Put me on an aeroplane
A million miles away
She's opened up a book
of hate
And tore a brand new
page
Tonight I'll find a
wishing well
Tomorrow's a new day
Tonight I'll find a
wishing well before it's too late
Billy Talent – Show me
the way
—
Stęskniłem się za tobą, Tosiaczku!
Ugh.
Kubacki.
Odwróciłam
się do kadrowego bagażnika, wrzucając doń swoją ciężką jak
sto cegieł torbę podróżną. Ja to nie wiem, będę musiała w
nowe walizki zainwestować, bo przy takiej ilości podróży to bym
musiała mieć własny sklep z takim badziewiem, czy coś. Nie to,
żebym się przesadnie pakowała, bo i stroić się nie było dla
kogo, ale przecież na tym lotnisku to rzucają tymi bagażami jak
worem kartofli, no bez przesady! Jedna torba już mi się rozpruła,
bo jakiś bezmózgi bałwan zahaczył o wystający pręt, czy kij wie
co, i cały mój ekwipunek ujrzał światło dzienne. W tym brudne
skarpetki, majtki, papierki do snickersach i podpaski. Kubacki prawie
się zeszczał w gacie ze szczęścia.
Szaflarska
menda podeszła do mnie, próbując ściągnąć na siebie mój
wzrok, ale ja jestem dzielna baba, więc bez patrzenia na niego,
zagroziłam mu tonem Ojca Chrzestnego:
—
Nazwij mnie Tosiaczkiem jeszcze raz, a z twoich jaj zrobię
sobie bombki choinkowe. — Bo i pora była przedświąteczna, to
zaoszczędzić wypadało.
Spojrzałam
na niego dopiero, kiedy odpowiedział:
—
Mam nadzieję, że twoja choinka ma wytrzymałe gałęzie.
Spiorunowałam
go wzrokiem, bo normalnie we łbie mi się nie mieściło, że ten
bęcwał mógł się zachowywać tak, jak to robił. Chciałam
dorzucić mu coś od siebie, ale stwierdziłam, że sobie ruskich tak
od razu nie będę obrzydzać, więc zwyczajnie zaczęłam układać
torby, żeby reszta niechlujów mogła się zmieścić. Bo na razie
brakowało tylko Żyły i... no właśnie, naszego nowego przyjaciela
w kadrze.
W tym
samym momencie na parking pod Wielką Krokwią wjechało jakieś
auto.
—
Tak się zastanawiam... — ciągnął Kubacki, bo, oczywiście, nie
zrozumiał, że wzrokiem mordercy dałam mu subtelny sygnał, żeby
znalazł sobie inną ofiarę swojej głupoty. — W skali od jeden do
dziesięciu, jak bardzo trzeba cię wkurzyć, żeby dostać z prawego
sierpowego?
Odwróciłam
się, bo na parkingu rozległa się rozmowa Kamila z kimś, kto
właśnie przyjechał i miał narty w pokrowcu. I bagaże. I chyba
był naszym dokooptowanym kolegą. Nie wyglądał na takiego, który
mógłby się w najbliższym czasie odbić wrzodem na zadzie.
Znowu
spojrzałam na mendę, mrużąc gniewnie oczy.
—
Wiem, że trzeba osiągnąć poziom Kubacki, żeby być o krok
od tego.
Uśmiechnął
się złośliwie, ale nie skomentował tego, bo Stoch i jego nowy
towarzysz już ku nam podchodzili, a auto znikało spod skoczni.
Rozmawiali w najlepsze, przed samym bagażnikiem się orientując, że
nie są sami.
—
O, cześć. Asystentka Łukasza?
Mogę
się powiesić?
Przytaknęłam
ze zbolałą miną.
—
Stefan.
—
Antek.
Nasz
nowy kolega ściągnął brwi, lustrując mnie wzrokiem, ale nie
puszczając mojej dłoni.
—
Jest dziewczyną, Stefek — odezwał się niepytany Kubacki. — Ale
taką z jajami. — Wbrew pozorom, to wcale nie był komplement. Już
ja go za dobrze znałam, żeby uwierzyć w jego dobroduszność. —
Owłosionymi nawet, patrząc po ilości testosteronu.
Zrobiłam
się na twarzy czerwona jak burak, bo od środka mną aż zatelepało.
Będzie się na mnie wyżywać bezlitośnie baran zapchlony jeden!
—
Za to ty jesteś frajerem bez jaj! — odkrzyknęłam i obeszłam
bus, by zająć jakieś miejsce jak najdalej od tej mendy.
Najchętniej
na Antarktydzie.
Jak
się można domyślić, nie przechodziłam najlepszych dni w swoim
życiu. Taa, można powiedzieć, że krew mnie zalewała... z dwóch
aż powodów. Jeden był niezależny ode mnie, drugi — w sumie też
nie. W każdym razie u ruskich pizgało złem, co nie pomagało moim
skręcającym się wnętrznościom. To było prawdziwe zło.
Ktokolwiek liczył na jakieś rewelacje związane ze zmianami
klimatycznymi, na pewno stracił nadzieję zaraz po przekroczeniu
granicy. Bo ruskich żadne zmiany klimatyczne nie dotyczą.
W
zasadzie się bałam, że zaproponowany przez PZN hotel będzie jakąś
drewnianą, rozpadającą się szopą w głębi Syberii, ale, o
dziwo, wcale tak nie było. To się już nawet nasi — teoretycznie
bardziej zacofani — wschodni sąsiedzi bardziej postarali niż
Szwaby, bo u nas przynajmniej było ogrzewanie, nie to, co w tej
dziurze Klingenthal. Może nawet to psioczenie Kubackiego wcale nie
było takie bezpodstawne.
Co ja
gadam, ten burak do rzeczy się nigdy nie wypowiada.
W
związku z brakiem jedynek, musiałam znowu być z kimś w pokoju.
Kamil od razu zaklepał sobie Stefka, bo mnie łaskawie Pietrek
poinformował, że to są najlepsi przyjaciele. Ziober poczuł się w
tym wypadku poszkodowany, a że go Kubacki nie chciał pod dach
przyjąć, bo ten kretyn charczy jak kosiarka spalinowa, to
się łaskawie Muraniek zlitował (to znaczy Jasiek się do niego
wpakował, zanim ten zrozumiał, o co chodzi). W związku z tym
pozostawała kwestia tego, kogo wybierze Żyła.
—
Ja z nim nie będę w jednym pomieszczeniu spać! Po moim martwym,
wkurwionym trupie! — wywrzeszczałam, zanim Wiewiór zdążył
nabrać powietrza, bo byłam pewna, że wybierze Sierściucha.
—
Masz rację, bo w ten weekend KTOŚ NA PEWNO SKOŃCZYŁBY MARTWY! —
krzyknął stojący z założonymi rękoma Mustaf.
—
Czego wy się tak wydzieracie? Ja żem nawet nie zdążył słowa
powiedzieć, a wy już...
—
Dobra! Dobra — odezwał się nagle milczący dotąd Kot, wywracając
oczami. — Ja będę spał z Antkiem. Pasuje? Ten jeden weekend mnie
nie zbawi.
W
zasadzie nigdy nie spałam z żadnym kotem, bo nie miałam zwierząt.
Wyłączając brata prosiaka, oczywiście, ale to się liczy raczej
jako trzoda chlewna.
Ostatecznie
trudno nam było na to nie przystać. W końcu obiecałam
Zniszczołowi, że nie będę robiła afer, żeby nam się drim
tim nie rozpadł, i chociaż go z nami nie było, chciałam
dotrzymać obietnicy.
Spodziewałam
się, że Sierściuch będzie jakimś, no nie wiem, pedantem i po
części męską babą, ale się pomyliłam. W pokoju panowała
cisza. Kot przeglądał coś na telefonie (na bank Instagrama i
zastanawiał się, co ofotografować, żeby nacieszyć się fejmem),
a ja czytałam książkę. Ogólnie miałam wrażenie, że był coś
nie w sosie, ale nie zamierzałam się wtrącać. Zwłaszcza że
prognozy pogody w Niżnym Tagile były dobre, a więc czekała nas
masa roboty.
Koło
osiemnastej zeszliśmy na kolację i dopiero wtedy szlag chciał mnie
trafić. Ja się przy nich wszystkich takiej niestrawności nabawię,
że mnie będą przez rurkę dożylnie karmić, bo mój żołądek
będzie tylko fikcją literacką z podręczników do medycyny. Otóż
ten blond burak Kubacki siedział, niestety, razem z nami przy stole
i zamiast jeść jak cywilizowany człowiek, to nie, kłapał ozorem,
a gęba mu się nie zamykała ani na chwilę.
—
Ja tu jutro wygram. Zobaczycie — biadolił w kółko, dumny z
siebie jak ten paw. — Pozamiatam wszystkich i zamkną się
hejterzy. Ja tu wszystkich do
pionu ustawię i pokażę buloklepom, jak się powinno skakać.
Bo Niżny Tagił jest mój ulubiony. Co roku mi się tu dobrze
skacze.
—
Tak? — odezwał się nagle Kot, ale w jego pytaniu brzmiała groźna
nuta ironii. — A mnie się wydawało, że w poprzednim roku
wysmarowałeś tu zadkiem w zeskok.
Siedzący
przy stole zaśmiali się, a Kubackiemu mina zrzedła.
—
Chyba wiem lepiej, nie? — Wyglądał, jakby miał go zdeptać, bo
mu tamten popsuł moment chwały.
Sierściuch
wzruszył ramionami.
—
Chłopaki, skupcie się — upomniał ich Trejner. Od dwóch dni
chodził nie w sosie jak mało kiedy. — Jutro kwalifikacje.
Normalnie wystarczy, ale żeby to normalnie wykonać,
trzeba się skoncentrować.
