#4 DODATEK KOBIECY: Jak zostać gwiazdą


Nieco podrasowana wersja wyciętej sceny z ostatniego rozdziału. Nigdy nie została napisana, ale była w planach. Indżojcie!
PS. Bez muzyki nie złapiecie klimatu.



Łoooo, świat wiruje. Wow, czemu te żyrandole tańczą? Hej, a ta waza z ponczem... pływa?
No dobra, muszę się przyznać. Mimo wszelkich prób zaprzeczania — jestem najebana.
W chuj.
Przepraszam, miałam nie przeklinać, ale jeeeeeeeeeedwabiści Norwegowie lali mi, ile wlazło. A wlazło sporo. Dobrze, że już sobie poszli, bo inaczej zaczęłabym rzygać prosto na stół, a to nie byłoby zbyt malownicze, jak mniemam.
Nasze polskie nieloty postanowiły mnie najwyraźniej zrobić na szaro, bo nie widzę mend od przeszło godziny. Zniszczoł to na pewno łazi wściekły jak Eisenbichler w Oberstdorfie. A co ja mogę, że ta norweska wesz uczepiła się mojej dupy? Przesz go nie prosiłam, prawda? No. To by się mógł szanowny kolega Aleksander, że tak powiem, odpierdolić.
Ups, znowu przeklęłam. Niedobra, niedobra Antonina.
Nigdy więcej wódy, przysięgam.
Plączę się po sali, słuchając jednym uchem, jak didżej pierdoli coś o karaoke.
KURWA, TOŚKA, CZY TY MOGŁABYŚ PRZESTAĆ WRESZCIE PRZEKLINAĆ, DO CHUJA PANA?!
Robię sobie fejspalma. Mój geniusz zasługuje na jakiś oficjalny certyfikat. Certyfikat porycia mózgowego imienia Dawida Kubackiego... Szczerze, to taką nagrodę potraktowałabym jak każde wydanie Śmieszchu — użyłabym w razie nagłej potrzeby fizjologicznej. Stan skupienia nie ma znaczenia. Zaczynam rymować, okej, dobrze, że wódkę odstawiłam dobry kwadrans temu.
W ogóle zauważyłam, że zaczęłam być milsza dla tego rudawego cymbała. Oooo, nieeee, trzeba wytrzeźwieć! Na wczoraj!
Spostrzegam ich. Aleks już z daleka kręci głową, a szaflarska menda ma na ryju ten swój durny uśmieszek. Jezu, szkoda, że te wazy z ponczem takie ciężkie, bo jak bym zdzieliła... Muraniek nie ogarnia totalnie. Rozgląda się dookoła i ciągle pyta biednego Stocha, gdzie są i po co tu przyszli. Ja jego żonie składam osobiste kondolencje i wyrazy podziwu jednocześnie, bo trzeba mieć nerwy ze stali, żeby takiego człowieka znosić. Sierściuch gładzi swoją perfekcyjną fryzurę i przepatruje tłum w poszukiwaniu lachonów. Niejedna by pewnie na niego poleciała (a potem przeżyła rozczarowanie życia, ale nie mówmy o tym głośno). Ech, nie no, on to wierny tej swojej Kaśce jest. Ku nieuciesze piętnastoletnich hotek. Żyle oczy się świecą na widok hektolitrów wódki na stole, a on wewnątrz na pewno umiera, że może sobie pozwolić na góra dwa kielony. Nie jest mi przykro. Dobrze tak mendom.
— Gdzie ty polazłaś?! — wyrzuca mi od razu Zniszczoł bez zbędnych wstępów. Uprzejmość mojego kolegi zasługuje na PORZĄDNĄ LEPĘ W RYJ. — Musiałaś uciec akurat do nich?!
— Zniszczoł, marudzisz jak moja mama, kiedy ma okres — mamroczę, bo nie chce mi się go bić. Niech ma przynajmniej w Sylwestra dzień dziecka.
Towarzystwo wybucha śmiechem.
CZY ONI WŁAŚNIE ZAŚMIALI SIĘ Z MOJEJ RIPOSTY?
Zniszczoł mierzy mnie gniewnym wzrokiem, ale nie odpowiada.
Na scenie robi się jakieś chore zamieszanie, a ja marzę o trzeźwieniu w swoim łóżku hotelowym. Ewentualnie szybkim rzyganku dla odpompowania wódy z organizmu. Muzyka cichnie, punktowe światło rozbłyska nad naszymi głowami i krąży. Zauważam, że morda szaflarskiej mendy coś za bardzo się cieszy.
— Tosieńko! — woła do mnie i razem ze Zniszczołem łapią mnie za nadgarstki, a mnie się to wszystko przestaje podobać. Densflor z Norkami — okej, wóda z Norkami — okej, ale Kubacki i Tosieńka?! DAJCIE MI SIEKIERĘ! — Nie słyszałaś? Pan na scenie obiecał nam karaoke i szuka chętnego! Co ty na to?
Zaciskają palce na moich rękach. Dobra, oficjalnie chcę stamtąd spierdolić jak tchórz. Nie obchodzi, co sobie pomyślą. Po prostu chcę wiać.
Ale nie ma odwrotu. Mustaf i Grzywa ciągną mnie w kierunku sceny, reszta popycha mnie za plecy. Stawiam opór, zapieram się nogami, motam się i szarpię, ale to na nic. Jasne reflektory sceny już czekają, żeby mnie pożreć.
Wóda, muzyka, mikrofon i Socha. Wynik tego równania jest zawsze ten sam: PORAŻKA.
Mam ochotę ich zabić gołymi rękami. Udusić jak kury na grzędzie. Jestem taka wściekła, że najchętniej wrzuciłabym szaflarską mendę do tej wazy z ponczem, a potem dobiła krzesłem. Bez żadnych skrupułów. Na oczach świadków.
— Zamorduję was, patałachy! — warczę, wchodząc po schodkach. — Czyj to był pomysł? Zniszczoł, nie śmiej się jak debil, wiem, że twój! Jak tylko skończę, to połamię ci narty i wsadzę je w dupę, knurze zasrany. Albo cię w nocy opierdolę na łyso!
— Oooo, nieee! Naprawdę? — nabija się tępak, a to sprawia, że najchętniej utopiłabym ten jego durny łeb w którymś z głośników. — Oszczędzaj siły na występ. — Nagle nachyla się, żeby mi wyszeptać z łobuzerskim uśmiechem: — Pamiętam wtedy w Kuusamo. Zapewniam ci taki fejm, a ty jak się odwdzięczasz?
Żeby go tak móc zdzielić w ten parszywy ryj! Ale nie! Członek zespołu wciąga mnie na scenę, wszyscy klaszczą, a ja gówno widzę, bo jupitery chcą mnie oślepić. Ma to swoje plusy — nie widzę ryjów polskich pingwinów, ergo — nie muszę się wkurwiać niepotrzebnie. Na dodatek publicznie. Marszczę facjatę i chyba się lekko chwieję. Na oczach około setki ludzi.
Dostaję jedyną okazję, żeby się swoim antytalentem wokalnym pochwalić i dzieje się to właśnie wtedy, kiedy moja krew przypomina rozrzedzony spirytus. Cudownie. To po prostu jest moje życie, co tu więcej gadać.
Jeszcze mi po szwabsku każą coś gadać publicznie. To biorę do ręki mikrofon i chrząkam. A w myślach morduję całą kadrę.
— Cześć wszystkim. — Zaczynam sama siebie podziwiać za zdolności przemawiania w germańskim po alkoholu. Geniuszem to jednak trzeba się urodzić, nie ma co. — Eee... — kontynuuję elokwentnie. — Znalazłam się tu, bo moi tak zwani przyjaciele, których pilnuję od miesiąca, postanowili mnie upokorzyć.
Po sali przetacza się fala śmiechu. Nie wiem, czy po prostu jestem taka najebana czy taka zabawna.
— Zawsze uważałam, że skoczkowie narciarscy to szumowiny. — No proszę, szołmen się we mnie budzi! Oto kolejny raz rozbawiam gości. — Cóż, pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że nikt nie wyjdzie stąd z uszkodzonym słuchem.
Widownia śmieje się po raz trzeci, a potem światła przygasają. Na ekranie gdzieś na przeciwnej ścianie pojawia się tekst.


