Każdy samotnik, choćby
się zaklinał, że tak nie jest, pozostanie samotny nie dlatego, że
lubi, ale dlatego, że próbował stać się częścią świata, ale
nie mógł, bo doznawał ciągłych rozczarowań ze strony ludzi.
Jodi
Picoult — Bez mojej
zgody
Leciałam
na oślep, nie kwapiąc się nawet, żeby ryczeć ENTSCHULDIGUNG!!
do tych rozpychających się łokciami, żrących bratwursty Helg i
głęboko w swoich szacownym poważaniu miałam te ich szwabskie
obelgi na mój temat. Wyprułam z ławki, ile sił w nogach,
potykając się o prawie wszystkie możliwe kable, buty i barierki.
Nawet mi się zamarznięte gile w nosie odmroziły i zaczęły ciec,
fajdając przód kurtki.
Borze
święty, co ten bęcwał wymyślił? Ja bym go o wiele debilizmów
mogła podejrzewać (jak się okazało, całkiem słusznie), ale nie
o taki cyrk! Zniszczoł i doping, świat ocipiał! Przecież on by
zemdlał na widok igły krawieckiej, a co dopiero całej strzykawki.
Ba, on nawet tabletek przeciwbólowych nie bierze, bo nie ufa
farmaceutykom i lekarzom. I jak ta bojaźliwa sierota miałaby się
szprycować? Przecież to każdy głupi wie, że naszym
pingwinom-nielotom żadne specyfiki nie pomogą. Bo oni to nie mają
ani w głowie, ani w nogach.
Poza
Miszczem.
Dobra,
może zachował się jak najgorszy gnój i menda, i patafian, i
bezduszny kretyn, ale taką historyjkę to nawet ja w tym stanie
musiałam wyjaśnić, bo coś mi się tu nie zgadzało.
Wokół
telebimu przy budkach stali chyba wszyscy możliwi serwismeni i
asystenci, gapiąc się w ekran, na którym pokazywali miotającego
się jak dziecko we mgle Kruczka, który najpierw zbladł, a po
chwili zzieleniał. Zbyszek go za łokieć odprowadzał w dół
gniazda, bo nie wyglądał na kogoś, kto mógłby o własnych siłach
choćby mrugać. A z naszego sztabu wszyscy latali jak kot z
pęcherzem w te i wewte. Zauważyłam, że światło w naszym domku
się pali, więc podeszłam bliżej. Usłyszałam, że w środku ktoś
gada... sam do siebie.
Ta,
Zniszczoł. Wooohooo, cóż za plot twist...
Stanęłam
pod blaszaną ścianą i wzięłam głęboki wdech, po czym
wypuściłam ze świstem powietrze. Oczywiście, że nadal miałam
ochotę wyrwać mu prawą nogę z lewym jądrem, ale to zamieszanie
było ważniejsze niż nasza awantura. Musiałam się dowiedzieć,
czy muszę się wstydzić za swoich reprezentantów czy nie.
Ruszyłam
się i zerknęłam przez otwarte drzwi. Zniszczoł był chory
umysłowo, ale do siebie jeszcze nie gadał. Prowadził jakieś ważne
negocjacje telefoniczne.
—
Gdzie? W klubie? — pytał podniesionym głosem. Nie widział mnie,
bo siedział tyłem do wyjścia.
Do
kogo on dzwonił? Do jakiegoś bramkarza z Pomarańczy, czy
co?
Słuchałam
dalej, bo przecież nie przerywa się czyichś rozmów, nie? Mam
więcej kultury niż te neandertale puszczające bąki w busie w
drodze na skocznię.
—
A, że dwa lata się z nimi nie widziałaś... — Na moje, to on się
wydał taki trochę, no, rozczarowany. — Co, co? Nie, nic... W
sumie... Na pewno nie możesz rozmawiać? Bo właściwie... No tak.
Jasne, będę czekał. Baw się dobrze. Cześć.
Ostatni
głęboki wdech.
Weszłam
na pierwszy schodek naszej budy, chociaż pikawa wyprawiała mi takie
harce, że to cud, że tam nie zeszłam na miejscu.
—
Coś ty narobił? — wychrypiałam.
Zniszczoł
odwrócił się raptownie i zerwał z krzesła. Zacisnął szczękę
i dłonie w pięści, mimo że ja przecież w ogóle nie przyszłam
się z nim bić, czy zawrzaskiwać na śmierć — nie, nie, ten etap
już dziś zaliczyliśmy.
—
Nic — uciął niskim, gniewnym tonem.
Wywróciłam
oczami. To teraz miał zamiar być PRAWDZIWYM wrzodem na dupie? Ale
se wybrał moment. Moje gratulacje. Proponuję powtórzyć ten zestaw
reakcji, jak mu FIS wlepi zawieszenie.
—
Jak nic, jak każdy jeden Szwab tam słyszał dobitnie, żeś się
szprycował!
Nie
odpowiedział. Wbił wzrok w podłogę. Czy on mi chciał... Czy on
sugerował...
HELENA,
MAM ZAWAŁ.
—
Zniszczoł, czy ty, kurwa, upadłeś na ten swój ryży łeb i...
—
Wyjdź stąd.
JA
BARDZO PRZEPRASZAM, ALE JA SIĘ NIE DAM WYROLOWAĆ, JA TAKŻE MAM
PRAWO PRZEBYWAĆ W TYM MIEJSCU I MNIE ŻADNA RUDA MENDA NIE WYWALI!
Wzięłam
kolejny w ciągu tych kilku minut głęboki oddech, żeby zdrajcy nie
złamać przypadkiem karku.
—
Nie przyszłam się tu kłócić — oznajmiłam mu zaskakująco
opanowanym tonem. — Chcę pomóc.
—
Ale ja w dupie mam ciebie i twoją pomoc. Właściwie to gówno mnie
obchodzi, co ty o tym w ogóle myślisz i nie mam obowiązku się
przed tobą tłumaczyć, więc opuść to pomieszczenie z łaski
swojej.
Uśmiechnęłam
się gorzko. W żołądku miałam jakiś Armagedon, chciało mi się
puszczać pawie i umierać jednocześnie, a tak najchętniej to bym
się zaszyła w domu pod kołdrą z herbatą w kubku, który teraz
już ostatecznie stanowił jedyne dobre wspomnienie z Willingen.
—
Wedle życzenia.
Aby
tradycji stało się zadość, zatrzasnęłam blaszane drzwi z takim
hukiem, że obstawiający niedaleko nas telebim członkowie sztabów
zerknęli w naszą stronę. A ja poszłam w drugą, głęboko w
odbycie mając problemy świata skoków narciarskich.
* * *
Druga
seria zawodów indywidualnych w Willingen została odwołana zaledwie
dwadzieścia minut po planowanym powrocie do transmisji po pierwszej
serii. Kibice i pozostali zawodnicy wyleźli nieszczęśliwi i
marudni, a polski sztab odetchnął z ulgą.
Przez
całą drogę w busie panowała cisza. Nawet radio nie grało.
Nie
poczekaliśmy do rana, od razu się wymeldowaliśmy, a ja dopełniłam
ostatnich formalności z Helgą z recepcji, która łypała na nas
groźnie. Najwyraźniej oglądała zawody. Miałam szczerą ochotę
zasadzić jej kopa w dupę — skoro całe moje życie koncertowo
poszło się jebać w ciągu jednego popołudnia, to kolejna
katastrofa (w tym wypadku zwolnienie z pracy) wte czy wewte nie
zrobiłaby różnicy. Długo płaszczyliśmy zadki na lotnisku,
również w milczeniu, więc miałam sporo czasu, żeby sobie
przemyśleć to i owo.
Z
pewnych względów największego nieogara kadrowego rozgrzeszyłam z
miejsca — jakby nie było, Kruczek znajdował się w potrzebie.
Okej, mógłby mnie zwyczajnie poprosić, ale chyba nie ma sensu się
oszukiwać, że zgodziłabym się bez mrugnięcia okiem, bo takie
cuda to nawet w skokach się nie zdarzają. Jest ofiarą losu — ma
gadane, ale zebrać się w sobie nie potrafi. Nawet byłam w stanie
zrozumieć to, że mu ekipa pingwinów chciała pomóc, tylko że
wykonanie było tragiczne. Nie mieli prawa ingerować w moje życie.
Postąpili jak samolubne, zaborcze świnie, których nie obchodzi, co
inni mają do powiedzenia, bo ich zawsze musi być na
wierzchu. A najbardziej zawiodłam się na Zniszczole; od miesięcy
mi truł dupę o zaufaniu, by koniec końców wyjść na hipokrytę z
najwyższej półki, bo ON TO ZAPLANOWAŁ. Czy wy to, kurwa,
rozumiecie? Czujecie ten dramat? Ja naprawdę zaczęłam... się do
niego przekonywać i może zbudowałam wobec niego coś na kształt
zaufania, a tu się okazuje, że nawet nie można dupy w spokoju
umyć, żeby nie usłyszeć, że nie ma na tym świecie ludzi, którzy
są wobec ciebie szczerzy. Chociaż powinnam mieć go głęboko w
odbytnicy, to — wstyd przyznać — czułam się zdradzona, czułam
w plecach ten przyjacielski nóż. Co, oczywiście, nie
zmieniało faktu, że nienawidziłam go tak bardzo, jak tylko się
dało.
Zagryzłam
zęby.
Wypowiedział
słowa, które zabolały znacznie mocniej niż ten cały szwindel.
Słowa, które przytkały ten mój niezamykający się ryj. Nie
wspominałam ich za często, bo za każdym razem boleśnie kłuło
mnie serce, ale same przychodziły. Odbijały się echem po tej mojej
zmaltretowanej czaszce i na pewno nie zamierzały odpuszczać. Takich
rzeczy nie robi przyjaciel, prawda?
I ten
zasraniec miał czelność mi prawić kazania o zaufaniu i wyrzygiwać
znajomość z Fannemelem?!
Zazgrzytałam
zębami, półwiednie zaciskając dłonie w pięści.
Nie
dam się rudemu palantowi, pomyślałam bojowo. Tylko mi poezji
tyrtejskiej brakowało, żeby zrobić ze mnie starożytnego wojownika
Troi. Taka myśl towarzyszyła mi, kiedy wchodziliśmy na pokład
samolotu do Polski.
Przez
cały lot Kruczek i Zniszczoł szeptali o czymś między sobą na
tyłach. Mieli przy tym miny tak poważne, że można by pomyśleć,
że szpiegują dla CIA. Człowiek-nieogar i zdrajca narodu. Para
idealna.
Niestety,
mnie trafiło się siedzenie obok Kubackiego. Ten nic nie gadał,
tylko uśmiechał się zjadliwie, a ja modliłam się, żeby w
przypływie gniewu nie zbić szyby i nie wywalić go z pokładu.
Kretyn przyłożył rękę do tego przekrętu, a teraz miał czelność
się nabijać! Jemu chyba same skoki za mało adrenaliny dawały
(zresztą przy takich poniżej dziewięćdziesięciu metrów to
adrenalina nawet nie zdąży się aktywować), bo bez przerwy igrał
ze śmiercią.
—
Czego cieszysz trepa? — warknęłam po dwóch godzinach (co uważam
za swój życiowy sukces, jako że on wciąż oddychał).
—
Bo zachowujesz, jakby Zniszczoł zrobił ci jakąś krzywdę tym
bajzlem z zatrudnieniem.
Czy
on stał tam z nami w pokoju? A może zatkał uszy skarpetkami?
Spojrzałam
na niego jak na debila, którym — mogę to stwierdzić z pełną
odpowiedzialnością — był.
— A
zniszczenie planów na przyszłość to nie jest krzywda według
ciebie? — syknęłam.
Prychnął
z lekceważeniem. Ja to zachodzę w głowę, jakim cudem nikt przede
mną nawet nie usiłował go zabić. Przecież to wymaga
nieskończonych pokładów samokontroli.
—
Tylko mi nie mów, Socha, że studiowanie kierunku bez przyszłości
to takie szalenie ważne plany. — Robił porządek w swoim bagażu
podręcznym.
Oddychaj
głęboko.
— W
takim razie po co ty skaczesz?
Parsknął
śmiechem.
—
Ja się dopiero rozkręcam, bejbe.
Zarechotałam.
—
Czy to znaczy, że koło czterdziestki może wreszcie coś wygrasz?
Wywrócił
oczami, zamykając plecak. Spojrzał na mnie tak bezpośrednio, że
instynktownie się cofnęłam. Kto wie, co mu może przyjść do tego
zakutego łba? Już mnie prosił o bycie jego gerlfrendem,
więc wolałam nie ryzykować, że się na mnie rzuci z tym swoim
oślizłym jęzorem.
—
Ale nas polubiłaś, tak czy nie?
—
Nas?
Kolejny
wywrót oczami.
—
Daruj sobie, Socha. — Popatrzył na mnie, jakbym była
niepełnosprytna. Panie, skąd brać siły, żeby go nie zabić?
— Każdy głupi by się zorientował, że na pewnym etapie zaczęłaś
nas akceptować... No, prawie każdy. Ale Murańka to jest inna liga.
Zerknęliśmy
na zafascynowane (znowu) chmurami dziecko-mirakl polskich skoków i
wielką naszą narodową zaprzepaszczoną szansę, któremu ślina
zaczęła wyciekać bokiem. Jakby mógł, to szybę wyliże. Krzyżyk
na drogę Miszczuniowi.
Splotłam
ręce na piersi.
—
Nawet jeśli, to nie zmienia to faktu, że Zniszczoł mnie do czegoś
ZMUSIŁ. Poza tym... — Dajesz się wmanipulować w zwierzenia
TEMU MATOŁOWI?! POBUDKA, SOCHA! — To wcale nie jest najgorsza
rzecz, którą powiedział.
Mustaf
może był nadętym bufonem i wrzodem na dupie, ale jeszcze potrafił
dodać dwa do dwóch. Zamyślił (!) się.
