16. Co gryzie Macieja Kota

Każdy samotnik, choćby się zaklinał, że tak nie jest, pozostanie samotny nie dlatego, że lubi, ale dlatego, że próbował stać się częścią świata, ale nie mógł, bo doznawał ciągłych rozczarowań ze strony ludzi.
Jodi Picoult — Bez mojej zgody



Leciałam na oślep, nie kwapiąc się nawet, żeby ryczeć ENTSCHULDIGUNG!! do tych rozpychających się łokciami, żrących bratwursty Helg i głęboko w swoich szacownym poważaniu miałam te ich szwabskie obelgi na mój temat. Wyprułam z ławki, ile sił w nogach, potykając się o prawie wszystkie możliwe kable, buty i barierki. Nawet mi się zamarznięte gile w nosie odmroziły i zaczęły ciec, fajdając przód kurtki.
Borze święty, co ten bęcwał wymyślił? Ja bym go o wiele debilizmów mogła podejrzewać (jak się okazało, całkiem słusznie), ale nie o taki cyrk! Zniszczoł i doping, świat ocipiał! Przecież on by zemdlał na widok igły krawieckiej, a co dopiero całej strzykawki. Ba, on nawet tabletek przeciwbólowych nie bierze, bo nie ufa farmaceutykom i lekarzom. I jak ta bojaźliwa sierota miałaby się szprycować? Przecież to każdy głupi wie, że naszym pingwinom-nielotom żadne specyfiki nie pomogą. Bo oni to nie mają ani w głowie, ani w nogach.
Poza Miszczem.
Dobra, może zachował się jak najgorszy gnój i menda, i patafian, i bezduszny kretyn, ale taką historyjkę to nawet ja w tym stanie musiałam wyjaśnić, bo coś mi się tu nie zgadzało.
Wokół telebimu przy budkach stali chyba wszyscy możliwi serwismeni i asystenci, gapiąc się w ekran, na którym pokazywali miotającego się jak dziecko we mgle Kruczka, który najpierw zbladł, a po chwili zzieleniał. Zbyszek go za łokieć odprowadzał w dół gniazda, bo nie wyglądał na kogoś, kto mógłby o własnych siłach choćby mrugać. A z naszego sztabu wszyscy latali jak kot z pęcherzem w te i wewte. Zauważyłam, że światło w naszym domku się pali, więc podeszłam bliżej. Usłyszałam, że w środku ktoś gada... sam do siebie.
Ta, Zniszczoł. Wooohooo, cóż za plot twist...
Stanęłam pod blaszaną ścianą i wzięłam głęboki wdech, po czym wypuściłam ze świstem powietrze. Oczywiście, że nadal miałam ochotę wyrwać mu prawą nogę z lewym jądrem, ale to zamieszanie było ważniejsze niż nasza awantura. Musiałam się dowiedzieć, czy muszę się wstydzić za swoich reprezentantów czy nie.
Ruszyłam się i zerknęłam przez otwarte drzwi. Zniszczoł był chory umysłowo, ale do siebie jeszcze nie gadał. Prowadził jakieś ważne negocjacje telefoniczne.
— Gdzie? W klubie? — pytał podniesionym głosem. Nie widział mnie, bo siedział tyłem do wyjścia.
Do kogo on dzwonił? Do jakiegoś bramkarza z Pomarańczy, czy co?
Słuchałam dalej, bo przecież nie przerywa się czyichś rozmów, nie? Mam więcej kultury niż te neandertale puszczające bąki w busie w drodze na skocznię.
— A, że dwa lata się z nimi nie widziałaś... — Na moje, to on się wydał taki trochę, no, rozczarowany. — Co, co? Nie, nic... W sumie... Na pewno nie możesz rozmawiać? Bo właściwie... No tak. Jasne, będę czekał. Baw się dobrze. Cześć.
Ostatni głęboki wdech.
Weszłam na pierwszy schodek naszej budy, chociaż pikawa wyprawiała mi takie harce, że to cud, że tam nie zeszłam na miejscu.
— Coś ty narobił? — wychrypiałam.
Zniszczoł odwrócił się raptownie i zerwał z krzesła. Zacisnął szczękę i dłonie w pięści, mimo że ja przecież w ogóle nie przyszłam się z nim bić, czy zawrzaskiwać na śmierć — nie, nie, ten etap już dziś zaliczyliśmy.
— Nic — uciął niskim, gniewnym tonem.
Wywróciłam oczami. To teraz miał zamiar być PRAWDZIWYM wrzodem na dupie? Ale se wybrał moment. Moje gratulacje. Proponuję powtórzyć ten zestaw reakcji, jak mu FIS wlepi zawieszenie.
— Jak nic, jak każdy jeden Szwab tam słyszał dobitnie, żeś się szprycował!
Nie odpowiedział. Wbił wzrok w podłogę. Czy on mi chciał... Czy on sugerował...
HELENA, MAM ZAWAŁ.
— Zniszczoł, czy ty, kurwa, upadłeś na ten swój ryży łeb i...
— Wyjdź stąd.
JA BARDZO PRZEPRASZAM, ALE JA SIĘ NIE DAM WYROLOWAĆ, JA TAKŻE MAM PRAWO PRZEBYWAĆ W TYM MIEJSCU I MNIE ŻADNA RUDA MENDA NIE WYWALI!
Wzięłam kolejny w ciągu tych kilku minut głęboki oddech, żeby zdrajcy nie złamać przypadkiem karku.
— Nie przyszłam się tu kłócić — oznajmiłam mu zaskakująco opanowanym tonem. — Chcę pomóc.
— Ale ja w dupie mam ciebie i twoją pomoc. Właściwie to gówno mnie obchodzi, co ty o tym w ogóle myślisz i nie mam obowiązku się przed tobą tłumaczyć, więc opuść to pomieszczenie z łaski swojej.
Uśmiechnęłam się gorzko. W żołądku miałam jakiś Armagedon, chciało mi się puszczać pawie i umierać jednocześnie, a tak najchętniej to bym się zaszyła w domu pod kołdrą z herbatą w kubku, który teraz już ostatecznie stanowił jedyne dobre wspomnienie z Willingen.
— Wedle życzenia.
Aby tradycji stało się zadość, zatrzasnęłam blaszane drzwi z takim hukiem, że obstawiający niedaleko nas telebim członkowie sztabów zerknęli w naszą stronę. A ja poszłam w drugą, głęboko w odbycie mając problemy świata skoków narciarskich.

