapraj tego, cymbale!
No logiczne, że Kula na końcu! W końcu najlepsze (i najcięższe) na koniec!
Olek i mikrofon to chyba złe połączenie. Mam wrażenie, że NIE BĘDZIE śpiewał, ale nie jestem pewna czy to dobrze, czy źle.
Oleczek będzie składał podziękowania? O kurczaki, tego jeszcze nie grali!
"i nie zakładam, że jeszcze mnie tu kiedykolwiek zobaczycie" - no, jak cię Tośka zatłucze za ten brak wiary w siebie, to owszem, może to być problematyczne.
"Chciałbym jednak przede wszystkim podziękować jednej szczególnej osobie, bez której dziś bym tu nie stał" - powtórzę za Tośką: Oooo... to brzmi dziwnie. To brzmi tak, jakby własnie próbował się zrehabilitować i publicznie jej podziękować. No, za takie coś to go Tosia zabić nie może, chyba że za publiczne zrobienie siary. Czyżby rozmowa, którą Tosi obiecał Sobczyk, dała taki fenomenalny efekt...?
Zdroworozsądkowe, pesymistyczne podejście Sochy. Bo lepiej się miło zaskoczyć, niż niemile rozczarować, co?
...a jednak brzmi to bardzo, bardzo, BARDZO jednoznacznie! Bo kto, jeśli nie Tosia znosił Zniszczoła przez te wszystkie miesiące kiedy było dobrze, kiedy było źle. Pocieszała, kiedy mu nie wychodziło, motywowała do pracy, kopała w zadek, pamiętała o skarpetkach, parzyła herbatkę, pilnowała, by gogli nie zapomniał, biła po głowie kiedy za bardzo narzekał, martwiła się, kiedy upadał (a nie, to się nie zdarzyło, noale). No Tośka, no innej opcji nie ma!
I JĄ NA DODATEK PRZEPRASZA ZA NIEDOCENIENIE! Lekarza! Ktoś coś zrobił Zniszczołowi! Pacnął w łepetynę, czy on przypadkiem o zeskok nie przyorał?
(może jednak będą z tego dzieci...?)
CDN
Mina Prevca musiała być w tym momencie genialna. Stoi taka ruda wesz obok niego, przez kilkanaście minut ględzi coś z tym masakrycznym szeleszczącym akcentem do mikrofonu, jakieś banialuki opowiada, potem mu go wtranżala do ręki i z ozorem leci wycałować Tooo-...
UsuńWAIT.
WHAT?!
ZNISZCZOŁ JA CIĘ ZNAJDĘ I ZAMORDUJĘ! TWOIMI WŁASNYMI NARTAMI W ZESKOK LETALNICY W BIJĘ, AŻ NA DRUGĄ STRONĘ W AUSTRALII WYLEZIESZ, KANGURY NA DRZEWACH PROSTOWAĆ!
No, ja przepraszam bardzo, co to ma niby być?! Azalia?! Do Arletki te peany pochwalne były? Za co, ZA CO JA SIĘ PYTAM, na krótkofalówki Hofera?! Wyskoczyła jak diabeł z pudełka w połowie sezonu, jeśli go wspierała to ino telefonicznie, nie użerała się z nim niemal 24/7 niczym Tosia, nie znosiła jego humorów, nawet w połowie nie zasłużyła na te wszystkie podziękowania, z których co najmniej 3/4 jej nie dotyczą!
A Tosi i owszem.
Aż mi się smutno zrobiło, jak tak na Tosiaczka teraz patrzę. Bo i ją serduszko zabolało. Nie dlatego, że liczyła na podziękowania z jego strony, przeprosiny, czy choćby ćwierć dobrego słowa. Nie dlatego, że jest o Agatkę zazdrosna.
Zabolało ja jedynie to, że to ona zebrała całą śmietankę, podczas gdy, nie zrobiła niemal nic, by się do triumfu Olka przyczynić. Nie zrobiła nic, a Zniszczoł ślady jej stóp niemalże całuje, podczas gdy Tosia nawet połowy dobrego słowa nie usłyszała od niego. A to nie tylko on "naprawiał" ją. Ona również pomogła mu się pozbierać. Pozwolisz, że sparafrazuję samą siebie (ego mi rośnie, halp!) - oboje byli sobie potrzebni, oboje potrzebowali "naprawy" z rąk tego drugiego.