—
Wypadek przy pracy — palnął. Prychnęłam. — Jestem pewien, że
wielce świętojebliwy pan Zniszczoł nie mówił serio i z serca
— sarknął, znowu wywracając oczami.
Pokręciłam
głową z niedowierzania.
—
Co wy macie jakąś solidarność plemników, czy jak? Takich rzeczy
nie robią zdeklarowani przyjaciele, Kubacki.
Nie
zdążyliśmy jednak dokończyć naszej fascynującej konwersacji, bo
kazano nam zapiąć pasy, jako że podchodziliśmy do lądowania.
Jeśli
kiedykolwiek zwątpiłam w to, że oni mają zryte banie, to z tego
miejsca pragnę za to z całego serca przeprosić. W życiu już nie
popełnię tego błędu. Koleś pojechał mi po całości, a ten
półdupek zza krzaka stwierdził, że to był wypadek przy pracy.
Prychnęłam, taszcząc za sobą walizy w terminalu. O, kurczę,
chyba wbiłem ci nóż w plecy! Przepraszam, to był wypadek! Boli?
Nie,
kurwa, łaskocze.
Z
zaciśniętymi zębami powlokłam się do busa, który czekał na nas
na parkingu. Oczywiście, szanowny pan Aleksander Z. vel Brutus
udawał, że jestem jakimś fitoplanktonem, prawie mnie nie widać i
żyję z dala od niego. Całą drogę do Wisły przesiedziałam ze
słuchawkami w uszach, wgapiona w półwiosenną polską taplakę za
oknem, zwaną zimą.
W
skali od jednego do dziesięciu, jaką kretynką trzeba być, żeby
przejmować się losem tego, kto próbował cię sprowadzić do
psychicznego parteru? Bo ja chyba powinnam dostać jakąś Złotą
Gwiazdę Debilizmu (bo za wrzododupstwo wszystkie nagrody zbierała
szaflarska menda), skoro nie mogłam przestać myśleć o tym, czy
ryży małpiszon naszprycował się czy nie. Wiedziałam, że nie,
ale jakaś część mnie — ta, której zaufanie do niego runęło
jak mur berliński — podpowiadała mi, że bęcwał jest zdolny do
wszystkiego, więc pewności mieć nie można. Co z Pucharem Świata,
z klasyfikacją, z medalem w lotach? Miał wszystko oddać, czy co?
Jedno było pewne — na Zniszczoła miano już nigdy więcej nie
spojrzeć w ten sam sposób. Mógł się okazać i czysty jak łza,
ale w pamięci wszystkich dokoła pozostanie ta myśl jak plama po
soku wiśniowym na ulubionej białej koszuli, która nie zejdzie,
choćbyś nań wylał tonę chemikaliów — ta myśl, że Zniszczoł
był oskarżony o doping.
Wyciągnęłam
do niego pomocną dłoń, chociaż powinnam była sprzedać mu buta
na twarz, a ten ją jeszcze opluł. Nie zasługiwał nawet na to, bym
na niego patrzyła.
Półtorej
godziny później wypakowywałam swoje manaty pod Malinką. Wszyscy
się pozbierali, tylko ja i Kruczek się grzebaliśmy...
—
Trenerze, co teraz z nim będzie?
PO
CO OTWIERAŁAŚ TĘ JAMĘ CHŁONĄCO-TRAWIĄCĄ, GŁUPIA KROWO?!
— Z
kim?
Kruczek
i Muraniek — różnica pokoleniowa nie ma znaczenia. Życiowy
nieogar to ciężka choroba niezależna od wieku, a ty i tak powiesz,
że to fotoszop.
—
No z tym debilem. Zniszczołem.
—
Ach, z nim. — Chwała Panu, że tak szybko zajarzył. Kolega
Klemens mógłby być dopiero w fazie kompletowania w głowie
wszystkich swoich znajomych o nazwisku Zniszczoł. — Cóż, będzie
się odwoływał. Twierdzi, że nic nie brał.
Podziwiałam
naszego Naczelnego Polskiego Ornitologa, że mówił o tym z takim
stoickim spokojem. Ja bym najpierw obcięła ryżemu kutafonowi
kończyny, zawrzeszczała do utraty słuchu i przytomności,
poćwiartowała nartami, a potem jego zwłoki podrzuciła Tajnerowi
pod drzwi. A ten sobie opowiadał o tym, jakby Zniszczoł tylko nart
nie posmarował.
Uniosłam
brwi.
— I
trener mu wierzy?
— A
dlaczego nie? Przecież nie szalał jakoś w konkursie. Jak dla mnie,
to ktoś mu raczej dosypał środków nasennych do herbaty, bo tak
przysnął na progu, że cudem się chyba obudził na lądowanie.
#GoKruczek!
—
On nie pije herbaty, tylko czarną z ekspresu bez cukru —
wymamrotałam pod nosem. Chrząknęłam i spytałam głośniej: —
Czyli że co, że sezon ma z głowy?
Treneiro
zatrzasnął bagażnik i dał znać Grześkowi, że może odjeżdżać.
Zostaliśmy na parkingu prawie sami — Miszczu nie umiał się
nacieszyć widokiem swojej ciężarnej (jeszcze w niewidoczny sposób)
żony i miział się z nią, jakby dopiero co się poznali.
Dajcie
wiadra, bo będę rzygać.
Na
szczęście, robił to z dala od nas i powoli zmierzał w kierunku
drzwi samochodowych.
—
Skąd — odparł trener, podnosząc swoje torby ze śniegu. —
Poprosiliśmy o ponowne przeprowadzenie testów z kilku różnych
źródeł. Złożyliśmy też oskarżenie za tę całą niesłuszną
aferę. Za dwa dni powinniśmy dostać wyniki.
Zamilkliśmy
na chwilę.
Pierdolone
Szwaby. Umieją tylko popsuć człowieka i zero z tego pożytku.
Jakbym wiedziała, to naprawdę rzucę się pod nasz kadrowy busik.
Nasz.
Czy Kubacki, Sierściuch i Zdrajca mogli mieć rację? Czy, mimo
wszelkich starań i wysiłków, zaczęłam się utożsamiać z tą
bandą pomyleńców? Ja nie czułam wielkiej różnicy między
początkiem a zbliżającym się nieuchronnie (i na szczęście!)
końcem tej, ekhem, współpracy. To, że wiedziałam, co
jedzą na śniadanie, nie znaczyło jeszcze, że ich lubiłam, nie?
Zwykła, mimowolna obserwacja. Wiedziałam też, że Sierściuch
kupuje odżywkę wyłącznie z LʼOreala, Kubacki co wieczór otwiera
skrzynkę odbiorczą w telefonie i waha się, czy napisać smsa do
Marty, Wiewiór ma bzika na punkcie swoich brzdąców i jest z nich
cholernie dumny (nawet z tej kostki do kibla), Kamil się ślini,
kiedy śpi, Muraniek wraca do rzeczywistości na słowo budyń,
Stefek Hula to tak naprawdę koleś do rany przyłóż, Stękała
przemyca tony czekolady i herbaty, kiedy Ojciec Maciejusz nie patrzy,
a Zniszczoł nie wyobraża sobie rozpocząć dnia od kawy innej niż
czarna z ekspresu i bez cukru. Wszelkie zmiany w tej kwestii powodują
u niego zgagę i nieszczęście w konkursie.
Czy
mogę się zabić?
—
Tak się nim przejmujesz? — odezwał się nagle Trejner, mając na
gębie uśmieszek, który mi się nie spodobał. — Z tego, co mi
wiadomo, to raczej macie z sobą na pieńku. [albo, jak twierdzi
Piotr Dębowski, NA BIEŃKU :D – pozdro dla kumatych!]
Mówią,
że to baby są plotkary, a w tej kadrze poczta pantoflowa była
szybsza niż którykolwiek z nich na progu.
—
Zbieram informacje, by móc szastać sarkazmem na prawo i lewo.
Trener
zaśmiał się serdecznie. Objął mnie ramieniem, kiedy zaczęliśmy
się kierować do jego samochodu. Dziwnie się poczułam. Że
nieswojo to rzecz oczywista, ale... miałam wrażenie, że Treneiro
był w tamtym momencie kimś więcej niż tylko pracodawcą. Nie
żadnym kochasiem, proszę mi tu z takimi z sprośnościami nie
wyskakiwać! Raczej... ojcem, którego nigdy nie miałam. Jakby znał
mnie lepiej niż ja siebie.
A
może mi się wydawało? Ten szwabski klimat tak mnie skołował, że
pomyliłabym Boże Narodzenie z Wielkanocą.
Stanęliśmy
przed jego bagażnikiem.
—
Twarda z ciebie sztuka, wiesz, Tośka? Czasem aż za twarda. Zdaje
się, że kolega Grzywek chciał cię zmiękczyć trochę, co?
On
sam jest miękki flet, więc nic innego robić nie umie.
Kruczek
westchnął.
—
Wiem, o co poszło. Przykro mi, Tosiu. — To było pierwsze w moim
życiu przykro mi, które nie brzmiało ani trochę chamsko.
Położył mi rękę na ramieniu. Sprawił tym samym, że podniosłam
głowę. — I przepraszam, że wyraziłem na zgodę na to wariactwo.
Powinienem był mieć więcej rozumu niż oni. Postąpiłem... co
najmniej nie fair. Jest mi naprawdę przykro. Mam nadzieję, że
kiedyś mi wybaczysz i że nie byłem złym szefem przez te cztery
miesiące.
Debile.
Normalne, regularne debile. Sprawiły — a przynajmniej jeden z nich
— że się, kurwa, uśmiechnęłam.
Niech
mnie przejedzie pług śnieżny, traktor, śmieciarka, cokolwiek. Ja
nie chcę żyć.
—
Trener jest rozgrzeszony, bo był w potrzebie.
Odwzajemnił
uśmiech.
—
O, chyba po ciebie przyjechali.
Odwróciłam
się na pięcie. Na parking wjeżdżał już ford ciotki Marty i
wujka Roberta. Z tyłu z pasów wypinał się pośpiesznie Tymek. Już
widziałam po minie, że jego matka zaraz zasypie mnie gradem pytań
na temat dyskwalifikacji Zniszczoła i mina mi zrzedła.
Kruczek
zapakował bagażnik i jedną nogą był już w szoferce.
—
To co? Do jutra?
Przytaknęłam
głową.
—
Do jutra, trenerze.
Pozwoliłam,
by Tymek zaczął swój codzienny seans miażdżenia mi jelit
uściskiem. Żeby wszyscy ludzie byli tak prości w obsłudze jak
on...
* * *
Nie
było takiej godziny, żebym nie dostała chociaż piętnastu
telefonów z pytaniem o komentarz na temat dyskwalifikacji
Zniszczoła. Nawet Tad sobie nie mógł darować, tylko pisał te
swoje zasrane artykuliki na Skijumping.pl. Wybuchła afera na całą
Polskę: pokazywali to w telewizji, mówili w radiu, pisali w
gazetach. Ryży Brutus stał się tematem numer jeden na kilka dni,
więc wydzwaniali, ile się dało. W końcu moja ograniczona
cierpliwość się skończyła i zaczęłam żegnać hieny soczystym
mięsem, bo ileż można?! Jak mówię, że bez komentarza, to bez
komentarza. Na dziennikarstwie wycinają mózgi, czy jak?
Trejner
wydał oficjalne oświadczenie dopiero w czwartek, kiedy przyszły
wyniki badań.
ALEKSANDER
ZNISZCZOŁ NIEWINNY! NIE BYŁO DOPINGU!
W
zeszły weekend doszło do przykrego incydentu w przerwie między
dwoma seriami konkursu indywidualnego w Willingen. Jeden z czołowych
zawodników trenera Łukasza Kruczka w bieżącym sezonie został
zdyskwalifikowany za doping. Wiadomość wstrząsnęła nie tylko
kibicami i resztą sportowego świata, ale i samym sztabem.
Próbowaliśmy się dowiedzieć czegoś więcej, ale konkurs został
odwołany po pierwszej serii ze względu na niesprzyjające warunki
wiatrowe.
W
tygodniu trudno było się skontaktować z selekcjonerem naszej
kadry. Zbywał dziennikarzy poprzez asystentkę, która podawała do
informacji (prócz wiązanki łacińskiej) tylko to, że Zniszczoł
jest niewinny i nic więcej nie zdradzi. Sam zainteresowany również
unikał kontaktów z mediami.
Jak
się okazało, całkiem słusznie. Trener wydał dzisiejszego ranka
oficjalne oświadczenie: przeprowadzone przez trzy niezależne
ośrodki testy potwierdziły, że Zniszczoł jest niewinny. Po
krótkim dochodzeniu wyszło na jaw, że próbki sprawdzał
praktykant, który pomylił próbkę naszego reprezentanta z próbką
Dimitrija Wasiljewa i w efekcie, to Rosjanin zostanie wykluczony z
Pucharu Świata, a także na dwa lata zawieszony w czynnościach
sportowych. Nie będzie dopuszczony do żadnych imprez, których
organizatorem lub patronem jest Międzynarodowa Federacja Narciarska.
Tym
samym Zniszczoł został oczyszczony z zarzutów i przywrócony do
klasyfikacji Pucharu Świata. Co więcej, w najbliższy weekend
powalczy na odnowionym mamucie w Oberstdorfie.
Plan
zawodów...
Ta.
Znowu te Szwaby. Hofer najwyraźniej wziął sobie za cel doprowadzić
mnie do szewskiej pasji i zawału na koniec sezonu.
Wylądowaliśmy
drugi raz w Oberstdorfie, tym razem, by ujarzmiać mamuta. Istniała
więc większa szansa, że jak zrzucę tę bandę kretynów z
wieżyczki startowej, to się zabiją. Na ich szczęście, moja chęć
do jakichkolwiek kontaktów z nimi zmalała do wartości ujemnych
(nie, żeby wcześniej była jakaś dodatnia, czy coś) i jeśli
miałabym ich dotykać, to tylko kijem przez szmatę. Bałam się, że
ta skłonność do bycia skończonym dupkiem jest jakaś zaraźliwa,
więc wolałam nie ryzykować.