* * *

Druga seria zawodów indywidualnych w Willingen została odwołana zaledwie dwadzieścia minut po planowanym powrocie do transmisji po pierwszej serii. Kibice i pozostali zawodnicy wyleźli nieszczęśliwi i marudni, a polski sztab odetchnął z ulgą.
Przez całą drogę w busie panowała cisza. Nawet radio nie grało.
Nie poczekaliśmy do rana, od razu się wymeldowaliśmy, a ja dopełniłam ostatnich formalności z Helgą z recepcji, która łypała na nas groźnie. Najwyraźniej oglądała zawody. Miałam szczerą ochotę zasadzić jej kopa w dupę — skoro całe moje życie koncertowo poszło się jebać w ciągu jednego popołudnia, to kolejna katastrofa (w tym wypadku zwolnienie z pracy) wte czy wewte nie zrobiłaby różnicy. Długo płaszczyliśmy zadki na lotnisku, również w milczeniu, więc miałam sporo czasu, żeby sobie przemyśleć to i owo.
Z pewnych względów największego nieogara kadrowego rozgrzeszyłam z miejsca — jakby nie było, Kruczek znajdował się w potrzebie. Okej, mógłby mnie zwyczajnie poprosić, ale chyba nie ma sensu się oszukiwać, że zgodziłabym się bez mrugnięcia okiem, bo takie cuda to nawet w skokach się nie zdarzają. Jest ofiarą losu — ma gadane, ale zebrać się w sobie nie potrafi. Nawet byłam w stanie zrozumieć to, że mu ekipa pingwinów chciała pomóc, tylko że wykonanie było tragiczne. Nie mieli prawa ingerować w moje życie. Postąpili jak samolubne, zaborcze świnie, których nie obchodzi, co inni mają do powiedzenia, bo ich zawsze musi być na wierzchu. A najbardziej zawiodłam się na Zniszczole; od miesięcy mi truł dupę o zaufaniu, by koniec końców wyjść na hipokrytę z najwyższej półki, bo ON TO ZAPLANOWAŁ. Czy wy to, kurwa, rozumiecie? Czujecie ten dramat? Ja naprawdę zaczęłam... się do niego przekonywać i może zbudowałam wobec niego coś na kształt zaufania, a tu się okazuje, że nawet nie można dupy w spokoju umyć, żeby nie usłyszeć, że nie ma na tym świecie ludzi, którzy są wobec ciebie szczerzy. Chociaż powinnam mieć go głęboko w odbytnicy, to — wstyd przyznać — czułam się zdradzona, czułam w plecach ten przyjacielski nóż. Co, oczywiście, nie zmieniało faktu, że nienawidziłam go tak bardzo, jak tylko się dało.
Zagryzłam zęby.
Wypowiedział słowa, które zabolały znacznie mocniej niż ten cały szwindel. Słowa, które przytkały ten mój niezamykający się ryj. Nie wspominałam ich za często, bo za każdym razem boleśnie kłuło mnie serce, ale same przychodziły. Odbijały się echem po tej mojej zmaltretowanej czaszce i na pewno nie zamierzały odpuszczać. Takich rzeczy nie robi przyjaciel, prawda?
I ten zasraniec miał czelność mi prawić kazania o zaufaniu i wyrzygiwać znajomość z Fannemelem?!
Zazgrzytałam zębami, półwiednie zaciskając dłonie w pięści.
Nie dam się rudemu palantowi, pomyślałam bojowo. Tylko mi poezji tyrtejskiej brakowało, żeby zrobić ze mnie starożytnego wojownika Troi. Taka myśl towarzyszyła mi, kiedy wchodziliśmy na pokład samolotu do Polski.
Przez cały lot Kruczek i Zniszczoł szeptali o czymś między sobą na tyłach. Mieli przy tym miny tak poważne, że można by pomyśleć, że szpiegują dla CIA. Człowiek-nieogar i zdrajca narodu. Para idealna.
Niestety, mnie trafiło się siedzenie obok Kubackiego. Ten nic nie gadał, tylko uśmiechał się zjadliwie, a ja modliłam się, żeby w przypływie gniewu nie zbić szyby i nie wywalić go z pokładu. Kretyn przyłożył rękę do tego przekrętu, a teraz miał czelność się nabijać! Jemu chyba same skoki za mało adrenaliny dawały (zresztą przy takich poniżej dziewięćdziesięciu metrów to adrenalina nawet nie zdąży się aktywować), bo bez przerwy igrał ze śmiercią.
— Czego cieszysz trepa? — warknęłam po dwóch godzinach (co uważam za swój życiowy sukces, jako że on wciąż oddychał).
— Bo zachowujesz, jakby Zniszczoł zrobił ci jakąś krzywdę tym bajzlem z zatrudnieniem.
Czy on stał tam z nami w pokoju? A może zatkał uszy skarpetkami?
Spojrzałam na niego jak na debila, którym — mogę to stwierdzić z pełną odpowiedzialnością — był.
— A zniszczenie planów na przyszłość to nie jest krzywda według ciebie? — syknęłam.
Prychnął z lekceważeniem. Ja to zachodzę w głowę, jakim cudem nikt przede mną nawet nie usiłował go zabić. Przecież to wymaga nieskończonych pokładów samokontroli.
— Tylko mi nie mów, Socha, że studiowanie kierunku bez przyszłości to takie szalenie ważne plany. — Robił porządek w swoim bagażu podręcznym.
Oddychaj głęboko.
— W takim razie po co ty skaczesz?
Parsknął śmiechem.
— Ja się dopiero rozkręcam, bejbe.
Zarechotałam.
— Czy to znaczy, że koło czterdziestki może wreszcie coś wygrasz?
Wywrócił oczami, zamykając plecak. Spojrzał na mnie tak bezpośrednio, że instynktownie się cofnęłam. Kto wie, co mu może przyjść do tego zakutego łba? Już mnie prosił o bycie jego gerlfrendem, więc wolałam nie ryzykować, że się na mnie rzuci z tym swoim oślizłym jęzorem.
— Ale nas polubiłaś, tak czy nie?
Nas?
Kolejny wywrót oczami.
— Daruj sobie, Socha. — Popatrzył na mnie, jakbym była niepełnosprytna. Panie, skąd brać siły, żeby go nie zabić? — Każdy głupi by się zorientował, że na pewnym etapie zaczęłaś nas akceptować... No, prawie każdy. Ale Murańka to jest inna liga.
Zerknęliśmy na zafascynowane (znowu) chmurami dziecko-mirakl polskich skoków i wielką naszą narodową zaprzepaszczoną szansę, któremu ślina zaczęła wyciekać bokiem. Jakby mógł, to szybę wyliże. Krzyżyk na drogę Miszczuniowi.
Splotłam ręce na piersi.
— Nawet jeśli, to nie zmienia to faktu, że Zniszczoł mnie do czegoś ZMUSIŁ. Poza tym... — Dajesz się wmanipulować w zwierzenia TEMU MATOŁOWI?! POBUDKA, SOCHA! — To wcale nie jest najgorsza rzecz, którą powiedział.
Mustaf może był nadętym bufonem i wrzodem na dupie, ale jeszcze potrafił dodać dwa do dwóch. Zamyślił (!) się.
— Wypadek przy pracy — palnął. Prychnęłam. — Jestem pewien, że wielce świętojebliwy pan Zniszczoł nie mówił serio i z serca — sarknął, znowu wywracając oczami.
Pokręciłam głową z niedowierzania.
— Co wy macie jakąś solidarność plemników, czy jak? Takich rzeczy nie robią zdeklarowani przyjaciele, Kubacki.
Nie zdążyliśmy jednak dokończyć naszej fascynującej konwersacji, bo kazano nam zapiąć pasy, jako że podchodziliśmy do lądowania.
Jeśli kiedykolwiek zwątpiłam w to, że oni mają zryte banie, to z tego miejsca pragnę za to z całego serca przeprosić. W życiu już nie popełnię tego błędu. Koleś pojechał mi po całości, a ten półdupek zza krzaka stwierdził, że to był wypadek przy pracy. Prychnęłam, taszcząc za sobą walizy w terminalu. O, kurczę, chyba wbiłem ci nóż w plecy! Przepraszam, to był wypadek! Boli?
Nie, kurwa, łaskocze.
Z zaciśniętymi zębami powlokłam się do busa, który czekał na nas na parkingu. Oczywiście, szanowny pan Aleksander Z. vel Brutus udawał, że jestem jakimś fitoplanktonem, prawie mnie nie widać i żyję z dala od niego. Całą drogę do Wisły przesiedziałam ze słuchawkami w uszach, wgapiona w półwiosenną polską taplakę za oknem, zwaną zimą.
W skali od jednego do dziesięciu, jaką kretynką trzeba być, żeby przejmować się losem tego, kto próbował cię sprowadzić do psychicznego parteru? Bo ja chyba powinnam dostać jakąś Złotą Gwiazdę Debilizmu (bo za wrzododupstwo wszystkie nagrody zbierała szaflarska menda), skoro nie mogłam przestać myśleć o tym, czy ryży małpiszon naszprycował się czy nie. Wiedziałam, że nie, ale jakaś część mnie — ta, której zaufanie do niego runęło jak mur berliński — podpowiadała mi, że bęcwał jest zdolny do wszystkiego, więc pewności mieć nie można. Co z Pucharem Świata, z klasyfikacją, z medalem w lotach? Miał wszystko oddać, czy co? Jedno było pewne — na Zniszczoła miano już nigdy więcej nie spojrzeć w ten sam sposób. Mógł się okazać i czysty jak łza, ale w pamięci wszystkich dokoła pozostanie ta myśl jak plama po soku wiśniowym na ulubionej białej koszuli, która nie zejdzie, choćbyś nań wylał tonę chemikaliów — ta myśl, że Zniszczoł był oskarżony o doping.
Wyciągnęłam do niego pomocną dłoń, chociaż powinnam była sprzedać mu buta na twarz, a ten ją jeszcze opluł. Nie zasługiwał nawet na to, bym na niego patrzyła.
Półtorej godziny później wypakowywałam swoje manaty pod Malinką. Wszyscy się pozbierali, tylko ja i Kruczek się grzebaliśmy...
— Trenerze, co teraz z nim będzie?
PO CO OTWIERAŁAŚ TĘ JAMĘ CHŁONĄCO-TRAWIĄCĄ, GŁUPIA KROWO?!
— Z kim?
Kruczek i Muraniek — różnica pokoleniowa nie ma znaczenia. Życiowy nieogar to ciężka choroba niezależna od wieku, a ty i tak powiesz, że to fotoszop.
— No z tym debilem. Zniszczołem.
— Ach, z nim. — Chwała Panu, że tak szybko zajarzył. Kolega Klemens mógłby być dopiero w fazie kompletowania w głowie wszystkich swoich znajomych o nazwisku Zniszczoł. — Cóż, będzie się odwoływał. Twierdzi, że nic nie brał.
Podziwiałam naszego Naczelnego Polskiego Ornitologa, że mówił o tym z takim stoickim spokojem. Ja bym najpierw obcięła ryżemu kutafonowi kończyny, zawrzeszczała do utraty słuchu i przytomności, poćwiartowała nartami, a potem jego zwłoki podrzuciła Tajnerowi pod drzwi. A ten sobie opowiadał o tym, jakby Zniszczoł tylko nart nie posmarował.
Uniosłam brwi.
— I trener mu wierzy?
— A dlaczego nie? Przecież nie szalał jakoś w konkursie. Jak dla mnie, to ktoś mu raczej dosypał środków nasennych do herbaty, bo tak przysnął na progu, że cudem się chyba obudził na lądowanie.
#GoKruczek!
— On nie pije herbaty, tylko czarną z ekspresu bez cukru — wymamrotałam pod nosem. Chrząknęłam i spytałam głośniej: — Czyli że co, że sezon ma z głowy?
Treneiro zatrzasnął bagażnik i dał znać Grześkowi, że może odjeżdżać. Zostaliśmy na parkingu prawie sami — Miszczu nie umiał się nacieszyć widokiem swojej ciężarnej (jeszcze w niewidoczny sposób) żony i miział się z nią, jakby dopiero co się poznali.
Dajcie wiadra, bo będę rzygać.
Na szczęście, robił to z dala od nas i powoli zmierzał w kierunku drzwi samochodowych.
— Skąd — odparł trener, podnosząc swoje torby ze śniegu. — Poprosiliśmy o ponowne przeprowadzenie testów z kilku różnych źródeł. Złożyliśmy też oskarżenie za tę całą niesłuszną aferę. Za dwa dni powinniśmy dostać wyniki.
Zamilkliśmy na chwilę.
Pierdolone Szwaby. Umieją tylko popsuć człowieka i zero z tego pożytku. Jakbym wiedziała, to naprawdę rzucę się pod nasz kadrowy busik.
Nasz. Czy Kubacki, Sierściuch i Zdrajca mogli mieć rację? Czy, mimo wszelkich starań i wysiłków, zaczęłam się utożsamiać z tą bandą pomyleńców? Ja nie czułam wielkiej różnicy między początkiem a zbliżającym się nieuchronnie (i na szczęście!) końcem tej, ekhem, współpracy. To, że wiedziałam, co jedzą na śniadanie, nie znaczyło jeszcze, że ich lubiłam, nie? Zwykła, mimowolna obserwacja. Wiedziałam też, że Sierściuch kupuje odżywkę wyłącznie z LʼOreala, Kubacki co wieczór otwiera skrzynkę odbiorczą w telefonie i waha się, czy napisać smsa do Marty, Wiewiór ma bzika na punkcie swoich brzdąców i jest z nich cholernie dumny (nawet z tej kostki do kibla), Kamil się ślini, kiedy śpi, Muraniek wraca do rzeczywistości na słowo budyń, Stefek Hula to tak naprawdę koleś do rany przyłóż, Stękała przemyca tony czekolady i herbaty, kiedy Ojciec Maciejusz nie patrzy, a Zniszczoł nie wyobraża sobie rozpocząć dnia od kawy innej niż czarna z ekspresu i bez cukru. Wszelkie zmiany w tej kwestii powodują u niego zgagę i nieszczęście w konkursie.
Czy mogę się zabić?
— Tak się nim przejmujesz? — odezwał się nagle Trejner, mając na gębie uśmieszek, który mi się nie spodobał. — Z tego, co mi wiadomo, to raczej macie z sobą na pieńku. [albo, jak twierdzi Piotr Dębowski, NA BIEŃKU :D – pozdro dla kumatych!]
Mówią, że to baby są plotkary, a w tej kadrze poczta pantoflowa była szybsza niż którykolwiek z nich na progu.
— Zbieram informacje, by móc szastać sarkazmem na prawo i lewo.
Trener zaśmiał się serdecznie. Objął mnie ramieniem, kiedy zaczęliśmy się kierować do jego samochodu. Dziwnie się poczułam. Że nieswojo to rzecz oczywista, ale... miałam wrażenie, że Treneiro był w tamtym momencie kimś więcej niż tylko pracodawcą. Nie żadnym kochasiem, proszę mi tu z takimi z sprośnościami nie wyskakiwać! Raczej... ojcem, którego nigdy nie miałam. Jakby znał mnie lepiej niż ja siebie.
A może mi się wydawało? Ten szwabski klimat tak mnie skołował, że pomyliłabym Boże Narodzenie z Wielkanocą.
Stanęliśmy przed jego bagażnikiem.
— Twarda z ciebie sztuka, wiesz, Tośka? Czasem aż za twarda. Zdaje się, że kolega Grzywek chciał cię zmiękczyć trochę, co?
On sam jest miękki flet, więc nic innego robić nie umie.
Kruczek westchnął.
— Wiem, o co poszło. Przykro mi, Tosiu. — To było pierwsze w moim życiu przykro mi, które nie brzmiało ani trochę chamsko. Położył mi rękę na ramieniu. Sprawił tym samym, że podniosłam głowę. — I przepraszam, że wyraziłem na zgodę na to wariactwo. Powinienem był mieć więcej rozumu niż oni. Postąpiłem... co najmniej nie fair. Jest mi naprawdę przykro. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz i że nie byłem złym szefem przez te cztery miesiące.
Debile. Normalne, regularne debile. Sprawiły — a przynajmniej jeden z nich — że się, kurwa, uśmiechnęłam.
Niech mnie przejedzie pług śnieżny, traktor, śmieciarka, cokolwiek. Ja nie chcę żyć.
— Trener jest rozgrzeszony, bo był w potrzebie.
Odwzajemnił uśmiech.
— O, chyba po ciebie przyjechali.
Odwróciłam się na pięcie. Na parking wjeżdżał już ford ciotki Marty i wujka Roberta. Z tyłu z pasów wypinał się pośpiesznie Tymek. Już widziałam po minie, że jego matka zaraz zasypie mnie gradem pytań na temat dyskwalifikacji Zniszczoła i mina mi zrzedła.
Kruczek zapakował bagażnik i jedną nogą był już w szoferce.
— To co? Do jutra?
Przytaknęłam głową.
— Do jutra, trenerze.
Pozwoliłam, by Tymek zaczął swój codzienny seans miażdżenia mi jelit uściskiem. Żeby wszyscy ludzie byli tak prości w obsłudze jak on...

* * *

Nie było takiej godziny, żebym nie dostała chociaż piętnastu telefonów z pytaniem o komentarz na temat dyskwalifikacji Zniszczoła. Nawet Tad sobie nie mógł darować, tylko pisał te swoje zasrane artykuliki na Skijumping.pl. Wybuchła afera na całą Polskę: pokazywali to w telewizji, mówili w radiu, pisali w gazetach. Ryży Brutus stał się tematem numer jeden na kilka dni, więc wydzwaniali, ile się dało. W końcu moja ograniczona cierpliwość się skończyła i zaczęłam żegnać hieny soczystym mięsem, bo ileż można?! Jak mówię, że bez komentarza, to bez komentarza. Na dziennikarstwie wycinają mózgi, czy jak?
Trejner wydał oficjalne oświadczenie dopiero w czwartek, kiedy przyszły wyniki badań.

ALEKSANDER ZNISZCZOŁ NIEWINNY! NIE BYŁO DOPINGU!
W zeszły weekend doszło do przykrego incydentu w przerwie między dwoma seriami konkursu indywidualnego w Willingen. Jeden z czołowych zawodników trenera Łukasza Kruczka w bieżącym sezonie został zdyskwalifikowany za doping. Wiadomość wstrząsnęła nie tylko kibicami i resztą sportowego świata, ale i samym sztabem. Próbowaliśmy się dowiedzieć czegoś więcej, ale konkurs został odwołany po pierwszej serii ze względu na niesprzyjające warunki wiatrowe.
W tygodniu trudno było się skontaktować z selekcjonerem naszej kadry. Zbywał dziennikarzy poprzez asystentkę, która podawała do informacji (prócz wiązanki łacińskiej) tylko to, że Zniszczoł jest niewinny i nic więcej nie zdradzi. Sam zainteresowany również unikał kontaktów z mediami.
Jak się okazało, całkiem słusznie. Trener wydał dzisiejszego ranka oficjalne oświadczenie: przeprowadzone przez trzy niezależne ośrodki testy potwierdziły, że Zniszczoł jest niewinny. Po krótkim dochodzeniu wyszło na jaw, że próbki sprawdzał praktykant, który pomylił próbkę naszego reprezentanta z próbką Dimitrija Wasiljewa i w efekcie, to Rosjanin zostanie wykluczony z Pucharu Świata, a także na dwa lata zawieszony w czynnościach sportowych. Nie będzie dopuszczony do żadnych imprez, których organizatorem lub patronem jest Międzynarodowa Federacja Narciarska.
Tym samym Zniszczoł został oczyszczony z zarzutów i przywrócony do klasyfikacji Pucharu Świata. Co więcej, w najbliższy weekend powalczy na odnowionym mamucie w Oberstdorfie.
Plan zawodów...