I tu przejdę do podsumowań niejakich.
Najpierw cytat: "Wargi mnie bolą z niepocałowania".
Ja już się dawno pogodziłam z tym, że TOLEK może i jest real, ale w zupełnie nieromantycznym sensie. Ale jakby spojrzeć na koniec tego rozdziału, to przez moment czaiła się w głowie, czy też sercu myśl, że Olek te wszystkie piękne słowa do Tosi kieruje, to do niej podchodzi z ewidentnym zamiarem pocałowania jej. Nawet ona tak myślała, wręcz już przygotowała się na odparcie tego ataku na jej przestrzeń osobistą. Ale to nie do niej Olek podszedł, to nie ją całował. I zabolało to Tosię, zabolało to "niepocałowanie". W takim metaforycznym sensie. Bo za całusy to Zniszczoł by został na Marsa wysłany z traperkiem w rozwalonej głowie, ale tu chodzi o całą otoczkę. Bo w pakiecie z całusami były te całe podziękowania, przeprosiny, to wszystko, co należało się Tosi jak psu buda, a trafiło w ręce (a w sumie to w usta) Agatki. I to Tośkę zabolało, i to cholernie zabolało.
(nie jestem pewna, czy ogarnęłaś o co mi chodziło, bo już późno i źle mi się skleca zdania, ale liczę, że nadal nadajemy na tych samych falach ;>)
I zanim przejdę do piosenki, jak obiecałam, hen, hen wcześniej, kajś na początku, to jeszcze taka obserwacja, która mi się przy scenie z Fannemelem nasunęła.
Bo, zastanawiałam się, dlaczego Olek takiego wałka Tosi wywinął. Dlaczego takich bzdur o Agatce nagadał, dlaczego powiedział to wszystko, co powiedzieć powinien Tosi, tylko kopertę źle zaadresował. I ja tu się dopatruję zwykłej zazdrości. Bo Olek dostrzegł Sochę w doskonałej komitywie z Fannisem. I chyba poczuł się zdradzony - bo przecież on tu się poci, męczy, użera z Sochą przez te wszystkie miesiące, znosi jej humory, odgaduje zachcianki, pociesza, wysłuchuje, zmienia na lepsze, a ona jak mu się odpłaca? Robi wielką awanturę, drakę na pół Willingen i kiedy ich czas się kończy wcale nie próbuje wyciągnąć ręki na zgodę, a prowadza się z norweskim kurduplem, który co dla niej zrobił, no co?! NO NIC!
Brzmi znajomo, nie? Tak trochę jak moje oburzenie fragment wyżej. Bo to trochę tak, jakby Olek chciał się na Tosi odegrać, pokazać jej, że podeptała jego uczucia, że też nie jest bez winy. Że on też czuje się niedoceniony, bo przecież częściowo o to się pokłócili - że Tośka nie dostrzegła, że Olek starał się zrobić z niej lepszego człowieka. A raczej po prostu nie dopuszczała do siebie tej myśli.
Oboje są siebie warci, ale Olek przesadził.
CDN (ostatni! chyba...)
Nie uwierzę, że naprawdę uważa, że to Agata jest źródłem jego sukcesu, miłość zaślepia, ale nie aż tak. W pewnej części na pewno zrobił to z premedytacją i ja się tej wersji będę trzymać.
UsuńA teraz mi Youtube zapuszcza Donatana, więc włączam Podsiadłę i jeszcze słów parę o podkładzie muzycznym.
A, że ja nie umiem w piosenki, bo ja wzrokowiec jestem, a nawet tekst przed nosem nie pomaga to tylko kilka cytatów i kilka wniosków do nich:
„Tę wojnę wygra tylko jeden” - między Tosią a Olkiem bez wątpienia panuje coś na kształt wojny i któreś musi ustąpić, bo oboje nie są bez winy. Któreś pierwsze musi się pokajać, a że boje są butni i uparci, będzie to dla któregoś z nich rodzaj porażki. Które musi spuścić z tonu innego wyjścia z tej patowej sytuacji nie ma.