Zniszczoł
nadal traktował mnie jak powietrze. I bardzo, kurwa, dobrze.
Spróbowałby się wyłgać — ukręciłabym łeb bez zastanowienia.
Nasłuchałam się jego wpieniającego głosu przez te cztery
miesiące wystarczająco dużo, nie potrzebowałam go sobie
przypominać. Rozmowy z tym człowiekiem-paraliżem mordy też do
wybitnie stymulujących nie należały, więc nie odczułam jakiejś
przesadnej straty.
Zresztą
ja nie ze wsi, żeby się gnojem przejmować.
Na
dobrą sprawę rozmawiałam wyłącznie ze sztabem. Kruczek postarał
się dla mnie o jedynkę, więc nie musiałam znosić żadnego z tych
przygłupów po godzinach, co było przyjemną odmianą. Miłą
odmianą było też pojawienie się Stękały zamiast wrzoda
Kubackiego. Wniósł do kadry trochę czekolady i atmosferę
neutralności, bo on z tym wiślańskim numerem nie miał nic
wspólnego.
Niemiłą
odmianą natomiast było to, że chyba powinniśmy obdzwonić
wszystkich cieciów, którzy okrzyknęli ten sezon najlepszym w
historii polskich skoków, bo prócz Miszcza nikt nie prezentował
poziomu godnego lotnika.
Patrzyliśmy
na nich z Grześkiem przez palce, bo inaczej się nie dało. Stękałę
jeszcze można zrozumieć — debiutant mamutowy, musi się zapoznać,
poekscytować, nabawić się lęku wysokości na belce. Ale
Zniszczoł? Brązowy medalista z Tauplitz? Żyła, nasz wybitny
lotnik? Sierściuch — przyszły wielki mistrz (określenie
autorstwa Heinza Kuttina)? Mur... A, nie, nieważne. Sierota speniała
przed pierwszym skokiem, dostając ataku paniki na widok odległości
progu od puntu konstrukcyjnego, i musieli go siłą targać z
powrotem na górę.
Po
blamażu treningowym przyszła pora na blamaż kwalifikacyjny.
Zakwalifikowały się wszystkie nasze pingwiny — dlatego, że tylko
pięciu odpadało.
—
Cesz żelga? — zapytał mnie Stękała z pełną gębą, kiedy
przechodziliśmy przez hotelowy hol.
Bez
słowa wsadziłam łapę do opakowania i nabrałam garść miśków.
—
Eee! Hytałem o hednego! — oburzył się.
—
Ciesz się, że ci cokolwiek zostawiłam — burknęłam.
Przełknął
przeżuwaną porcję, gdy stanęliśmy przed windami.
— A
ty co taka nie w sosie? Nie, żeby to była jakaś nowość, ale za
mało tu wrzasku jak na ciebie.
Spiorunowałam
go wzrokiem.
—
Nie interesuj się, bo kociej mordki dostaniesz, już ci to kiedyś
tłumaczyłam, pacanie.
Stękała
się wyszczerzył.
—
No i z Grzywą coś mało gadasz. Czyżby rozwód?
—
Tobie tak nie szkoda zębów czy zwyczajnie lubisz balansować na
krawędzi życia i śmierci?
Zachichotał.
Gdzie
ta zasrana winda?, spytałam w
myślach, tracąc cierpliwość.
—
Słyszałem, że nieźle się poprztykaliście.
—
Gratulacje! Twój słuch funkcjonuje prawidłowo! — sarknęłam,
wymachując rękami jak jakaś niezrównoważona emocjonalnie.
(??!!?!!) — Tak jak kadrowa poczta pantoflowa. A teraz może
zajmiesz się swoimi żelkami, zanim ci nimi zatkam przełyk?
Stękale
sprawiało niesamowitą przyjemność doprowadzanie mnie na skraj
wytrzymałości psychicznej. Jestem pewna, że Tajner wysłał go,
żebym miała pod ręką zamiennika Kubackiego. I to w momencie, w
którym zaczęłam sądzić, że się polubimy...
To
znaczy — ja i Jądruś Jędruś. Nie nowotarski
księciunio.
—
Podobno zrobiło się gorąco. Oboje byliście bez ubrań.
—
CZY TE JEBANE SZWABY NIE UMIEJĄ NAWET WINDY ZROBIĆ?! —
wrzasnęłam, waląc w guzik obok rozsuwanych metalowych drzwi.
A ten
miał ubaw po pachy. W końcu nie wytrzymałam — nie miałam na
kogo drzeć trepa dobrych pięć dni, więc frustracja zaczęła we
mnie prawie gnić, a nie wolno tłumić gniewu — więc zbliżyłam
się do jego twarzy z wyciągniętym ostrzegawczo placem.
—
Słuchaj no, Stękacz, czy jak cię tam wołają twoi durni
koleżkowie. Ja ci dobrze radzę, jak chcesz dożyć jutrzejszego
konkursu, to lepiej nie wymawiaj przy mnie na głos nazwiska
Zniszczoł. Hasło Grzywa też jest zabronione. Nie mów
mi o tych imbecylach. W ogóle do mnie nie gadaj. Chyba że chcesz
mieć nogi i dupę osobno, do samodzielnego złożenia.
Usłyszeliśmy
pinknięcie drzwi windy, więc wyprostowałam się, udając, że
wcale nie groziłam mojemu ubawionemu po pachy kompanowi. Ludzie
wyszli, a my zajęliśmy ich miejsce. Wcisnęłam guzik z piątką, a
wtedy drzwi się zamknęły i dźwig ruszył.
—
To co, Milka z Oreo na zgodę?
Prychnęłam.
—
Ta duża — kusił.
Przełknęłam
z trudem ślinę.
Jesteś
silną i niezależną kobietą. Umiesz się opierać pokusom. Jesteś
na diecie i nie chcesz zjadać niepotrzebnych węglowodanów, czy
innych sacharydów...
Wbiłam
martwy wzrok w metalową ścianę.
—
Jutro po kolacji u mnie.
Kątem
oka zauważyłam u matoła złośliwy uśmiech.
* * *
WSTYD
I HAŃBA — te trzy proste słowa najlepiej określały sobotni
konkurs na szwabskim mastodoncie. Myślałby kto, że skoro już nas
okrzyknęli najlepszą kadrą w historii polskich skoków
narciarskich, to nieloty zaczną skakać. A w życiu! Grzmociło
to w bulę aż się po górach roznosiło. W serii próbnej jeszcze
nie było źle — do serii finałowej nie wleźliby tylko Stękała
z Murańkiem — ale w pierwszej konkursowej...
HELENA,
MAM ZAWAŁ!
Okej,
to mała zagadka na rozluźnienie. Jak myślisz, ilu polskich
zawodników dostało szansę poprawienia swojego wyniku w drugiej
rundzie? Masz do wyboru liczby od zera do sześciu.
Odpowiedź
brzmi: JEDEN. Tylko sam jak palec Miszczu zakwalifikował się do
finału, i to rzutem na taśmę: jako dwudziesty siódmy. Skandal jak
stąd do Warszawy! Wstyd, powiadam, wstyd i hańba! Proszę bardzo,
nasz czołowy lotnik, brązowy medalista z Bad Mitterndorf, wspaniały
skoczek, duma nasza narodowa, obiekt westchnień buzujących
hormonami trzynastolatek, pokazał swoje prawdziwe umiejętności!
LEDWIE DOLATUJĄC DO STO SIEDEMDZIESIĄTEGO METRA.
Treneiro
miał rację; jak ktokolwiek mógł go podejrzewać, że brał
doping? Przecież on wyglądał, jakby mu pierwszy raz narty na nogi
założyli. O, i tyle, a nie wybitny sportowiec! I dobrze było tak
podłej szui. Aż mi się zatęskniło za starym, dobrym Kubackim —
ten to by tutaj miał pole do popisu. Bula byłaby gładka jak łysina
Janusa! A ja mogłabym się jawnie z niego nabijać. Z Ryżego
Brutusa nie mogłam, bo my byliśmy tak serio pokłóceni i w ogóle
nienawiść w powietrzu wisiała, więc nie wypadało. Ale, wierzcie
mi, moja wewnętrzna ordynarna świnia miała ubaw stulecia.
Najwięcej
poszkodowany wyszedł z tego Sierściuch, któremu zabrakło dwóch
dziesiątych punktu do drugiej serii. Z rozpaczy powykręcał
wąsy poczochrał tę swoją grzywę i siedział przez
kwadrans ze spuszczoną głową, aż się z niego Skrobot jął
nabijać po cichu. Przez całą drogę do hotelu żalił się tej
swojej Kaśce, więc ja dla niej w myślach robiłam znak krzyża na
drogę. W sensie dalszą życiową z Kotem.
Wieczorem,
zgodnie z zapowiedzią, zjawił się u mnie Stękała. Rozglądał
się po korytarzu, jakby go kto do mission impossible
przydzielił, a nie do przemycenia kilku czekolad i słodkiej
herbaty. Jak tylko stanęłam w progu, to od razu mu się morda
wykrzywiła w jakiejś niepojętej dla mnie radości. Wywróciłam
oczami i przepuściłam go w drzwiach.
Milka
z Oreo. Czułam się spełniona.
Stękała
przywlókł też czajnik od Skrobota, więc od razu wyjęłam swój
nieszczęsny kubek z Willingen, on wyjął swój i zagotowaliśmy
wodę. Siedzieliśmy tak sobie obżerając się jak prawilne
psiapsióły i pijąc pedalskie herbatki, a potem, jak matoł zaczął
przysypiać, wykopałam go za drzwi i sama zasnęłam na podłodze.
Bo
spanie na łóżku jest zbyt mainstreamowe.
* * *
Dziwne...
Od mojej kłótni z Ryżym Brutusem w naszym domku panowała
atmosfera skisu. Smrodek rodem z prawdziwego chlewu, w którym siedzą
prawdziwe świnie, był mocno wyczuwalny. Imbecyle, oczywiście, nie
ucięły znajomości z sobą nawzajem — przecież debile to
zwierzęta stadne, muszą trzymać się razem. Inaczej nie mają jak
kultywować swoich bydlęcych zwyczajów. To ja stałam z boku z
kubkiem zupki instant, a oni coś między sobą pomrukiwali.
A za
oknem szalała wichura. Zapowiadał się kolejny wspaniały wieczór!
—
Zawody przełożone o godzinę — odezwał się w
krótkofalówce głos Grześka.
Wywróciłam
oczami, dopiłam zupkę i postanowiłam przewietrzyć zmaltretowany
obecnością zbyt wielu cymbałów mózg.
Proście,
a będzie wam dane. A dupa blada. Ledwiem zdążyła zrobić pięć
kroków, a z budki wyskoczył Sierściuch i ewidentnie mnie ścigał.
Przez moment rozważałam ucieczkę, ale bałam się, że poruszę
zawartość żołądka i w efekcie wszyscy ją zobaczą.
—
Czego? — mruknęłam zza szalika.
Pizgało,
wiało, kręgosłup mnie bolał od spania na podłodze, w ogóle
nieprzyjemnie było, a ten mi przyszedł dupę truć.
Zdrajca
zasrany.
Wzruszył
ramionami.
—
Chcę się przejść.
—
To nie możesz iść w innym kierunku?
—
Gdzie? Do lasu?
— W
zasadzie gdziekolwiek.
— Z
tobą chcę się przejść.
—
Ale ja z wami nie gadam.
— A
teraz to co?
—
Sierściuch, nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę!
Westchnął
i z rezygnacją opuścił ramiona.
—
Przepraszam, dobra?
W tym
momencie nieboskłon rozstąpił się, a z otworu padło złote
światło. W tle śpiewały anielskie chóry.
Czyli
umarłam. Sierściuch mnie przeprasza, jakieś pedały w aureolkach
drą mordy... I to jeszcze do nieba trafiłam.
Gapiłam
się w palanta, mrugając bezmyślnie.
—
Możesz powtórzyć?
Wywrócił
oczami z dziwnym uśmiechem.
—
Przepraszam, że wziąłem udział w tym cyrku na Malince. Czy teraz
możemy się przejść, żebym mógł ci wszystko wyjaśnić?
—
Ja już znam wszystkie potrzebne szczegóły — sarknęłam,
składając ręce na piersiach.
Co on
mi mógł powiedzieć? Że Zniszczoł ich przekupił? W sumie bym się
nie zdziwiła. Powód tego całego zamieszania wybrał sobie
kompletnie z dupy. Bo wiedział, że będę dobra. Pff, co za
szajs! Bujać to my, ale nie nas! Może on ma jakąś ukrytą
osobowość stalkerską? No tak, jak mogłam zapomnieć! Choroba
dwubiegunowa — prawdziwa plaga w polskiej kadrze skoczków
narciarskich!
Bo
chyba tylko tak można wytłumaczyć fakt, że Ryży Brutus wrobił
mnie w jakieś noszenie Kruczkowi wszystkich bambetli i snucie się
za nim jak cień. Bo nie wierzę, że na podstawie mojego
zamaszystego orła, którego wywinęłam, prawie oparzając Żyle
jaja i wywalając miskę zupy Miszczuniowi na łeb, wywnioskował, że
jestem superduper zajebistą pracownicą. Zwłaszcza że moje
koleżanki z pracy nie podzieliłyby tej opinii.
Sierściuch
złapał mnie pod ramię jak to się robiło za czasów podstawówki
z najlepszą psiapsiółą i zaczął ciągnąć przed siebie. Po
moim martwym trupie. Wyrwałam się.
—
Nie rób scen, naprawdę chcę pogadać — marudził.