Wtedy zaczynam czuć, że się boję. Jak cholera. Chcę stamtąd wiać w tempie natychmiastowym. Ale nie ma odwrotu. Wokalista zespołu szepcze mi na ucho tytuł i ostrzega, że muszę wejść natychmiast, bez przygrywki.
Wydaję z siebie krótkie Your sweet!, a potem czekam na kolejne takty. Widownia stoi sztywno. Światła mi przeszkadzają w obserwowaniu reakcji. Wiem jedno — polegnę. Nie moja tonacja. Totalnie nie.
A na moim nagrobku napiszą: Umarła z upokorzenia na scenie podczas pewnego sylwestra w Garmisch-Partenkirchen.
Ale kończy się czas wyrzucania z siebie pojedynczych słówek i biorę się do, eee, zwrotki. Jeśli to można tak nazwać.

Your sweet, sweet lovinʼ, won't you put it on me?
Keep me coming ‘cause your all that I need
You give me love, I give you everything that you want
So as long as you love me

Ludzie zaczynają tańczyć. KURWA, KLASZCZĄ DO RYTMU! Nie wierzę w ten cud, ale to daje mi pałera i zaczynam wyciągać góry. Przestaję stać sztywno jak kołek i zaczynam się przechadzać po scenie. Uśmiecham się jak debil Zniszczoł w dni powszednie. Daję z siebie wszystko. Zginam się przy górach, co by przepona lepiej pracowała.
Wóda robi swoje. Nie czuję wstydu. Zaczynam odwalać jakieś densy, obroty, dziwne gesty w kierunku widzów. Zarzucam włosami. Czuję ten bit. Mam wrażenie, że przez całe życie czekałam na ten moment, a jednocześnie niczego poza tym nie robiłam. Ludzie tańczą, bawią się, śpiewają razem ze mną. ROZBUJAŁAM TĘ BUDĘ!
Zniszczoł mi macha ze swoim typowym bananem. Sierściuch i Żyła kręcą dupami. Kubacki trzyma kamerę (ODRĄBIĘ ŁEB!!!), ale pokazuje mi okejkę, kołysząc się z boku na bok. Kamil jest w głębokim szoku. Muraniek nie ogarnia i ciągle ciągnie go za rękaw, pytając w kółko, czy Madonna przyjechała dać koncert noworoczny. Dzięki, Klemens. Aż tak staro chyba nie wyglądam.
Przychodzi przejście. Zatrzymuję się, zamykam oczy, żeby dać czadu na całego. Jak nie wyciągnę, to zaliczkę wpadkę stulecia, ale who cares. Skupiam się.