"Brakuje mi tych naszych wspólnych chwil!" - nie da się ukryć, mimo iż Tosia próbuje, że tęskni za tą relacją, którą miała z Olkiem jeszcze w Willingen. Bo dobrze się dogadywali, było im ze sobą dobrze na ten ich dziwny sposób. W końcu Zniszczoł był jedyną normalna osobą w tej kadrze, nie? No, może nie licząc Miszczunia.
"Czuję, że to już koniec, to już koniec" - owszem, Planica, ostatni konkurs. Jeszcze tylko pata, a potem Tosia zrobi papa, i tyle ją widzieli. Jeśli Olek się nie ogarnie i czegoś nie zrobi to kaplica. Będzie jej potem po Kato-Pato szukał. A to duże miasto w końcu jest.
"Mam mętlik w mojej małej głowie" - a kto nie ma? Jak się wyplątać z tej całej sytuacji, co?
"patrzymy tylko w dobrą stronę" - i to daje mi nadzieję na to, że nie będę musiała Zniszczoła odszukać i zabić. Że jednak się ogarnie i zrobi to, co powinien.
Pewnie jest tam więcej niuansów w tej piosence, które powinnam wyłapać, ale ja nie umiem w piosenki, mówiłam. To "białe i czerwone" skojarzyło mi sie jeszcze z kibicowaniem naszym orzełkom, kruczkom, zwał jak zwał, ale to tyle z mojej strony.
Zauważyłaś pewnie, że o Sosze mówię tu często "Tosia". wiesz czemu? Bo stworzyłaś bohaterkę dynamiczną i to już nie jest ta wredna, bezwzględna, złośliwa Socha. Misja Zniszczoła zakończyła się sukcesem i wyciągnął z Antka Tosię. Zwłaszcza teraz widać to, kiedy tak brutalnie podeptał jej serduszko. No bo, powiedz? Czy ktoś, kto odchodzi zawiedziony z opuszczonymi ramionami, rozdarty, zasmucony... nazwiesz go Tośką? Czy też może Tosią? Wychodzi z niej ta skrzywdzona dziewczynka w białej sukience na huśtawce. (tak, pamiętam tego oneshota). W tym rozdziale zdecydowanie jest Tosią i już.
No. Napisałam. Nie wiem, czy to się nadaje do publikacji, ale publikuję ku Twej (mam nadzieję) uciesze. Nie wiem skąd cytat, bo ja taka nieobyta kulturalnie. I skoro soundtrack ma być ironiczny, to cały fragment mojej pseudoanalizy możesz wyciepnąć do hasioka, myślę. Ankietki zagłosowane, oczywiście.
No i najważniejsze: TOŚKI DWA MAJĄ BYĆ, KONIEC I KROPKA! Bo Cię będę mendą szaflarską szczuć! Pamiętaj, że wiem, kaj mieszkasz, dziołcha! I kaj studiujesz! Nie wiem ile Ci tych głosów na "TAK" jeszcze brakuje, ale pamiętaj, że mój głos się liczy podwójnie!
No. Tyle. Idę spać. Dobranoc!
PS: Nowy rekord? Or not? XD
PS2: Buziaczków moc, laku noć!
Juhuu, odpisuję, jak zwykle, poniewczasie. :P
UsuńZ tym „nowotarskim” sama się upominałaś?
Titus jest ucieleśnieniem kawaii! :D
PRZESTAŃ, ARIELKA BYŁA PIĘKNA! Nie, żeby Anitka jakoś mniej, no ale jednak... To zderzenie sacrum z profanum. XD
Moje prywatne odczucia nie mają nic wspólnego z obecnością Krafta w tym rozdziale. Ale stał na drodze Zniszczołowi, kogoś trzeba było usunąć. XD
„ „Żyła huknął w dół jak winda z przeciętymi kablami” - UWIELBIAM te obrazowe porównania. Wyobraziłam sobie takiego Pietrka lecącego w dół szybem windy z powiewającymi kablami za sobą i schrypniętym „hehehe” odbijającym się echem od ścian + kreskówkowy świst powietrza do tego i takaż sama dziura w ziemi po lądowaniu :P” – Ty mały śmieszku! :D
A w markowych brylach się nie powinno, ponoć szybciej zepsują wzrok niż słońce odbite od takiego śniegu.