A ja
naprawdę chcę mieć figurę Kate Moss i kasy jak lodu. Nie można
mieć wszystkiego, bejbe.
Widząc
jego męczeńską mordę, skapitulowałam.
Byłam
z Sierściuchem na spacerze. Mamo, dzwoń po karetkę, bo chyba mam
zawał. Zresztą o co im chodziło z tymi spacerami? Najpierw Kamil,
teraz ten tutaj...
—
Zniszczoł przegiął. — Alleluja, wreszcie zauważył to ktoś
poza mną! Konia mu z rzędem! — Zwłaszcza o tym... no wiesz,
twoim ojcu.
Przemilczałam.
—
Nie wiedziałem. Przykro mi.
W
sumie ładna pogoda była, nie? Ciemno jak w dupie, piętnaście
stopni poniżej zera, wiatr jak zwiastun huraganu i zapowiadali
śnieżycę w godzinach konkursu. Żyć, nie umierać.
—
Ale wiem, że Zniszczoł wcale nie chciał ci zrobić niczego złego.
— Prychnęłam. — I nie miał samolubnych zamiarów.
Roześmiałam
się na głos. Ja nie wiedziałam, że z Sierściucha taki komik.
—
Słuchaj no, Skarbie, czy jak ci tam Kruczek gada...
—
Daj mi powiedzieć! — NIKT MI NIE BĘDZIE W MOJEJ OBECNOŚCI UST
ZAMYKAŁ! JA NIE POZWALAM! A jednak się zamknęłam. — Nie wiesz,
jak to wszystko wyglądało. Ja go ostatni raz takiego
zdeterminowanego widziałem, jak ważyły się losy tych, którzy
byli niepewni wyjazdu do Falun. Serio. My, szczerze powiedziawszy,
nie bardzo chcieliśmy mieć w kadrze marudzącego babsztyla,
zwłaszcza po akcji w restauracji, ale Grzywa jak zwykle
widział dobro tam, gdzie nikt inny by go nie zobaczył. Kiedy my
mieliśmy pierdyliard argumentów, on miał pierdyliard i jeden.
Twierdził, że będziesz lojalna, oddana i obowiązkowa, a tamto
to był wypadek przy pracy. A poza tym nie śliniłaś się na nasz
widok, co było kluczowe. Gdyby nie Grzywa, nie byłoby cię tu z
nami.
To
akurat był argument przeciw.
Pff.
Że niby ta pseudogadka motywacyjna miała mnie przekonać? To już
bardziej mnie Kubacki przekonał, że wygra w Kulm, kiedy grzmotnął
w sto sześćdziesiąty metr w kwalifikacjach.
—
Uznałem, że musisz wiedzieć. Źle bym się czuł, gdybyś nie
usłyszała... Jak to się mówi po angielsku? Our side of the
story.
Spojrzałam
na debila z ukosa. Czy oni wszyscy się pochorowali, że im się
poodmieniało? Gdzie Sierściuchowe żele, kremy, lusterka, czemu nie
lata jak kot z pęcherzem, żeby martwić się wpływem
klimatu na swoją cerę? Strzeliło mu coś do tego durnego łba i
masz, babo.
A
może to mnie się poodmieniało? To niemożliwe. Ja się tylko
starzeję, ale nie zmieniam.
—
Szlag mnie trafia na myśl — wycedziłam przez zęby — że
mogłabym spokojnie teraz zaczynać drugi semestr magisterki, ale
nie, szanowny pan Aleksander ubzdurał sobie, że znajdzie jelenia
kadrowego, więc snuję się teraz za wami jak cień.
Sierściuch
wywrócił oczami.
—
Serio wolałabyś siedzieć teraz na dupie, ucząc się na pamięć
kolejnej biblioteki (czy co wy tam robicie na tej filologii), niż
być tu z nami, zwiedzać świat, uczestniczyć w najważniejszych
wydarzeniach sportowych? Wydaje mi się, że w głębi ducha wcale
tak nie myślisz. — O, proszę. Cztery miechy z pacanami się
użeram, a tu się okazuje, że takie kudłate kocisko ma czelność
twierdzić, że zna mnie lepiej niż ja samą siebie! Świat upadł
na głowę! Najpierw mi robi freudowskie pranie mózgu, a teraz ma
czelność się uważać za medium i znać mnie na wylot. — Na
twoim miejscu pogodziłbym się z nim, bo on naprawdę nie chciał
dla ciebie źle. Przecież się zgraliśmy, prawda? Stałaś się
częścią prawdopodobnie najlepszego sezonu skoków narciarskich dla
Polaków w całej historii tego sportu. Jak dla mnie to super sprawa.
Bez ciebie wiele by się nie udało. — Czy ten wykrzyw gęby na
koniec miał mnie w jakiś sposób przekonać?
Cierpliwość
mi się niebezpiecznie kończyła.
—
Ale to jest MOJE życie, rozumiesz? On dosłownie pogwałcił moje
prawo do wolnego wyboru! Mogę sobie robić, co zechcę, a on
dopilnował, żeby mnie postawić pod ścianą.
Dlaczego
ja przez całe życie trafiam na takich tępaków?
—
Czy ty możesz przestać myśleć tylko o sobie? — Łohoho, nasza
kicia zjeżyła sierść. Podziałałam na niego jak czerwona kropka
z lasera. Punkt dla mnie! — Wiecznie ty, ty i TWOJE plany. Pomyśl
o tym, że pomogłaś biednemu, nierozgarniętemu facetowi postawić
życie do pionu. Bez ciebie organizacja wyglądała o wiele gorzej,
wierz mi. Skrobot nie kwapił się, żeby pełnić funkcję
przypominajki, jak zresztą cała reszta, bo nie za to im płacą,
więc Kruczek przypominał kupkę nieszczęścia. Do dziś zachodzę
w głowę, jakim cudem zawsze zabierał bilety. Chyba mu żona do
torby wciskała, bo innej opcji nie ma. W każdy razie — powinnaś
pomyśleć o tym, że cicho cierpiąc wszelkie rzekome niedogodności
— tu wstaw swoją ulubioną wredną minę — w postaci zawodników,
zrobiłaś dobry uczynek. Poza tym, czy Kruczek naprawdę jest takim
tyranem? Jak na mój gust to całkiem nieźle się dogadujecie. Ba,
jestem w stanie stwierdzić, że go lubisz.
—
Sranie w banie, to nie ma nic do rzeczy — odparłam, nie powiem,
trochę zmieszana. — Kruczek i tak już został rozgrzeszony, bo
był w potrzebie. I ja bym też to wszystko mogła znieść, gdyby...
—
...gdyby nie to o tacie — dokończył za mnie Sierściuch, nagle
łagodniejąc. Rozdzwonił się mój telefon, ale jeszcze się
wstrzymałam przed odbiorem. — Nie oszukuj się, Antek. Wiesz, że
Grzywa to miły i pogodny chłopaczek, ale jak mu coś nie wyjdzie,
to potrafi być wrzodem, i to takim na pół dupy. Był wkurzony,
palnął głupotę. Jak to mówią: Kto odpuszcza głupiemu, ten
sam ma sto dni odpustu.
Puścił
mi oczko i wrócił do domku, a ja tymczasem odebrałam połączenie
od Kruczka, który zjechał mnie jak psa za porywanie jego
zawodników. Już nawet nie miałam sił mu tłumaczyć, że to ten
zapchlony cymbał mnie siłą uprowadził, a nie na odwrót. Po
prostu stałam patrząc, jak ludzie w pośpiechu śmigają tam i z
powrotem, i zastanawiając się, co za bombę biologiczną ktoś
spuścił w tym Willingen, że się wszystkim we łbach
poprzestawiało.
Nawet,
kurwa, mnie.
Konkurs
poszedł nawet po Kruczkowej myśli. Czterech znalazło się w
finale. A jak wam powiem, kto był najwyżej, to mi nie uwierzycie.
Oglądaliśmy
sobie z Grześkiem zawody; ujeżdżanie mamuta, starym zwyczajem,
wyglądało na rozpaczliwą próbę udowodnienia, że którykolwiek z
nich już kiedyś wcześniej skakał, aż tu nagle na belce zasiadł
wąsaty, domorosły Freud. (Zresztą nawet Zyga miał wąsa). Kask
dopiął, wiązania sprawdził, ostatni głęboki oddech i...
Zaliczył
wielkość skoczni. Oczywiście, musiał się trochę rozjechać,
żeby pojawił się polski znak firmowy, ale nawet Grześkowi mowę
odebrało. Takie nam wszystkim zrobił madafaka.
Zadławiłam
się żutą bułą i trzeba mnie było szybko odtykać.
Drugą
serię musiał spartolić, bo nie byłby podopiecznym tego
przyćmionego jełopa w gnieździe, ale nie spartolił jej na tyle,
żeby stracić zajmowane miejsce.
Najpierw
poleciał Wiewiór i coś za punkt K uciułał. Zaśmiał się
durnowato i poszedł żreć do Skrobota. Potem był Ryży Brutus,
który zaliczył spory awans z połowy stawki do zajmującego ósme
miejsce Miszczunia, mieliśmy więc ex aequo. I dopiero jako
ostatni skoczył kolega Maciej Kot, wygrywając swój pierwszy w
życiu konkurs w Pucharze Świata.
I to
nie byle jaki, bo konkurs lotów.
—
Skarb nasz wygrał! — wydzierał się do krótkofalówki
oszołomiony Kruczek, który automatycznie zbladł.
Z
ceremonią wręczenia nagród na niego specjalnie czekali, bo cymbał
lustra nie odstępował, od fizjoterapeutki z norweskiego sztabu
lakier do włosów pożyczał, stroił się we wszystkie możliwe
kurtki (nieistotne, że każdy miał taką samą),
buty pucował i jeszcze Skrobota w woskowanie nart próbował
wkręcić, ale ten się popukał po czole. I dobrze, kuźwa, zrobił.
Na
dekoracji wyglądał jak zasrany model Calvina Kleina, brakowało,
żeby po dostaniu badyli zaczął machać jak Miss Świata. Jedne, co
można było wpisać na listę plusów to to, że on na pewno na
konferencji siary nam nie narobił. Ani to Wiewiór (chociaż
pozostaje z nim w niebezpiecznie bliskich stosunkach), ani to
nieogarniający Muraniek. Umie po ingliszu? Umie. I krzyżyk mu na
drogę i trampek między poślady.
Trochę
się naczekaliśmy, aż księżniczka Sissi wreszcie skończy swoją
audiencję. Tadziu starał się jak mógł, żeby nam nerwy
poszarpać, chociaż próbowaliśmy mu dać do zrozumienia, że ma
wypierdalać w podskokach. Część poszła pożydzić coś z bufetu,
kupić jakiegoś grillowanego wursta albo grzane piwo, a ja łaziłam
tam i nazad, wydeptując dziurę w śniegu przed naszym blaszakiem. A
Zniszczoł siedział w środku i minę miał cierpiętniczą. Spędził
tam dobry kwadrans, zanim wylazł na zewnątrz. Zlustrował mnie
morderczym wzrokiem i chyba sobie uświadomił, że nikogo oprócz
mnie do rozmowy nie ma.
—
Aleś narobił bajzlu z tym dopingiem.
Bo
narobił. Myślałby kto, że zaczną się buntować, że będą go
wytykać palcami, ale nie. Człowiek-szczygieł taką sobie reputację
wyrobił, że mu nawet wyrazy współczucia składali. Poklepywali po
pleckach, pocieszali... Więc może to taka tendencja ogólnoświatowa.
Wszystkim się w dupach poprzewracało.
Znowu
mi posłał spojrzenie asasyna.
—
Niczego nie narobiłem — rzucił chłodno, odwracając się tyłem,
żeby z dala rozchodzić zamarzające kończyny. — To praktykant
się pomylił.
I
zrobiło się tak przerażająco cicho, jak cicho dawno nie było.
Słychać Szwabów sprzątających skocznię i wychodzących z
trybun, zgrzyt naszych butów na śniegu i wiatr między uschniętymi
drzewami. Brakowało tylko złowieszczego śmiechu szaflarskiej mendy
z oddali. Na szczęście, z tego wrzoda byłam uleczona aż do
poniedziałku.
—
Czy ty nie możesz już ze mną normalnie pogadać? — Ciśnienie
zdążyło mi skoczyć do stu siedemdziesięciu na sto.
—
Ooo, a to my mamy jeszcze o czym gadać? — udał zdziwienie.
A
mogłam poprosić o ten jebany czołg na osiemnastkę. MOGŁAM, ALE
ZAWALIŁAM.
Razdwatrzyczterypięć.
—
Mówiłeś, że to ja robię pod górę, ale zdaje się, że z kim
przestajesz, takim się stajesz. — Uśmiechnęłam się gorzko.
— Musimy sobie sporo wyjaśnić.
—
Ja już wszystko wyjaśniłem.
— A
co z telefonem do Agaty? Bo to chyba warte omówienia, jak myślisz?
—
Odwal się od niej! — warknął. — Zazdrosna jesteś, czy co?!
Wybuchnęłam
głośnym, szyderczym śmiechem. Ja tu tumanowi imputuję, że go
laska wystawiła do wiatru, a ten mi wyjeżdża z jakimś
sentymentalnym gównem, no trzymajcie mnie, bo padnę!
—
Mogłabym to samo powiedzieć o twoim stosunku do Fannemela.
Ciągle
to samo. Od tygodnia prowadziliśmy tę samą rozmowę. Ona się
wcale nie skończyła moim jebnięciem drzwiami w Willingen. Ona się
ciągnęła za nami jak smród po gaciach i wyglądało na to, że
obsrani mieliśmy dotrzeć aż do Planicy.
Która
przecież za kilka dni.
Zniszczoł
wywrócił oczami, by po chwili skupić wzrok na mnie i przymrużyć
gniewnie powieki.