Ta. Znowu te Szwaby. Hofer najwyraźniej wziął sobie za cel doprowadzić mnie do szewskiej pasji i zawału na koniec sezonu.
Wylądowaliśmy drugi raz w Oberstdorfie, tym razem, by ujarzmiać mamuta. Istniała więc większa szansa, że jak zrzucę tę bandę kretynów z wieżyczki startowej, to się zabiją. Na ich szczęście, moja chęć do jakichkolwiek kontaktów z nimi zmalała do wartości ujemnych (nie, żeby wcześniej była jakaś dodatnia, czy coś) i jeśli miałabym ich dotykać, to tylko kijem przez szmatę. Bałam się, że ta skłonność do bycia skończonym dupkiem jest jakaś zaraźliwa, więc wolałam nie ryzykować.
Zniszczoł nadal traktował mnie jak powietrze. I bardzo, kurwa, dobrze. Spróbowałby się wyłgać — ukręciłabym łeb bez zastanowienia. Nasłuchałam się jego wpieniającego głosu przez te cztery miesiące wystarczająco dużo, nie potrzebowałam go sobie przypominać. Rozmowy z tym człowiekiem-paraliżem mordy też do wybitnie stymulujących nie należały, więc nie odczułam jakiejś przesadnej straty.
Zresztą ja nie ze wsi, żeby się gnojem przejmować.
Na dobrą sprawę rozmawiałam wyłącznie ze sztabem. Kruczek postarał się dla mnie o jedynkę, więc nie musiałam znosić żadnego z tych przygłupów po godzinach, co było przyjemną odmianą. Miłą odmianą było też pojawienie się Stękały zamiast wrzoda Kubackiego. Wniósł do kadry trochę czekolady i atmosferę neutralności, bo on z tym wiślańskim numerem nie miał nic wspólnego.
Niemiłą odmianą natomiast było to, że chyba powinniśmy obdzwonić wszystkich cieciów, którzy okrzyknęli ten sezon najlepszym w historii polskich skoków, bo prócz Miszcza nikt nie prezentował poziomu godnego lotnika.
Patrzyliśmy na nich z Grześkiem przez palce, bo inaczej się nie dało. Stękałę jeszcze można zrozumieć — debiutant mamutowy, musi się zapoznać, poekscytować, nabawić się lęku wysokości na belce. Ale Zniszczoł? Brązowy medalista z Tauplitz? Żyła, nasz wybitny lotnik? Sierściuch — przyszły wielki mistrz (określenie autorstwa Heinza Kuttina)? Mur... A, nie, nieważne. Sierota speniała przed pierwszym skokiem, dostając ataku paniki na widok odległości progu od puntu konstrukcyjnego, i musieli go siłą targać z powrotem na górę.
Po blamażu treningowym przyszła pora na blamaż kwalifikacyjny. Zakwalifikowały się wszystkie nasze pingwiny — dlatego, że tylko pięciu odpadało.
— Cesz żelga? — zapytał mnie Stękała z pełną gębą, kiedy przechodziliśmy przez hotelowy hol.
Bez słowa wsadziłam łapę do opakowania i nabrałam garść miśków.
— Eee! Hytałem o hednego! — oburzył się.
— Ciesz się, że ci cokolwiek zostawiłam — burknęłam.
Przełknął przeżuwaną porcję, gdy stanęliśmy przed windami.
— A ty co taka nie w sosie? Nie, żeby to była jakaś nowość, ale za mało tu wrzasku jak na ciebie.
Spiorunowałam go wzrokiem.
— Nie interesuj się, bo kociej mordki dostaniesz, już ci to kiedyś tłumaczyłam, pacanie.
Stękała się wyszczerzył.
— No i z Grzywą coś mało gadasz. Czyżby rozwód?
— Tobie tak nie szkoda zębów czy zwyczajnie lubisz balansować na krawędzi życia i śmierci?
Zachichotał.
Gdzie ta zasrana winda?, spytałam w myślach, tracąc cierpliwość.
— Słyszałem, że nieźle się poprztykaliście.
— Gratulacje! Twój słuch funkcjonuje prawidłowo! — sarknęłam, wymachując rękami jak jakaś niezrównoważona emocjonalnie. (??!!?!!) — Tak jak kadrowa poczta pantoflowa. A teraz może zajmiesz się swoimi żelkami, zanim ci nimi zatkam przełyk?
Stękale sprawiało niesamowitą przyjemność doprowadzanie mnie na skraj wytrzymałości psychicznej. Jestem pewna, że Tajner wysłał go, żebym miała pod ręką zamiennika Kubackiego. I to w momencie, w którym zaczęłam sądzić, że się polubimy...
To znaczy — ja i Jądruś Jędruś. Nie nowotarski księciunio.
— Podobno zrobiło się gorąco. Oboje byliście bez ubrań.
— CZY TE JEBANE SZWABY NIE UMIEJĄ NAWET WINDY ZROBIĆ?! — wrzasnęłam, waląc w guzik obok rozsuwanych metalowych drzwi.
A ten miał ubaw po pachy. W końcu nie wytrzymałam — nie miałam na kogo drzeć trepa dobrych pięć dni, więc frustracja zaczęła we mnie prawie gnić, a nie wolno tłumić gniewu — więc zbliżyłam się do jego twarzy z wyciągniętym ostrzegawczo placem.
— Słuchaj no, Stękacz, czy jak cię tam wołają twoi durni koleżkowie. Ja ci dobrze radzę, jak chcesz dożyć jutrzejszego konkursu, to lepiej nie wymawiaj przy mnie na głos nazwiska Zniszczoł. Hasło Grzywa też jest zabronione. Nie mów mi o tych imbecylach. W ogóle do mnie nie gadaj. Chyba że chcesz mieć nogi i dupę osobno, do samodzielnego złożenia.
Usłyszeliśmy pinknięcie drzwi windy, więc wyprostowałam się, udając, że wcale nie groziłam mojemu ubawionemu po pachy kompanowi. Ludzie wyszli, a my zajęliśmy ich miejsce. Wcisnęłam guzik z piątką, a wtedy drzwi się zamknęły i dźwig ruszył.
— To co, Milka z Oreo na zgodę?
Prychnęłam.
— Ta duża — kusił.
Przełknęłam z trudem ślinę.
Jesteś silną i niezależną kobietą. Umiesz się opierać pokusom. Jesteś na diecie i nie chcesz zjadać niepotrzebnych węglowodanów, czy innych sacharydów...
Wbiłam martwy wzrok w metalową ścianę.
— Jutro po kolacji u mnie.
Kątem oka zauważyłam u matoła złośliwy uśmiech.

* * *

WSTYD I HAŃBA — te trzy proste słowa najlepiej określały sobotni konkurs na szwabskim mastodoncie. Myślałby kto, że skoro już nas okrzyknęli najlepszą kadrą w historii polskich skoków narciarskich, to nieloty zaczną skakać. A w życiu! Grzmociło to w bulę aż się po górach roznosiło. W serii próbnej jeszcze nie było źle — do serii finałowej nie wleźliby tylko Stękała z Murańkiem — ale w pierwszej konkursowej...
HELENA, MAM ZAWAŁ!
Okej, to mała zagadka na rozluźnienie. Jak myślisz, ilu polskich zawodników dostało szansę poprawienia swojego wyniku w drugiej rundzie? Masz do wyboru liczby od zera do sześciu.
Odpowiedź brzmi: JEDEN. Tylko sam jak palec Miszczu zakwalifikował się do finału, i to rzutem na taśmę: jako dwudziesty siódmy. Skandal jak stąd do Warszawy! Wstyd, powiadam, wstyd i hańba! Proszę bardzo, nasz czołowy lotnik, brązowy medalista z Bad Mitterndorf, wspaniały skoczek, duma nasza narodowa, obiekt westchnień buzujących hormonami trzynastolatek, pokazał swoje prawdziwe umiejętności! LEDWIE DOLATUJĄC DO STO SIEDEMDZIESIĄTEGO METRA.
Treneiro miał rację; jak ktokolwiek mógł go podejrzewać, że brał doping? Przecież on wyglądał, jakby mu pierwszy raz narty na nogi założyli. O, i tyle, a nie wybitny sportowiec! I dobrze było tak podłej szui. Aż mi się zatęskniło za starym, dobrym Kubackim — ten to by tutaj miał pole do popisu. Bula byłaby gładka jak łysina Janusa! A ja mogłabym się jawnie z niego nabijać. Z Ryżego Brutusa nie mogłam, bo my byliśmy tak serio pokłóceni i w ogóle nienawiść w powietrzu wisiała, więc nie wypadało. Ale, wierzcie mi, moja wewnętrzna ordynarna świnia miała ubaw stulecia.
Najwięcej poszkodowany wyszedł z tego Sierściuch, któremu zabrakło dwóch dziesiątych punktu do drugiej serii. Z rozpaczy powykręcał wąsy poczochrał tę swoją grzywę i siedział przez kwadrans ze spuszczoną głową, aż się z niego Skrobot jął nabijać po cichu. Przez całą drogę do hotelu żalił się tej swojej Kaśce, więc ja dla niej w myślach robiłam znak krzyża na drogę. W sensie dalszą życiową z Kotem.
Wieczorem, zgodnie z zapowiedzią, zjawił się u mnie Stękała. Rozglądał się po korytarzu, jakby go kto do mission impossible przydzielił, a nie do przemycenia kilku czekolad i słodkiej herbaty. Jak tylko stanęłam w progu, to od razu mu się morda wykrzywiła w jakiejś niepojętej dla mnie radości. Wywróciłam oczami i przepuściłam go w drzwiach.
Milka z Oreo. Czułam się spełniona.
Stękała przywlókł też czajnik od Skrobota, więc od razu wyjęłam swój nieszczęsny kubek z Willingen, on wyjął swój i zagotowaliśmy wodę. Siedzieliśmy tak sobie obżerając się jak prawilne psiapsióły i pijąc pedalskie herbatki, a potem, jak matoł zaczął przysypiać, wykopałam go za drzwi i sama zasnęłam na podłodze.
Bo spanie na łóżku jest zbyt mainstreamowe.