„Bosz, czekolada to jest chyba waluta w tej kadrze” – zgadzam się!
Jeśli Kubacki nie przepada za Agatą, to wyłącznie ze względu na wydarzenia, które miały miejsce później (i właśnie dlatego nie powinnam pisać komentarzy, kiedy nowy rozdział już opublikowany). Bo, co tu się będziemy czarować, zamroczyła Olusia. Ale do tego też się odniosę niżej.
„I czy mi się zdaje, czy Tośka wykorzystuje fakt, że krasnal czuje do niej miętę (bo nie piniądz, niestety. Prędzej post-studencką biedę)?” – SMIJAM SE.
Tak, cztery żołądki to Twoja zasługa. :P Jestem jak Zimoch, który swoje „Adaś, taś, taś” usprawiedliwił tym, że przedtem słuchał takiej audycji radiowej i że zawsze czerpie inspirację z tego, co go spotyka w życiu. :P
Nie żaden oportunizm, pozytywny wpływ Zniszczoła. ;)
„"Stary jak Walter Hofer" - przypomniało mi to historię z dzieciństwa, kiedy spytałam, czy babcia pamięta dinozaury. Babcia nie pamiętała, ale król przestworzy pewnie sobie z T-rexem miłe pogawędki ucinał ;).” – OLA, ROZWALIŁAŚ SYSTEM XDDDDDDDDDDDDD
Na Szwabów narzekali, bo Niemcy też tam przyjechali przecież. :P Oni też oglądają skoki!
Nie, „Percyʼego...” nie czytałam. JESZCZE.
Olek nie był zazdrosny, to było spojrzenie nienawiści.
„Padać mi tu zaraz na kolana i Kubackiego po piętach całować, bo on tu na rekord świata i całego kosmosu idzie...
...w byciu pyszałkowatym narcyzem z rozdętym ego.” – Daję sporą okejkę!
„"Kruczek dumny chodził jak paw" - orły, kruczki, pawie... cała ptaszarnia! Jeszcze gołębi brakuje (no chyba, że GŁĄBY się liczą), bo i wróble się pojawiły. I inne ptaszki... znaczy się. Ten, no.
Pas, już nic nie mówię. Się pogrążam chyba.” – W końcu „Nie-lotni”, Ola! :P
„Kółko Wzajemnej Aborcji” – XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Przecież napisałam, że Agata była w pokoju z Olkiem i Kubackim, Tośka miała z tego nawet mściwą satysfakcję.
Ty napisałaś z końmi do Olka, ja wykorzystałam to gdzie indziej. ;)
„Sława to kapryśna przyjaciółka, Harry...
Wait, to nie ta bajka, ups.” – W obecnym kontekście to nawet nie DWIE bajki. :P
„A, okej. Kasieńka ma na niego dobry wpływ, dobre fluidy (nie tylko kosmetyczne) wysyła, więc Z Kici nam się Tygrys zaraz zrobi, roar!” – ...AND YOUʼRE GONNA HEAR ME ROAAAAAAAR!
„Nie będę się czepiać tych tościków, bo to chyba ja się podświadomie zainspirowałam, no ale dajmy se raz a porządnie po mordzie i przestańmy po chamsku zrzynać, okej?” – Okej! :D (OSIEMNASTKA!!! Ale to już było wcześniej zaplanowane :D).
„Ja to bym na miejscu Oleczka ją w rzyć kopła i na Jowisza wysłała, bo świergolenia słuchać się nie da, ale jak widać miłość nie tylko ślepa ale i głucha.
Niedorozwinięta w ogóle chyba.” – KOCHAM. :”)
„Teraz musi stawić jej czoła, oraz świadomości, że przyjęła tę pracę po części dlatego, że chciała przed tym uciec, próbować czegoś nowego, być może odkryć sposób na siebie.
Usuń...no nie?”