Anticipating what you gonna do with my love
In your arms you will hold me, hold me down with your love

Wybucham i podskakuję, zaczynając kolejny refren. Roznosi mnie. Schylam się i przybijam piątki z tymi tam w dole. Skaczę jak kibol na meczu, ale mam to w dupie, bo JESTEM PIERDOLONĄ KRÓLOWĄ SCENY.
Patrzę jeszcze raz na moje polskie ryje. Teraz wszystkie dołączyły do Kamila, a ja posyłam im największy wyszczerz mojego życia. Kubackiemu w końcu przydało się tak z przytupem utrzeć tego zadartego nosa.
Tak. Szczerzę się. Do moich nielotów.
Muzyka się kończy i wybucha burza oklasków. Stoję spocona i zdyszana, ale dumna z siebie jak nigdy dotąd. Ludzie wołają, krzyczą, gwiżdżą, ale w pozytywnym senie. Dostrzegam wśród tłumu, zaraz pod sceną, norweski gang wraz z Fannemelem, który patrzy na mnie jak na greckie bóstwo.
Ma rację, jestem boska.
Wokalista dziękuje mi i chwali mój występ, po czym zaczyna wybierać kolejną ofiarę, a ja schodzę ze sceny. Czekają na mnie dwie nacje skoczków: polska i skandynawska. Zniszczoł też mi się jakoś dziwnie przygląda, jakby... pękał z dumy?
Pamiętaj, nigdy więcej wódki, głupia babo.
— Byłaś niesamowita! — wyjeżdża mi z angielską mową-trawą Kurdupel, a mnie krew chce zalać. Ze szwabskimi skończyłam, to ten mi z następnym językiem wyjeżdża. — Nie miałem pojęcia, że...
— Tosiaczku! — Kubacki dopada mnie i tarmosi mi moje policzki. — Ty moja zdolniacho!
Niestety, szaflarska menda zarabia porządnego kopa w klejnoty i rozmowa się urywa. Drastycznie, rzekłabym.
— Coś chciałeś dodać, Dawidzie?
— Nie... — charczy.
— TO SOBIE ZAPAMIĘTAJ, ŻEBY MNIE NIGDY WIĘCEJ NIE NAZYWAĆ TOSIACZKIEM!
Spoglądam na Zniszczoła, który nadal się do mnie szczerzy, nic nie mówiąc, chociaż pytam go w kółko: CO?!. W końcu nie wytrzymuję i jednym kącikiem ust odwzajemniam tego jego durnego, wiecznego banana. Patrzę w jego niebieskie oczy. Jest w nich szczery podziw i radość, i duma. I sama nie wiem, czemu on mi musi tak utrudniać nienawidzenie go. No wrzód na dupie, jak się patrzy.
— Jesteś naprawdę boska. — Mówi cicho, ale ja go doskonale słyszę.
— Dzięki — mamroczę, czując, jak alkohol ustępuje, a moje policzki pokrywają się szkarłatem. — I dzięki za... to. Świetnie się bawiłam.
— Pasujesz do sceny.
ZNISZCZOŁ, PRZESTAŃ SIĘ TAK GAPIĆ...
— Taa, po litrze gorzały to każdy może być szołmen.
Aleks śmieje się po swojemu, serdecznie. Cieplej mi się robi na sercu, ale zakładam, że to ta wóda.
Wtedy za jego plecami widzę urażonego Fannemela, którego zlałam totalnie. Po chwili zaś jego oczy urastają do wielkości pięciozłotówek, więc odwracam się na pięcie, bo tam patrzy norweski kurdupel.
Wiecie, kto padł kolejną ofiara didżeja?
Kubacki. Totalnie przerażony.
Nie mogę się doczekać tego szoł.