* * *

Dziwne... Od mojej kłótni z Ryżym Brutusem w naszym domku panowała atmosfera skisu. Smrodek rodem z prawdziwego chlewu, w którym siedzą prawdziwe świnie, był mocno wyczuwalny. Imbecyle, oczywiście, nie ucięły znajomości z sobą nawzajem — przecież debile to zwierzęta stadne, muszą trzymać się razem. Inaczej nie mają jak kultywować swoich bydlęcych zwyczajów. To ja stałam z boku z kubkiem zupki instant, a oni coś między sobą pomrukiwali.
A za oknem szalała wichura. Zapowiadał się kolejny wspaniały wieczór!
Zawody przełożone o godzinę — odezwał się w krótkofalówce głos Grześka.
Wywróciłam oczami, dopiłam zupkę i postanowiłam przewietrzyć zmaltretowany obecnością zbyt wielu cymbałów mózg.
Proście, a będzie wam dane. A dupa blada. Ledwiem zdążyła zrobić pięć kroków, a z budki wyskoczył Sierściuch i ewidentnie mnie ścigał. Przez moment rozważałam ucieczkę, ale bałam się, że poruszę zawartość żołądka i w efekcie wszyscy ją zobaczą.
— Czego? — mruknęłam zza szalika.
Pizgało, wiało, kręgosłup mnie bolał od spania na podłodze, w ogóle nieprzyjemnie było, a ten mi przyszedł dupę truć.
Zdrajca zasrany.
Wzruszył ramionami.
— Chcę się przejść.
— To nie możesz iść w innym kierunku?
— Gdzie? Do lasu?
— W zasadzie gdziekolwiek.
Z tobą chcę się przejść.
— Ale ja z wami nie gadam.
— A teraz to co?
— Sierściuch, nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę!
Westchnął i z rezygnacją opuścił ramiona.
— Przepraszam, dobra?
W tym momencie nieboskłon rozstąpił się, a z otworu padło złote światło. W tle śpiewały anielskie chóry.
Czyli umarłam. Sierściuch mnie przeprasza, jakieś pedały w aureolkach drą mordy... I to jeszcze do nieba trafiłam.
Gapiłam się w palanta, mrugając bezmyślnie.
— Możesz powtórzyć?
Wywrócił oczami z dziwnym uśmiechem.
— Przepraszam, że wziąłem udział w tym cyrku na Malince. Czy teraz możemy się przejść, żebym mógł ci wszystko wyjaśnić?
— Ja już znam wszystkie potrzebne szczegóły — sarknęłam, składając ręce na piersiach.
Co on mi mógł powiedzieć? Że Zniszczoł ich przekupił? W sumie bym się nie zdziwiła. Powód tego całego zamieszania wybrał sobie kompletnie z dupy. Bo wiedział, że będę dobra. Pff, co za szajs! Bujać to my, ale nie nas! Może on ma jakąś ukrytą osobowość stalkerską? No tak, jak mogłam zapomnieć! Choroba dwubiegunowa — prawdziwa plaga w polskiej kadrze skoczków narciarskich!
Bo chyba tylko tak można wytłumaczyć fakt, że Ryży Brutus wrobił mnie w jakieś noszenie Kruczkowi wszystkich bambetli i snucie się za nim jak cień. Bo nie wierzę, że na podstawie mojego zamaszystego orła, którego wywinęłam, prawie oparzając Żyle jaja i wywalając miskę zupy Miszczuniowi na łeb, wywnioskował, że jestem superduper zajebistą pracownicą. Zwłaszcza że moje koleżanki z pracy nie podzieliłyby tej opinii.
Sierściuch złapał mnie pod ramię jak to się robiło za czasów podstawówki z najlepszą psiapsiółą i zaczął ciągnąć przed siebie. Po moim martwym trupie. Wyrwałam się.
— Nie rób scen, naprawdę chcę pogadać — marudził.
A ja naprawdę chcę mieć figurę Kate Moss i kasy jak lodu. Nie można mieć wszystkiego, bejbe.
Widząc jego męczeńską mordę, skapitulowałam.
Byłam z Sierściuchem na spacerze. Mamo, dzwoń po karetkę, bo chyba mam zawał. Zresztą o co im chodziło z tymi spacerami? Najpierw Kamil, teraz ten tutaj...
— Zniszczoł przegiął. — Alleluja, wreszcie zauważył to ktoś poza mną! Konia mu z rzędem! — Zwłaszcza o tym... no wiesz, twoim ojcu.
Przemilczałam.
— Nie wiedziałem. Przykro mi.
W sumie ładna pogoda była, nie? Ciemno jak w dupie, piętnaście stopni poniżej zera, wiatr jak zwiastun huraganu i zapowiadali śnieżycę w godzinach konkursu. Żyć, nie umierać.
— Ale wiem, że Zniszczoł wcale nie chciał ci zrobić niczego złego. — Prychnęłam. — I nie miał samolubnych zamiarów.
Roześmiałam się na głos. Ja nie wiedziałam, że z Sierściucha taki komik.
— Słuchaj no, Skarbie, czy jak ci tam Kruczek gada...
— Daj mi powiedzieć! — NIKT MI NIE BĘDZIE W MOJEJ OBECNOŚCI UST ZAMYKAŁ! JA NIE POZWALAM! A jednak się zamknęłam. — Nie wiesz, jak to wszystko wyglądało. Ja go ostatni raz takiego zdeterminowanego widziałem, jak ważyły się losy tych, którzy byli niepewni wyjazdu do Falun. Serio. My, szczerze powiedziawszy, nie bardzo chcieliśmy mieć w kadrze marudzącego babsztyla, zwłaszcza po akcji w restauracji, ale Grzywa jak zwykle widział dobro tam, gdzie nikt inny by go nie zobaczył. Kiedy my mieliśmy pierdyliard argumentów, on miał pierdyliard i jeden. Twierdził, że będziesz lojalna, oddana i obowiązkowa, a tamto to był wypadek przy pracy. A poza tym nie śliniłaś się na nasz widok, co było kluczowe. Gdyby nie Grzywa, nie byłoby cię tu z nami.
To akurat był argument przeciw.
Pff. Że niby ta pseudogadka motywacyjna miała mnie przekonać? To już bardziej mnie Kubacki przekonał, że wygra w Kulm, kiedy grzmotnął w sto sześćdziesiąty metr w kwalifikacjach.
— Uznałem, że musisz wiedzieć. Źle bym się czuł, gdybyś nie usłyszała... Jak to się mówi po angielsku? Our side of the story.
Spojrzałam na debila z ukosa. Czy oni wszyscy się pochorowali, że im się poodmieniało? Gdzie Sierściuchowe żele, kremy, lusterka, czemu nie lata jak kot z pęcherzem, żeby martwić się wpływem klimatu na swoją cerę? Strzeliło mu coś do tego durnego łba i masz, babo.
A może to mnie się poodmieniało? To niemożliwe. Ja się tylko starzeję, ale nie zmieniam.
— Szlag mnie trafia na myśl — wycedziłam przez zęby — że mogłabym spokojnie teraz zaczynać drugi semestr magisterki, ale nie, szanowny pan Aleksander ubzdurał sobie, że znajdzie jelenia kadrowego, więc snuję się teraz za wami jak cień.
Sierściuch wywrócił oczami.
— Serio wolałabyś siedzieć teraz na dupie, ucząc się na pamięć kolejnej biblioteki (czy co wy tam robicie na tej filologii), niż być tu z nami, zwiedzać świat, uczestniczyć w najważniejszych wydarzeniach sportowych? Wydaje mi się, że w głębi ducha wcale tak nie myślisz. — O, proszę. Cztery miechy z pacanami się użeram, a tu się okazuje, że takie kudłate kocisko ma czelność twierdzić, że zna mnie lepiej niż ja samą siebie! Świat upadł na głowę! Najpierw mi robi freudowskie pranie mózgu, a teraz ma czelność się uważać za medium i znać mnie na wylot. — Na twoim miejscu pogodziłbym się z nim, bo on naprawdę nie chciał dla ciebie źle. Przecież się zgraliśmy, prawda? Stałaś się częścią prawdopodobnie najlepszego sezonu skoków narciarskich dla Polaków w całej historii tego sportu. Jak dla mnie to super sprawa. Bez ciebie wiele by się nie udało. — Czy ten wykrzyw gęby na koniec miał mnie w jakiś sposób przekonać?
Cierpliwość mi się niebezpiecznie kończyła.
— Ale to jest MOJE życie, rozumiesz? On dosłownie pogwałcił moje prawo do wolnego wyboru! Mogę sobie robić, co zechcę, a on dopilnował, żeby mnie postawić pod ścianą.
Dlaczego ja przez całe życie trafiam na takich tępaków?
— Czy ty możesz przestać myśleć tylko o sobie? — Łohoho, nasza kicia zjeżyła sierść. Podziałałam na niego jak czerwona kropka z lasera. Punkt dla mnie! — Wiecznie ty, ty i TWOJE plany. Pomyśl o tym, że pomogłaś biednemu, nierozgarniętemu facetowi postawić życie do pionu. Bez ciebie organizacja wyglądała o wiele gorzej, wierz mi. Skrobot nie kwapił się, żeby pełnić funkcję przypominajki, jak zresztą cała reszta, bo nie za to im płacą, więc Kruczek przypominał kupkę nieszczęścia. Do dziś zachodzę w głowę, jakim cudem zawsze zabierał bilety. Chyba mu żona do torby wciskała, bo innej opcji nie ma. W każdy razie — powinnaś pomyśleć o tym, że cicho cierpiąc wszelkie rzekome niedogodności — tu wstaw swoją ulubioną wredną minę — w postaci zawodników, zrobiłaś dobry uczynek. Poza tym, czy Kruczek naprawdę jest takim tyranem? Jak na mój gust to całkiem nieźle się dogadujecie. Ba, jestem w stanie stwierdzić, że go lubisz.
— Sranie w banie, to nie ma nic do rzeczy — odparłam, nie powiem, trochę zmieszana. — Kruczek i tak już został rozgrzeszony, bo był w potrzebie. I ja bym też to wszystko mogła znieść, gdyby...
— ...gdyby nie to o tacie — dokończył za mnie Sierściuch, nagle łagodniejąc. Rozdzwonił się mój telefon, ale jeszcze się wstrzymałam przed odbiorem. — Nie oszukuj się, Antek. Wiesz, że Grzywa to miły i pogodny chłopaczek, ale jak mu coś nie wyjdzie, to potrafi być wrzodem, i to takim na pół dupy. Był wkurzony, palnął głupotę. Jak to mówią: Kto odpuszcza głupiemu, ten sam ma sto dni odpustu.
Puścił mi oczko i wrócił do domku, a ja tymczasem odebrałam połączenie od Kruczka, który zjechał mnie jak psa za porywanie jego zawodników. Już nawet nie miałam sił mu tłumaczyć, że to ten zapchlony cymbał mnie siłą uprowadził, a nie na odwrót. Po prostu stałam patrząc, jak ludzie w pośpiechu śmigają tam i z powrotem, i zastanawiając się, co za bombę biologiczną ktoś spuścił w tym Willingen, że się wszystkim we łbach poprzestawiało.
Nawet, kurwa, mnie.


Konkurs poszedł nawet po Kruczkowej myśli. Czterech znalazło się w finale. A jak wam powiem, kto był najwyżej, to mi nie uwierzycie.
Oglądaliśmy sobie z Grześkiem zawody; ujeżdżanie mamuta, starym zwyczajem, wyglądało na rozpaczliwą próbę udowodnienia, że którykolwiek z nich już kiedyś wcześniej skakał, aż tu nagle na belce zasiadł wąsaty, domorosły Freud. (Zresztą nawet Zyga miał wąsa). Kask dopiął, wiązania sprawdził, ostatni głęboki oddech i...
Zaliczył wielkość skoczni. Oczywiście, musiał się trochę rozjechać, żeby pojawił się polski znak firmowy, ale nawet Grześkowi mowę odebrało. Takie nam wszystkim zrobił madafaka.
Zadławiłam się żutą bułą i trzeba mnie było szybko odtykać.
Drugą serię musiał spartolić, bo nie byłby podopiecznym tego przyćmionego jełopa w gnieździe, ale nie spartolił jej na tyle, żeby stracić zajmowane miejsce.
Najpierw poleciał Wiewiór i coś za punkt K uciułał. Zaśmiał się durnowato i poszedł żreć do Skrobota. Potem był Ryży Brutus, który zaliczył spory awans z połowy stawki do zajmującego ósme miejsce Miszczunia, mieliśmy więc ex aequo. I dopiero jako ostatni skoczył kolega Maciej Kot, wygrywając swój pierwszy w życiu konkurs w Pucharze Świata.
I to nie byle jaki, bo konkurs lotów.
Skarb nasz wygrał! — wydzierał się do krótkofalówki oszołomiony Kruczek, który automatycznie zbladł.
Z ceremonią wręczenia nagród na niego specjalnie czekali, bo cymbał lustra nie odstępował, od fizjoterapeutki z norweskiego sztabu lakier do włosów pożyczał, stroił się we wszystkie możliwe kurtki (nieistotne, że każdy miał taką samą), buty pucował i jeszcze Skrobota w woskowanie nart próbował wkręcić, ale ten się popukał po czole. I dobrze, kuźwa, zrobił.
Na dekoracji wyglądał jak zasrany model Calvina Kleina, brakowało, żeby po dostaniu badyli zaczął machać jak Miss Świata. Jedne, co można było wpisać na listę plusów to to, że on na pewno na konferencji siary nam nie narobił. Ani to Wiewiór (chociaż pozostaje z nim w niebezpiecznie bliskich stosunkach), ani to nieogarniający Muraniek. Umie po ingliszu? Umie. I krzyżyk mu na drogę i trampek między poślady.
Trochę się naczekaliśmy, aż księżniczka Sissi wreszcie skończy swoją audiencję. Tadziu starał się jak mógł, żeby nam nerwy poszarpać, chociaż próbowaliśmy mu dać do zrozumienia, że ma wypierdalać w podskokach. Część poszła pożydzić coś z bufetu, kupić jakiegoś grillowanego wursta albo grzane piwo, a ja łaziłam tam i nazad, wydeptując dziurę w śniegu przed naszym blaszakiem. A Zniszczoł siedział w środku i minę miał cierpiętniczą. Spędził tam dobry kwadrans, zanim wylazł na zewnątrz. Zlustrował mnie morderczym wzrokiem i chyba sobie uświadomił, że nikogo oprócz mnie do rozmowy nie ma.
— Aleś narobił bajzlu z tym dopingiem.
Bo narobił. Myślałby kto, że zaczną się buntować, że będą go wytykać palcami, ale nie. Człowiek-szczygieł taką sobie reputację wyrobił, że mu nawet wyrazy współczucia składali. Poklepywali po pleckach, pocieszali... Więc może to taka tendencja ogólnoświatowa. Wszystkim się w dupach poprzewracało.
Znowu mi posłał spojrzenie asasyna.
— Niczego nie narobiłem — rzucił chłodno, odwracając się tyłem, żeby z dala rozchodzić zamarzające kończyny. — To praktykant się pomylił.
I zrobiło się tak przerażająco cicho, jak cicho dawno nie było. Słychać Szwabów sprzątających skocznię i wychodzących z trybun, zgrzyt naszych butów na śniegu i wiatr między uschniętymi drzewami. Brakowało tylko złowieszczego śmiechu szaflarskiej mendy z oddali. Na szczęście, z tego wrzoda byłam uleczona aż do poniedziałku.
— Czy ty nie możesz już ze mną normalnie pogadać? — Ciśnienie zdążyło mi skoczyć do stu siedemdziesięciu na sto.
— Ooo, a to my mamy jeszcze o czym gadać? — udał zdziwienie.
A mogłam poprosić o ten jebany czołg na osiemnastkę. MOGŁAM, ALE ZAWALIŁAM.
Razdwatrzyczterypięć.
— Mówiłeś, że to ja robię pod górę, ale zdaje się, że z kim przestajesz, takim się stajesz. — Uśmiechnęłam się gorzko. — Musimy sobie sporo wyjaśnić.
— Ja już wszystko wyjaśniłem.
— A co z telefonem do Agaty? Bo to chyba warte omówienia, jak myślisz?
— Odwal się od niej! — warknął. — Zazdrosna jesteś, czy co?!
Wybuchnęłam głośnym, szyderczym śmiechem. Ja tu tumanowi imputuję, że go laska wystawiła do wiatru, a ten mi wyjeżdża z jakimś sentymentalnym gównem, no trzymajcie mnie, bo padnę!
— Mogłabym to samo powiedzieć o twoim stosunku do Fannemela.
Ciągle to samo. Od tygodnia prowadziliśmy tę samą rozmowę. Ona się wcale nie skończyła moim jebnięciem drzwiami w Willingen. Ona się ciągnęła za nami jak smród po gaciach i wyglądało na to, że obsrani mieliśmy dotrzeć aż do Planicy.
Która przecież za kilka dni.
Zniszczoł wywrócił oczami, by po chwili skupić wzrok na mnie i przymrużyć gniewnie powieki.
— Z tobą to się nigdy nie kończy, prawda? — Śmiał się tak jakoś... ja nie wiem, zaczynałam się bać. — To. — Rozciągnął ręce jak helikopter. Zaczęłam podejrzewać, że uważa, że szwabskie granice nie mają końca. No tak, szwabski naród to prawdziwa plaga na tym świecie. — Pyskówki i złośliwości. Twój chleb powszedni. — Przytaknął sobie głową jak debil i zrobił chwilową pauzę. — Ja rozumiem, że miałaś, w sumie dalej masz, trudne życie — okej. Rozumiem też, że z tego powodu nosisz w sobie wiele złości — spoko. Ale to nie usprawiedliwia twojego chamskiego zachowania wobec ludzi, którzy chcą dla ciebie dobrze. Korona by ci z głowy nie spadła, gdybyś była dla kogoś choć raz miła. Nie możesz się wyżywać.
Nie potrafiłam powstrzymać kolejnego gorzkiego uśmiechu. Mój ryj musiał wyglądać jak u rotweillera ze szczególnie męczącym zatwardzeniem.
— Ach, no tak — zawołałam, udając, że sobie coś przypominam. — Bo to ty jesteś tym, który chce dla mnie dobrze?
— Chciał.
Podszedł bliżej. Tak blisko, że mogłam zauważyć, że ma szron na końcówkach ryżych kudłów na grzywce. Ale miał minę taką paskudną, że się wystraszyłam, czy zdradliwa szuja nie trzyma jakiegoś noża w kieszeni, żeby mnie nim zadźgać.
Zginęłabym z rąk Brutusa, jakże, kurwa, szlachetnie.
— Ale teraz już mu wszystko jedno.
Patrzyłam tylko, jak odchodzi w kierunku skoczni.
Wiecie co? Ja wam coś powiem.
Niech to wszystko chuj jasny strzeli. A Szwabów w szczególności.