Na
chwilę zapadła cisza, każdy skupiał się na swoim posiłku, i już
miałam nadzieję, że w spokoju go skonsumuję, ale menda musiała
się oczywiście odezwać.
— I
tak wygram. Wspomnicie moje słowa.
Po
kolacji atmosfera w moim pokoju nadal była grobowa i zaczynałam się
poważnie obawiać, że Kot może być skrycie psychopatą ze
skłonnościami kanibalistycznymi. Zniszczoł to była pierdoła, ale
z nim nigdy nie narzekałam na nudę. Bo, co tu ukrywać, zawsze
doprowadzał mnie do szewskiej pasji...
W
sumie raz. Raz z nim mieszkałam razem w pokoju i wątpię, czy
zgodziłabym się na drugi, chociaż przypuszczałam, że po tym
weekendzie z Sierściuchem wiele mogło się zmienić w moim
nastawieniu do tej kwestii.
Powiedzieliśmy
sobie dobranoc i skończyła się gadka.
Poranek,
jak zwykle w naszym wydaniu, był co najmniej pokręcony i na opak. O
dziwo, Maciej zachował sto procent spokoju. W przeciwieństwie do,
na przykład, takiego Kubackiego, który wariował, że mu strój nie
leży, że buty za luźne, że narty za długie, że włosy się nie
układają, jak powinny... Wystarczyło jedno spojrzenie Treneira, a
ten od razu przestał panikować. Przynajmniej na głos. Swoje
zachowanie usprawiedliwiał koniecznością dobrego występu na
ulubionej skoczni. Starałam się go unikać, żeby nie doszło
do jakiegoś krwawego mordu w hotelu. Żyła świrował z lekka o
poranku, ale go do pionu przywrócił Sierściuch i było po staremu.
Ziober miał mieć luz w dupie — czy miał, tego potwierdzić nie
mogę, ale na pewno miał łacinę na ustach, bo zgubił swoje
szczęśliwe rękawiczki. Murańkowi trzeba było wszystko tłumaczyć
po trzy razy, bo tracił wątek w połowie. A tłumaczenie składało
się z takiego zdania: TERAZ SĄ DWIE SERIE TRENINGOWE, A
POPOŁUDNIU KWALIFIKACJE. Chwilę potem widziało się ten
nieprzytomny wzrok Klimka i pytanie: Co? Największe
szaleństwo polegało na tym, że Chrobot posiał gdzieś swoje woski
i już Asystencka Izba Lordów kręciła głowami, a Kruczek zgrzytał
zębami. Kamil starał się wyluzować, słuchając muzyki podczas
porannej rozgrzewki i sprawiał wrażenie zrelaksowanego, ale ja tam
wiem, że go spinało od środka. Stefek bardzo mu pomagał w tym
rozluźnianiu, bo sam był jakiś taki promienny i w ogóle
nieznerwicowany.
Treningi
wypadły raczej nie najgorzej. Cała siódemka zmieściła się w
pierwszej trzydziestce (dwa razy!), Kamil kręcił się koło
czołowej piątki, a reszta robiła swoje, zgodnie z zasadą, że
normalnie wystarczy. Spotkałam nawet Fannemela, ale nie
mieliśmy czasu gadać, więc tylko sobie pomachaliśmy.
O
siedemnastej startowały kwalifikacje. Chrobot wreszcie znalazł
swoje woski i na luzie smarował narty, a ja już wlokłam się za
Grześkiem na miejsce obok boksu lidera.
—
Ja tu wygram, mówię wam — przechwalała się za naszymi plecami
szaflarska menda. — Bo mam najlepszą technikę.
—
Masz też najlepsze predyspozycje do tego prawego sierpowego, o
którego wczoraj pytałeś. — Posłałam mu sztuczny uśmiech, a po
chwili rozdzieliliśmy się, bo Kubacki wskoczył na wyciąg.
Burak.
Skupiłam
się na rozgrywanej serii, żeby nie musieć więcej uczestniczyć w
rozmowie z tym bałwanem. Generalnie mogło być o wiele gorzej, nie?
Stefek poleciał na sto dwudziesty drugi metr, Ziober grzmotnął sto
osiemnaście, Muraniek sto dwadzieścia jeden, Kubacki...
No,
ten to mnie zaskoczył. Sto trzydzieści cztery metry! Kopary nam
poopadały równo. Mieliśmy zdziwko jak mało kiedy. Podobno menda
ćwiczyła całe lato zmianę stylu i to dlatego. W każdym razie nie
wiedziałam, czy śmiać się czy płakać, bo miałam świadomość,
że cymbał będzie się wymądrzał jak mało kiedy, z racji
potwierdzenia własnych słów czynami. Naturalnie wylądował na
pozycji lidera. Kot poradził sobie o cztery metry słabiej, więc
był drugi. Przeskoczył ich tylko Taku Takie Uszy, ustanawiając tym
samym końcową kolejność rundy: on pierwszy, Kubacki drugi,
Sierściuch trzeci.
Kamil,
jako prekwalifikowany, skakać nie musiał, ale to zrobił. I
zaliczył metrów sto trzydzieści jeden ze sporą rezerwą, bo nawet
się nie kwapił, żeby telemark zaznaczyć.
— I
co, łyso ci, Socha? — zagadnęła mnie jadowicie szaflarska menda,
przebierając się w kurtkę.
Prychnęłam
z pogardą.
—
Za kwali nie przyznają punktów pucharowych. Wygrasz jutro, to
pogadamy. — Postanowiłam oddalić się od tej zarazy w stronę
nieszkodliwego Chrobota, więc tamten za mną krzyknął:
—
Jeszcze mi będziesz biła pokłony!
—
Ludzie! — zawołał radośnie Zbyszek, gapiąc się w telefon i,
zupełnie rozsądnie, ignorując Mustafa. — Jędrek wygrał w
Renie!
Jędrek?
Halo, może by mnie ktoś oświecił?
Wytężyłam
swoje szare komórki, szukając czegoś w poriserczowych
informacjach.
—
Ten, eee, Stękacz? — zdziwiłam się.
—
Aha! A Grzywa drugi!
Uniosłam
brwi w lekkim zaskoczeniu, ale przeszło mi przez myśl, że to
dobrze dla Zniszczoła, że sobie kilku buloklepów ustawił w
szeregu.
Miałam
nadzieję, że szaflarska menda odpuści, ale na kolacji przechwałkom
nie było końca. Od tej jego jałowej gadki jedzenie nie chciało mi
się trawić, a na żołądku robiły się wrzody. Bardzo mocno
zaciskałam palce wokół mojego widelca, żeby go nim dotkliwie nie
zranić; wierzcie mi, miałam bardzo krwawe wizje tej sceny w głowie.
Treneiro był jakiś dziwacznie zamyślony i duchowo daleki, a reszta
wywracała oczami, zmuszona słuchać biadolenia Mustafa. Po czasie
zauważyłam, że Muraniek i Ziober zaczęli dziwnie szybko szamać
swoje dania...
—
Mustaf, weźże przestań, bo mnie już mózgownica napierdziela
normalnie. — Pierwszy raz w życiu widziałam marudnego Wiewióra,
jak matkę rodzoną kocham.
— A
ty to niby nie opowiadałeś przez tyle czasu o Oslo?
—
Oblaliśmy, co było trzeba, i skończyła się pieśń, bo puchar
trwał. A poza tym, ja wygrałem, więc ty się może na
jutrze skoncentruj, a nie fikaj.
—
Oblać oblaliśmy, ale wódki Morgiemu dalej nie oddałeś —
zaśmiał się Stefek.
Reszta
mu zawtórowała, a niezrażony Pietrek odparł:
—
Bo okazji nie było!
A
Sierściuch nadal tajemniczo milczał i zaczynało mnie to drażnić
i nurtować jednocześnie. Jako domorosły detektyw, postanowiłam
rozwiązać tę zagadkę.
Kiedy
byliśmy już oboje w piżamach, Maciej usiadł tyłem do mnie, a
przodem do okna, na swoim łóżku, i gapił się, jakby było tam
coś ciekawego. Szczerze w to wątpiłam, ale co kto lubi, nie? Jak
to kot, może myślał, na które drzewo wleźć, żeby go potem
musiała straż pożarna ściągać. Zastanawiałam się, jak do tego
podejść, a potem stwierdziłam, że spróbuję swojego podejścia
ordynarnej świni. Zawsze działa. Nie zawsze dobrze, ale jakoś się
udaje.
—
Sierściuch?
Brak
reakcji.
—
Kocurze?
Wywróciłam
oczami.
—
Macieju?
Odwrócił
się do mnie jak wyrwany z letargu i spytał półprzytomnym głosem:
—
Co?
Chrząknęłam,
żeby się przygotować.
—
Tu jest coś za cicho.
—
To sobie telewizor włącz. — Na powrót skierował się do okna.
Cóż,
nikt nie mówił, że sportowcy są inteligentni...
—
Chodzi mi o to, że twoje milczenie jest co najmniej dziwne. Nie to,
żeby mi było jakoś przykro albo że mnie nie irytujesz, ale
odnoszę wrażenie, że coś jest nie tak. — Może i znałam
dziadygę krótko, ale byłam pewna, że nie wytrzymam w tym
pomieszczeniu ani sekundy dłużej w takiej ciszy. Zwłaszcza że
widziałam, że był smutny, a to mi się nie podobało. Bo
wiedziałam, jak to jest być przybitym i nie móc się wyrwać. —
Więc o co chodzi?
Westchnął,
ale wreszcie odwrócił się do mnie na dobre.
—
Nie sądzę, żebyś chciała o tym słuchać — wymamrotał,
podpierając rękami szczękę.
—
Gdybym nie chciała, to bym nie pytała. — Starałam się zachować
jak najmniej poirytowany ton.
—
Ale nie wiem, czy zrozumiesz. To takie związkowe sprawy.