Jak zaznaczałam, to podrasowana wersja tej sceny. Gdybym się zdecydowała ją załączyć, wtedy na pewno nie pojawiłoby się kilka, hmm, nietośkowych aspektów. :)
Przy okazji tradycyjnie przypominam o TCS-owej ósemce, ankiecie na OTP →
i Grupie Nie Stękaj, na której mini-fotorelacja z Wisły.
Tośka-szołmen, huh? ;)


Wszystkiego najlepszego, moje drogie panie! :D

23 komentarze:

  1. A wiesz, jak przekleństwa pomagają lepiej funkcjonować? Takie wyładowanie negatywnych emocji na siarczystych kurwach, japierdołach etc. to dobra sprawa! Tylko najlepiej w myślach, albo po kryjomu, jak nikt nie słyszy :P
    ANTEK SZOŁMENEM OMADAFAK! Nie wierzę! Chciałabym to widzieć na żywo :D Ten dodatek definitywnie skradł moje serce. Wielbię! ♥
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że wiem! :D Jestem na co dzień bardzo wulgarna (wiem, nie ma się co chwalić, ale staram się z tym walczyć) i niejeden "urwał" z rana pozwala mi normalnie funkcjonować. :D Jedni mają kawę, ja łacinę podwórkową...
      Antek szołmen, to dopiero jest hicior miesiąca. 😎 Bo ona utalentowana jest, tylko nikt w to nie wierzy!
      Ja również życzę weny! Przeczytałam czwórkę, ale zbieram się do komentarz. :')

      Usuń
  2. Cudnie :D Świetny dodatek, uśmiałam się do łez ;D Czekam na rozdział z niecierpliwością, bo to jest genialne! :)
    _______
    Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award ;) Szczegóły na moim blogu: http://skoczna-brac.blogspot.com/2016/03/liebster-blog-award-vol2.html?m=1
    Pozdrawiam bardzo serdecznie,
    DarkSide ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całym szacunkiem - ale nigdy nie biorę udziału w tych lipster ałardach. ;)

      Usuń
  3. OTAKTAKTAK, impreza! Na taką można byłoby pójść w ciemno, nawet Kubacki nie jest aż taki natręt jak zawsze. No i ta balanga z Norwegami, Antek po alkoholu od razu szybciej się dogaduje ze wszystkimi!
    W końcu jest ktoś, kto zachowuje się po alkoholu tak jak ja! <3 Tośka super kobieta, cały rozdział mówi tak jakby była w innym, może murańkowym wszechświecie. I w ogóle to tak naprawdę sugestia Klimka o Madonnie to taki komplement w stronę Antka, że jest świetną wokalistką! Musi go dziewczyna zacząć doceniać biednego.
    No i Antek ma zadatki na poetkę znowu, może jakiś wierszyk walnie kiedyś, jakąś "Pochwałę głupoty" na cześć Kubackiego czy coś.
    Cudnie znów, że tak szybko i znowu życzę duuużo weny! <3 I również wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież to NIE JEST rozdział... :(((((
      Kocham te Twoje odwołania do literatury. :D
      I przepięknie dziękuję za cudny - jak zwykle - komentarz!

      Usuń
    2. Wybacz, ale tak się wkręciłam w czytanie, że aż zapomniałam, że to babski dodatek, nie rozdział :( Mam nadzieję, że zbrodnia pójdzie w zapomnienie i nie zostanę zesłana na Sybir jak Raskolnikow #humanistyczneodchyły

      Usuń
    3. Tym razem daruję Ci tę zbrodnię. :D Nic się nie stało, nie chciałabym tylko zamieszania niepotrzebnego. ;) A dodatki poznać po czasie teraźniejszym. Normalne rozdziały zawsze są pisane w czasie przeszłym - to tak na przyszłość. :)

      Usuń
    4. Tym razem daruję Ci tę zbrodnię. :D Nic się nie stało, nie chciałabym tylko zamieszania niepotrzebnego. ;) A dodatki poznać po czasie teraźniejszym. Normalne rozdziały zawsze są pisane w czasie przeszłym - to tak na przyszłość. :)

      Usuń
    5. Dzięki za radę, zapamiętam na pewno! :)

      Usuń
  4. Przeczytałam, że machał bananem. Mózgu zacznij pracować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PRZESTAŃ, PRZEZ CIEBIE MAM TERAZ GŁUPIE SKOJARZENIA.

      Usuń
    2. Ja również mam przez siebie głupie skojarzenia!

      Usuń
  5. Tośka - gwiazda sceny muzycznej i cała reszta skocznej bandy (szczególnie szaflarska menda Kubacki) jak zawsze świetni. I wiecznie nieogarniający Muraniek. On serio na takiego wygląda. Ale trochę mi żal Fannemela - sympatyczna chłopczyna, od zagubienia w lesie Toskę wyratowała, kupiła "Ątkowi" tort na urodziny, a teraz jest wszą, co się do tyłka przyczepiła. Szkoda chłopaka ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę się o los Fannemela nie martwić, jemu jeszcze jego trud lillehammerowski zostanie wynagrodzony. :)
      I dziękuję bardzo za miłe słowa. :)