Jeśli idzie o ścisłość, to mnie duma na widok tego rozdziału nie rozpiera. Miałkie to takie jakieś jest i w ogóle, poza sukcesem Sierściucha niczego szczególnego nie wnosi – przynajmniej na polu wydarzeń. Na polu psychologicznym trochę jednak dorzuca. Dołożę wszelkich starań, żeby następny był – mimo wszystko – bardziej Tośkowaty. Promise, guys.
Co mogę jeszcze od siebie dodać? Że jestem dumna, że się w końcu Olek wziął do roboty! Współpracuje z psychologiem, no i w ogóle. Ja mam tylko nadzieję, że on się nie posypie jak wszyscy polscy skoczkowie zimą. Wiecie – latem król, zimą żul...

Aaa, no i hit ostatnich rozdziałów. „Kubek z Willingen” :D



Jeszcze czytającym moje „side stories” przypomnę, że pojawiła się nowa część opowiadania Polaroid z Peterem Prevcem i Milą Elin w roli głównej na Oneshotach Charlie. :)
I perosz ankietę wypełniać.


A tak w ogóle, to co tam? Chyba już nie jestem w stanie Was zaskoczyć, prawda?

32 komentarze:

  1. Kurde, mam takie mieszane uczucia co to Tośki i Aleksa, bo Zniszczoł mnie przez cały rozdział wkurzał, a jak na koniec powiedział, że mu wszystko jedno co do Tośki, to jakoś tak mi się go żal zrobiło. I w sumie Tośki też, bo sama nie chciałabym, żeby ktoś mi właził z butami do życia. W ogóle rozdział jakiś taki smutny trochę, bo, mimo wszystko, widać, że Zniszczołowi zależało na dobru Antka, a Antek pewnie chcę się już z nim pogodzić, tylko po prostu jej duma nie pozwala, bo WSZYSCY ROZUMIEMY, że po takim (przepraszam za wyrażenie) wpierdalaniu się w przyszłość jest trudno odrzucić tę dumę.
    I mam szczerą nadzieję, że oni się w końcu pogodzą, bo tak będzie najlepiej i TO JEST MOJE OTP!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Rozdział mi się bardzo, ale to bardzo podobał i chyba pierwszy raz piszę tu takie filozoficzne rozmyślania. XD
    Brakuje tylko "być albo nie być? oto jest pytanie." XD
    Aha, i tym rozdziałem osłodziłaś mi początek roku szkolnego.
    Pozdrowiłabym ciepło, ale ostatnio jest t a k g o r ą c o, że tylko pozdrawiam i jak zwykle życzę weny. c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurwa, zapomniałam o ważnej sprawie: ZAJEBISTY KUBEK! <3

      Usuń
    2. Łaaa, cieszę się, że Cię Tośki zmusiły do takich przemyśleń, odbieram to na plus. :D Jeeeej, OTP <3 I jeszcze mi milej, że osłodziłam Ci gorzki początek roku.
      I dziękuję! <3 Za cudny komentarz i za komplement dla kubka :D

      Usuń
  2. Podbiję panią przede mną. Zajebisty kubek.

    Kruczek raz w życiu ogarnął :O

    Czy mi się wydaje, czy zmieniłaś do dziewiątki podkład?

    BTW Orzeł kontra Kruczki? Mam rozumieć, że w Planicy będzie bardziej grubo niż wtedy, kiedy Tosiek pojechała z ekipą B?

    Co do tekstu... Naprawiłaś i popsułaś :|. Kocur pożyczający lustro musiałby być epickim wydarzeniem na arenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesz Koteł w budce z lusterkiem latał jak kot z pęcherzem. I tak, cichaczem zmieniłam soundtrac dziewiątkowy.

      Usuń
    2. Mocno odpowiada temu, co się tam działo, haha :D

      Usuń
  3. Ja nie wiem, dlaczego, ale się lekko popłakałam przy rozmowie Tośki z Kruczkiem. Tak o. Nie płaczę jakoś często, wzruszające sceny w filmach są nudne albo żenujące, a tu taki cyrk się odwala. No nic, trzeba z tym żyć.
    Ja nie wiem, ale polubiłam twojego Kubackiego. Niby jest złośliwy, ale taki jakiś, no nie wiem, mądry? Sprytny? Something like that.
    Tak więc szipuję Tośkę z szaflarską mendą.
    I ja się w ogóle nie spodziewałam, że twój Sierściuch jest taki inteligentny i ma takie gadane. Mama nadzieję, że Antek wyciągnie z tego wnioski.
    Anyway, kocham twoje opowiadanie, twoją Tośkę, twojego Kubackiego, twojego Murańka. I mnie nie przeszkadza ten rozdział. Dobry jest, lubię go. Ale te bardziej tośkowate też nie zaszkodzą :D
    Nie przedłużając, pozdrawiam cieplutko,
    DarkSide ❤❤❤
    PS: Dajcie mi taki kubek 😻

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, ta scena Kruczkowa też jest dla mnie osobiście trochę wzruszająca, dlatego bardzo sie cieszę, że i Ciebie trochę wzruszyła. :)
      Ach, bo widzisz - żeby być złośliwym, trzeba mieć trochę oleju w głowie. Trudno być złośliwym, z trudem łącząc fakty. Więc ten nasz Mustaf może i zachowuje się jak menda, ale swój rozum ma. Z Sierściuchem podobnie - to, że lubi się fiokować, nie znaczy, że nie ma poukładane pod kopułą. Bo ma.
      Bardzo, bardzo mi miło! Zwłaszcza że ja przy tym rozdziale bardzo marudziłam. A kubek był do nabycia w Niemczech, w Kolonii. Dwa lata temu. :P
      Dziękuję! <3

      Usuń
  4. Nie będę pierwsza, ale wyjątkowo chyba również nie ostatnia XD.
    Mam nadzieję, że nie pokićka mi się z Precelkami i innymi rzeczami, bo ostatnio nadmiar informacji do mnie dociera.
    No to, komu w komentarz, temu klawiatura pod paznokieć!

     Aaaa...! Picoult na sam wstęp! Ty to wiesz, jak mnie kupić, Charlie! (ten tytuł rzeczywiście w odniesieniu do sytuacji Tośki jest kluczowy). I ten cytat taki... prawdziwy. Wiem poniekąd z autopsji.
    A jeśli mowa o tytule rozdziału... wyczuwam duuużo Sierściucha. Wyczuwam Sierściucha z problemami. I wyczuwam biedną Tośkę, która te problemy będzie musiała rozwiązać.
    (wiesz, że w sumie nie wiem o czym jest ten rozdział? Za bardzo się na Preclach skupiałam, najwyraźniej :P). A odniesienie to... "Co gryzie Gilberta Grape'a" podpowiadają mi interenty, bo brzmi znajomo ale jednak nie (wiem, że mi mówiłaś, ale skleroza to straszna rzecz, trust me!).

    Ach tak, Supernaturalowe "THEN" to wielka draka o zniszczołowy Spisek przez duże "S" oraz Olek dostający dyskwalifikację za sterydy. Więc mimo iż Tośka najchętniej zadusiłaby go gołymi rękami, to jednak teraz trzeba mu dupę ratować i opieprzyć go przy okazji za głupie pomysły (nawet jeśli jest niewinny jak lilia wodna). Nie ma więc litości dla spasłych Helg i ich wurstów.
    "Przecież to każdy głupi wie, że naszym pingwinom-nielotom żadne specyfiki nie pomogą. Bo oni to nie mają ani w głowie, ani w nogach" - wiara Tosieńki w Kruczkowe Orły wciąż mnie zadziwia. A raczej zadziwia mnie fakt, że nie rośnie ani o jotę, choć przeca starają się jak mogą. Jednym wyjątek jest Miszczunio, ale Miszczunio to Miszczunio i koniec i kropka i nawet przecinek, o!
    "...prawą nogę z lewym jądrem" - a weź, mi moich szpileczek nie przypominaj, prosza cię. To raz. A dwa, Tośka to zdolna bestia skoro tak potrafi na krzyż odnóża (i nie tylko) wyrywać. Chodź czy ja wiem, czy Zniszczoł na takie tortury zasłużył? Zdolność do reprodukcji mu Socha zabierze i nie będzie rudych orangutanków... (no, dobra. Ma jeszcze drugie).
    A swoją drogą, choć Olek nawywijał, co nawywijał, to Tośka się jednak o niego martwi. Poniekąd. Bo jednak zależy jej na tych patałachach, co zrobisz, jak nic nie zrobisz. A na Oleczku jakoś tak szczególnie, mnie się zdaje, mimo iż Tolkiem to pewnie i tak nie ma nic wspólnego.
    ON TU DYSKWALKI DOSTAJE I TAK SPOKOJNIE FLIRTUJE SOBIE Z ANITKĄ PRZEZ TELEFON?! Wstyd i gańba, Zniszczoł, wstyd i gańba! Na dodatek Adusia nie ma dla niego czasu, bo jacyś koledzy ważniejsi, pff. Niech się wypcha, miała okazję po pocieszać Oleczka, ale nie! cała robota znowu na głowie Sochy. Flirty-slirty, a wsparcie kaj?
    (i nieładnie tak podsłuchiwać, Antek!)
    Czy ja dobrze widzę? Zdenerwowany Olek? Noż, kredą w kominie normalnie! Etap wrzeszczenia już dzisiaj zaliczony, ale Zniszczoł chyba naprawdę jest nie w sosie. I to z rożnych powodów, a konkretnie trzech: Tośka, dsq, Amelka. W takiej dokładnie kolejności (choć może mu się wydawać, że jest inaczej).
    ALEKSANDRZE JAK TY ZARAZ NIE ZAPRZECZYSZ TYM FAŁSZYWYM OBŁUDNYM POMÓWIENIOM...
    ...ale że jak ty się do Tośki odzywasz, patafianie?!
    Nie no, to już za wiele. Nikt Sochy nie będzie wyrzucał, ona dobrze chce, a jeszcze ją z kwitkiem odprawia? specjalnie opanowała nerwy dla dobra sprawy, nie wydziera się (aż tak), jest miła (no prawie) i troskliwa (j.w.).
    Ale...
    Ale jak to?
    Jak to olek ją tak z buta potraktował? Jak Szczygiełek, zawsze radosny, uprzejmy i cierpliwy (okej, trochę mu nerwy puściły wcześniej, ale przecież już wyrzucił z siebie wszystko, nie?) mógł być dla Antosi taki niemiły, no? No jak?
    Aż mnie serduszko zabolało, wiesz? I Tośkę chyba też troszeczkę. Mimo tej całej złości. Bo tymi drzwiami to trzasnęła tak z przyzwyczajenia, dla niepoznaki wręcz. Bo jak to Zniszczoł niemiły? skoro Olek zmendział nagle to świat stoi na głowie. to prawie tak, jakby Sierściuch się nie uczesał, Kruczek pamiętał o biletach, Muraniek ogarniał, Żyła nie chichotał, Stęki stronił od czekolady, a Kubacki był uroczy i pełen galanterii. Widział to kto?
    (ha! jednak odbyt!)

    CDN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Czuję, że ten komentarz będzie beznadziejny, wybaczysz mi?*