I
ktoś mi powie, że w tej drużynie nie jest potrzebny psycholog. Ja!
Ja go potrzebuję! Jego i kilograma psychotropów na moje skołatane
nerwy. Bo jeszcze trochę i mnie na syrenie na oddział zamknięty
wywiozą, słowo daję.
Starając
się nie syczeć przez zęby, odparłam najkulturalniej, jak
potrafiłam:
—
To, że wy kojarzycie mnie z groupie, nie znaczy, że nikt w
przeszłości nie uważał inaczej. — Posłałam wymuszony uśmiech,
po czym dodałam: — Więc nawijaj.
Sierściuch
wyglądał na nieprzekonanego, ale koniec końców coś w nim musiało
pęknąć, bo zaczął mówić. W zasadzie zaskoczona byłam tym, że
obdarzył mnie takim zaufaniem.
Mimo
wszystko.
—
Nooo... boo... przed wyjazdem pokłóciłem się z dziewczyną. —
Mogłam się domyślić... Ale raz kozie śmierć, jak się
powiedziało a, to trzeba powiedzieć i b.
— A że to było prawie przed samym wyjściem, to nie zdążyliśmy
się pogodzić.
—
Kochasz ją? — zapytałam prosto z mostu. Bo ja w ogóle preferuję
proste, acz skuteczne rozwiązania.
Wyglądał
na urażonego.
—
No jasne, że tak, co za głupie pytanie!
— A
ona ciebie?
—
Pff.
—
Więc na pewno nie jest już na ciebie zła i nie życzy ci więcej
połamania nóg. To pewnie był tylko efekt pośpiechu. Chyba że to
coś poważnego? No, nie wiem, zdradziłeś ją, ona zdradziła
ciebie?
Kot
od razu pokręcił przecząco głową.
—
To o co poszło? Jeśli można spytać, oczywiście.
Maciej
coś niechętnie zbierał się do odpowiedzi. Bawił się palcami,
unikał mojego wzroku... Coś mi się wydawało, że mnie ta jego
odpowiedź bardzo zaskoczy. Nabrał powietrza do płuc, przemagając
się, by w końcu mnie oświecić.
—
Bo Kasia uważa, że za dużo wydaję na kosmetyki do włosów.
Spadłam
z łóżka ze śmiechu.
* * *
Po
równych dwudziestu czterech godzinach słuchania, jak to Kubacki ma
wygrać w nadchodzącym konkursie, odniosłam wrażenie, że krwawią
mi uszy. Co jakiś czas je sprawdzałam, bo byłam niemal pewna, że
jeśli nie to, to pewnie mózg mi przez nie zacznie wypływać. Po
takiej dawce przechwałek nie tylko psyche nie wytrzymuje, ale
i soma już ma dość. Modliłam się, żeby te zawody się
już rozpoczęły i było mi wszystko jedno, co się w nich stanie,
byle nie musieć słyszeć tego wpieniającego głosu.
Sierściuch
trochę się jeszcze boczył za ten wybuch śmiechu (oberwało mi się
kilkakroć poduszką), ale wreszcie zaczęliśmy rozmawiać. Nie,
żeby jakoś uprzejmie, bo to w końcu wciąż był jeden z jełopów,
ale zawsze był to jakiś krok naprzód.
Najgorsze
w sobotę było czekanie na konkurs... Więc po prostu leżałam na
łóżku, nasłuchując nadejścia powolnej śmierci, aż z tych
eschatologicznych rozważań wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu.
—
ZDRAJCA! — krzyknęłam, skoro tylko przesunęłam palcem po
ekranie, żeby odebrać.
Po
drugiej stronie usłyszałam chichot.
—
Ładnie się wita przyjaciół z zagranicy — zadźwięczał mi ten
nosowy głos w słuchawce, mimo to miałam wrażenie, że wcale się
nie sfoszył.
—
Zostawiłeś mnie na pastwę losu z tym złośliwym burakiem
Kubackim! — kontynuowałam robienie wyrzutów, jakby tamten się w
ogóle nie odezwał.
Reakcją
po raz kolejny był śmiech. Co ja z nimi miałam... Nikt nic na
poważnie, wszyscy sobie jaja robili, zwłaszcza ze skoków...
—
Zadzwoniłem, żeby powiedzieć, że mi tu smutno bez ciebie, a
zamiast tego dostaję miano zdrajcy. Fajnie. Co to, ja drugi Tepes
jestem, czy jak? — mówił dalej uradowany na swój szczygiełkowaty
sposób.
Taa,
właśnie w tamtym momencie mi się przypomniało, czego mi nie
brakowało przez ten tydzień. Nie miał mi kto głupkowato, acz
na swój sposób serdecznie, rechotać koło ucha.
— A
ty co? Kolegów tam nie masz, że beze mnie nie możesz wytrzymać? —
burknęłam, bo chciał mi tu jakieś sentymenty snuć.
Jakby
się matoł nie nauczył, że ja i sentymenty to dwa różne
kontynenty.
#Mickiewiczwiele.
—
No, w sumie Biegun i Titus to prawie jak koleżanki. Jak spartolą,
to się na cały świat obrażają.
—
Coś jak Maniek? — W duchu modliłam się, żeby tej zapchlonej
sieroty nie było w pobliżu, bo bym znowu poduszką po głowie
dostała, a ja nie po to w ramach wyjątku grzebienia rano użyłam,
żeby teraz pozwolić sobie zniszczyć swoją ciężką pracę!
—
Aż tak źle z nimi nie ma. Co tam słychać u ruskich?
—
Pizga złem, aczkolwiek warunki całkiem znośne, tyle że Kubacki
już mniej. A jak się spisuje reszta w Norwegii?
—
Konik Polny całkiem nieźle, a Endrju od wczoraj kosi wszystkich
nielotów. Zaraz się na serię próbną musimy zbierać.
— A
naszą nowinkę słyszałeś?
—
Że Mustaf drugi w kwali? Słyszałem.
—
Panoszy się po hotelu jak jakiś hrabia Monte Christo. Zwłaszcza że
przed skokami zarzekał się, że on tu wszystkich do pionu ustawi
i pokaże buloklepom, jak się powinno skakać.
Zniszczoł
zaśmiał się całkiem przyjaźnie.
—
Weź go tam utemperuj po swojemu.
—
Myślisz, że nie próbowałam?!
Kolejny
śmiech, a potem zapadło kilkusekundowe milczenie.
—
Aaaa, ten... Nie wiesz, kiedy cię przywrócą?
Tym
razem odpowiedziało mi długie westchnienie.
Aleks
raczej kiepsko przyjął informację o degradacji do Pucharu
Kontynentalnego. Scena ta miała miejsce jeszcze w Lillehammer, i
chociaż nie pokazał po sobie niezadowolenia, to widziałam, jak
wewnętrznie walczy, żeby nie rozszarpać Kruczka na strzępy.
Chociaż — ja wiem, czy jego? Pewnie bardziej siebie. Szczygieł
szczygłem, ale to był raczej taki szczygieł-kamikadze, ze
skłonnościami do autodestrukcji. Całą drogę powrotną się nie
odzywał, a po przyjeździe do Wisły pomachał nam tylko z przybitą
miną i tyle go widzieliśmy. Nie dawał znaku życia i w zasadzie
nie liczyłam, że jego mały móżdżek opanował zdolność
posługiwania się smartfonami, dlatego gdzieś, bardzo głęboko w
duszy, zdziwiłam się, że do mnie zadzwonił.
Wow.
Czym sobie zasłużyłam na taki zaszczyt?
Poza
tym, wolałam w pewnym sensie, żeby już się z nami po Pucharze
Świata włóczył, żebym miała się na kim wyżywać, jak mnie już
Kubacki wpieni. A teraz to co mogłam zrobić? Mistrza Olimpijskiego
tknąć bym się bała, Sierściucha zdążyłam wychować (poza tym
— wiecie, prawa zwierząt...), Murańka nigdy z nami nie było
duchowo, a Ziober mógłby mnie swoją łaciną podwórkową zagadać
na śmierć. I co, miałam się na biednym Wiewiórze odgrywać?
Wiewiór akurat najmniej mi zalazł za skórę. A Stefek był na tyle
niepozorny, że równie dobrze mógłby się okazać seryjnym
mordercą. Noża w plecy wolałam nie ryzykować...
—
Nie wiem — odparł strapionym tonem. — Na razie nic mi nie mówią,
bo to dopiero początek weekendu.
Bardzo
chciałam kontynuować tę jakże przyjemną konwersację, ale mnie
już z korytarza Sierściuch nasz najdroższy nawoływał, więc
zmuszona byłam ją zakończyć.
—
Dobra, ja spadam, bo mnie już reszta nielotów na konkurs wzywa. Nie
połam kręgosłupa i nie spóźnij na progu, sieroto.
— A
ty nie zabij Mustafa, bo się nam burak jeszcze może przydać.
Prychnęłam
z pogardą w słuchawkę.
—
Narta, jełopie.
Zniszczoł
westchnął z politowaniem.
—
Łyżwa, świrusko.
Przez
całą drogę na skocznię byliśmy skazani na wspaniały monodram
pod tytułem: Dawid Kubacki i jego wyimaginowane zdolności
narciarskie, a więc wszyscy w głębi ducha umieraliśmy powoli,
komórka po komórce. Sprytny Treneiro zatkał sobie uszy
słuchawkami, udając, że z kimś prowadzi rozmowę, ale ślepy by
się zorientował, że sam do siebie gadał. Kierowca Gębala
podkręcił radio, ale ten irytujący głos przebijał nawet to. Żyła
miał minę z kategorii: plz, kill me now, Maniek nawet nie
udawał, że słucha, bo zajęty był królowaniem w internetach,
Ziober zaciskał pięści, żeby Kubackiemu przypadkiem jednego
swojego buta narciarskiego do japy nie wsadzić, Stefek i Kamil
rozmawiali ze sobą pogodnymi głosami (zastępowali mi wkurzającą
szczygiełkowatość Zniszczoła, wspaniała sprawa), a Muraniek...