— Z
tobą to się nigdy nie kończy, prawda? — Śmiał się tak
jakoś... ja nie wiem, zaczynałam się bać. — To. — Rozciągnął
ręce jak helikopter. Zaczęłam podejrzewać, że uważa, że
szwabskie granice nie mają końca. No tak, szwabski naród to
prawdziwa plaga na tym świecie. — Pyskówki i złośliwości. Twój
chleb powszedni. — Przytaknął sobie głową jak debil i zrobił
chwilową pauzę. — Ja rozumiem, że miałaś, w sumie dalej masz,
trudne życie — okej. Rozumiem też, że z tego powodu nosisz w
sobie wiele złości — spoko. Ale to nie usprawiedliwia twojego
chamskiego zachowania wobec ludzi, którzy chcą dla ciebie dobrze.
Korona by ci z głowy nie spadła, gdybyś była dla kogoś choć raz
miła. Nie możesz się wyżywać.
Nie
potrafiłam powstrzymać kolejnego gorzkiego uśmiechu. Mój ryj
musiał wyglądać jak u rotweillera ze szczególnie męczącym
zatwardzeniem.
—
Ach, no tak — zawołałam, udając, że sobie coś przypominam. —
Bo to ty jesteś tym, który chce dla mnie dobrze?
—
Chciał.
Podszedł
bliżej. Tak blisko, że mogłam zauważyć, że ma szron na
końcówkach ryżych kudłów na grzywce. Ale miał minę taką
paskudną, że się wystraszyłam, czy zdradliwa szuja nie trzyma
jakiegoś noża w kieszeni, żeby mnie nim zadźgać.
Zginęłabym
z rąk Brutusa, jakże, kurwa, szlachetnie.
—
Ale teraz już mu wszystko jedno.
Patrzyłam
tylko, jak odchodzi w kierunku skoczni.
Wiecie
co? Ja wam coś powiem.
Niech
to wszystko chuj jasny strzeli. A Szwabów w szczególności.
Jeśli idzie o ścisłość,
to mnie duma na widok tego rozdziału nie rozpiera. Miałkie to takie
jakieś jest i w ogóle, poza sukcesem Sierściucha niczego
szczególnego nie wnosi – przynajmniej na polu wydarzeń. Na polu
psychologicznym trochę jednak dorzuca. Dołożę wszelkich starań,
żeby następny był – mimo wszystko – bardziej Tośkowaty.
Promise, guys.
Co mogę jeszcze od siebie
dodać? Że jestem dumna, że się w końcu Olek wziął do roboty!
Współpracuje z psychologiem, no i w ogóle. Ja mam tylko nadzieję,
że on się nie posypie jak wszyscy polscy skoczkowie zimą. Wiecie –
latem król, zimą żul...
Aaa, no i hit ostatnich
rozdziałów. „Kubek z Willingen” :D
Jeszcze czytającym moje
„side stories” przypomnę, że pojawiła się nowa część opowiadania
Polaroid z Peterem Prevcem i Milą Elin w roli głównej na
Oneshotach
Charlie. :)
I perosz ankietę
wypełniać.
A tak w ogóle, to co tam?
Chyba już nie jestem w stanie Was zaskoczyć, prawda?
Kurde, mam takie mieszane uczucia co to Tośki i Aleksa, bo Zniszczoł mnie przez cały rozdział wkurzał, a jak na koniec powiedział, że mu wszystko jedno co do Tośki, to jakoś tak mi się go żal zrobiło. I w sumie Tośki też, bo sama nie chciałabym, żeby ktoś mi właził z butami do życia. W ogóle rozdział jakiś taki smutny trochę, bo, mimo wszystko, widać, że Zniszczołowi zależało na dobru Antka, a Antek pewnie chcę się już z nim pogodzić, tylko po prostu jej duma nie pozwala, bo WSZYSCY ROZUMIEMY, że po takim (przepraszam za wyrażenie) wpierdalaniu się w przyszłość jest trudno odrzucić tę dumę.
OdpowiedzUsuńI mam szczerą nadzieję, że oni się w końcu pogodzą, bo tak będzie najlepiej i TO JEST MOJE OTP!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Rozdział mi się bardzo, ale to bardzo podobał i chyba pierwszy raz piszę tu takie filozoficzne rozmyślania. XD
Brakuje tylko "być albo nie być? oto jest pytanie." XD
Aha, i tym rozdziałem osłodziłaś mi początek roku szkolnego.
Pozdrowiłabym ciepło, ale ostatnio jest t a k g o r ą c o, że tylko pozdrawiam i jak zwykle życzę weny. c:
Kurwa, zapomniałam o ważnej sprawie: ZAJEBISTY KUBEK! <3
UsuńŁaaa, cieszę się, że Cię Tośki zmusiły do takich przemyśleń, odbieram to na plus. :D Jeeeej, OTP <3 I jeszcze mi milej, że osłodziłam Ci gorzki początek roku.
UsuńI dziękuję! <3 Za cudny komentarz i za komplement dla kubka :D
Podbiję panią przede mną. Zajebisty kubek.
OdpowiedzUsuńKruczek raz w życiu ogarnął :O
Czy mi się wydaje, czy zmieniłaś do dziewiątki podkład?
BTW Orzeł kontra Kruczki? Mam rozumieć, że w Planicy będzie bardziej grubo niż wtedy, kiedy Tosiek pojechała z ekipą B?
Co do tekstu... Naprawiłaś i popsułaś :|. Kocur pożyczający lustro musiałby być epickim wydarzeniem na arenie.
Przesz Koteł w budce z lusterkiem latał jak kot z pęcherzem. I tak, cichaczem zmieniłam soundtrac dziewiątkowy.
UsuńMocno odpowiada temu, co się tam działo, haha :D
UsuńJa nie wiem, dlaczego, ale się lekko popłakałam przy rozmowie Tośki z Kruczkiem. Tak o. Nie płaczę jakoś często, wzruszające sceny w filmach są nudne albo żenujące, a tu taki cyrk się odwala. No nic, trzeba z tym żyć.
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, ale polubiłam twojego Kubackiego. Niby jest złośliwy, ale taki jakiś, no nie wiem, mądry? Sprytny? Something like that.
Tak więc szipuję Tośkę z szaflarską mendą.
I ja się w ogóle nie spodziewałam, że twój Sierściuch jest taki inteligentny i ma takie gadane. Mama nadzieję, że Antek wyciągnie z tego wnioski.
Anyway, kocham twoje opowiadanie, twoją Tośkę, twojego Kubackiego, twojego Murańka. I mnie nie przeszkadza ten rozdział. Dobry jest, lubię go. Ale te bardziej tośkowate też nie zaszkodzą :D
Nie przedłużając, pozdrawiam cieplutko,
DarkSide ❤❤❤
PS: Dajcie mi taki kubek 😻
Ooo, ta scena Kruczkowa też jest dla mnie osobiście trochę wzruszająca, dlatego bardzo sie cieszę, że i Ciebie trochę wzruszyła. :)
UsuńAch, bo widzisz - żeby być złośliwym, trzeba mieć trochę oleju w głowie. Trudno być złośliwym, z trudem łącząc fakty. Więc ten nasz Mustaf może i zachowuje się jak menda, ale swój rozum ma. Z Sierściuchem podobnie - to, że lubi się fiokować, nie znaczy, że nie ma poukładane pod kopułą. Bo ma.
Bardzo, bardzo mi miło! Zwłaszcza że ja przy tym rozdziale bardzo marudziłam. A kubek był do nabycia w Niemczech, w Kolonii. Dwa lata temu. :P
Dziękuję! <3
Nie będę pierwsza, ale wyjątkowo chyba również nie ostatnia XD.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie pokićka mi się z Precelkami i innymi rzeczami, bo ostatnio nadmiar informacji do mnie dociera.
No to, komu w komentarz, temu klawiatura pod paznokieć!
Aaaa...! Picoult na sam wstęp! Ty to wiesz, jak mnie kupić, Charlie! (ten tytuł rzeczywiście w odniesieniu do sytuacji Tośki jest kluczowy). I ten cytat taki... prawdziwy. Wiem poniekąd z autopsji.
A jeśli mowa o tytule rozdziału... wyczuwam duuużo Sierściucha. Wyczuwam Sierściucha z problemami. I wyczuwam biedną Tośkę, która te problemy będzie musiała rozwiązać.
(wiesz, że w sumie nie wiem o czym jest ten rozdział? Za bardzo się na Preclach skupiałam, najwyraźniej :P). A odniesienie to... "Co gryzie Gilberta Grape'a" podpowiadają mi interenty, bo brzmi znajomo ale jednak nie (wiem, że mi mówiłaś, ale skleroza to straszna rzecz, trust me!).
Ach tak, Supernaturalowe "THEN" to wielka draka o zniszczołowy Spisek przez duże "S" oraz Olek dostający dyskwalifikację za sterydy. Więc mimo iż Tośka najchętniej zadusiłaby go gołymi rękami, to jednak teraz trzeba mu dupę ratować i opieprzyć go przy okazji za głupie pomysły (nawet jeśli jest niewinny jak lilia wodna). Nie ma więc litości dla spasłych Helg i ich wurstów.
"Przecież to każdy głupi wie, że naszym pingwinom-nielotom żadne specyfiki nie pomogą. Bo oni to nie mają ani w głowie, ani w nogach" - wiara Tosieńki w Kruczkowe Orły wciąż mnie zadziwia. A raczej zadziwia mnie fakt, że nie rośnie ani o jotę, choć przeca starają się jak mogą. Jednym wyjątek jest Miszczunio, ale Miszczunio to Miszczunio i koniec i kropka i nawet przecinek, o!
"...prawą nogę z lewym jądrem" - a weź, mi moich szpileczek nie przypominaj, prosza cię. To raz. A dwa, Tośka to zdolna bestia skoro tak potrafi na krzyż odnóża (i nie tylko) wyrywać. Chodź czy ja wiem, czy Zniszczoł na takie tortury zasłużył? Zdolność do reprodukcji mu Socha zabierze i nie będzie rudych orangutanków... (no, dobra. Ma jeszcze drugie).
A swoją drogą, choć Olek nawywijał, co nawywijał, to Tośka się jednak o niego martwi. Poniekąd. Bo jednak zależy jej na tych patałachach, co zrobisz, jak nic nie zrobisz. A na Oleczku jakoś tak szczególnie, mnie się zdaje, mimo iż Tolkiem to pewnie i tak nie ma nic wspólnego.
ON TU DYSKWALKI DOSTAJE I TAK SPOKOJNIE FLIRTUJE SOBIE Z ANITKĄ PRZEZ TELEFON?! Wstyd i gańba, Zniszczoł, wstyd i gańba! Na dodatek Adusia nie ma dla niego czasu, bo jacyś koledzy ważniejsi, pff. Niech się wypcha, miała okazję po pocieszać Oleczka, ale nie! cała robota znowu na głowie Sochy. Flirty-slirty, a wsparcie kaj?
(i nieładnie tak podsłuchiwać, Antek!)
Czy ja dobrze widzę? Zdenerwowany Olek? Noż, kredą w kominie normalnie! Etap wrzeszczenia już dzisiaj zaliczony, ale Zniszczoł chyba naprawdę jest nie w sosie. I to z rożnych powodów, a konkretnie trzech: Tośka, dsq, Amelka. W takiej dokładnie kolejności (choć może mu się wydawać, że jest inaczej).
ALEKSANDRZE JAK TY ZARAZ NIE ZAPRZECZYSZ TYM FAŁSZYWYM OBŁUDNYM POMÓWIENIOM...
...ale że jak ty się do Tośki odzywasz, patafianie?!
Nie no, to już za wiele. Nikt Sochy nie będzie wyrzucał, ona dobrze chce, a jeszcze ją z kwitkiem odprawia? specjalnie opanowała nerwy dla dobra sprawy, nie wydziera się (aż tak), jest miła (no prawie) i troskliwa (j.w.).
Ale...
Ale jak to?
Jak to olek ją tak z buta potraktował? Jak Szczygiełek, zawsze radosny, uprzejmy i cierpliwy (okej, trochę mu nerwy puściły wcześniej, ale przecież już wyrzucił z siebie wszystko, nie?) mógł być dla Antosi taki niemiły, no? No jak?
Aż mnie serduszko zabolało, wiesz? I Tośkę chyba też troszeczkę. Mimo tej całej złości. Bo tymi drzwiami to trzasnęła tak z przyzwyczajenia, dla niepoznaki wręcz. Bo jak to Zniszczoł niemiły? skoro Olek zmendział nagle to świat stoi na głowie. to prawie tak, jakby Sierściuch się nie uczesał, Kruczek pamiętał o biletach, Muraniek ogarniał, Żyła nie chichotał, Stęki stronił od czekolady, a Kubacki był uroczy i pełen galanterii. Widział to kto?
(ha! jednak odbyt!)
CDN
*Czuję, że ten komentarz będzie beznadziejny, wybaczysz mi?*
UsuńTa Helga to niech se nie pozwala. Pff, nie widziała nigdy kogoś posądzonego o doping? niech se lepiej na własne podwórko patrzy, Niemce gacie naciągają aż świszczy.
Warto zanotować: Socha uważa rozłam ze Zniszczołem (oficjalnie, to fakt, że została wrobiona w tę robotę, ale cii) za klęskę życiowa. Zapisz, zapamiętaj!
PRZEMYŚLENIA TOŚKI. Tyle w temacie, zamykam się na chwilę i czytam uważnie.
Kruczuś rozgrzeszony, powody jak najbardziej oczywiste - miał powód, dał się namówić rudej, zdradzieckiej mendzie, bo w potrzebie był. A poza tym to jest moje najulubieńsze OTP (nawet bardziej niż Tolek! Bo Tolek jest po prostu oczywisty!) i nie ma mowy by Tośka-Tosia na Kruczusia zła była dłużej niż przez sekund trzydzieści.
"...bo ich zawsze musi być na wierzchu" - Tośka, Tośka... To akurat hipokryzja z Twojej strony.