      Ta Helga to niech se nie pozwala. Pff, nie widziała nigdy kogoś posądzonego o doping? niech se lepiej na własne podwórko patrzy, Niemce gacie naciągają aż świszczy.
      Warto zanotować: Socha uważa rozłam ze Zniszczołem (oficjalnie, to fakt, że została wrobiona w tę robotę, ale cii) za klęskę życiowa. Zapisz, zapamiętaj!
      PRZEMYŚLENIA TOŚKI. Tyle w temacie, zamykam się na chwilę i czytam uważnie.
      Kruczuś rozgrzeszony, powody jak najbardziej oczywiste - miał powód, dał się namówić rudej, zdradzieckiej mendzie, bo w potrzebie był. A poza tym to jest moje najulubieńsze OTP (nawet bardziej niż Tolek! Bo Tolek jest po prostu oczywisty!) i nie ma mowy by Tośka-Tosia na Kruczusia zła była dłużej niż przez sekund trzydzieści.
      "...bo ich zawsze musi być na wierzchu" - Tośka, Tośka... To akurat hipokryzja z Twojej strony.
      "...się do niego przekonywać i może zbudowałam wobec niego coś na kształt zaufania" - A JEDNAK!
      To znaczy tak, nadal nie wiem kto ma więcej racji: Tośka czy Olek. Bo... rozumiem motywy i jednych i drugich, ale nie bardzo wiem - jakkolwiek głupio to teraz zabrzmi - o co to larmo. Może dlatego, że jestem pokojowo nastawionym człowiekiem i po takich rewelacjach, jakie usłyszała Toska najpewniej przyjęłabym do wiadomości że zrobiono mnie w bambuko i dalej robiła swoje. Stało się, ale co przeżyłam - i dobre i złe - to moje. To z perspektywy Tośki jest mission impossible, bo ona nie jest ugodową osobą. Ale Olek? Olek chyba tak to przeżył, bo uświadomił sobie, że czasu ma coraz mniej do końca sezonu, a efektów ułagadzania Tośki jakoś nie widać, a jeśli już to minimalne. A Olek klęski pedagogiczne i sportowe znosi źle. Popsuła mu Tośka plan jej naprawy to się chłopak wkurzył, zdarza się.
      Więc oboje mają do siebie wąty i ja to ciężko widzę ogółem.
      "Wypowiedział słowa, które zabolały znacznie mocniej niż ten cały szwindel" - I tu chodzi o tatusia, prawda? Bo, słowa te bolą, bo są prawdziwe. Być może uświadomiły Tośce, że to tu tkwi jej problem i jeżeli go nie rozwiąże, to nie uda jej się zacząć żyć normalnie, bo życie w ciężkiej zbroi sarkazmu, złośliwości i gniewu nie jest łatwe, taka zbroja może łatwo pociągnąć człowieka na dno. Może gdyby zaczęła żyć po swojemu, mogłaby zrzucić ją i być bardziej ludzka? Taka, jaką widzi ją Zniszczoł, który w oczach ma chyba rentgen, skoro potrafi to dostrzec?
      (Mam dziwne wrażenie, że Olek uświadamia Kruczka, co zaszło i dlaczego Tośka wszystkich wzrokiem zabija. No, coby jej się nie naraził czymś czy coś)
      Jeżu, jeszcze Kubacki do tego.
      "Jemu chyba same skoki za mało adrenaliny dawały (zresztą przy takich poniżej dziewięćdziesięciu metrów to adrenalina nawet nie zdąży się aktywować)" - TOŚKA MISZCZ!
      (Cała ich rozmowa jest tak cudownie wredna, że nie mogę)
      E, polonistyka to wcale nie jest taki nieprzyszłościowy kierunek, pff! Prawda jest taka, że po każdych studiach można wylądować na bezrobociu, więc to nie od tego zależy, a jedynie od zaradności życiowej. Jak się człowiek odpowiednio ogarnie to nawet i po europeistyce pracę znajdzie (sorry-not-sorry).
      Ugh, wyobraziłam sobie ozor mendy na twarzy Sochy i to zbyt wiele dla mojego biednego mózgu. Ugh, nope.
      E, Kubacki ty się od Murańka odtenteguj w te pędy bo cię znajdę i nie będzie co zbierać. On może i nie ogarnia, ale nie lubić się go nie da, o! #teamKlimek
      (A Miszczunio znowu tatkuje? Niech się wprawia, niech się wprawia!)
      Socha ty mu się nie zwierzaj, toć to menda, jedna, wielka, szaflarska! Jeszcze to kiedyś wykorzysta przeciw tobie. No, ale inteligencji mu odmówić nie można. Tak cięte riposty wymagają jednak odpowiedniego IQ.
      Solidarność plemników, meh. Coś w tym jest, kurczę.
      No, bo Zniszczoł mówił z serca, menda ma rację. Tylko... trochę formy nie dopasował do treści.
      Ale dobrze, że wynurzenia dawidowe zostały przerwane lądowaniem, bo mogłoby się to dla niego skończyć źle. No, nikt nie twierdził, że oni są normalni. Ale to wcale nie taka zła cecha, wiesz, Socha?

      CDN

      Usuń
    2. (ciężko pomylić Tośkę z fitoplanktonem. Ej, to to przeca przez mikroskop trza oglądać, a Tośka się zawsze uważała za osobę o większych kształtach. Olek chyba potrzebuje nowe okulary w takim razie. Albo raczej denka od słoików)
      Tosiek, to nie debilizm, ty się po prostu i niego martwisz, kobieto.
      Ojejej, moje OTP <3
      Najchętniej teraz bym po prostu nieustająco ojojojała, ale moje IQ każe mi reprezentować sobą coś więcej.
      A krowa nie ma jamy chłonąco-trawiącej! (#biolchemrulez) Ale ma za to cztery żołądki, o!
      ("Kolega Klemens mógłby być dopiero w fazie kompletowania w głowie wszystkich swoich znajomych o nazwisku Zniszczoł" - XD <3)
      Stoicki spokój Kruczka <3 Czy ja mogę dostać takiego na urodziny? Jako dalekiego wujka z Ameryki, na przykład?
      "#GoKruczek!" - ZGADZAM SIĘ W 100%. Zakładam fanklub tośkowego Kruczka, ktoś się chce zapisać?
      Tośka z tą znajomością Oleczkowych zwyczajów wygrała dosłownie wszystko! Przeca to jest takie... urocze? No tylko brać i smarować nimi tosty!
      (Co do Miszczunia: SOCHA TY NAWET TAKI ŁADNY STOCHOWY OBRAZEK UMIESZ CZŁOWIEKOWI OBRZYDZIĆ, FSTYĆ SIEM!)
      Cała ta rozkmina Tośki o tym, czy zaczęła się z nimi utożsamiać cy tez nie jest taka supi, że aż nie umiem skomentować (cusz, ja dziś w ogóle nie umiem nic skomentować, forgive me). Zwłaszcza, że Socha sama sobie uświadamia, że zna ich lepiej niż chce się do tego przyznać, i jednak zajmują w jej opancerzonym serduchu jakiś niewielki kącik.
      Bo. Ty. Ich. Tośka. LUBISZ!
      BO KRUCZEK KNOWS THE TRUTH! I zawsze trafia w sedno mimo swej kruczkowatej nieoganiętości. (Bieńka załapałam, choć jam nie siatkarska XD)
      " a w tej kadrze poczta pantoflowa była szybsza niż którykolwiek z nich na progu" - Luv ya, Socha!
      "Raczej... ojcem, którego nigdy nie miałam. Jakby znał mnie lepiej niż ja siebie" - ROZPŁYNĘŁAM SIĘ W TEJ SCENIE, CZY KTOŚ MOŻE MNIE WCIĄGNĄĆ ODKURZACZEM I WSTAWIĆ DO ZAMRAŻARKI? Miałam rację z tym nieromantycznym otp, i kurczę, Tośka. Zmusili cię do tej pracy, owszem, ale... Ale dla tekiego Kruczusia chyba warto było, nie?
      Ogółem, jakaś bardzo wzruszająca ta scena. Przynajmniej dla mnie. Mnóstwo miłości <3
      ODWOŁUJĘ TO CO POWIEDZIAŁAM. Następna wypowiedź Trenejra jest wzruszająca. TOTALNIE WZRUSZAJĄCA, GDZIE SĄ MOJE CHUSTECZKI?!
      Czy ktoś mnie może teraz przytulić...?
      (A Tymuś jest po prostu najukochańszy i w ogóle. Szkoda, że faceci w pewnym wieku wyrastają z tej prostoty w obsłudze, meh)

      Bo socha nie da se w kasze dmuchać i jak mówi "nie" to znaczy to "NIE, DO CHOLERY!". A Tadzio se przegina, choć zdarza mu się być zabawnym :>. I, nie wiem co robią na dziennikarstwie, ale języka polskiego tam nie uczą na pewno.
      A artykuł, jakby żywcem wyjęty! :P
      "która podawała do informacji (prócz wiązanki łacińskiej) tylko to" - Oj tam oj tam. Tadzio chyba jeszcze prawdziwej wiązanki nie słyszał w wykonaniu Sochy. Przeca ona była co najwyżej poddenerwowana. Gdzie tam do levelu Kubacki...!
      Aaa... jak pomylił z próbką Dimy, to nie ma co się dziwić XD. On tam mógł mieć calą tablicę Mendelejewa XD. Ale w sumie, biedny Dima :<
      "Istniała więc większa szansa, że jak zrzucę tę bandę kretynów z wieżyczki startowej, to się zabiją" - nie wiem, czy śmiać się czy płakać. Tośka emanuje tak negatywną energią w stosunku do naszych nielotów, ze to aż zabawne jest, ale i tragiczne zarazem.
      Kruczek taki kochany, się dla niej postarał, i Stękała wybielony niczym zęby pastą Colgate. A Twój sztab to normalnie best people ever, wszyscy są moim pisarskim lifegoal, okej? bo żeby postaci piątoplanowe były tak żywe i kochane to to trzeba być chyba Tobą, Charlie :*.
      I standardowo: MURANIEK <3
      Te, te żelki to mój tekst! (żartuję, oczywiście :D)
      Ale z całym szacunkiem, widzę w tej sytuacji tylko i wyłącznie Cene i nie chce mi patałach zniknąć sprzed oczu. Ale są jednakowo uroczy przy tym (i irytujący, a jakże!) wiec jestem w stanie się z tym pogodzić.
      Stękacz sobie grabi, nie iryć Tośki, bo ci przyłoży, młody!

      CDN

      Usuń
    3. "A ty co taka nie w sosie? Nie, żeby to była jakaś nowość, ale za mało tu wrzasku jak na ciebie" - <3 <3 <3, bo Tośka przeszła w "cichy-asasyn-mode" i pozabija ich wszystkich we śnie :P. Oprócz Kruczka, Miszczunia i sztabu. I Stękiego, jak się wykupi czekoladą.
      Jądruś XD
      " Jutro po kolacji u mnie" - a to w kontekście zabrzmiało co najmniej dziwnie :P. A przesz jedynie o czekoladę tu idzie na zgodę. A brzmi jakby to miało być co innego "na zgodę".
      (jest przecież normalna godzina, dlaczego mam "mode-after-23" włączony...?)

      Oleczkowi te kłótnie z Tośka chyba nie służą, meh. Co to za spadanie zaraz za bulą, co?
      "Aż mi się zatęskniło za starym, dobrym Kubackim" - Tośka, co ty ćpiesz, dziecko? Gorączkę masz, czy jak?
      "A ja mogłabym się jawnie z niego nabijać. Z Ryżego Brutusa nie mogłam, bo my byliśmy tak serio pokłóceni i w ogóle nienawiść w powietrzu wisiała, więc nie wypadało" - O, i tu mamy kwintesencję (zaraz wymyśle czego, bo mam jedynie mglistą wizję, wait). Bo niby ich nie lubi i sie  nich nabija. Ale jak jest źle - tak jak z Oleczkiem - to się nie może nabijać, bo nie wypada. bo to takie koleżeńskie nabijanie się, takie "kto się czubi, ten się lubi".
      ...i dlaczego jakoś mnie się tak smutno zrobiło?
      Biedny Sierściuch, mnie brakło 1% do zdania w czerwcu, pozdrawiam i łączę się w buli i nadziei. I biedna Kasieńka w związku z tym. Ona to musi mieć świętą cierpliwość...
      Z moim mózgiem jest coś nie tak, bo wizja przekradającego się Stękały bardziej kojarzy mi się  romantyczną schadzką niż czekoladowo-herbaciana posiadówą. I te słowa Tośki o spełnieniu - bo brzmi to trochę jakby orgazm dostała a nie czekoladę :P. Choć w sumie i to i to powoduje wydzielanie hormonów szczęścia, więc coś jest chyba na rzeczy.
      Bidny Stęki, skoro Toska i tak na podłodze zasnęła, to mogłaby mu łózko do dyspozycji zostawić. I to bez żadnych podtekstów, mimo tych endorfin!

      Wart odnotowania jest fakt (już wcześniej się w rozdziale przewinęło, alem gapa i nie skontaktowałam za pierwszym razem), że Tośce nie minęły jej sensacje żołądkowe podczas sytuacji stresowych. I to jest na swój sposób takie... znaczące. Aczkolwiek ciężko mi to teraz dookreślić.
      OOO... Sierściuchowy fragment, be aware!
      To przepraszam było takie... takie niby od niechcenia, ale jednocześnie takie bardzo szczere. Takie... takie sierściuchowe. Bo ja Kicia zrobi te minę zbitego... e? psa? ...futrzastego stworzonka to to przepraszam jest takie, że nie sposób mu nie wybaczyć.
      "Zwłaszcza o tym... no wiesz, twoim ojcu.
      Przemilczałam.
      — Nie wiedziałem. Przykro mi.
      W sumie ładna pogoda była, nie?"
      TOŚKA JEST MISZCZEM ODWRACANIA KOTA OGONEM. Naprawdę.
      A Kicia prawdę rzecze. Olek chciał dobrze, ale przesadził w nerwach. Oni wszyscy chcieli dobrze, ale nieco na opak im wyszło.
      'ale Grzywa jak zwykle widział dobro tam, gdzie nikt inny by go nie zobaczył" - DOKŁADNIE! Rentgen w oczach!
      "czy co wy tam robicie na tej filologii" - czy coś jest ze mną nie tak, że przeczytałam "fizjologii"? :P
      "Bez ciebie wiele by się nie udało" - o, toto! Bo Tośka to nie tylko zaplecze techniczne, ale i wsparcie psychiczne! Jakby nie ona, to Olek by z Kulm medala nie przywiózł, pewnam tego jakem ja.
      *ja znowu lece w cytaty, help me, ten komentarz ssie*
      "Chyba mu żona do torby wciskała, bo innej opcji nie ma" - ja też nie widzę innej opcji. Jakim cudem oni dawali se radę bez Sochy to ja nie wiem. I Kicia rację ma (skubany, mądre toto jednak i to bardzo!) i Socha Kruczka lubi, bo i jak można go nie lubić? Nie tylko jego zresztą, ale tylko do niego się bez łamania kołem przyzna.