Cóż, nasz przyjaciel Klemens całą drogę spędził, gapiąc się
w sufit busa.
—
Czy to jest... głowa Elvisa? — spytał w końcu, obserwując plamę
na obiciu sklepienia.
Wszyscy,
którzy zwrócili uwagę na jego przyćmiony głos, zgodnie zrobili
fejspalma.
—
Tak, i dupa Beyonce — warknęłam, bo moja miarka zaczęła
przebierać. — Muraniek, weź zejdź na ziemię.
Popatrzył
na mnie półprzytomnie, zamrugał kilkakroć, po czym zapytał jakże
elokwentnie:
—
Co?
Miałam
nadzieję, że Kruczek w końcu załatwi nam tego psychologa,
aczkolwiek obawiam się, że dla szanownego Klemensa M. skończyć by
się to mogło kaftanem i Prozakiem.
Wyładowaliśmy
się, jak było trzeba, dali nam klucze do boksu i zaczął się cyrk
na nowo.
O
odpowiedniej godzinie poczłapałam do Grzesia, który już czuwał z
krótkofalówką przy boksie lidera i czekał na pierwsze
zamieszanie. Z Grześkiem było o tyle fajnie, że mi dupy nie
zawracał niepotrzebnie, a czasem nawet coś miłego powiedział,
chociaż — podobnie jak resztę — starałam się ignorować jego
obecność.
Hofer
dał sygnał i zaczęły skakać matoły.
Stefek
bez szału, sto dziewiętnaście i pół, ale trochę dawało w
plecy, więc nikt mu za złe tego nie miał. Dobrze sobie chłopak
poradził. No, niestety, Ziober o metr mniej, chociaż podmuchy z
tyłu słabsze. Oczywiście, usłyszeliśmy poemat pisany łaciną
podwórkową. Ze złości potargał nawet te swoje śmiesznie
wygolone kudły i tyle go widzieli. Muraniek wreszcie zorientował
się w rzeczywistości i skoczył, jak na polskiego orła przystało:
sto dwadzieścia pięć. I uradowany stał w boksie lidera.
Atmosfera
była całkiem przyjemna; trybuny szalały, konferansjer kaleczył
angielski i bełkotał po rusku, więc generalnie impreza na całego.
No i
w końcu zasiadł na belce nasz niepodważalny król Aistu,
samozwańczy car Niżnego Tagiłu, najsłynniejszy lotnik i wytrawny
skoczek — Dawid Kubacki. Przeskakiwałam z nogi na nogę, bo po
pierwsze pizgało złem, jak to u ruskich, a po drugie czekałam, co
bałwan i matoł koronny naszej kadry pokaże w tych swoich
wspaniałych skokach. Tyle nam naopowiadał, że z niecierpliwością
szukałam potwierdzenia własnej teorii, że to była tylko czcza
gadka. Jak na złość, raz go Miro Tepes wygonił z belki,
twierdząc, że w aż takim huraganie w plecy nie może go puścić.
Ale w końcu poleciał.
Przez
ułamek sekundy wyglądało na to, że pierwszy raz od dawna wybił
się atomowo, jak na Kubackiego przystało, ale potem moje kamienne
serce przestało bić na chwilę, jak ta sierota szaflarska poczęła
wymachiwać rozpaczliwie kończynami w powietrzu. Walczyła dzielnie,
próbując opanować boczne podmuchy, więc wierzgała jak szalona.
Ale z naturą nie wygrasz... więc Mustaf grzmotnął w zeskok z mocą
kamiennej kuli, zadem wyrabiając ścieżkę w nawierzchni.
Trybuny
ucichły w jednym momencie i wszyscy wstrzymali oddech. Dziewczęco
różowy kask mendy odróżniał się od białego śniegu, ale
najgorsze było to, że łeb i reszta ciała, które szły z nim w
parze, leżały nieruchomo.
Na
zeskok wparowała ekipa medyków, dwaj lecieli z noszami, ale w tym
samym momencie Kubacki stanął na równe nogi, po czym pomachał do
widowni, która natychmiast odżyła. Wyglądał jak typowy drink
Bonda — wstrząśnięty, niemieszany, ale chodził sam i wyglądał
normalnie, mimo to Grzesiek do niego przydreptał, jak tylko mógł
najprędzej.
Komentarz
zainteresowanego do całego zdarzenia?
—
Durne ruskie. Niżny Tagił to taka sama dziura, jak Klingenthal!
I
samozwańczego caratu nadszedł nieuchronny koniec.
Do
drugiej serii nie awansowali szanowny pan Jan i oczywiście Kubacki,
który nie mógł zrobić furory swoim skokiem na sto dwa metry.
Stefek uplasował się jako ostatni, dwie pozycje wyżej — Klimek.
Żyła zakończył konkurs na miejscu siedemnastym, Maniek dwa
stopnie wyżej. Kamil tym razem był piąty.
Cały
wieczór musieliśmy, dla odmiany, słuchać narzekań szaflarskiej
mendy, jak to się poobijała i jak to Miran Tepes siedział przed
tym swoim komputerkiem chyba w okularach przeciwsłonecznych.
Nawet nie podjęłam się próby zjedzenia kolacji, bo od jego głosu
żołądek nie chciał mi trawić. Serio.
A
potem mnie jeszcze Sierściuch swoim biadoleniem o słabym drugim
skoku próbował dobić w naszym pokoju.
Ale w
Niżnym Tagile trafiło nam się podium. Drugiego dnia wszyscy
awansowali do konkursu, a Kamil dumnie reprezentował nasz kraj na
najniższym stopniu, razem z Prevcem i Freundem. Do drugiej serii nie
dostał się znowu tylko Ziober. Kubacki tym razem był dwudziesty
trzeci i tym się musiał zadowolić. Kot zakończył weekend na
miejscu dwunastym, Wiewiór — uwaga, będzie szok — na ósmym. Od
razu chciał Tepesowi za warunki litr Bolsa postawić, ale go Zbyszek
opamiętał, że jeszcze jednej flaszki Morgiemu nie oddał. Muraniek
zagrzał dziewiętnastą lokatę, Stefek dwudziestą siódmą.
Doniesienia
z Kontynentala były jednoznaczne: drugiego i trzeciego dnia znowu
wygrał ten cały Stękacz, czy ktośtam, a Zniszczoł był kolejno
drugi i trzeci. Proszę bardzo. Były junior zamiatał weteranem z
kadry narodowej, jak mu się podobało.
Po
ostatnim konkursie u ruskich byłam zadowolona, że opuszczamy ten
popierdzielony kraj i jego niedorobione skocznie, dziwne wiatry i
upadki, ale kiedy wlokłam się za Grześkiem do naszej budy, coś
mnie pociągnęło za rękaw.
—
Cześć, Ątek.
Świetnie.
Jeszcze mi do szczęścia tego kurdupla brakowało.
—
No hej.
— Z
Dawidem wszystko okej? Nie miałem szansy zapytać wczoraj.
Co za
troskliwa norka. To nawet Zniszczoł się nie pofatygował, żeby
zadzwonić i spytać o stan swojego kolegi kadrowego.
Poza
tym, że jest nawet bardziej wkurwiający, niż był? Tak, wszystko
na miejscu. Mendowatość również.
—
Ta, przeżyje to — mruknęłam. — Obił sobie zadek, ale poza tym
jest taki samym wrzodem jak zwykle.
Fannemel
zachichotał.
— A
co słychać u twojego przyjaciela Aleksandra? Szkoda, że go z nami
nie było w tym tygodniu.
PRZYJACIELA?!
—
Eee... Całkiem nieźle sobie radzi w PK.
—
ANTEK, RUSZ DUPĘ, BO KACPER SIĘ JUŻ POZBIERAŁ! — wrzeszczał
Kruczek, stojąc przy odpalonym busiku.
Kacper?
Co to za patałach?
—
Słuchaj, wiem, że musisz iść, ale... Będziesz w Engelbergu? —
wyrzucił z siebie szybko norweski kurdupel.
Pokiwałam
pośpiesznie głową.
—
To... ekhem, fajnie. Do-do zobaczenia w przyszłym tygodniu!
Posyłając
mu ostatnie zdziwione spojrzenie, pożegnałam się i wpadłam do
busa, musząc na nowo słuchać narzekań Kubackiego — tym razem na
temat mojego spóźnienia.
Pewnego
dnia go zabiję i każdy sąd w tym kraju mnie uniewinni.
W
hotelu lotem błyskawicy się spakowaliśmy i ze zmęczenia każdy z
nas był w łóżku już o dziesiątej. Mnie się nawet udało zasnąć
w nocy, co odnotowałam jako sukces, ale to pewnie była zasługa
tego, że Sierściuch padł, zanim zdążyłam się wykąpać (bo
przecież on musiał się wpierdzielić pierwszy i siedzieć tam jak
baba bite półtorej godziny) i nie mógł mnie irytować swoimi
przemyśleniami na temat tego, że nie dostał się do dziesiątki.
Następnego
ranka w podskokach wynosiliśmy się z Niżnego Tagiłu i miałam
nadzieję, że teraz to już z górki, wrócę do wujostwa w Wiśle i
przez kilka dni będę miała święty spokój.
—
Słuchaj... Będę cię potrzebował — odezwał się jakże jasno i
oczywiście Treneiro, gdy wystawaliśmy pod busem, czekając na tę
ofiarę losu Chrobota, którego nagła potrzeba fizjologiczna w
ostatnim momencie przypiliła.
Skrzywiłam
się, patrząc na niego, jakby się z Letalnicy urwał.