      Usuń
  6. Choć czytałam przedpremierowo (#fejm #masięwtyki #bejelaousgurls), to teraz pojadę na dwa urządzenia (o dziwo oba już... jeszcze działają) i już Ci szczegółowo mówię co jest najfajniejsiejsze w tym (jednym z) najfajniejsiejszych dodatków do najfajniejsiejszego bloga :)
    Zacznijmy do tego, że jest to scena wycięta z Sylwestra w Ga-Pa. A jak wygląda Sylwester w Ga-Pa wiemy wszyscy, mimo iż tam nas nie było. Impreza jest to iście legendarna. Czytając ostatni rozdział, wiemy też, że był to ważny dla Tośki moment i należy ten fakt uszanować.
    Mimo iż naprała się tam jak messerschmit, jak sama zresztą przyznaje. Z oporami i łaciną, która zawstydziłaby pewnie i Zioberka naszego milusiego, ale jednak przyznaje.
    Wersja jest to, jak wspomniałaś, podrasowana, więc i Tośka trochę nie do końca tośkowata. A miejscami więcej - jak już Ci wspomniałam wyłazi z niej 500% tośkovatus vulgaris (i to dosłownie!), ale miejscami pokazuje zupełnie inną twarz. Choć nie jestem pewna czy twarz Sochy to coś co chciałabym wtedy akurat oglądać...
    ...idzie teraz do mnie z siekierą, prawda?
    Muszę się pośpieszyć z tym komentarzem, zanim zginę, więc przechodzę do konkretów. W KOŃCU.
    Świat jej wiruje, co jestem w stanie zrozumieć, bo choć moje doświadczenia z alkoholem są stosunkowo skromne, to pewne zachwiania równowagi miewałam. Zdecydowanie mniejsze jednak, bowiem wprawny żeglarz żadnego bujania się nie boi, ot co! Ale jestem w stanie ją zrozumieć. Nawet te mdłości, których jak pamiętam z pierwszych rozdziałów się obawia i nie znosi. Choć osobiście mdłości, zwłaszcza w chorobie morskiej (bo to dość analogiczna sytuacja) są mi całkowicie obce.
    (prawie)
    A to wszystko przez Norki, które chleją na potęgę. Papa Sztekl coś słabo ich pilnuje, a może nawet densi tam gdzieś na parkiecie i wywija z gitarą i swoim anielskim głosem wywołuje dreszcze u wszystkich zgromadzonych tam dam. I to nawet hot piętnastek, a przecież wcale nie jest tak naprawdę Norką z fiordów i reniferów... tzn z krwi i kości. (ale one może o tym nie wiedzą...?)
    Wracając do Norek prawdziwych, Noreczki postanowiły schlać Tosieńkę, który przystała na to wyjątkowo łatwo (magia wódki, po prostu. Szkoda, że taka ulotna). Przyczepiły się do niej pijawki, pewnie jakieś niecne zamiary miały...!
    To z kolei się orzełkom nie spodobało. Zwłaszcza jednemu, takiemu rudawemu. O wdzięcznym imieniu na O. Albo A, jak kto woli sobie zdrobnić. Ale nie na tyle by zostać i jej pilnować, żeby jakichś tajemnic zawodowych-narodowych nie wyjawiła. Kto wie, co taka Tośka po pijaku powywija...?
    Bo to jak walczy z własnym językiem pokazuje, że jeszcze nie jest w stanie krytycznym. Może dzięki temu, że zwiała Norkom. I teraz pęta się po parkiecie w poszukiwaniu sensu życia, nieogarnięta taka, że nie zwraca prawie uwagi na didżeja mamroczącego coś o karaoke. A to źle, bo karaoke+alkohol+pechowa Tośka... to się musi skończyć jakąś katastrofą. Wokalną. I moralną.
    Certyfikat porycia mózgowego imienia Dawida Kubackiego...? A na co komu taki papier? Zresztą wątpię, by ktokolwiek na niego zasłużył tak bardzo jak sam wymieniony (sorry, Dejvi). No chyba, że w celach higienicznych, to jestem w stanie zrozumień. Ale chyba nikt, kto nie doświadczył na własnej skórze (dosłownie!) braku srajtaśmy tego nie zrozumie.
    A Tośka rozważa bycie miłą dla rudego cymbał(k)a. To oznacza, że albo jest fest pijana albo... że jest pijana jeszcze bardziej. Choć fakt, że jest świadoma konieczności wytrzeźwienia i to natychmiastowego (katastrofa się zbliża) świadczy raczej o tym pierwszym stanie – czyli nie jest tragicznie. JESZCZE.
    No i namierzyła swój cel. Lepiej przystawać z naszymi a nie za jakimiś fretkami.. tfu! Norkami. Oni przynajmniej poratują jak coś... okej, dobra, przypomniałam sobie o szaflarskiej mendzie i zmieniam zdanie – NA JEDNO BY WYSZŁO, WIĘC TRZYM FASON SOCHA, OKEJ?