      CDN

      Usuń
    4. "Wiesz, że Grzywa to miły i pogodny chłopaczek, ale jak mu coś nie wyjdzie, to potrafi być wrzodem"- o toto, o tym właśnie mówiłam. I prawdę powiedział Kot o tacie - gdyby nie to, Tośka by się po wkurzała, ale przeszłoby jej ostatecznie. Ale Olek dotknął bolesnej prawdy i tu już tak łatwo nie będzie. Bo żeby to mu wybaczyć, musiałaby się z tym zgodzić, a to wymagałoby z kolei jakiegoś ruchu z jej strony, Ruchu w kierunku zmienienia swojego życia, o co przecież Oleczkowi chodziło. A Tośka mu się zjeżyła i plany pokrzyżowała, więc plan poszedł się... rozmnażać. A tego Zniszczoł znieść nie potrafił.
      (Kruczek jest dla niej naprawdę takim tatusiem - do rany przyłóż, ale opieprzyć też zdrowo potrafi)

      "Zadławiłam się żutą bułą i trzeba mnie było szybko odtykać" - nie wiem czemu, ale mój mózg uznał, że do odtykania potrzebna była przepychaczka, taka gumowa do klopa, a to z kolei skojarzyło mi się z Fannisem i tym artykułem i...
      Ugh, nope.
      A Maciek to chyba Kruczka rzeczywiście zaskoczył, że tak ładnie skoczył XD.
      "Skrobota w woskowanie nart próbował wkręcić, ale ten się popukał po czole. I dobrze, kuźwa, zrobił" - SKROBOT NA PREZYDENTA! #nowyfavbohater #kolejnyzesztabu #uwielbiamsztab #sątacyzawbawni #dlaczegopiszęhasztagami?
      Kicia to taka gwiazda, że no ja nie mogę. Ale siary nie zrobi to fakt (norweska fizjoterapeutka mnie jednak rozwaliła, wiesz?)
      O. będzie rozmowa. Z rękoczynami, czy bez?
      To, że Zniszczołowi się tak ta dsq upiekła to to jest normalnie... Człowiek-serduszko po prostu.
      ZNISZCZOŁ NIE RÓB TOŚCE POD GÓRĘ, BO ONA CHCE SIĘ POGODZIĆ, PO SWOJEMU, ALE JEDNAK (czyt. udawać że nic takiego nie miało miejsca i pogadać jak ludź z ludziem)! Tak długo byłeś dla niej miły, mógłbyś wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę cierpliwości, no!
      O, proszę. Chce jego problemy sercowe rozwiązywać (PAMIĘTAŁA IMIĘ!!!), bo rzeczywiście, laska go w potrzebie olała, może dalby se spokój? Czy coś? I to z zazdrością nie ma nic wspólnego, a ten z Fannemlem wyskakuje, nosz! A co ma piernik do wiatraka?
      No dobra, coś tam ma.
      Ale Olek prawdę mówi, i ciężko się z nim nie zgodzić no.
      "Ach, no tak — zawołałam, udając, że sobie coś przypominam. — Bo to ty jesteś tym, który chce dla mnie dobrze?
      — Chciał [...] Ale teraz już mu wszystko jedno"
      MOJE SERCE WŁAŚNIE PĘKŁO NA DWOJE I TYLE W TEMACIE.
      Serce Tośki, chyba trochę też (a te szczegóły, które dostrzegła w olkowej aparycji, to nie przypadek, przesz!).
      Tym jakże smutnym akcentem kończę mą wypowiedź. Idę się posklejać, sayonara!

      Podsumuję to jeszcze jednak tak: jakiś taki trochę smutnawy ten rozdział. Tośka chyba nawet nie była w humorze do rzucania zbyt wielu złośliwych uwag, ale cóż taka sytuacja. A że Planica już za pasem, to któreś z nich chyba z jakąś bombą wyskoczy, żeby te spory zażegnać.
      Bo ja się nie zgadzam, żeby oni się w gniewie rozstali, okej?
      Tyle, E_A
      PS: Kubek świetny!
      PS2: Ten komentarz jest beznadziejny, wiem. Mych rozkmin za mało, cytatów za wiele. Wybaczysz? :< (mina zbitego Kota)
      PS3: Smutno mi jakoś. I Precle do tego... Ech.
      E_A

      Usuń
    5. Kobieeeeto, nawet ja sama nie wiem, o czym jest ten rozdział. Nikt tego nie wie. Źle to rozegrałam.
      Ależ to jest „Co gryzie Gilberta Grapeʼa”!
      Tośka wiarę ma, ale złośliwości jednak więcej. No nie czarujmy się, rzeczywistość bywa brutalna.
      A z Agatką to nie były flirty, tylko rozpaczliwa próba znalezienia wsparcia, ok?

      A ja nie rozumiem tego niezrozumienia dla wkurzenia Tośki. Dla mnie to wprost niewyobrażalne, żeby się nie obrazić po otrzymaniu informacji, że osoba, którą uważało się za przyjaciela, była wobec ciebie nieszczera i w dodatku podstępem zmusiła do postąpienia według jej zamysłu. Czy tak trudno zrozumieć, że Tośka najzwyczajniej w świecie poczuła się zdradzona i wykorzystana? A Olek się wkurzył, bo – masz trochę racji, fatalnie znosi porażki sportowe, a i ten pedagogiczny eksperyment poszedł nie po jego myśli. Ale trochę zaczął mieć dość Tośki i jej wiecznego gniewu, jej niewdzięcznego zachowania i tak dalej. Każdy ma jakąś granicę, Tośka swoim niedocenieniem jego starań mocno ją przekroczyła.
      Wtedy w samolocie obgadywali strategię dalszego działania w sprawie dopingu. ;)

      Nie od dziś przecież wiadomo, że żeby być złośliwym na właściwym poziomie, trochę oleju w głowie trzeba mieć. ;)
      A stoickiego Kruczka Ci nie sprzedam i, o!
      A czy ich Tośka lubi, to nie zdradzę. BO TO CHYBA OCZYWISTE?!
      Jej, wzruszyłam kogoś?! :O Gdzie mój kalendarz, kreskę muszę postawić!
      Przestań mi słodzić z tymi postaciami dalszoplanowymi, ok? Wcale nie są tacy fajni. :<<<< Ale dziękuję! <3
      TY ZBOCZEŃCU! ŻEBY TAK TOŚKĘ I STĘKIEGO... NOSZ SKANDAL!
      To znaczy – ja miałam na myśli, że tylko z Oleczka nie mogła się jawnie nabijać, bo to by dolało oliwy do ognia (czego mały dowód mamy pod koniec rozdziału).
      Kasieńka to dla mnie wzór cnót wszelkich i cierpliwości nieskończonej. Amen.
      PRZESTAŃ. Z TYM. ROMANTYCZNYM. STĘKAŁĄ. BŁAGAM. W ROZPACZY.
      „Tośka jest miszczem odwracania kota ogonem” – czy miałaś tu na myśli kota czy Kota? :P Cudowna gra słów! :D

      TEN ARTYKUŁ Z FANNISEM I ODTYKACZKA – BRECHTAM SIĘ MOCNO XDDDDD
      Myślę, że w tym sezonie jakiekolwiek dobre wyniki naszych mogły Kruczka zszokować, i to mocno. XD
      TAK, CHCIAŁA SIĘ POGODZIĆ! I tak, jej serduszko pękło odrobinę, ale ćśśśś, nie mów nikomu, okej?

      Cytaty są super, to też forma docenienia. :) Komplementa za kubek przyjmuję i dziękuję! I teraz to Ty mi wybacz, że ta odpowiedź jest do rzyci. Wybaczysz?

      LOFFKAM CIĘ MOCNO.

      Usuń
  5. Ojej, powinnam dostać za to, że miałam z tym komentarzem przybyć wcześniej, ale tak się porobiło trochę, burza mi prąd zabrała, wcześniej byłam w trasie...
    Mam nadzieję, iż wybaczysz.
    Niemniej już jestem!
    I wiesz co? W swoim móżdżku mam już ułożoną scenę, kiedy Olek i Tośka się pogodzą - nie, nic nie zdradzę, może dobrze myślę, choć powątpiewam, niemniej kurde. Aż serce mi się kraja, kiedy on jest taki zimny i niedostępny, kiedy Antosia wyciąga pomocną dłoń, a przynajmniej się stara, a on ją odtrąca... ja rozumiem. Męskie ego, wyraźnie poruszone, duma i tak dalej, niemniej bez przesady, Zniszczoł powoli na mózg upada. Ot tak.
    A Kot okazał się być dobrym kocurkiem. Bo każdy kotełek jest dobry w gruncie rzeczy. Staje murem za Aleksem, niemniej stara się zrozumieć dwie strony. I to jest fajne.
    Ach... Tośka powinna się oderwać na chwilę od tych matołów i lecieć na łyżwy do Fanniego, on się przynajmniej ucieszy, a Aleksika szlag jasny na miejscu trafi XD
    Niemniej wiedziałam, że to musi być jakaś pomyłka z tym dopingiem. On - wbrew wszelakim pozorom - ma dobre serduszko. :D
    A kubek genialny! <3
    Buziaki, kochanie! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam, wszystko wybaczam! I ciekawa jestem, co to za scena, którą masz w głowie i na ile pokryje się z rzeczywistością.
      Oj, nie. Przylecieć do Fanniego? A w życiu! Wolałaby się pod traktor rzucić.
      A Oluś - no oczywiście, że ma dobre serduszko.
      I dziękuję - za kubkowy komplement i za komentarz!

      Usuń
  6. Twoje opowiadanie zaczęłam czytać od tego rozdziału i nie zgodzę się że był jakiś słabszy czy coś. Mi się na tyle spodobał że wróciłam do początku i wszystko nadrobiłam (To chyba będzie jedno z moich ulubionych opowiadań o skoczkach ) . Mam nadzieję że Tośka i Olek szybko się pogodzą bo obecny stan mi się nie podoba... Chciałam napisać coś jeszcze ale zabierałam się za to równy tydzień i robię to w dniu kiedy ubrałam dwa różne kolczyki (więc przepraszam za jakość ale jeśli nie dzisiaj to pewnie nigdy nie napisałbym tego komentarza ). Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję że na następny nie każesz mi długo czekać :*
    A kubek jest świetny! ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, bardzo mi miło, że nie uważasz tego rozdziału za totalną porażkę i że zamierzasz zaliczać "Nie-lotnych" do swoich ulubionych opowiadań o skoczkach. <3 Ja wiem, że mam swoje niedociągnięcia, ale to zawsze dobrze wiedzieć, że ktoś cię lubi mimo to. ;) Dwa różne kolczyki miały chyba w sobie to coś, bo komentarz i tak fajny i dziękuję za komplement dotyczący kubka. :D
      Co do siedemnastki - mam taki ambitny plan skończyć ją do końca tego tygodnia. Czy to wyjdzie - okaże się w praniu.
      Ja też Cię pozdrawiam <3

      Usuń
  7. Nieeeeeeeeee! Nie zgadzam się na taki układ! 😢 Ona nie może tak po prostu odjechać po Planicy do domu i nie wyjaśnić tej sprawy z Grzywą. No nie i koniec! Rozdział na szczęście ratuje, jak to ładnie ujęłaś, księżniczka Sissi ❤️ No i oczywiście humor Antka, który niezależnie od sytuacji zawsze działa sprawnie 😀 I wyjątkowo ogarnięty Kruczek. Tak, to podejrzane.

    Baaaardzo przepraszam za ten zlepek przypadkowych słów, ale czas uczęszczania do szkoły jest wprost proporcjonalny do długości i sensu moich komentarzy 😕 Może do epilogu się ogarnę xD

    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    Ach, zajebisty kubek 👌👍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Księżniczka Sissi była strapiona tą niezgodą Antka i Zniszczoła, więc musiała ratować beznadziejną sytuację. Co do humoru Tośki, to bym się nie zgodziła. Oklapła mi dziewczyna i tylko wulgarna być potrafi, no ale co zrobisz, jak pisać nie umiem? No nic nie zrobisz.

      Do epilogu jeszcze trochę zostało, masz czas. :D

      Pozdrawiam i również weny życzę :D i dziękuję za to o kubku :D

      Usuń
  8. Zanim zapomnę, zacznę od tego, że kiedy czytałam "Bez mojej zgody" jakoś bardzo mnie uderzył ten cytat, który zamieściłaś na początku tego rozdziału. Niby nic takiego, ale miło zauważyć, że ktoś też go dostrzegł ;) I zastanawiam się, czy nie traktować tego jako odniesienia do osoby Tośki. Zamyka się przed bliższymi relacjami z ludźmi, bo boi się, że znów się rozczaruje. Tak sobie pomyślałam.
    Koteł nam tu wyrósł na gwiazdę rozdziału. Nie dość, że sukces wielki, międzynarodowy odniósł, to jeszcze poważną rozmowę z Tośką przeprowadził. Btw przypomniało mi się, jak faktycznie w podstawówce/gimnazjum przemierzało się po korytarzu kilometry, z psiapsią pod ramię i obczajało chłopaków. Tak, tak. Aż się łezka w oku kręci na te wspomnienia. Ale wróćmy do Kota. Ogólnie z jego wypowiedzi wynika, że Olek to jest taki człowieczek z dobrym sercem, który ogólnie dostrzega więcej niż inni ludzie. Znaczy my to w zasadzie wszyscy wiemy. Ale dobrze, że znalazł się ktoś, kto poinformował o tym Tośkę. Bo ona zdaje się akurat tych aspektów nie zauważać. Widzi tylko to, że jest upierdliwy, że ma paraliż twarzy i że wrobił ją w pracę w sztabie. A fakt, że jest jednym z niewielu osobników, jeśli nie jedynym, który faktycznie dostrzega w niej człowieka, jakoś jej umyka. A czas, żeby Tosiaczek wreszcie to docenił ;)
    Ode mnie dziś krótko. Cóż, weny nawet na komentowanie nie bardzo mi starcza :P
    buziak! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że ten cytat należy traktować w odniesieniu do Tośki. Tutaj zawsze coś jest w jakimś odniesieniu, zwykle do Tośki, ale bywają rzadkie przypadki, że do kogoś innego, ale takie zabiegi nigdy nie pozostają bez echa.
      Ech, mnie też zabrakło tych podstawówkowych spacerków i psiasi.
      "Bo ona zdaje się akurat tych aspektów nie zauważać. Widzi tylko to, że jest upierdliwy, że ma paraliż twarzy i że wrobił ją w pracę w sztabie. A fakt, że jest jednym z niewielu osobników, jeśli nie jedynym, który faktycznie dostrzega w niej człowieka, jakoś jej umyka." - Kocham. Nie wiedziałam, jak to skomentować, więc po prostu zacytowałam, ale kupiłaś tym moje serce.
      Krótko, ale trafiłaś w sedno, dziękuję! I mnóstwa weny Ci życzę.