„"Swoją drogą nie tak ją sobie wyobrażałam" - spokojnie, spokojnie. Po 20 latach małżeństwa ludzie się do siebie upodabniają, więc wizja Sochy jeszcze się spełni. Może choć Kubacki wyładnieje nieco ;)” – OLA! XDDDDDDDDDDDDD
„"brzmiało to trochę jak „allez” w „ALLEZ LES BLEUS”" - stąd Ci się wziął ten francuski w pierwotnej wersji?” – Tak, a na dodatek jeszcze jestem pod wpływem Euro. XD
„"A ja z gęby dupy dłużej robić nie zamierzałam" - zasadniczo, człowiek jest istotą wtóroustą, to znaczy, że w rozwoju zarodkowym pragęba stała się odbytem, a zarodek wykształcił nowy otwór gębowy. Więc... Socha, spokojnie, każdy z homo sapiens to przechodził, nie jesteś jedyna.” – I DID NOT WANT TO KNOW THAT.
„BO JAK SIĘ OLEK W GNIEWIE Z TOŚKĄ ROZSTANIE, TO JA GO ZNAJDĘ I MU JAJA U SAMEJ SZYI UKRĘCĘ!” – Tośka ma na Ciebie zły wpływ. Zalecam odpoczynek od czytania „Nie-lotnych” ~ dr Charlie.
Co do Tandego, to właśnie kierowałam się ta drużynówką z Klingenthal, a nie osobistymi odczuciami, hej! Poza tym, cenię go jako sportowca. To, jaki jest w życiu prywatnym, to inna bajka.
E! E! Ty mi tam Kruczka z kadry nie wywalaj! Bo Kubackim poszczuję!
„"i nie zakładam, że jeszcze mnie tu kiedykolwiek zobaczycie" - no, jak cię Tośka zatłucze za ten brak wiary w siebie, to owszem, może to być problematyczne.” – KOCHAM. :”)
„ZNISZCZOŁ JA CIĘ ZNAJDĘ I ZAMORDUJĘ! TWOIMI WŁASNYMI NARTAMI W ZESKOK LETALNICY W BIJĘ, AŻ NA DRUGĄ STRONĘ W AUSTRALII WYLEZIESZ, KANGURY NA DRZEWACH PROSTOWAĆ!” – O BORZE, JAK SIĘ ŚMIEJĘ XD
My ZAWSZE nadajemy na tych samych falach, sis. B-)
Zgodzę się co do tego, że Olek chciał się odegrać, ale na pewno nie z zazdrości o Fannemela. Jeśli już, to z takiej... przyjacielskiej zazdrości. Że straci przyjaciółkę (jakby sam się do tego nie przyczyniał). Odegrał się głównie za tę całą kłótnię i niedocenienie jego starań – dał Tośce się poczuć „w jego skórze”, w skórze kogoś, kto wychodził z siebie, żeby drugiemu pomóc, a dostał figę z makiem z pasternakiem. Teraz Tośka już wie, jak smakuje taki zawód. Przy okazji załatwił rzecz z Agatą i „przypieczętował” ich związek. Tośka poczuła się okropnie, ale nie można Zniszczołowi odmówić racji. Trochę to przypomina prawo Hammurabiego, aczkolwiek często się nim posługujemy w codziennych relacjach, nawet sobie z tego nie zdając sprawy.
„Tę wojnę wygra tylko jeden” – w sumie pasuje też do Pucharu Świata, bo wszyscy walczą, ale najważniejsze trofeum zdobywa tylko jeden. Tekst z patrzeniem „w dobrą stronę” ma dla mnie wydźwięk ironiczny, bo nic się nie polepszyło, a media będą od teraz pompować balonik przy Olku. ;) Ale Twoja interpretacja bardzo mi się podoba i cieszę się, że ją podjęłaś! <3
„Zauważyłaś pewnie, że o Sosze mówię tu często "Tosia". wiesz czemu? Bo stworzyłaś bohaterkę dynamiczną i to już nie jest ta wredna, bezwzględna, złośliwa Socha. Misja Zniszczoła zakończyła się sukcesem i wyciągnął z Antka Tosię. Zwłaszcza teraz widać to, kiedy tak brutalnie podeptał jej serduszko. No bo, powiedz? Czy ktoś, kto odchodzi zawiedziony z opuszczonymi ramionami, rozdarty, zasmucony... nazwiesz go Tośką? Czy też może Tosią? Wychodzi z niej ta skrzywdzona dziewczynka w białej sukience na huśtawce. (tak, pamiętam tego oneshota). W tym rozdziale zdecydowanie jest Tosią i już.” – WIN!!!!