"...się do niego przekonywać i może zbudowałam wobec niego coś na kształt zaufania" - A JEDNAK!
To znaczy tak, nadal nie wiem kto ma więcej racji: Tośka czy Olek. Bo... rozumiem motywy i jednych i drugich, ale nie bardzo wiem - jakkolwiek głupio to teraz zabrzmi - o co to larmo. Może dlatego, że jestem pokojowo nastawionym człowiekiem i po takich rewelacjach, jakie usłyszała Toska najpewniej przyjęłabym do wiadomości że zrobiono mnie w bambuko i dalej robiła swoje. Stało się, ale co przeżyłam - i dobre i złe - to moje. To z perspektywy Tośki jest mission impossible, bo ona nie jest ugodową osobą. Ale Olek? Olek chyba tak to przeżył, bo uświadomił sobie, że czasu ma coraz mniej do końca sezonu, a efektów ułagadzania Tośki jakoś nie widać, a jeśli już to minimalne. A Olek klęski pedagogiczne i sportowe znosi źle. Popsuła mu Tośka plan jej naprawy to się chłopak wkurzył, zdarza się.
Więc oboje mają do siebie wąty i ja to ciężko widzę ogółem.
"Wypowiedział słowa, które zabolały znacznie mocniej niż ten cały szwindel" - I tu chodzi o tatusia, prawda? Bo, słowa te bolą, bo są prawdziwe. Być może uświadomiły Tośce, że to tu tkwi jej problem i jeżeli go nie rozwiąże, to nie uda jej się zacząć żyć normalnie, bo życie w ciężkiej zbroi sarkazmu, złośliwości i gniewu nie jest łatwe, taka zbroja może łatwo pociągnąć człowieka na dno. Może gdyby zaczęła żyć po swojemu, mogłaby zrzucić ją i być bardziej ludzka? Taka, jaką widzi ją Zniszczoł, który w oczach ma chyba rentgen, skoro potrafi to dostrzec?
(Mam dziwne wrażenie, że Olek uświadamia Kruczka, co zaszło i dlaczego Tośka wszystkich wzrokiem zabija. No, coby jej się nie naraził czymś czy coś)
Jeżu, jeszcze Kubacki do tego.
"Jemu chyba same skoki za mało adrenaliny dawały (zresztą przy takich poniżej dziewięćdziesięciu metrów to adrenalina nawet nie zdąży się aktywować)" - TOŚKA MISZCZ!
(Cała ich rozmowa jest tak cudownie wredna, że nie mogę)
E, polonistyka to wcale nie jest taki nieprzyszłościowy kierunek, pff! Prawda jest taka, że po każdych studiach można wylądować na bezrobociu, więc to nie od tego zależy, a jedynie od zaradności życiowej. Jak się człowiek odpowiednio ogarnie to nawet i po europeistyce pracę znajdzie (sorry-not-sorry).
Ugh, wyobraziłam sobie ozor mendy na twarzy Sochy i to zbyt wiele dla mojego biednego mózgu. Ugh, nope.
E, Kubacki ty się od Murańka odtenteguj w te pędy bo cię znajdę i nie będzie co zbierać. On może i nie ogarnia, ale nie lubić się go nie da, o! #teamKlimek
(A Miszczunio znowu tatkuje? Niech się wprawia, niech się wprawia!)
Socha ty mu się nie zwierzaj, toć to menda, jedna, wielka, szaflarska! Jeszcze to kiedyś wykorzysta przeciw tobie. No, ale inteligencji mu odmówić nie można. Tak cięte riposty wymagają jednak odpowiedniego IQ.
Solidarność plemników, meh. Coś w tym jest, kurczę.
No, bo Zniszczoł mówił z serca, menda ma rację. Tylko... trochę formy nie dopasował do treści.
Ale dobrze, że wynurzenia dawidowe zostały przerwane lądowaniem, bo mogłoby się to dla niego skończyć źle. No, nikt nie twierdził, że oni są normalni. Ale to wcale nie taka zła cecha, wiesz, Socha?
CDN
(ciężko pomylić Tośkę z fitoplanktonem. Ej, to to przeca przez mikroskop trza oglądać, a Tośka się zawsze uważała za osobę o większych kształtach. Olek chyba potrzebuje nowe okulary w takim razie. Albo raczej denka od słoików)
UsuńTosiek, to nie debilizm, ty się po prostu i niego martwisz, kobieto.
Ojejej, moje OTP <3
Najchętniej teraz bym po prostu nieustająco ojojojała, ale moje IQ każe mi reprezentować sobą coś więcej.
A krowa nie ma jamy chłonąco-trawiącej! (#biolchemrulez) Ale ma za to cztery żołądki, o!
("Kolega Klemens mógłby być dopiero w fazie kompletowania w głowie wszystkich swoich znajomych o nazwisku Zniszczoł" - XD <3)
Stoicki spokój Kruczka <3 Czy ja mogę dostać takiego na urodziny? Jako dalekiego wujka z Ameryki, na przykład?
"#GoKruczek!" - ZGADZAM SIĘ W 100%. Zakładam fanklub tośkowego Kruczka, ktoś się chce zapisać?
Tośka z tą znajomością Oleczkowych zwyczajów wygrała dosłownie wszystko! Przeca to jest takie... urocze? No tylko brać i smarować nimi tosty!
(Co do Miszczunia: SOCHA TY NAWET TAKI ŁADNY STOCHOWY OBRAZEK UMIESZ CZŁOWIEKOWI OBRZYDZIĆ, FSTYĆ SIEM!)
Cała ta rozkmina Tośki o tym, czy zaczęła się z nimi utożsamiać cy tez nie jest taka supi, że aż nie umiem skomentować (cusz, ja dziś w ogóle nie umiem nic skomentować, forgive me). Zwłaszcza, że Socha sama sobie uświadamia, że zna ich lepiej niż chce się do tego przyznać, i jednak zajmują w jej opancerzonym serduchu jakiś niewielki kącik.
Bo. Ty. Ich. Tośka. LUBISZ!
BO KRUCZEK KNOWS THE TRUTH! I zawsze trafia w sedno mimo swej kruczkowatej nieoganiętości. (Bieńka załapałam, choć jam nie siatkarska XD)
" a w tej kadrze poczta pantoflowa była szybsza niż którykolwiek z nich na progu" - Luv ya, Socha!
"Raczej... ojcem, którego nigdy nie miałam. Jakby znał mnie lepiej niż ja siebie" - ROZPŁYNĘŁAM SIĘ W TEJ SCENIE, CZY KTOŚ MOŻE MNIE WCIĄGNĄĆ ODKURZACZEM I WSTAWIĆ DO ZAMRAŻARKI? Miałam rację z tym nieromantycznym otp, i kurczę, Tośka. Zmusili cię do tej pracy, owszem, ale... Ale dla tekiego Kruczusia chyba warto było, nie?
Ogółem, jakaś bardzo wzruszająca ta scena. Przynajmniej dla mnie. Mnóstwo miłości <3
ODWOŁUJĘ TO CO POWIEDZIAŁAM. Następna wypowiedź Trenejra jest wzruszająca. TOTALNIE WZRUSZAJĄCA, GDZIE SĄ MOJE CHUSTECZKI?!
Czy ktoś mnie może teraz przytulić...?
(A Tymuś jest po prostu najukochańszy i w ogóle. Szkoda, że faceci w pewnym wieku wyrastają z tej prostoty w obsłudze, meh)
Bo socha nie da se w kasze dmuchać i jak mówi "nie" to znaczy to "NIE, DO CHOLERY!". A Tadzio se przegina, choć zdarza mu się być zabawnym :>. I, nie wiem co robią na dziennikarstwie, ale języka polskiego tam nie uczą na pewno.
A artykuł, jakby żywcem wyjęty! :P
"która podawała do informacji (prócz wiązanki łacińskiej) tylko to" - Oj tam oj tam. Tadzio chyba jeszcze prawdziwej wiązanki nie słyszał w wykonaniu Sochy. Przeca ona była co najwyżej poddenerwowana. Gdzie tam do levelu Kubacki...!
Aaa... jak pomylił z próbką Dimy, to nie ma co się dziwić XD. On tam mógł mieć calą tablicę Mendelejewa XD. Ale w sumie, biedny Dima :<
"Istniała więc większa szansa, że jak zrzucę tę bandę kretynów z wieżyczki startowej, to się zabiją" - nie wiem, czy śmiać się czy płakać. Tośka emanuje tak negatywną energią w stosunku do naszych nielotów, ze to aż zabawne jest, ale i tragiczne zarazem.
Kruczek taki kochany, się dla niej postarał, i Stękała wybielony niczym zęby pastą Colgate. A Twój sztab to normalnie best people ever, wszyscy są moim pisarskim lifegoal, okej? bo żeby postaci piątoplanowe były tak żywe i kochane to to trzeba być chyba Tobą, Charlie :*.
I standardowo: MURANIEK <3
Te, te żelki to mój tekst! (żartuję, oczywiście :D)
Ale z całym szacunkiem, widzę w tej sytuacji tylko i wyłącznie Cene i nie chce mi patałach zniknąć sprzed oczu. Ale są jednakowo uroczy przy tym (i irytujący, a jakże!) wiec jestem w stanie się z tym pogodzić.
Stękacz sobie grabi, nie iryć Tośki, bo ci przyłoży, młody!
CDN
"A ty co taka nie w sosie? Nie, żeby to była jakaś nowość, ale za mało tu wrzasku jak na ciebie" - <3 <3 <3, bo Tośka przeszła w "cichy-asasyn-mode" i pozabija ich wszystkich we śnie :P. Oprócz Kruczka, Miszczunia i sztabu. I Stękiego, jak się wykupi czekoladą.
UsuńJądruś XD
" Jutro po kolacji u mnie" - a to w kontekście zabrzmiało co najmniej dziwnie :P. A przesz jedynie o czekoladę tu idzie na zgodę. A brzmi jakby to miało być co innego "na zgodę".
(jest przecież normalna godzina, dlaczego mam "mode-after-23" włączony...?)
Oleczkowi te kłótnie z Tośka chyba nie służą, meh. Co to za spadanie zaraz za bulą, co?
"Aż mi się zatęskniło za starym, dobrym Kubackim" - Tośka, co ty ćpiesz, dziecko? Gorączkę masz, czy jak?
"A ja mogłabym się jawnie z niego nabijać. Z Ryżego Brutusa nie mogłam, bo my byliśmy tak serio pokłóceni i w ogóle nienawiść w powietrzu wisiała, więc nie wypadało" - O, i tu mamy kwintesencję (zaraz wymyśle czego, bo mam jedynie mglistą wizję, wait). Bo niby ich nie lubi i sie nich nabija. Ale jak jest źle - tak jak z Oleczkiem - to się nie może nabijać, bo nie wypada. bo to takie koleżeńskie nabijanie się, takie "kto się czubi, ten się lubi".
...i dlaczego jakoś mnie się tak smutno zrobiło?
Biedny Sierściuch, mnie brakło 1% do zdania w czerwcu, pozdrawiam i łączę się w buli i nadziei. I biedna Kasieńka w związku z tym. Ona to musi mieć świętą cierpliwość...
Z moim mózgiem jest coś nie tak, bo wizja przekradającego się Stękały bardziej kojarzy mi się romantyczną schadzką niż czekoladowo-herbaciana posiadówą. I te słowa Tośki o spełnieniu - bo brzmi to trochę jakby orgazm dostała a nie czekoladę :P. Choć w sumie i to i to powoduje wydzielanie hormonów szczęścia, więc coś jest chyba na rzeczy.
Bidny Stęki, skoro Toska i tak na podłodze zasnęła, to mogłaby mu łózko do dyspozycji zostawić. I to bez żadnych podtekstów, mimo tych endorfin!
Wart odnotowania jest fakt (już wcześniej się w rozdziale przewinęło, alem gapa i nie skontaktowałam za pierwszym razem), że Tośce nie minęły jej sensacje żołądkowe podczas sytuacji stresowych. I to jest na swój sposób takie... znaczące. Aczkolwiek ciężko mi to teraz dookreślić.
OOO... Sierściuchowy fragment, be aware!
To przepraszam było takie... takie niby od niechcenia, ale jednocześnie takie bardzo szczere. Takie... takie sierściuchowe. Bo ja Kicia zrobi te minę zbitego... e? psa? ...futrzastego stworzonka to to przepraszam jest takie, że nie sposób mu nie wybaczyć.
"Zwłaszcza o tym... no wiesz, twoim ojcu.
Przemilczałam.
— Nie wiedziałem. Przykro mi.
W sumie ładna pogoda była, nie?"
TOŚKA JEST MISZCZEM ODWRACANIA KOTA OGONEM. Naprawdę.
A Kicia prawdę rzecze. Olek chciał dobrze, ale przesadził w nerwach. Oni wszyscy chcieli dobrze, ale nieco na opak im wyszło.
'ale Grzywa jak zwykle widział dobro tam, gdzie nikt inny by go nie zobaczył" - DOKŁADNIE! Rentgen w oczach!
"czy co wy tam robicie na tej filologii" - czy coś jest ze mną nie tak, że przeczytałam "fizjologii"? :P
"Bez ciebie wiele by się nie udało" - o, toto! Bo Tośka to nie tylko zaplecze techniczne, ale i wsparcie psychiczne! Jakby nie ona, to Olek by z Kulm medala nie przywiózł, pewnam tego jakem ja.
*ja znowu lece w cytaty, help me, ten komentarz ssie*
"Chyba mu żona do torby wciskała, bo innej opcji nie ma" - ja też nie widzę innej opcji. Jakim cudem oni dawali se radę bez Sochy to ja nie wiem. I Kicia rację ma (skubany, mądre toto jednak i to bardzo!) i Socha Kruczka lubi, bo i jak można go nie lubić? Nie tylko jego zresztą, ale tylko do niego się bez łamania kołem przyzna.