      Usuń
  9. No witam.
    Jako, że to mój pierwszy komentarz, uraczę cię swoją historią. Otóż pewnego, leniwego dnia (tj. przedwczoraj) przeglądałam równie leniwie tt. Natknąwszy się przypadkiem na link do owego bloga, postanowiłam zajrzeć. Bo co mi szkodzi? Czemu nie? Wtedy nie byłam w stanie przewidzieć konsekwencji. Nie wiedząc co się zdarzy, zaczęłam lekturę. NO I BANG. Uzależniłam się, teraz dla mnie to ff #1. Wyróżnia się w gronie tych jakże romantycznych, zazwyczaj z załączonym wypadkiem blogach .
    Niezwykle ciekawa historia, nieprawdaż?
    no, to do następnego! Dodawaj szybko, bo mogą mi Internet odłączyć.. że niby odświeżam co chwila tą samą stronę i moje MB idą się walić :')
    No to weny życzę! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie powinno się tak zaczynać takich tekstów, ale odpowiem: a witam, witam. :D
      Miło mi, że tu zajrzałaś i że od razu zajęłam zaszczytne miejsce pierwsze wśród Twojego rankingu ff. :D Bo romantyczne są taaaaakie oklepaneeee. (Bez urazy dla kogokolwiek z komentujących!).
      A kiedy będzie nowy rozdział? Lepiej nie odświeżaj, jeszcze trochę to potrwa. ;)
      I dziękuję za odzew!

      Usuń
  10. Nigdy nie przepadałam za typowo romantycznymi ff. Dlatego też poszukiwania tego jednego, wyróżniającego się najczęściej kończyły się fiaskiem. No i trafiłam na twoje. Przeczytanie całości zajęło mi 3 dni . Faktem jest-wciągnęłam się. Więc czekam na kolejny. Miłego dnia :*
    ~twoja nowa czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja znam co najmniej jedno jeszcze nie o miłości. I jest w moich linkach. ;)
      Niemniej dziękuję za pokazanie się i również życzę miłego dnia, Moja Nowa Czytelniczko. :D

      Usuń
    2. W takim razie napewno zajrzę :D

      Usuń
  11. Co ma wspólnego mój zapał do skoków, dużo wolnego czasu i chęć zostania psychologiem? A no jest pewna kwestia.
    Mianowicie: rozpracowuję twoich bohaterów, rozkładam na czynniki pierwsze i staram się zrozumieć metody ich postępowania.
    Kiedy przeczytałam na głos, to co napisałam 2 sekundy wcześniej, głośno się zaśmiałam, bo naszło mnie takie pytanie: co ja kurde robię ze swoim życiem? xD
    uwielbiam twoje ff, mogłabym czytać jeszcze ze 100x od samego początku :>
    A tak chciałam napisać. Czekam na następny :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, nie wiem, czy moje postaci są na tyle głębokie, żeby przeprowadzać na nich takie analizy. Chyba jednak nie, ale cieszę się, że chociaż próbujesz. :D
      A co JA robię ze swoim życiem, pisząc to wszystko? XD
      Bardzo dziękuję i liczę na przypływ weny. :D

      Usuń
  12. Kurczę, już sam tytuł niesamowicie zachęcił mnie do tego rozdziału. No bo jak to ostatnio taka drama i w ogóle, trzeba coś z tym zrobić, a tu Sierściuch aspiruje do głównego bohatera tego rozdziału?! Od początku czuć, że będzie ciekawie i będzie się działo.
    Czo ta Tośka??? Ostatnio taka miłość z Helgą, fioletowe krowy latały w powietrzu, a teraz nagle jakieś pomówienia odnośnie Zniszczoła i Socha już zionie nienawiścią. Nieładnie, Tośka, nieładnie. A pani Helga się tak starała. I kubek taki fajny przecież dostałaś.
    „ Oczywiście, że nadal miałam ochotę wyrwać mu prawą nogę z lewym jądrem…” – Łooo panie, to tak można? XD
    Wyczuwam kłopoty w raju, bo Agatka coś Zniszczoła spławiła zamiast go wysłuchać. Nie wróżę świetlanej przyszłości temu związkowi. Oj, nie wróżę. Ale kto by się przejmował? Przecież jak wynika z tego rozdziału jedyne, prawdziwe OTP nielotnych (wtf mi tu wyszło jakieś polsko-angielskie masło maślane) to Kruczek i Tośka.
    Tego to się po Aleksandrze nie spodziewałam! Tośka tutaj praktycznie wychodzi z siebie, wspina się na wyżyny swoich możliwości panowania nad sobą i jest gotowa zapomnieć o ich kłótni, bo są sprawy ważne i ważniejsze, a Zniszczoł się… FOCHA?! Zawiodłam się na nim okrutnie. I to w dodatku drugi raz w ciągu dwóch rozdziałów. Bo z tej dwójki spodziewałabym się, że to Olek jest tym bardziej uległym i skłonnym do zgody, a Socha tą bardziej upartą i nieustępliwą. A oni zupełnie na odwrót postanowili się zachowywać. Denerwuje mnie postawa Zniszczoła. Taki z niego dobry przyjaciel, tak dobrze chciał dla Tośki, a tu takie cyrki odstawia. Rozumiem, że może być zestresowany przez dyskwalifikację, której powodów pewnie zupełnie nie ogarnia, no ale ileż można! Niech ten człowiek się ogarnie i to zaraz, natychmiast. Chyba przyszła pora na chwilę szczerości… Nigdy Cię nie lubiłam Zniszczoł. Nigdy.
    Dobra, przesadziłam xD Nie nie lubię Aleksa. Ale też go nie lubię. Czy to co piszę ma jeszcze sens? xD Jest mi on postacią obojętną, korzystnie wpływającą na dynamizm fabuły i to wszystko. Oczywiście życzę mu jak najlepiej, ale nie na tyle, żeby starać się jakoś usprawiedliwiać jego zachowanie dyskwalifikacją. Jego postawa w stosunku do Tośki jest karygodna. I podziwiam ją, że to ona stara się jako pierwsza wyciągnąć rękę. O, tyle.
    Ach te Helgi, takie niestałe w uczuciach są. Jednego dnia dają Ci kubki w prezencie, a drugiego łypią spode łba w hotelu.
    Wiadomka, że Kruczek został od razu rozgrzeszony. Ten człowiek nie poradziłby sobie z poczuciem winy i oskarżeniami Tośki. Mu musiało zostać wybaczone nawet jeśli odegrał w tym przedstawieniu znaczącą rolę.
    Tośka nam chyba zasymilowała się z nielotami aż za bardzo, bo kto to widział, żeby się pierwszemu do Kubackiego odzywać?! Trochę sama siebie wkopała w rozmowę z nim na niewygodne tematy. I ciśnienie sobie podniosła przy okazji. Nie przemyślała tego, oj, nie przemyślała.
    Myślę, że po jakimś czasie Tośka dojdzie do wniosku, że ta jej przyszłość to zniszczona w ogóle nie została. W końcu rok przerwy w studiach to jeszcze nie koniec świata, nie? „ W takim razie po co ty skaczesz? Ja się dopiero rozkręcam, bejbe.” – Chyba umarłam ze śmiechu. Podziwiam, naprawdę podziwiam ambicję i nieugiętość Kubackiego. Oraz jego zdolność do własnej interpretacji rzeczywistości.
    Tak mnie naszło nagle. A gdyby tak zrobić Murańkę nieślubnym dzieckiem Kruczka? Co to by był za plot twist xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ”Jak dla mnie, to ktoś mu raczej dosypał środków nasennych do herbaty, bo tak przysnął na progu, że cudem się chyba obudził na lądowanie.” – Ja nie wiedziałam, że Kruczek tak ostrą ripostę ma. Powinien się włączać w dyskusje na linii Socha- Kubacki. Byłoby ciekawie :D Ciepło się robi na sercu jak się widzi, że Tośka jest zdolna nawiązać naprawdę głęboką relację emocjonalna z drugim człowiekiem. A raczej, że jest w stanie przyznać się do swoich uczuć, bo moje stwierdzenie zabrzmiało jakby ona jakaś bez serca była, a przecież tak nie jest. Takich przyjemnych scen z Kruczkiem mogłaby mieć więcej. Ociepliłoby to jej wizerunek. Chociaż Socha pewnie nie chciałaby być postrzegana jako ciepła klucha, a nawet jako letnia klucha.
      Haaa… wiadomka, że Zniszczoł jest niewinny. Zgrabnie Ci to wyszło z tym pomyleniem próbek i Wasiljewem, coś takiego mogłoby się przecież naprawdę zdarzyć.
      A może tak Tosiaczek i Andrzejek na OTP? Ten związek ma solidne podstawy w postaci ton milki, wiec kto wie? Kto wie?
      #Kocur, OGNIA. Maciek mógł się przekonać, że karma wraca. Porozmawiał sobie z Tośką, wszystko sobie wytłumaczyli i jest ok. No może jeszcze trochę muszą popracować, żeby wszystko naprostować, ale pierwsze koty za płoty, może Socha nie pójdzie siedzieć za znęcanie się nad zwierzętami. Maciek się ukorzył, do winy się przyznał i prezent od losu dostał. W KOŃCU JEST – PIERWSZE ZWYCIĘSTWO. Dumna normalnie jestem. Ciekawe do kiedy przyjdzie nam czekać na taki sukces w rzeczywistości. Już by się mógł Kot zmobilizować i w nadchodzącym sezonie coś wygrać.
      Końcowa rozmowa ze Zniszczołem mnie osłabiła. Ja już nie mam do nich siły. Chuj bombki strzelił w ich relacji i tyle.
      PS Trochę mi zeszło, ale zdążyłam przed 17. Uff

      Usuń
    2. Przepraszam, że dopiero teraz Ci odpisuję. :< Wcześniej skupiałam się albo na głupotach, albo na pisaniu siedemnastki. Która już wnet!
      Teraz z tymi moimi rozdziałami jest tak, ze tytuły zachęcające, a treść nijaka. XD I co zrobisz, jak autor niewydarzony?
      Ten tekst z prawą nogą i lewym jądrem to tekst mojego... nauczyciela z polskiego z gimnazjum, który do naszych rozgadanych kolegów tak mówił, kiedy przesadzali. XD Co się zaś tyczy tymczasowej arogancji Zniszczoła, to może zachowam się niefajnie, bo wybronię go, mimo że nie zachowuje się w porządku, ale primo: ta dyskwalifikacja naprawdę go rozbiła, secundo: brak współpracy ze strony Agaty tylko wzmógł negatywne uczucia, tertio: przyszedł wreszcie czas, żeby się odpłacić Tośce za to, jak ona się zachowywała. W gruncie rzeczy tak czuł się Olek przez zdecydowaną większą część fabuły, a że tylko inaczej to znosił, to kwestia temperamentu. Tyle się starał, a nie dostał żadnych sygnałów wdzięczności. Fakt, pod koniec zachował się – ponownie – odrobinę nie fair, ale generalnie miał rację. Przekazał ją w brutalny sposób, ale się nie mylił. Moim zdaniem Olek jeszcze nie odpłaca się tak brutalnie, jakby mógł. Moim zdaniem byłoby z nim naprawdę źle, ba! Nie byłby facetem, gdyby nadal próbował ułaskawić się w oczach Tosi. A dzięki temu wszyscy wreszcie mogli zobaczyć, jak się czuł przez większość sezonu Zniszczoł, gdy wychodził ze skóry, by ją „oswoić”, a w zamian otrzymywał „buta na twarz”. A warto zaznaczyć, że Tośka też się jakoś szczególnie nie korzy.
      I nareszcie quatro: czyż Maciek nie ostrzegał, że Olek jest miły chłopaczkiem, ale w gniewie potrafi pokazać twarz potwora? :)
      Oczywiście, że to, co piszesz o Olku ma sens. Bywają postaci absolutnie obojętne ogółowi, a muszę przyznać, że tego się obawiałam w przypadku Zniszczoła... bo w pierwotnym planie miał się zachowywać jak Menda. Samo pisanie zweryfikowało jednak moje „prawdziwe”, podświadome spojrzenie na tekst... Jako ciekawostkę mogę dopowiedzieć, że „lubialność” Zniszczoła zmieniała się wraz z rozdziałami. Przed 15. wygrał twitterową ankietę na najbardziej lubianego bohatera opowiadania. ;)
      Cóż, nie każda Helga jest taka sama. ;)
      Ależ Tośka zaczęła rozmowę, bo ten się uśmiechał złośliwie! To było niewerbalne zaproszenie do rozmowy.
      I chyba masz rację, Kruczek między Tośką a Kubackim mógłby być ciekawym elementem. XD
      „Karma” w kontekście Macieja Kota brzmi przekomicznie. XD I potwierdzam, mógłby się kolega Maciej zebrać i wreszcie coś naprawdę wygrać, bo ileż tak można?!
      A relacja jeszcze jest do odratowania. Nie takie rzeczy ludzie sobie wybaczają. :)

      Dziękuję za piękny komentarz! <3

      Usuń