Rekord nie nowy, ale komentarz serce me rozradował, jak zwykle zresztą. <3 Przepraszam, że tyle zwlekałam, już jestem i wiesz, że dziękuję za to i za głosy, i za wszystko. <3
Ja też Cię loffkam. :”)
zazwyczaj nie komentowałam ,no bo nie widziałam w tym większego sensu. Jeden komentarz różnicy nie zrobi.
OdpowiedzUsuńW ostatnim czasie, jako skutek pewnych zdarzeń , zauważyłam, że to było tylko błędne myślenie. I mam nadzieję, że tak też to odbierasz. Więc chcę cię poinformować, że jestem tu jeszcze ja :D Czytam stosunkowo od niedawna, ale szybko zdążyłam nadrobić rozdziały. I domyślam się, że zbliża się nieuchronnie koniec, prawda? Nie podoba mi się to :/ Masz może w planach coś na kształt kontynuacji? Bo nie sądzę, że od tak pozbędziesz się Tośków :p pozdrawiam!
Cieszę się, że się zdecydowałaś skomentować! :) Dziękuję za ten gest. ;)
UsuńTak, wystarczyło przeczytać info od autorki pod notką - u mnie te dodatki spełniają czasem bardzo ważną rolę. Poprosiłam o ustosunkowanie się napisaniem w komentarzu, czy chcielibyście czytać część drugą - mam na nią plan.
Tośkowa ciągłość nigdy dość! :)
Wybacz, o Pani, że tak późno, ale ostatnio nie mam nawet czasu oo głowie się podrapać, nie wspominając o czytaniu rozdziałów :(
OdpowiedzUsuńMuraniek chyba w życiowej formie, niczym duet Błachut&Pieczatowski na Eurosporcie - stoją na straży dobrego humoru :D
" — Antosiu, dlaczego nie siedzisz gdzieś teraz z Grzywą i jego dziewczyną? Czyżbyś z nimi... nie gadała?
[... ]
— A ty? Czemu właśnie nie siedzisz gdzieś ze swoją dziewczyną? Czyżbyś jej... nie miał?"
Aaaaantek! Aż zachrumkałam że śmiechu! 😂
Ekipa Kruczkowego Wpierdolu ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
" - A ŻEBY CIĘ TRAKTOR PRZEJECHAŁ NA TYM TWOIM SZAFLARSKIM ZADUPIU! — krzyknęłam za nim, aż się kilka zdziwionych osób odwróciło w moim kierunku. — I czego się, kurwa, gapicie, padalce?!" Bez komentarza, wiłam się po łóżku jak przejechany wąż, aż się kot dziwnie na mnie spojrzał (oczywiście kot przez małe k :))))) )
Ja tego Zniszczoła to normalnie gołymi rękoma uduszę! Już dawno nie miałam takiego wzrostu ciśnienia. Już myślałam, że poszedł po rozum do głowy. Anitka (Anetka, Agatka... Jeden pies!) rzeczywiście zasłużyła na te podziękowania...
Czy ja chcę kontynuację? Jeszcze się pytasz?! Pewnie ze chce! ❤️
Czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam i weny życzę! :))
Za czas nie przepraszaj, jeszcze nie jest późno! A mnie komentarz o każdej porze cieszy :D
UsuńI nie Ty jedna byś chciała Zniszczoła udusić, wierz mi. Musisz się ustawić w kolejce.
Dziękuję za głos i cytaty, to forma uznania. :D
I znalezienie czasu. <3
Troszkę późno tu jestem, ale jak to mówią lepiej późno niż wcale... Oj widzę że się dzieje. Aż nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Zastanawiam się, kto chce bardziej zabić Zniszczola, ja czy Tośka i chyba jednak ja. No jak tak mógł!!!! Mam nadzieję, że w następnym rozdzile się wszytsko wyjaśni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej. Mam nadzieję, że 18 pojawi się szybko.
I rację mają - lepiej późno niż wcale! Cenię każdy komentarz, więc i ten. A 18-tka już jest, więc zapraszam! :)
Usuń