CDN
"Wiesz, że Grzywa to miły i pogodny chłopaczek, ale jak mu coś nie wyjdzie, to potrafi być wrzodem"- o toto, o tym właśnie mówiłam. I prawdę powiedział Kot o tacie - gdyby nie to, Tośka by się po wkurzała, ale przeszłoby jej ostatecznie. Ale Olek dotknął bolesnej prawdy i tu już tak łatwo nie będzie. Bo żeby to mu wybaczyć, musiałaby się z tym zgodzić, a to wymagałoby z kolei jakiegoś ruchu z jej strony, Ruchu w kierunku zmienienia swojego życia, o co przecież Oleczkowi chodziło. A Tośka mu się zjeżyła i plany pokrzyżowała, więc plan poszedł się... rozmnażać. A tego Zniszczoł znieść nie potrafił.
Usuń(Kruczek jest dla niej naprawdę takim tatusiem - do rany przyłóż, ale opieprzyć też zdrowo potrafi)
"Zadławiłam się żutą bułą i trzeba mnie było szybko odtykać" - nie wiem czemu, ale mój mózg uznał, że do odtykania potrzebna była przepychaczka, taka gumowa do klopa, a to z kolei skojarzyło mi się z Fannisem i tym artykułem i...
Ugh, nope.
A Maciek to chyba Kruczka rzeczywiście zaskoczył, że tak ładnie skoczył XD.
"Skrobota w woskowanie nart próbował wkręcić, ale ten się popukał po czole. I dobrze, kuźwa, zrobił" - SKROBOT NA PREZYDENTA! #nowyfavbohater #kolejnyzesztabu #uwielbiamsztab #sątacyzawbawni #dlaczegopiszęhasztagami?
Kicia to taka gwiazda, że no ja nie mogę. Ale siary nie zrobi to fakt (norweska fizjoterapeutka mnie jednak rozwaliła, wiesz?)
O. będzie rozmowa. Z rękoczynami, czy bez?
To, że Zniszczołowi się tak ta dsq upiekła to to jest normalnie... Człowiek-serduszko po prostu.
ZNISZCZOŁ NIE RÓB TOŚCE POD GÓRĘ, BO ONA CHCE SIĘ POGODZIĆ, PO SWOJEMU, ALE JEDNAK (czyt. udawać że nic takiego nie miało miejsca i pogadać jak ludź z ludziem)! Tak długo byłeś dla niej miły, mógłbyś wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę cierpliwości, no!
O, proszę. Chce jego problemy sercowe rozwiązywać (PAMIĘTAŁA IMIĘ!!!), bo rzeczywiście, laska go w potrzebie olała, może dalby se spokój? Czy coś? I to z zazdrością nie ma nic wspólnego, a ten z Fannemlem wyskakuje, nosz! A co ma piernik do wiatraka?
No dobra, coś tam ma.
Ale Olek prawdę mówi, i ciężko się z nim nie zgodzić no.
"Ach, no tak — zawołałam, udając, że sobie coś przypominam. — Bo to ty jesteś tym, który chce dla mnie dobrze?
— Chciał [...] Ale teraz już mu wszystko jedno"
MOJE SERCE WŁAŚNIE PĘKŁO NA DWOJE I TYLE W TEMACIE.
Serce Tośki, chyba trochę też (a te szczegóły, które dostrzegła w olkowej aparycji, to nie przypadek, przesz!).
Tym jakże smutnym akcentem kończę mą wypowiedź. Idę się posklejać, sayonara!
Podsumuję to jeszcze jednak tak: jakiś taki trochę smutnawy ten rozdział. Tośka chyba nawet nie była w humorze do rzucania zbyt wielu złośliwych uwag, ale cóż taka sytuacja. A że Planica już za pasem, to któreś z nich chyba z jakąś bombą wyskoczy, żeby te spory zażegnać.
Bo ja się nie zgadzam, żeby oni się w gniewie rozstali, okej?
Tyle, E_A
PS: Kubek świetny!
PS2: Ten komentarz jest beznadziejny, wiem. Mych rozkmin za mało, cytatów za wiele. Wybaczysz? :< (mina zbitego Kota)
PS3: Smutno mi jakoś. I Precle do tego... Ech.
E_A
Kobieeeeto, nawet ja sama nie wiem, o czym jest ten rozdział. Nikt tego nie wie. Źle to rozegrałam.
UsuńAleż to jest „Co gryzie Gilberta Grapeʼa”!
Tośka wiarę ma, ale złośliwości jednak więcej. No nie czarujmy się, rzeczywistość bywa brutalna.
A z Agatką to nie były flirty, tylko rozpaczliwa próba znalezienia wsparcia, ok?
A ja nie rozumiem tego niezrozumienia dla wkurzenia Tośki. Dla mnie to wprost niewyobrażalne, żeby się nie obrazić po otrzymaniu informacji, że osoba, którą uważało się za przyjaciela, była wobec ciebie nieszczera i w dodatku podstępem zmusiła do postąpienia według jej zamysłu. Czy tak trudno zrozumieć, że Tośka najzwyczajniej w świecie poczuła się zdradzona i wykorzystana? A Olek się wkurzył, bo – masz trochę racji, fatalnie znosi porażki sportowe, a i ten pedagogiczny eksperyment poszedł nie po jego myśli. Ale trochę zaczął mieć dość Tośki i jej wiecznego gniewu, jej niewdzięcznego zachowania i tak dalej. Każdy ma jakąś granicę, Tośka swoim niedocenieniem jego starań mocno ją przekroczyła.
Wtedy w samolocie obgadywali strategię dalszego działania w sprawie dopingu. ;)
Nie od dziś przecież wiadomo, że żeby być złośliwym na właściwym poziomie, trochę oleju w głowie trzeba mieć. ;)
A stoickiego Kruczka Ci nie sprzedam i, o!
A czy ich Tośka lubi, to nie zdradzę. BO TO CHYBA OCZYWISTE?!
Jej, wzruszyłam kogoś?! :O Gdzie mój kalendarz, kreskę muszę postawić!
Przestań mi słodzić z tymi postaciami dalszoplanowymi, ok? Wcale nie są tacy fajni. :<<<< Ale dziękuję! <3
TY ZBOCZEŃCU! ŻEBY TAK TOŚKĘ I STĘKIEGO... NOSZ SKANDAL!
To znaczy – ja miałam na myśli, że tylko z Oleczka nie mogła się jawnie nabijać, bo to by dolało oliwy do ognia (czego mały dowód mamy pod koniec rozdziału).
Kasieńka to dla mnie wzór cnót wszelkich i cierpliwości nieskończonej. Amen.
PRZESTAŃ. Z TYM. ROMANTYCZNYM. STĘKAŁĄ. BŁAGAM. W ROZPACZY.
„Tośka jest miszczem odwracania kota ogonem” – czy miałaś tu na myśli kota czy Kota? :P Cudowna gra słów! :D
TEN ARTYKUŁ Z FANNISEM I ODTYKACZKA – BRECHTAM SIĘ MOCNO XDDDDD
Myślę, że w tym sezonie jakiekolwiek dobre wyniki naszych mogły Kruczka zszokować, i to mocno. XD
TAK, CHCIAŁA SIĘ POGODZIĆ! I tak, jej serduszko pękło odrobinę, ale ćśśśś, nie mów nikomu, okej?
Cytaty są super, to też forma docenienia. :) Komplementa za kubek przyjmuję i dziękuję! I teraz to Ty mi wybacz, że ta odpowiedź jest do rzyci. Wybaczysz?
LOFFKAM CIĘ MOCNO.
Ojej, powinnam dostać za to, że miałam z tym komentarzem przybyć wcześniej, ale tak się porobiło trochę, burza mi prąd zabrała, wcześniej byłam w trasie...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, iż wybaczysz.
Niemniej już jestem!
I wiesz co? W swoim móżdżku mam już ułożoną scenę, kiedy Olek i Tośka się pogodzą - nie, nic nie zdradzę, może dobrze myślę, choć powątpiewam, niemniej kurde. Aż serce mi się kraja, kiedy on jest taki zimny i niedostępny, kiedy Antosia wyciąga pomocną dłoń, a przynajmniej się stara, a on ją odtrąca... ja rozumiem. Męskie ego, wyraźnie poruszone, duma i tak dalej, niemniej bez przesady, Zniszczoł powoli na mózg upada. Ot tak.
A Kot okazał się być dobrym kocurkiem. Bo każdy kotełek jest dobry w gruncie rzeczy. Staje murem za Aleksem, niemniej stara się zrozumieć dwie strony. I to jest fajne.
Ach... Tośka powinna się oderwać na chwilę od tych matołów i lecieć na łyżwy do Fanniego, on się przynajmniej ucieszy, a Aleksika szlag jasny na miejscu trafi XD
Niemniej wiedziałam, że to musi być jakaś pomyłka z tym dopingiem. On - wbrew wszelakim pozorom - ma dobre serduszko. :D
A kubek genialny! <3
Buziaki, kochanie! ;*
Wybaczam, wszystko wybaczam! I ciekawa jestem, co to za scena, którą masz w głowie i na ile pokryje się z rzeczywistością.
UsuńOj, nie. Przylecieć do Fanniego? A w życiu! Wolałaby się pod traktor rzucić.
A Oluś - no oczywiście, że ma dobre serduszko.
I dziękuję - za kubkowy komplement i za komentarz!
Twoje opowiadanie zaczęłam czytać od tego rozdziału i nie zgodzę się że był jakiś słabszy czy coś. Mi się na tyle spodobał że wróciłam do początku i wszystko nadrobiłam (To chyba będzie jedno z moich ulubionych opowiadań o skoczkach ) . Mam nadzieję że Tośka i Olek szybko się pogodzą bo obecny stan mi się nie podoba... Chciałam napisać coś jeszcze ale zabierałam się za to równy tydzień i robię to w dniu kiedy ubrałam dwa różne kolczyki (więc przepraszam za jakość ale jeśli nie dzisiaj to pewnie nigdy nie napisałbym tego komentarza ). Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję że na następny nie każesz mi długo czekać :*
OdpowiedzUsuńA kubek jest świetny! ❤
Jejku, bardzo mi miło, że nie uważasz tego rozdziału za totalną porażkę i że zamierzasz zaliczać "Nie-lotnych" do swoich ulubionych opowiadań o skoczkach. <3 Ja wiem, że mam swoje niedociągnięcia, ale to zawsze dobrze wiedzieć, że ktoś cię lubi mimo to. ;) Dwa różne kolczyki miały chyba w sobie to coś, bo komentarz i tak fajny i dziękuję za komplement dotyczący kubka. :D
UsuńCo do siedemnastki - mam taki ambitny plan skończyć ją do końca tego tygodnia. Czy to wyjdzie - okaże się w praniu.
Ja też Cię pozdrawiam <3
Nieeeeeeeeee! Nie zgadzam się na taki układ! 😢 Ona nie może tak po prostu odjechać po Planicy do domu i nie wyjaśnić tej sprawy z Grzywą. No nie i koniec! Rozdział na szczęście ratuje, jak to ładnie ujęłaś, księżniczka Sissi ❤️ No i oczywiście humor Antka, który niezależnie od sytuacji zawsze działa sprawnie 😀 I wyjątkowo ogarnięty Kruczek. Tak, to podejrzane.
OdpowiedzUsuńBaaaardzo przepraszam za ten zlepek przypadkowych słów, ale czas uczęszczania do szkoły jest wprost proporcjonalny do długości i sensu moich komentarzy 😕 Może do epilogu się ogarnę xD
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i weny życzę! :))
Ach, zajebisty kubek 👌👍
Księżniczka Sissi była strapiona tą niezgodą Antka i Zniszczoła, więc musiała ratować beznadziejną sytuację. Co do humoru Tośki, to bym się nie zgodziła. Oklapła mi dziewczyna i tylko wulgarna być potrafi, no ale co zrobisz, jak pisać nie umiem? No nic nie zrobisz.
UsuńDo epilogu jeszcze trochę zostało, masz czas. :D
Pozdrawiam i również weny życzę :D i dziękuję za to o kubku :D
Zanim zapomnę, zacznę od tego, że kiedy czytałam "Bez mojej zgody" jakoś bardzo mnie uderzył ten cytat, który zamieściłaś na początku tego rozdziału. Niby nic takiego, ale miło zauważyć, że ktoś też go dostrzegł ;) I zastanawiam się, czy nie traktować tego jako odniesienia do osoby Tośki. Zamyka się przed bliższymi relacjami z ludźmi, bo boi się, że znów się rozczaruje. Tak sobie pomyślałam.
OdpowiedzUsuńKoteł nam tu wyrósł na gwiazdę rozdziału. Nie dość, że sukces wielki, międzynarodowy odniósł, to jeszcze poważną rozmowę z Tośką przeprowadził. Btw przypomniało mi się, jak faktycznie w podstawówce/gimnazjum przemierzało się po korytarzu kilometry, z psiapsią pod ramię i obczajało chłopaków. Tak, tak. Aż się łezka w oku kręci na te wspomnienia. Ale wróćmy do Kota. Ogólnie z jego wypowiedzi wynika, że Olek to jest taki człowieczek z dobrym sercem, który ogólnie dostrzega więcej niż inni ludzie. Znaczy my to w zasadzie wszyscy wiemy. Ale dobrze, że znalazł się ktoś, kto poinformował o tym Tośkę. Bo ona zdaje się akurat tych aspektów nie zauważać. Widzi tylko to, że jest upierdliwy, że ma paraliż twarzy i że wrobił ją w pracę w sztabie. A fakt, że jest jednym z niewielu osobników, jeśli nie jedynym, który faktycznie dostrzega w niej człowieka, jakoś jej umyka. A czas, żeby Tosiaczek wreszcie to docenił ;)
Ode mnie dziś krótko. Cóż, weny nawet na komentowanie nie bardzo mi starcza :P
buziak! :*
Oczywiście, że ten cytat należy traktować w odniesieniu do Tośki. Tutaj zawsze coś jest w jakimś odniesieniu, zwykle do Tośki, ale bywają rzadkie przypadki, że do kogoś innego, ale takie zabiegi nigdy nie pozostają bez echa.