    cdn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Kamiś to tu chyba taki tata Murańka jest w tym opowiadaniu, teraz to do mnie dotarło. Jak nie ogarnia to jego zawsze za ręka ciągnie. No chyba, że jest Tośka pod ręką, to wtedy ewentualnie pan mistrz świata ma wolne od tatusiowata (niech się wprawia, a co!). A pani Murańkowa, ma po prostu dwoje dzieci, oboje tak samo na imię mają, więc co za różnica? Bliżniaki niemalże, bo podbne jak dwie krople wody, tylko jedno zdecydowanie bardziej wyrośnięte...
      Rozczarowanie Maciusiem? Cóż, bywa. Choć myślę, że wiele hot piętnastek zniosłoby wiele dla takiego Sierściucha, jeszcze by mu propozycji szukały po rossmanach i innych takich, ja Ci mówię! Ale skoro on wierny jak rzeka („Oooooo dooobraaa rzeko, oooo dooobra woooooodoooo...”) to tym bardziej się rozczarują brakiem szans na ognisty koci romans, meh. No chyba, że go Kaśka w końcu zostawi, nie zdziwiłabym się. A Tośka by go musiała potem pocieszać, so... może lepiej niech jeszcze z nim wytrzyma, coby morderstw w kadrze uniknąć do końca sezonu przynajmniej. Może nie-loty jeszcze coś osiągną, a nuż...
      A Żyła? Typowy Żyła. Choć podejrzewam, że te dwa kielony to i tak nic dla niego, nawet dwie flaszki (+ trzecia dla Morgernsterna, ofc!) nie zrobiłyby wrażenia.
      ...ok Tośka leci do mnie z siekierą, więc chyba muszę się streszczać...
      Oleczek taki zazdrosny, że aż aww...! Akurat do nich? No przecież, u Norków najlepsza biba zawsze, nawet Tosiek to wie. A Lanisek ma najlepszy towar (albo prawie najlepszy, Niemcy też mają swoje wtyki), takich rzeczy tłumaczyć nikomu nie trzeba. Są oczywiste jak wąsy Małysza!
      A to, że się z Tośki śmiali to nie ładnie. Ale w sumie po alkoholu człowiek się odważniejszy robi, to i instynkt samozachowawczy zanika. Na trzeźwo Sochy by nie obśmiali, oj nie. Nie odważyliby się.
      O, już wiem czemu z siekierą do mnie Tośka leci... już jej użyła na Kubackim! Albo miała taki zamiar :P. Ale za Tosieńkę mu się należy (mnie za tą facjatę również... przepraszam...?). A kierunek ciągnięcia, wskazuje na to, że...
      KONIEC JEST BLISKI. Reputacji Sochy przynajmniej jeszcze jakiejś szczątkowej, bo na koniec świata się jeszcze nie zapowiada. Choć kto wie, jak się jej pijackie wycie skończy dla reszty wszechświata...?
      Zdaje się, że sama zainteresowana ma podobny pogląd na te sprawę... A wizja mendy utopionej w ponczu i zadźganej krzesłem jest, cóż... kusząca...?
      Choć smutno by było bez niego w sumie.
      Groźby względem Zniszczoła jeszcze lepsze! O dziwo te z goleniem gorsze, bo jak to? Grzywa bez grzywy...? no way! A narty się powyciąga z... erm, różnych miejsc i ponaprawia i będzie cacy. Więc ja na miejscu Oleczka, spała w jakimś czepku czy coś. Tak na wszelki wypadek.
      Kuusamo, Kuusamo, Kuusamo... Co było w Kuusamo...? *ciężko myśli, bo poza „to samo” nic jej nie przychodzi do głowy na razie* Po przeczytaniu raz jeszcze, choć nieco po łepkach „Wichrowego wzgórza” doszłam do wniosku, że chodzi o śpiewającą Sochę. A więc Zniszczoł chce pokazać jej talent całemu światu...? Sounds interesting...! I jeszcze żąda jakiejś odpłaty...? Ciekawe w jakiej formie...? #nieniepowiemcopomyślałamboTośkamniezatłuczewtrybienatychmiastowym
      I tym sposobem Tośka, która w krwi ma więcej alkoholu niż osocza staje na scenie z mikrofonem przed salą pełną ludzi. Ale przynajmniej odzywa się zwięźle po niemiecku (znowu magia alkoholu!), a nawet udaje się jej być zabawną... I to nawet wtedy kiedy w sumie chce (o ile śmieją się z tego co mówi, a nie z niej, ale cii...!). Obrażając przy okazji wszystkich nielotnych oszołomów, którzy ją na tę scenę wypchnęli, ale to się wytnie. A co, należało im się!
      No i Tośka zaczęła śpiewać, mimo iż ma silny odruch ucieczkowy (co zasadniczo jest całkiem zrozumiałe). No ale śpiewa i nawet jej nieźle idzie, skoro sala nadal pełna. Ba! Sala zaczyna się bawić...! Cała! I klaszczą jeszcze i do rytmu się bujają... nosz po prostu magia! A nuż, Tośka jednak umie śpiewać? Nie, żebym w nią wątpiła, przecież Zniszczołkowi się podobało, a ten to gust chyba jednak jakiś ma (albo i nie). Bardziej wątpię w talenty wokalne wódki, bo na tych już się nie jeden delikwent przejechał.
      cdn