—
He?
—
No, w sensie, że zwiększam ci zakres obowiązków.
Zazgrzytałam
zębami, czując, że zaraz mnie szlag jasny trafi.
—
Co? — zapytałam wyjątkowo niskim głosem, starając się nie
udusić pacana tak bez większych wstępów.
—
Ale to po Engelbergu — ciągnął niezrażony, choć może nieco
zmieszany. — Będę cię brał na treningi.
Pikawa
mi chciała wylecieć na drugą stronę, zrobić dziurę w
kręgosłupie i sama wybrać się do kardiologa.
DAJCIE
MI TEGO PSYCHOLOGA, BO JA TU BEZ PSYCHOTROPÓW NIE POCIĄGNĘ DŁUGO.
—
Po co? — Nadal nie zmieniałam tonu.
Zmieszał
się jeszcze bardziej.
—
Ekhem, nooo, booo, eeee, może ty mi pomożesz pewne rzeczy
zobiektywizować. No i jest szansa, że nie będę zapominał o tym,
co chcę im przekazać. Plis.
—
Łukasz, cho no tu — zawołał go Grzesiek, a on tylko dodał:
—
Wrócimy do tego.
Świetnie.
Zaje-kurwa-biście. Te dni wolne między weekendami to były moje
godziny psychicznego SPA, gadałam wyłącznie z Tymkiem, czytałam
mu bajki i dla odmiany słuchałam o pani z przedszkola, a nie o
Hoferze i jego sukach w postaciach Mirka Tepesa i Seppka Gratzera.
Moja pikawa mogła wracać do zdrowia i regenerować się po
siedemdziesięciu dwóch godzinach z tymi wkurzającymi amebami. I
teraz miałam to wszystko stracić?! Bo Kruczek to był światowy
nieogar numer jeden?!
Jęknęłam,
opierając się o drzwi busika.
Nienawidziłam
tamtego zasranego treningu, a już tym bardziej buraka Zniszczoła,
który mnie na niego zaciągnął!
—
Ooo, widzę, że dobre wieści już do ciebie dotarły!
Zasada
jest taka: jeśli masz gówniany humor i myślisz, że nic gorszego
cię nie spotka, przychodzi Kubacki (vel karma) i udowadnia ci, jak
bardzo się myliłeś.
—
Kubacki, idź mi stąd — odparłam ostrzegawczo, mając nadzieję,
że bałwan zrozumie tę jakże subtelną aluzję.
—
Ależ nie denerwuj się, nadobna dziewojo. — Paskudny, złośliwy
uśmieszek nie schodził mu z tej parszywej facjaty.
— A
zasadził ci ktoś kiedyś kopa w dupę? — Drugie ostrzeżenie.
— A
czy ja mogę nie udzielać odpowiedzi na to pytanie?
Ha!
Czyżby mnie ktoś uprzedził w moich zamierzeniach?! Chcę numer
telefonu, adres i stan cywilny, bo przewiduję szybki ożenek!
Nim
jednak zdołałam odpowiedzieć, zorientowaliśmy się, że wszyscy
wsiadają, bo Chrobot łaskawie odkleił swój zad od sedesu, więc
konwersacja musiała iść w odstawkę. Jezu, jak dobrze było
opuszczać Rosję... Już mi nawet wnerw przechodził, już sobie
radośnie planowałam, co będę robić po powrocie (póki wolne
powroty były aktualne), ale, oczywiście, dziwne byłoby, gdyby ktoś
mi tej malującej się powoli sielanki koncertowo nie spartolił.
—
Podziwiam tę Martę, że ona tak z tobą wytrzymuje, Mustaf —
podsumował naszą rozmowę Sierściuch, wpychając się przed nas do
środka. — Antek to wiadomo, odstrasza na starcie, ale czym ty tę
biedną dziewczynę zwabiłeś, to nie wiem.
Panie
Boże, tym razem modlę się do Ciebie o walec na następne urodziny.
ŻEBY ICH WSZYSTKICH PRZEROBIĆ NA ASFALT!
W
słynnym Engelbergu nie powiodło nam się wcale. Mistrz Olimpijski
przeciążył kręgosłup i cały weekend spędził w pokoju
hotelowym, odwiedzany regularnie przez Gębalę, ale jego ręce,
które leczą nic nie zdziałały. Przez kwalifikacje pomyślnie
przebrnęli tylko Pietrek, Sierściuch, Stefek i Klimek, który
zyskał awans dzięki dyskwalifikacji syna Władcy Wiatru, Tepesa
Juniora. Kubackiemu zabrakło dwóch dziesiątych punktu, a i tak go
wyprzedzał Takie Uszy, który też nic z tego nie miał. Ziobro
zaliczył rasową wpadkę i doprawdy nie wiem, jakim cudem i prawem
Kruczek go jeszcze za sobą ciągał po tym Engelbergu, skoro tam w
Kontynentalu cały ten Stękacz wymiatał, a i Aleks czekał na
jakieś zielone światło.
I
gówno, niczego się nie doczekał. Dalej gnił w PK. Bo przecież
Ziobro tu wygrał przed dwoma laty.
Przez
cały weekend największym osiągnięciem było dwunaste miejsce
szaflarskiej mendy w drugim dniu. Oczywiście, media znowu zaczęły
nagonkę na Kruczka, że powinien manaty pakować i cześć pieśni.
Całe szczęście, że Trejner nie umiał w internety, więc nie
widział tych niestworzonych historii, bo bym oprócz niańczenia
jego terminarza, musiałabym niańczyć i jego apteczkę z
psychotropami.
W
ogóle to się zastanawiam, po co ten cały Fannemel mnie pytał o
moją dupę w Szwajcarii, skoro zdobył się tylko na pomachanie mi
kilka razy i powiedzenie mi przelotnie cześć. Dziwne są te
norki.
Oczywiście,
kiepski weekend w Engelbergu oznaczał tylko i wyłącznie spadek
limitu startowego. Tym większy pewnie był dramat naszego czołowego
ornitologa, że teraz musiał z tych wszystkich matołów wybrać
pięciu, którzy robią najmniej obciachu. I wolałam nie wiedzieć,
na kogo padnie, bo w głowie wizualizowałam sobie cierpiętniczą
minę Sierściucha, kiedy dowiaduje się, że zostaje w domu, a także
oburzenie matoła Kubackiego pomstującego, że trener wkrótce
straci pracę.
Od
uczestnictwa w treningach się wymiksowałam (przynajmniej od tych
przedturniejowych), bo mi moja rodzona matka gitarę zawracała, że
już prawie nie wie, jak wyglądam. A co to, Fejsbóka nie ma?
Obejrzałaby profilówkę, to by sobie przypomniała. Tak czy siak,
Treneiro na to przystał, stwierdzając, że
może lepiej będzie jak zaczniemy wszystko od nowego roku.
Dowiedziałam
się, że matka przez tęsknotę za córką rozumie wręczenie jej
wiadra i stosu szmatek. Okres przedświąteczny zaczęłam więc od
mycia okien dla Jezusa. Bo bez czystych szyb zbawienie nie jest
możliwe.
Tak
na ścisłość, to myłam je w samą Wigilię, na dwie godziny przed
kolacją. Nie liczyłam za bardzo na rodzinne święta, bo już
następnego ranka wyjeżdżałam wraz z cymbałami do Oberstdorfu.
Wnioski nasuwają się same: nie dość, że wraz z magisterką
straciłam godność, to jeszcze z nową pracą straciłam święta!
Już mi się rzygać chciało na samą myśl, że za jakieś
dwanaście godzin będę zmuszona oglądać te parszywe mordy...
I tak
sobie uszczęśliwiałam Dzieciątko Jezus, kiedy mój telefon
odezwał się, doprowadzając mnie niemal do zawału. Początkowo
postanowiłam go ignorować, ale ostatecznie się zlitowałam, bo
święta i wypada wyciągnąć pomocną dłoń do plebsu. Wyświetlacz
jasno pokazał: ZNISZCZOŁ!!!!!
—
Czego chcesz? — burknęłam w słuchawkę, wycierając wewnętrzny
parapet.
—
Też się cieszę, że cię słyszę — zaśmiał się do słuchawki,
ale nie w swoim typowym, szczygiełkowatym stylu. — Jak tam ci mija
wolne?
—
Na razie trawię czas na myciu okien dla Jezusa — odparłam nie bez
ironii. — A potem muszę na jednej nodze zjeść kolację wigilijną
i dokończyć pakowanie na jutro — dodałam burkliwie. — Właśnie,
jak wieści z frontu?
Westchnął.
—
Na razie nic nie wiem.
—
Kruczek się nie ogłosił ze składem? Chyba już najwyższa pora! —
oburzyłam się.
—
Zobaczymy jutro — wymamrotał. — Dobra, walić to, nie po to
dzwonię. Antoś?
—
Czeeeegoooo?
—
Wesołych świąt, wiesz?
Pikawa
tak mi jakoś podskoczyła, że z tych nerwów upuściłam szmatkę,
która wylądowała za oknem, na łbie jakiegoś poirytowanego
mohera. Ups, nie, to była moja babcia. Co mu się w tej głowie
poprzestawiało? Miły być zaczął, pff, oszalał. Już mu te
buloklepy znowu jakichś cudów do głowy natłukły i zachowywał
się jak nie on.
Prychnęłam
prześmiewczo, żeby go przywrócić do rzeczywistości. Bo z Sochą
żadne sentymenta nie przejdą, o nie!
—
Wesołych świąt, buraku! — Pośpiesznie dotknęłam czerwonej
słuchawki.
Chciałam
wrócić do mycia, ale po pierwsze szmatka była poza moim zasięgiem,
a po drugie — chwilowo zapomniałam, jak się pucuje okna. A to
wszystko przez tę rudawą sierotę z Wisły.