UsuńEch, mnie też zabrakło tych podstawówkowych spacerków i psiasi.
"Bo ona zdaje się akurat tych aspektów nie zauważać. Widzi tylko to, że jest upierdliwy, że ma paraliż twarzy i że wrobił ją w pracę w sztabie. A fakt, że jest jednym z niewielu osobników, jeśli nie jedynym, który faktycznie dostrzega w niej człowieka, jakoś jej umyka." - Kocham. Nie wiedziałam, jak to skomentować, więc po prostu zacytowałam, ale kupiłaś tym moje serce.
Krótko, ale trafiłaś w sedno, dziękuję! I mnóstwa weny Ci życzę.
No witam.
OdpowiedzUsuńJako, że to mój pierwszy komentarz, uraczę cię swoją historią. Otóż pewnego, leniwego dnia (tj. przedwczoraj) przeglądałam równie leniwie tt. Natknąwszy się przypadkiem na link do owego bloga, postanowiłam zajrzeć. Bo co mi szkodzi? Czemu nie? Wtedy nie byłam w stanie przewidzieć konsekwencji. Nie wiedząc co się zdarzy, zaczęłam lekturę. NO I BANG. Uzależniłam się, teraz dla mnie to ff #1. Wyróżnia się w gronie tych jakże romantycznych, zazwyczaj z załączonym wypadkiem blogach .
Niezwykle ciekawa historia, nieprawdaż?
no, to do następnego! Dodawaj szybko, bo mogą mi Internet odłączyć.. że niby odświeżam co chwila tą samą stronę i moje MB idą się walić :')
No to weny życzę! :D
W sumie nie powinno się tak zaczynać takich tekstów, ale odpowiem: a witam, witam. :D
UsuńMiło mi, że tu zajrzałaś i że od razu zajęłam zaszczytne miejsce pierwsze wśród Twojego rankingu ff. :D Bo romantyczne są taaaaakie oklepaneeee. (Bez urazy dla kogokolwiek z komentujących!).
A kiedy będzie nowy rozdział? Lepiej nie odświeżaj, jeszcze trochę to potrwa. ;)
I dziękuję za odzew!
Nigdy nie przepadałam za typowo romantycznymi ff. Dlatego też poszukiwania tego jednego, wyróżniającego się najczęściej kończyły się fiaskiem. No i trafiłam na twoje. Przeczytanie całości zajęło mi 3 dni . Faktem jest-wciągnęłam się. Więc czekam na kolejny. Miłego dnia :*
OdpowiedzUsuń~twoja nowa czytelniczka
A ja znam co najmniej jedno jeszcze nie o miłości. I jest w moich linkach. ;)
UsuńNiemniej dziękuję za pokazanie się i również życzę miłego dnia, Moja Nowa Czytelniczko. :D
W takim razie napewno zajrzę :D
UsuńCo ma wspólnego mój zapał do skoków, dużo wolnego czasu i chęć zostania psychologiem? A no jest pewna kwestia.
OdpowiedzUsuńMianowicie: rozpracowuję twoich bohaterów, rozkładam na czynniki pierwsze i staram się zrozumieć metody ich postępowania.
Kiedy przeczytałam na głos, to co napisałam 2 sekundy wcześniej, głośno się zaśmiałam, bo naszło mnie takie pytanie: co ja kurde robię ze swoim życiem? xD
uwielbiam twoje ff, mogłabym czytać jeszcze ze 100x od samego początku :>
A tak chciałam napisać. Czekam na następny :>
Ojej, nie wiem, czy moje postaci są na tyle głębokie, żeby przeprowadzać na nich takie analizy. Chyba jednak nie, ale cieszę się, że chociaż próbujesz. :D
UsuńA co JA robię ze swoim życiem, pisząc to wszystko? XD
Bardzo dziękuję i liczę na przypływ weny. :D
Kurczę, już sam tytuł niesamowicie zachęcił mnie do tego rozdziału. No bo jak to ostatnio taka drama i w ogóle, trzeba coś z tym zrobić, a tu Sierściuch aspiruje do głównego bohatera tego rozdziału?! Od początku czuć, że będzie ciekawie i będzie się działo.
OdpowiedzUsuńCzo ta Tośka??? Ostatnio taka miłość z Helgą, fioletowe krowy latały w powietrzu, a teraz nagle jakieś pomówienia odnośnie Zniszczoła i Socha już zionie nienawiścią. Nieładnie, Tośka, nieładnie. A pani Helga się tak starała. I kubek taki fajny przecież dostałaś.
„ Oczywiście, że nadal miałam ochotę wyrwać mu prawą nogę z lewym jądrem…” – Łooo panie, to tak można? XD
Wyczuwam kłopoty w raju, bo Agatka coś Zniszczoła spławiła zamiast go wysłuchać. Nie wróżę świetlanej przyszłości temu związkowi. Oj, nie wróżę. Ale kto by się przejmował? Przecież jak wynika z tego rozdziału jedyne, prawdziwe OTP nielotnych (wtf mi tu wyszło jakieś polsko-angielskie masło maślane) to Kruczek i Tośka.
Tego to się po Aleksandrze nie spodziewałam! Tośka tutaj praktycznie wychodzi z siebie, wspina się na wyżyny swoich możliwości panowania nad sobą i jest gotowa zapomnieć o ich kłótni, bo są sprawy ważne i ważniejsze, a Zniszczoł się… FOCHA?! Zawiodłam się na nim okrutnie. I to w dodatku drugi raz w ciągu dwóch rozdziałów. Bo z tej dwójki spodziewałabym się, że to Olek jest tym bardziej uległym i skłonnym do zgody, a Socha tą bardziej upartą i nieustępliwą. A oni zupełnie na odwrót postanowili się zachowywać. Denerwuje mnie postawa Zniszczoła. Taki z niego dobry przyjaciel, tak dobrze chciał dla Tośki, a tu takie cyrki odstawia. Rozumiem, że może być zestresowany przez dyskwalifikację, której powodów pewnie zupełnie nie ogarnia, no ale ileż można! Niech ten człowiek się ogarnie i to zaraz, natychmiast. Chyba przyszła pora na chwilę szczerości… Nigdy Cię nie lubiłam Zniszczoł. Nigdy.
Dobra, przesadziłam xD Nie nie lubię Aleksa. Ale też go nie lubię. Czy to co piszę ma jeszcze sens? xD Jest mi on postacią obojętną, korzystnie wpływającą na dynamizm fabuły i to wszystko. Oczywiście życzę mu jak najlepiej, ale nie na tyle, żeby starać się jakoś usprawiedliwiać jego zachowanie dyskwalifikacją. Jego postawa w stosunku do Tośki jest karygodna. I podziwiam ją, że to ona stara się jako pierwsza wyciągnąć rękę. O, tyle.
Ach te Helgi, takie niestałe w uczuciach są. Jednego dnia dają Ci kubki w prezencie, a drugiego łypią spode łba w hotelu.
Wiadomka, że Kruczek został od razu rozgrzeszony. Ten człowiek nie poradziłby sobie z poczuciem winy i oskarżeniami Tośki. Mu musiało zostać wybaczone nawet jeśli odegrał w tym przedstawieniu znaczącą rolę.
Tośka nam chyba zasymilowała się z nielotami aż za bardzo, bo kto to widział, żeby się pierwszemu do Kubackiego odzywać?! Trochę sama siebie wkopała w rozmowę z nim na niewygodne tematy. I ciśnienie sobie podniosła przy okazji. Nie przemyślała tego, oj, nie przemyślała.
Myślę, że po jakimś czasie Tośka dojdzie do wniosku, że ta jej przyszłość to zniszczona w ogóle nie została. W końcu rok przerwy w studiach to jeszcze nie koniec świata, nie? „ W takim razie po co ty skaczesz? Ja się dopiero rozkręcam, bejbe.” – Chyba umarłam ze śmiechu. Podziwiam, naprawdę podziwiam ambicję i nieugiętość Kubackiego. Oraz jego zdolność do własnej interpretacji rzeczywistości.
Tak mnie naszło nagle. A gdyby tak zrobić Murańkę nieślubnym dzieckiem Kruczka? Co to by był za plot twist xD
”Jak dla mnie, to ktoś mu raczej dosypał środków nasennych do herbaty, bo tak przysnął na progu, że cudem się chyba obudził na lądowanie.” – Ja nie wiedziałam, że Kruczek tak ostrą ripostę ma. Powinien się włączać w dyskusje na linii Socha- Kubacki. Byłoby ciekawie :D Ciepło się robi na sercu jak się widzi, że Tośka jest zdolna nawiązać naprawdę głęboką relację emocjonalna z drugim człowiekiem. A raczej, że jest w stanie przyznać się do swoich uczuć, bo moje stwierdzenie zabrzmiało jakby ona jakaś bez serca była, a przecież tak nie jest. Takich przyjemnych scen z Kruczkiem mogłaby mieć więcej. Ociepliłoby to jej wizerunek. Chociaż Socha pewnie nie chciałaby być postrzegana jako ciepła klucha, a nawet jako letnia klucha.
UsuńHaaa… wiadomka, że Zniszczoł jest niewinny. Zgrabnie Ci to wyszło z tym pomyleniem próbek i Wasiljewem, coś takiego mogłoby się przecież naprawdę zdarzyć.
A może tak Tosiaczek i Andrzejek na OTP? Ten związek ma solidne podstawy w postaci ton milki, wiec kto wie? Kto wie?
#Kocur, OGNIA. Maciek mógł się przekonać, że karma wraca. Porozmawiał sobie z Tośką, wszystko sobie wytłumaczyli i jest ok. No może jeszcze trochę muszą popracować, żeby wszystko naprostować, ale pierwsze koty za płoty, może Socha nie pójdzie siedzieć za znęcanie się nad zwierzętami. Maciek się ukorzył, do winy się przyznał i prezent od losu dostał. W KOŃCU JEST – PIERWSZE ZWYCIĘSTWO. Dumna normalnie jestem. Ciekawe do kiedy przyjdzie nam czekać na taki sukces w rzeczywistości. Już by się mógł Kot zmobilizować i w nadchodzącym sezonie coś wygrać.
Końcowa rozmowa ze Zniszczołem mnie osłabiła. Ja już nie mam do nich siły. Chuj bombki strzelił w ich relacji i tyle.
PS Trochę mi zeszło, ale zdążyłam przed 17. Uff
Przepraszam, że dopiero teraz Ci odpisuję. :< Wcześniej skupiałam się albo na głupotach, albo na pisaniu siedemnastki. Która już wnet!
UsuńTeraz z tymi moimi rozdziałami jest tak, ze tytuły zachęcające, a treść nijaka. XD I co zrobisz, jak autor niewydarzony?
Ten tekst z prawą nogą i lewym jądrem to tekst mojego... nauczyciela z polskiego z gimnazjum, który do naszych rozgadanych kolegów tak mówił, kiedy przesadzali. XD Co się zaś tyczy tymczasowej arogancji Zniszczoła, to może zachowam się niefajnie, bo wybronię go, mimo że nie zachowuje się w porządku, ale primo: ta dyskwalifikacja naprawdę go rozbiła, secundo: brak współpracy ze strony Agaty tylko wzmógł negatywne uczucia, tertio: przyszedł wreszcie czas, żeby się odpłacić Tośce za to, jak ona się zachowywała. W gruncie rzeczy tak czuł się Olek przez zdecydowaną większą część fabuły, a że tylko inaczej to znosił, to kwestia temperamentu. Tyle się starał, a nie dostał żadnych sygnałów wdzięczności. Fakt, pod koniec zachował się – ponownie – odrobinę nie fair, ale generalnie miał rację. Przekazał ją w brutalny sposób, ale się nie mylił. Moim zdaniem Olek jeszcze nie odpłaca się tak brutalnie, jakby mógł. Moim zdaniem byłoby z nim naprawdę źle, ba! Nie byłby facetem, gdyby nadal próbował ułaskawić się w oczach Tosi. A dzięki temu wszyscy wreszcie mogli zobaczyć, jak się czuł przez większość sezonu Zniszczoł, gdy wychodził ze skóry, by ją „oswoić”, a w zamian otrzymywał „buta na twarz”. A warto zaznaczyć, że Tośka też się jakoś szczególnie nie korzy.
I nareszcie quatro: czyż Maciek nie ostrzegał, że Olek jest miły chłopaczkiem, ale w gniewie potrafi pokazać twarz potwora? :)
Oczywiście, że to, co piszesz o Olku ma sens. Bywają postaci absolutnie obojętne ogółowi, a muszę przyznać, że tego się obawiałam w przypadku Zniszczoła... bo w pierwotnym planie miał się zachowywać jak Menda. Samo pisanie zweryfikowało jednak moje „prawdziwe”, podświadome spojrzenie na tekst... Jako ciekawostkę mogę dopowiedzieć, że „lubialność” Zniszczoła zmieniała się wraz z rozdziałami. Przed 15. wygrał twitterową ankietę na najbardziej lubianego bohatera opowiadania. ;)
Cóż, nie każda Helga jest taka sama. ;)
Ależ Tośka zaczęła rozmowę, bo ten się uśmiechał złośliwie! To było niewerbalne zaproszenie do rozmowy.
I chyba masz rację, Kruczek między Tośką a Kubackim mógłby być ciekawym elementem. XD
„Karma” w kontekście Macieja Kota brzmi przekomicznie. XD I potwierdzam, mógłby się kolega Maciej zebrać i wreszcie coś naprawdę wygrać, bo ileż tak można?!
A relacja jeszcze jest do odratowania. Nie takie rzeczy ludzie sobie wybaczają. :)
Dziękuję za piękny komentarz! <3