      Usuń
    2. Tośka maltretuje mikrofon, zaczyna również molestować parkiet, sala się buja, nie-loty uradowane także densią, Kubackiemu tak się podoba, że podpisał już na siebie wyrok wyciągając kamerę (uff, jest pierwszy w kolejce do zarąbania siekierą, dzięki Dejvi, dzięki tobie pożyję ciut dłużej), Stoch w stuporze (wprawić w zaskoczenie mistrza – to dopiero sukces! Tośka powinna sobie do cv wpisać „Zaskoczyłam dwukrotnego mistrza olimpijskiego swoim anielskim/diabelskim* głosem” *niepotrzebne skreślić). A Muraniek nie ogarnia, ale nie ogarnia w sposób absolutnie słodki, bo choć Tośce ze 3-4 dychy dołożył (ile ta Madonna ma w ogóle lat...?), to przynajmniej talent jej docenił niebywale. Aczkolwiek nie wiadomo jak tam u niego ze słuchem muzycznym...
      Wpadka stulecia? Tośka, chill...! I tak nikt nie będzie pamiętał... ;) Najlepsze imprezy to te, których nie pamiętamy, prawda...?
      Ponoć.
      Tosiaczka ogarnia euforia, alkohol+endorfiny to zdecydowanie złe połączenie. Ten przypływ dobroci dla zwierząt... tfu! nie-lotów... to chyba się leczy, nie? Ale piosenka się kończy, Tośka jest szczęśliwa (przeżyła, nie zbłaźniła się i nawet jej się spodobało), widownia wiwatuje, jej własny osobisty fanklub także (a nawet dwa fankluby)... I Zniszczoł jakiś taki uRADowany, promienieje wręcz*. Wyczuwam tu dumnego menadżera przyszłej gwiazdy wokalnej, po co skakać, jak można menadżerować Sochę, hę...? Choć ta zdaje się dwa razy się zastanowi, zanim znowu doprowadzi się do takiego stanu, więc jej bujna kariera stoi jeszcze pod znakiem zapytania :P
      I totaaaaalnie z(a)lany Fannemelek... Jak tan można potraktować takiego uroczego Krasnalka, hę? Choć w sumie, to jego wina. To raz. A dwa mówi do niej w jakimś dziwnym języku, kiedy ona jest w stanie wskazującym. To już lepiej znieść mendzenie Kubackiego, co racja to racja. I dla relaksu go skopać, tam światło nie dochodzi tylko z drugiej strony (#ojejjakminieszkoda). Ot, dzień jak co dzień...! Nikt nie będzie nazywała Tosiaczka Tosiaczkiem (upsss...!), a już na pewno nie szaflarska menda!!!
      Tośka pyta Zniszoczoła cococococococococococo? A on się tylko szczerzy jak głupi do sera. I Tośka też zaczyna. I gapi się małpiszon jeden, no! I to tak, że nie da się go dalej tym wrzodem na tyłu zwać, bo jakoś Tośce się miękko robi pod tym spojrzeniem (ja pamiętam dodatek walentynkowy, nie myśl sobie! Ja wiem jak to się skończy, z tego będą dzieci! Małe, rude, piegowate! I skoczne!).
      Fannisek biedny taki malutki, trzeba go przytulić no!
      A że Kubacki na scenie...? Meh, krama zawsze się mści :D. Jak go Tośka nagra to będzie mieć na szantaże do końca życia. A co najmniej sezonu :P. Bo menda do Madonny nie podobna nijak, do Shakiry może ewentualnie. Ale na pewno nie z głosu.
      Chciałabym to usłyszeć.
      Albo może lepiej nie, moje uszy chcą jeszcze żyć.