Myślałam,
że będę miała spokój, ale nie. Telefon zabrzdękolił i dostałam
wiadomość.
Szaflarska
menda:
Wesołych
świąt, zrzędo!!!
Nie
trwało dłużej niż dziesięć sekund i znowu.
Titus:
Rodzinnych
świont Bożego Narodzenia, dużo zdrowja, błogosławieństfa
Bożego, powodzenia w pracy... (sto
lat później) ...od twojego najdrorzszego Krzysieńka
Miętuska! Loffki, tenskimy za tobom!
Przy
najbliższym spotkaniu grzmotnę Titusa słownikiem ortograficznym,
serio.
Mój
androzłom zaczął wibrować jak nie powiem co, dostał ataku szału
i nie mogłam na nim prawie nic zrobić, bo się nie dało.
Próbowałam wszystko wciskać i nic z tego. Bezmózgie jełopy mi
taki spam zrobiły, że szajs się zaciął, a potem padł i nie
chciał się włączyć.
Wyglądało
na to, że Turniej Czterech Skoczni miał się zacząć od masowego
mordu.
Hej, haj, heloł! Jak
nastroje przed lotami w Vikersund? :D
ANDŻEJEK BYŁ SZÓSTY, A
KUBACKI TRZYNASTY, YAYAYAYAYAYAYAY
A Kamil... :( Małymi
kruczkami do przodu!
Zaskakuje mnie liczba
osób, które poznaję, a które coraz częściej przyznają mi się,
że czytają Tośkowych. Naprawdę! Reklamuję się na Twitterze i
nagle dostaję retweety z informacją, że ktoś czyta i mu się
podoba. Jest mi niezmiernie miło. :)
W ogóle daliście czadu w
komentarzach pod poprzednią notką! Wiem, że część to moje
odpisy, ale i tak. ^__^ Dziękuję! Wiedzcie, że jeśli już
czytacie, to fajnie, że komentujecie, bo wtedy o tym wiem i nie
myślę sobie, że jestem jakaś zupełnie do niczego. A propos
komentarzy, to chciałabym z całego mojego małego serduszka
podziękować mojej Oli, która zrobiła mi dzień swoim komentarzem
rozbitym na cztery. :ʼ) Jesteś przekochana!
Na podziękowania
zasługuje też Ania (RYM XD), która mi pomogła z soundtrackiem do
tego rozdziału. Ty też jesteś przekochana. <3 Obydwie
mnie mocno wspierałyście przy pisaniu, więc zasługujecie na tę
chwilę chwały. B-)
Autoreklama #1:
Wszystkich fanów/fanki
Andrzeja Stękały zapraszamy na nasz fanpejdż.
:D Ogłaszamy się nieoficjalnymi sponsorkami tegoż, ponieważ
zainspirowała nas jego postawa w Zakopanem, gdzie po drugim skoku
pokazał do kamery na gładki kask z miną: Tu powinno być twoje
logo. My mamy logo! Nawet cztery! Więc se chłopak może wybrać.
Także — ju ar łelkomt!
Autoreklama #2:
Po prawej stronie od
jakiegoś czasu widnieje sonda na największą mendę opowiadania. :D
Serdecznie zapraszam do głosowania! Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu,
prowadzi Tośka. A stawiałam na Kubackiego...
Naprawdę nie liczyłam na
Tośkę, bo ja ją zupełnie inaczej postrzegam, ale może to
dlatego, że ja wiem o niej rzeczy, o których Wy jeszcze nie wiecie.
Ale to już soon. B)
Już mam pomysł na
następną :D
Reklama zwyczajna:
Znalazłam dwa blogi godne
polecenia: Odchodzę,
bo kocham i Nie
możesz teraz wyjść. Obydwa wyczesane!
Wchodźcie, a się nie zawiedziecie. :)
Pamiętacie,
dokąd teraz jedziemy? :D
NA
TURNIEJ CZTERECH SKOCZNI! :D
PS.
Za każdym razem, kiedy pisałam Trejner,
Treneiro lub Kruczek
czułam dziwny ucisk w żołądku... Dlatego Trejner wyszedł mi w
tym rozdziale wyjątkowo przybity.
PS.2
Teraz czuję presję, żeby nie spartolić TCS-u! </3
Wiiitam! Wiesz, zauważyłam, że jak długo nie dodajesz rozdziałów, to się do mnie jakaś przebrzydła deprecha dobiera. Serio! A jak mi się mordka cieszyła, kiedy zobaczyłam siódemeczkę! Huhu, zabieram się za komentowanie! ^^
OdpowiedzUsuńNiech się Tośka nie martwi! PZN raczej do łagrów by ich nie wysłał :D (chyba... :x)
Twoje rozkminy na temat Kota są przegenialne <3 A tak a propos, niech się Sierściuch nie przejmuje, Kaśki mają to do siebie, że długo się nie gniewają i prędzej czy później wybaczają ;) (wiem z doświadczenia, sama się z taką uganiam od kilkunastu lat :P)
No proszę, Tosiek ma zacięcie do literatury? Pierwsza liga! :D Jeszcze wyrośnie nam jakiś ekspert od ciętych i trafnych ripost (chociaż w sumie już nim jest ^^)
Muraniek... On jest po prostu przebojowy! Uwielbiam chłopa! Nie dość, że pozytywnie pierdolnięty, to i dobrze skacze ;)
Ej! A może Norki planują jakiś napad na Tośkę? Chcą ją siłą zwerbować do kadry? Coś ten Fannis taki podejrzany... Warto by było go prześwietlić podczas TCS-u ;)
Aż się zdziwiłam, czemu ruskie górki nie znalazły się na "czarnej liście" Kubackiego. Przecież przegrał, a na dodatek się solidnie wypieprzył. Nie wyrwało mu się tam coś przypadkiem pomiędzy biadoleniem nad swoim występem a spóźnialska Tośką? :D
ZNISZCZOOOOOOŁ!!!!! Wracaj do nas! :(
Mnie już na samą myśl o Vikersund rwie w gnatach. Rekord świata poważnie zagrożony i jak sędziowie dadzą poskakać, to szykuje się cudowny weekend <3 (oczywiście nic nie przebije tego w Zakopanem, of course!)
Stękacza lubię dlatego i ja dołączyłam się do jego oficjalnych hotek :D I czekam na relacje z PK z Zakopca! ^^
Ojj, w moim domu co tydzień jest psioczenie na Treneira (normalnie gorzej niż Kubacki!), że won z kadry i niby Małysz go ma zastąpić. Moje uszy też krwawią, dlatego na czas konkursów wole zaszywać się w osobnym pokoju :')
Czekam na TCS! <3 (dziwnie to brzmi w połowie lutego, no ale spoko :))))) )
Pozdrawiam i weny życzę! :))
Ależ oczywiście, że się Aist znalazł na Kubackiego "czarnej liście". :) Dowód: "Komentarz zainteresowanego do całego zdarzenia?
Usuń— Durne ruskie. Niżny Tagił to taka sama dziura, jak Klingenthal!
I samozwańczego caratu nadszedł nieuchronny koniec."
OOOO, a miano hotek nam nie przystoi! Wyraźnie zaznaczamy, że jesteśmy jego "mentalnymi sponsorkami". ;)
A Małysz na pewno trenerem nie będzie, bo dla niego ta sytuacja byłaby co najmniej niezręczna. Chcą mu zaproponować posadę "dyrektora sportu" w PZN-ie. I z młodymi jest na YOG-u, tyle.
Hahahaha, czekanie na TCS w lutym rzeczywiście brzmi śmiesznie. :D
Dziękuję Ci bardzo, pozdrawiam i też weny życzę. :) I przepraszam za poślizg u Ciebie. :(
O Boże, to jest genialne!
OdpowiedzUsuńZazwyczaj nie komentuję rozdziałów, ale Twoje dzieło to mistrzostwo! Znalazłam link na twitterze, weszłam, przeczytałam pierwszy rozdział i cały dzień siedziałam i czytałam Nie Lotnych! Nie spotkałam się jeszcze nigdy z tak dobrą pracą, która zawiera tyle epickich tekstów zgromadzonych razem! Wow!
Jejciu, widać Twój kunszt literacki, widać, że jesteś doświadczoną autorką i ZDECYDOWANIE widać Twoją filologię polską. ;)
Aż serce rośnie kiedy czyta się taki dobry tekst ze świetnym ubarwieniem humorystycznym. Tylko gratulować i zazdrościć takiego talentu!
"— Nazwij mnie Tosiaczkiem jeszcze raz, a z twoich jaj zrobię sobie bombki choinkowe. — Bo i pora była przedświąteczna, to zaoszczędzić wypadało. [...]
— Mam nadzieję, że twoja choinka ma wytrzymałe gałęzie" Karolina, ja tutaj płaczę.
"W zasadzie nigdy nie spałam z żadnym kotem, bo nie miałam zwierząt." this hahaha
szaflarska menda, Stękacz, skąd Ty to wytrzasnęłaś? xD
I chyba najlepszy tekst "— Bo Kasia uważa, że za dużo wydaję na kosmetyki do włosów." ja naprawdę się popłakałam
i cała Twoja postać Klemensa to abstrakcja. Takiego człowieka z głową w chmurach, to tylko ze świecą szukać!
Coś mi się wydaje, że powolutku Tośka zaczyna przekonywać się do Aleksa. I bardzo dobrze! AntekxAleks zaczynamy szipować!