      Tak więc tak. Karma się zemściła, Tośka przeżyła i nawet zaczęła trzeźwieć, „love is in the air...!” as usual. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie, a potem nadszedł poranek, a wraz z nim kac. (już im współczuję).
      Za życzonka dziękujemy :* i przekazujemy dalej solenizantom wtorkowym (trochę spóźnione z mojej strony, ale Grupa Nie Stękaj pamiętała #kryptoreklamamocno).
      No teraz Tośka może mnie już zarąbać tą siekierą... Wait, nope! Jeszcze ósemeczkę Ci muszę skomencić! Już lecę zaraz może jeszcze dziś mie się uda.
      Buziaczki, weny etc, etc :*
      E_A
      PS. Mam nadzieję, że ten komentarz nie jest dłuższy od notki :<
      PS2. A i wyjaśnienie gwiazdki! *przepraszam za suchar chemiczny, ale musiałam. Taki stan umysłu dziś, sorry :(

      Usuń
    3. „(...) co jest najfajniejsiejsze w tym (jednym z) najfajniejsiejszych dodatków do najfajniejsiejszego bloga :)” :ʼ))))))))))))))))))))))))) i kto to mówi?
      „Z oporami i łaciną, która zawstydziłaby pewnie i Zioberka naszego milusiego, ale jednak przyznaje.” Prooooszę Cię, Zioberkowi żadna łacina niestraszna. :D
      „...idzie teraz do mnie z siekierą, prawda?” Nie, bo jedną na Kubackiego ostrzy.
      „Nawet te mdłości, których jak pamiętam z pierwszych rozdziałów się obawia i nie znosi.” LOOOOOOOOOF
      „No chyba, że w celach higienicznych, to jestem w stanie zrozumieć.” PADŁAM!
      „A Tośka rozważa bycie miłą dla rudego cymbał(k)a. To oznacza, że albo jest fest pijana albo... że jest pijana jeszcze bardziej. Choć fakt, że jest świadoma konieczności wytrzeźwienia i to natychmiastowego (katastrofa się zbliża) świadczy raczej o tym pierwszym stanie – czyli nie jest tragicznie. JESZCZE.” Czy ja już kiedyś pytałam Cię, jak u Ciebie ze stanem cywilnym?
      „(...) ognisty koci romans” - w połączeniu z hasłem „KOCUR, OGNIA” to kapitalny tekst. XD
      „Są oczywiste jak wąsy Małysza!” - to takie kochane! <3
      „(mnie za tą facjatę również... przepraszam...?)” PEROSZ MNIE NIE DENERWOWAĆ.
      „A narty się powyciąga z... erm, różnych miejsc i ponaprawia i będzie cacy.” <33333333333333333333333333333333333333333333333333333333333
      „wprawić w zaskoczenie mistrza – to dopiero sukces! Tośka powinna sobie do cv wpisać „Zaskoczyłam dwukrotnego mistrza olimpijskiego swoim anielskim/diabelskim* głosem” *niepotrzebne skreślić” MIŁOŚĆ.
      „przynajmniej talent jej docenił niebywale.” BO MURANIEK MOŻE I NIE OGARNIA, ALE TALENTA ROZPOZNAĆ UMIE, OK
      „własny osobisty fanklub także (a nawet dwa fankluby)... I Zniszczoł jakiś taki uRADowany, promienieje wręcz*” Kocham to! :D A Fanklub Antoniny Sochy miałby przesrane jak stąd do Planicy.
      „I to tak, że nie da się go dalej tym wrzodem na tyłu zwać, bo jakoś Tośce się miękko robi pod tym spojrzeniem (ja pamiętam dodatek walentynkowy, nie myśl sobie! Ja wiem jak to się skończy, z tego będą dzieci! Małe, rude, piegowate! I skoczne!).” !!!!!!
      „Bo menda do Madonny nie podobna nijak, do Shakiry może ewentualnie.” A Ty wiesz, że przez te włosy mama mnie porównała i do Madonny, i do Shakiry? XD
      SOSTAŃ MOJOM SZONOM. <3

      Usuń
  7. Powiem Ci, że ta wersja wydarzeń też była fajna. Ale - jak już wspominałam przy poprzednim rozdziale - Tośka nam tam pokazała sporo ludzkiej twarzy. A więc niech będzie i tak :D A Kubacki to niech lepiej uważa. Ten kopniak to pewnie i tak łagodny wymiar kary :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kubacki to zasługuje na ta sążnistego kopa, żeby już nie mógł wrócić. XD

      Usuń
  8. Cholera... Kobieto, ja przez Ciebie wariuję! Siedzę sobie na korytarzu i śmieję się jak idiotka do telefonu, a wszyscy patrzą się na mnie jak na idiotkę, którą (nie)jestem. Normalka.
    Poza tym w najbliższym czasie powinna odbyć się msza za mój mózg [R.I.P], który poległ w tym samym momencie, kiedy krocze menda. Swoją drogą dobrze mu tak! Nie będzie mordy cieszył z życiowych dylematów Tośki! Po gorzale ziemia jakoś tak bardzo zaczyna lubić ludzi i przyciąga ich, a Antek jeszcze potrafiła stać. *brawa na stojąco* To mój, kurwa, autorytet (yhym... zdanie idealnie po polsku). Nie ma co, rozbujała tę budę, a to cud, bo w końcu nie zapominajmy, że to szwabolandia - miejsce, gdzie śmiech i inne tego typu zjawiska paranormalne są traktowane uroczystym ścięciem przez Hitlera, lecącego na różowym jednorożcu. (Tak się zastanawiam, czy ten rozdział nie miał w sobie takiego czegoś, co przekazywało hektolitry promili do krwi, bo czuję, że coś z moim mózgiem, którego, swoją drogą, już nie mam, jest nie tak. Bardzo nie tak.
    Mam jedną wielką prośbę: CHCĘ WIĘCEJ SCHLANEJ TOŚKI! Jest po prostu zajebista. No i nareszcie robi z Dawidkiem to, co powinna już dawno. Ale ja oczywiście nic tutaj Ci nie chcę wyperswadować, tylko tak mówię. Takie tam marzenia...
    W tej całej posranej gromadce (inaczej tego nazwać się nie da) tylko Kamil musi być normalny? Oczywiście spoko, tylko tyle niedojebozy psychicznej może się źle skończyć dla Tośki. Zresztą już widać, jak to zmienia jej umysł w warzywną papkę (tak, oglądałam niedawno "Epokę lodowcową" i jestem z tego dumna) z naszywkami sponsorskimi.
    Pozdrawiam i weny życzę ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łaaaaaa, jaaaaki komentarz! :D CUDNY! <3
      Za porycie mózgowe przepraszam, ale wiesz, jaki autor, taki tekst. XDDDD A tak na serio, to Tosiek miszczyni jest wiadomo. Schlać się i stać (prawie) prosto tylko ona jedna umie. Kto wie, może robiła te ćwiczenia na równowagę z nielotami? Co do chlania - trochę go tu jeszcze będzie. ;) I mówię o tym otwarcie, bo warto zaglądać do zakładki z rozdziałami! Wejdź, a się przekonasz! :D
      A "EPOKA LODOWCOWA" WYMIATA, OK?
      Pięknie dziękuję za piękny komentarz, również pozdrawiam! <3

      Usuń