Serdeczne pozdrowienia @qegrr
O matko, dziękuję Ci za tyle dobrych słów! Trochę nie bardzo wiem, co oprócz tego odpisać, bo sama dość krytycznie się odnoszę do tego, co piszę, wiem, że mój humor daleki jest od filologicznego wyrafinowania, ale Tośkowi są bliscy mojemu sercu i uwielbiam ich pisać, mimo że tu błąd błąd pogania. Ale jest mi niezmiernie miło, że Ty uważasz inaczej! :)
UsuńA cytowanie swoich ulubionych fragmentów uważam za wyraz wyjątkowej sympatii, więc tym większe "dziękuję". :)
Noooo, chociaż Ty ich szipujesz! Bo po ostatnim rozdziale wszyscy wolą ją i Fannisa. :D Ostatni bastion nadziei...
Dziękuję jeszcze raz i też Cię pozdrawiam! :)
No jestem wreszcie. Wygospodarowałam sobie sobotni wieczór dla Ciebie, Tośki i całej reszty ;)
OdpowiedzUsuńAle wiesz, zacznę od poprzedniego rozdziału, którego skomentować osobno nie zdążyłam:
"Zatkało mnie. Zatkało kadrę. Zatkało konduktora pociągu w Wejcherowie. Zatkało proboszcza w Wygwizdowie Małym. Generalnie wszystkich zatkało, prócz Fannemela, który uśmiechał się, zadowolony z siebie."
Zabił mnie ten cytat. Cudowny po prostu. Piękny i wspaniały.
"Ziober miał mieć luz w dupie — czy miał, tego potwierdzić nie mogę, ale na pewno miał łacinę na ustach, bo zgubił swoje szczęśliwe rękawiczki."
I jeszcze wytrzymałe gałęzie na Tośkowej choince z powodu szaflarskich jaj.
BORZE ZIELONY. To jest cudowne.
Ej, wgl u mnie Maciejkowa dziewczyna też się Kasia nazywa. No jaja normalnie. Byle nie te szaflarskie.
Życzenia Titusa wygrały. On jest ekstra, ja nie mogę po prostu.
Chcę Aleksandra z powrotem do PŚ. A nie takie tylko telefoniczne rozmowy.
A Tośka za nim tęskni oł jea!
Chociaż muszę przyznać, że kocham Fannisa, jest boski i z tym tortem i wgl, to on zwyczajnie do Tośki nie pasuje. Bo jest grzeczny, bo nie pokłóci się z nią, nie wytarza w śniegu, nie pobije i tak dalej i tak dalej...
Więc niestety, kolego norko. To się nie uda. Choć jesteś wyjątkowo uroczy ;)
On jest wyjątkowo uroczy, a ten komentarz chyba wyjątkowo chaotyczny. Przepraszam za jakość. Ale pamiętaj - jestem i czytam. Nawet jak nie zawsze się wyrobię na czas ;)
buziak! :*
Tośkowi wraz ze mną kłaniają Ci się w pas!
UsuńMuszę się nieskromnie przyznać, że ten pierwszy cytat też mi się bardzo podoba. :D (A nie myślałam nad nim za długo).
Ty wiesz co, ja to nie wiem z tą dziewczyną Sierściucha. Koleżanka mi ją swego czasu pokazała na Fejsbókach i wydaje mi się, że ona miała na imię Kasia. Albo Agnieszka... Nie wiem. Poza tym, możliwe, że nieświadomie zerżnęłam imię od Ciebie (jestem gotowa na lincz i potępienie), przy ilości rzeczy, które czytam, wszystko zlewa się w jedno (z drugiej strony, lepiej, że nie wyszła z niej taka "Dafnis drzewem bobkowym", to by dopiero było).
O nie, szaflarskich jaj sobie nie życzymy, a fe!
NO WRESZCIE KTOŚ! Po pierwsze ktoś zauważył, że Tośka między wierszami przeszmuglowała wyrazy tęsknoty za Olkiem, a po drugie - że Fannis&Tośka to hopeless OTP! Ja też uwielbiam Fannisa, to słodkie dziecko jest! Tyle, że z Tośką wspólnego nie ma za wiele. Poza tym, że go Socha uznaje za godnego uwagi i nie traktuje złowrogo (myślę, że to ma wiele wspólnego z równym wzrostem).
Ja pamiętam i kłaniam się raz jeszcze w pas, dziękując z całego serca!
Całuski! <3
Nie będzie w punktach, tak dla odmiany, choć to chyba mój znak rozpoznawczy. Taki typowy ścisłowiec, co wszystko musi mieć poukładane. Czy coś. W punktach nie będzie, bo raz strasznie się lubią mnożyć, a po drugie po tym coś mi wysmarowała pod ostatnim rozdziałem, punkty takie gołe jak tyłek pewnego norweskiego skoczka sprzed trzech lat, co ostatnio walnął 240m w Vikersund, to obraza majestatu. O! To Cię teraz tekstem ciągłym uraczę, mam nadzieję, że obie to przeżyjemy. I postronne osoby również.
OdpowiedzUsuńOlka niet w Tagile. To źle, bo Anteczek na mendę jest skazany i całą resztę taj bandy. Not good, to się może skończyć jakąś hekatombą. Albo gorzej. Przygoda z latającymi po lotnisku gaciami i podpaskami - przy tym ostatnim nie rozumiem totalnie zacieszu Kubackiego, bo przeca PODPASKA to słowo tabu jest i każdy facet na jego dźwięk robi się malutki jak Fannemelek i pryska z zasięgu wzroku szybciej niż Sepp Gratzer jest w stanie powiedzieć „disqualified!”. I to cały czerwony na dodatek, jak papryczki Domena Prevca z Zakopanego. A menda odporna na magię TEGO słowa, więc coś nie tak musi być z tym facetowaniem jego. Bo w jego dojrzałość emocjonalną nijak nie uwierzę. NOPE.
A no tak, że u nich święta za pasem. To i choinka, racja wraz z bombkami się by przydała. Zbytnia oszczędność jednak nie popłaca, bo jakkolwiek Kubacki by się jakością nie przechwalał, to ilościowo rzeczywistości nie przeskoczy. I ta choinka tak czy siak, jakaś taka łysa będzie. Chyba że Tosiaczek poszerzy grono osób podpadniętych i użytych do produkcji ozdób świątecznych. A kandydatów wielu, więc ta choinka zaczyna wyglądać już realniej...
Skoro level Kubacki jest tuż PRZED oberwaniem prawym sierpowym, to jestem bardzo ciekawa jak wygląda level over Kubacki. Bo to chyba przekracza zdolności mojej wyobraźni. Da się być bardziej wkurzającym...? Nie bez powodu Tośka traci prowadzenie w ankiecie na mendę naczelną.
Stefan. Stefan to jest człowiek złoty i gołębiego serca, a z tego co pamietam Tosiek go potem o jakieś niecne zamiary typu mord na niewiniątkach podejrzewa. Stefana nie TYKAMY. Stefan jest cacy, nie ufaj osobie, która nie kocha Huliganka naszego cudnego. Amen, koniec i kropka.
I nie wierzę, że Tosiaczek chce na Antarktydę wyemigrować. Przeca tam jest chole... bardzo zimno. A ona zimna nie lubi. Ja to bym na jej miejscu przed Kubackim na Saharę uciekała, w końcu takie zimowe skakajce wysokich temperatur chyba nie trafią, nie?
To że Tośce prawie groził pokój z Kubackim... Tego nawet Rosja by nie przeżyła. Bomba atomowa, biologiczna, wodorowa... to nic przy połączeniu Socha+Kubacki w stężeniu równomolowym na przestrzeni o objętości jednego hotelowego pokoju. Nope, świat nie jest gotowy na taką broń masowego rażenia, w postaci solidnej dawki sarkazmu/ironii/złośliwości/wredoty/mendowania* (*niepotrzebne skreślić) w tak krytycznym stężeniu. Kot poświęcił się dla sprawy i uchronił świat przed tą niechybną katastrofą naturalną. Chwała niech mu za to będzie na wieki. Powinien dostać pokojową nagrodę Nobla czy coś. Albo chociaż jedną z krótkofalówek Waltera. Tyle chyba mu się należy, za uratowanie świata przed niechybną zagładą...?
Wkurzający Kubacki, level master. „Ja wygram, ja!”. Jakby jeszcze spełnił tę groźbę, to dałoby się mu to marudzenie wybaczyć... choć nikt by nie przeżył takiej dawki puszenia się... Czy na lotach, nikomu nie wpadnie do głowy zepchnąć go z belki? Bo jak tak dalej pójdzie, to grozi mu taki „wypadek”.
Kulturalny Ziober zawsze kulturalny, łacina to taki zacny język w końcu jest, nie? Muraniek osiągnął ekspercki poziom w murańkowatości i cud po prostu, że jeszcze mu nie trzeba nart na nogi zakładać i pokazywać gdzie jest belka. Co konkurs to gorzej, mam wrażenie, strach pomyśleć, co będzie w Planicy. Tośka mu chyba będzie soczewki zakładać, jak nie gorzej.
Chrobot, który nadal jest Chorbotem i co najważniejsze nadal nie jest łączony z imieniem Kacper, zgubił woski. Ta kadra w ogóle była jakoś w stanie funkcjonować bez Tośki? Czy Kruczek sobie po prostu zupełnie odpuścił jakiekolwiek pozory po zatrudnieniu asystentki...?
cdn.
Brawa dla Taku, że pokazał Kubackiemu kaj jego miejsce. Jego ego mogłoby się nie zmieścić w busiku, jakby wygrał kwali. Sierściuch też zacnie, pomieszkiwanie z Tośką dobrze mu chyba zrobiło. Może Piotrek w nocy chrapie i to Kicię rozprasza, hę...?
UsuńJędrek Stękacz. Jędrek musi być. Szkoda, że na razie w PK, ale niech będzie. Jeszcze sobie chopinka poskacze w PeeSiu. A Oleczek też ładnie, ale mu ta Rena na powrót do czołówki nie starczyła meh, i Tosiaczek się nadal z mendami męczyć musi. Smuteg.
Antek psycholog, ło matulu, lotnik kryj się! Ale okej, ktoś z Sierściuchem pogadać musiał, bo się kocinka męczy. A trza być humanitarnym. Dla zwierząt przynajmniej! I zupełnie zapomniałam, że Maciuś ma tutaj dziewczynę (nadal nie wiem jakim cudem). I na dodatek ma na imię Kasia (przeraża mnie to). I Antek poszkodowany, potłukła się pewnie spadając z tego łóżka. Ale kto jej się kazał bawić w psychologa? A Maciuś, to musi tę swoją dziewczynę podpytać jak wyszukiwać promocji, to będzie z pożytkiem i dla związku i dla portfela, o!
Aleks swoim telefonem wygrał wszystko. Dosłownie. Jak można być tak pogodnym człowiekiem, no? Jak można być tak odpornym na tośkovatus maksimus? Toć to straszne schorzenie jest. Taka mrukowatość-tośkowatość. Ale Antek odkrywa w sobie pokłady Mickiewicza, czy to już podpada pod „Romantyczność”...? I może sobie komuś na mendę pomarudzić, bo Olczek grzecznie jej wysłucha. W końcu chce zrobić z niej ludzi, nie?
Aleks niech wraca do tego PeeSia w podskokach, bo Antek psychicznie z Kubackim nie wytrzyma. Na kimś musi się wyzywać, a telefonicznie to... to jakoś nie potrafi, widać. I telefonu szkoda jak coś. I może Oleczka też czasami. Jej cały stosunek do kadry jest specyficzny. Żyła nieszkodliwy, that's right; Kamiś ma jej respect, bo te medale olimpijskie na ciężkie wyglądają, jakby się odwinął + siła odśrodkowa od tasiemki, to z Tosieńki by nie było co zbierać. Więc lepiej nie. Kot rzeczywiście już prawie wychowany, tylko Antek mu jeszcze ilość odżywki do włosów powinna zminimalizować, bo go ta Kaśka jednak w końcu przez te kosmetyki zostawi. Muraniek i tak by nie zajarzył, tyż prowda, Ziobreka lepiej nie tykać, bo rzeczywiście jak Homerem uraczy to ino raz. No a Stefek is new on the board, kumpluje się z Kamisiem i jest złotym człowiekiem. Choć Tosiek uważa, że może być mordercą... Stefek? Ten Stefek...? No chyba Antek naprawdę ma problem w odczytywaniu intencji i w interakcjach interpersonalnych nie jest zbyt biegła...
I to czułe pożegnanie ze Zniszczołkiem... Z tego będą dzieci i ja to wiem bez żadnych walentynkowych dodatków!
No i przyszedł konkurs. I Dejvi nagle Tagiłu nie lubi. Ojej... *udawane współczucie level over 50000*. Mimo wszystko fajno, że nic mu się nie stało. Jeszcze by się antek musiała nim opiekować, czy coś... Obiadki gotować, albo gorzej.
O i 165cm norweskiego fangirlingu. Fannisek, który wpadł na momencik został na dłużej (czytelnia wymogła, meh. I bądź tu niezależnym twórcą...). Nigdy nie ufaj niskim ludziom (takiej mnie na przykład – 165 cm fałszu w czystej postaci, podszyte niewinnością niebieskich oczu. NIGDY NIE UFAJ KOBIECIE. Zwłaszcza niskiej). Tutaj torcik, tutaj fangirling, a tu niemal fanklub szaflarskiej mendy zakłada... Czy się nie poobijał, czy tyłeczek nie boli... I jeszcze shipuje Tośkę z Aleksem. I rozgryź tu taką małą Norkę, huh.
Kruczek ogarnia mniej niż wygląda, więc Tosiek dostanie drugi etat. Miodzio. I ja bym się tak nie rwała do żenienia z osobą odpowiedzialną za skopanie Kubackiego. Bo na 99,99% to kobitka była... I tell you! Sierściuch okazał się jednak nie do końca wytresowany, więc podpisuję petycję o walec. Może Tośka mi go pożyczy do prostowania krnąbrnych bohaterów, bo moja Kicia też się zbyt swawolna robi.
Engelberg jak to Engelberg wcale nie taki magiczny, meh. I spadek limitu meh. O jedną mendę mniej do znoszenia albo o jedną dobrą duszę mniej do wytrzymywania z resztą. I do powstrzymywania Tośki do masowego mordu. Co kto woli.
cdn...
Mamusia najukochańsza pod pretekstem tęsknoty wykorzystała tanią siłę roboczą do mycia okien. Bo mycie okien w zimie ma tyyyyyle sensu. Ja się ograniczam do prania firanek, na jedno wychodzi...
UsuńPięć wykrzykników przy Zniszczole w kontaktach oznacza jakieś wzniosłe i silne uczucia. Pytanie jeszcze tylko jakie, to prawdopodobnie zmienia się w czasie. Oby na lepsze... Skład mam nadzieję będzie pomyślny, bo inaczej Tosiaczek długo nie pociągnie z tą bandą. I to jeszcze podczas TCS przeca to jest 10 dni skoków non stop. Umrzeć można, mając na karku takiego Kubackiego przez tyle czasu....
No i życzonka. Od Oleczka krótkie zwięzłe i na temat. Od Tosieńki zwrotne niemalże równie konkretne. Od szaflarskiej mendy wyjątkowo miłe, a od Titusa (skąd on ma jej numer...? Aaa tak jechali razem samochodem, coś pamiętam jeszcze :P) cieplutkie i milusie. Ale co do prezentu na święta pomysłów szukać nie trzeba, słownik orograficzny nada się idealnie, najlepiej jakiś ciężki, bo najlepiej chyba łopatologicznie tę bandę nauczać.
A starych telefonów to mi nie obrażaj, one lepiej znoszą taki masowy atak esemesów niż te wszystkie ajfony i srajfony. Wiem co mówię!
No i tyle w kwestii merytorycznej. Teraz się skupię na niemerytorycznej. Jak pewnie zauważyłaś to siódemeczka mi się podoba tak jak niektórym kości policzkowe Kenny'ego Gangserera, więc wczuj się na chwilę w norkowy fangirling, by docenić pochwałę. Obecnej skokowej sytuacji na froncie w Viker komentować nie będą, bo to wszyscy wiedzą, Grupa Nie Stękaj ogarnia. Grupa Nie Stękaj, na którą ja także serdecznie zapraszam (link obok, rządzę się prawie jak u siebie :D).
I zaś mnie dekonspirujesz, nosz...! Na cztery, nie na trzy...? Już nie pamiętam. Ten chyba krótszy wyjdzie... choć nie wiem. Zobaczę zaraz. Jak będę publikować. Co do soundtracku to się przyznaje, że nie odpaliłam, bo w tle leci mi własny, ale obiecuję poprawę i przesłucham. Kiedyś. Na razie ciężko myślę nad Kotem. Bo jak widzę niżej, dekonspiracji ciąg dalszy, i raczysz informować świat o istnieniu czegoś, czego ten świat absolutnie uświadczyć nie powinien. Trudno. Najwyżej wyjadę na Antarktydę. Do ankiety na mendę się już odniosłam to się powtarzać nie będę, o!
A trejner wcale nie taki przybity wyszedł. Może tylko ciut. I tak smutnawo jakoś, rzeczywiście... #smuteg.
TCS nie spartolisz, wierzę w Ciebie. Ja jakoś daje radę z moi to i Tobie się uda. Nadal twierdzę, że trudniej śmiechować niż smutkować, więc may the Prevc power be with you. Co ten człowiek na tej skoczni wyrabia, to ludzkie pojęcie przechodni. Prawie jak Ty tutaj.
Okej, tyle. Sensu ten komentarz nie ma żadnego, ale to nic nowego chyba. Too... chyba czekam na ósemkę, huh? Moje się pisze, kiedy będzie - nie wiem. Koniec reklamy. Zamykam się już, bo słowotoków dostaje.
E_A
PS. Za wszelkie błędy w powyższym przepraszam, starałam się jak mogłam. Skróty myślowe i dwuznaczności takoż. Za wszystko w ogóle, bo pora już późnawa i mózg już nie ogarnia.
PS2. Nie do końca potrafię skojarzyć, czego parafrazą jest tytuł. Coś świta, ale nie wiadomo, w którym kościele... Help?
E_A
PS3. Koniec komentarza :*
Seppcio i „disqualified”. Killed me.
UsuńHAHAHAAHAHA, TO Z CHOINKĄ, LEŻĘ XDDDD
Wiesz, jeśli chodzi o Stefka, bo ci niepozorni są najniebezpieczniejsi i Tosiaczek jest tego świadom.
Żartuję, Stefek to jest serduszko. <3
(BLEH, CO TO ZA FANGIRLING)
Ej, ej! Kubackiego mi perosz nie spychać ze żadnego mamuta, jasne?! On jest ważnych elementem tej fabuły i przykro by mi było, gdyby go zabrakło. (Ale nie mów mu tego, bo się poszcza ze szczęścia).
Sama się zastanawiam, kiedy nadchodzi ten moment, że Klimek wie, gdzie, jak i zapiąć narty i patrz, jak skubaniec skacze.
Bo Chrobot to nie nazwisko, Chrobot to styl życia. A Trenejro, cóż, zakręcony ogór z niego był. Jest. I będzie. (Ale tylko u Tośkowych...)
STENKACZEŁE WILL BE BACK! #SpoilerAlert
Kocinka. :ʼ) Się zlitowała menda Socha. I się więcej nie poświęci...
TEN FRAGMENT O OLKU, KOCHAM CIĘ, POŚLUB MNIE, OK?
„Ziobreka lepiej nie tykać, bo rzeczywiście jak Homerem uraczy to ino roz” — Jan Ziobro vel. Poeta nadworny jegomości Waltera Hofera.
Tośka by go z patelni zdzieliła, a nie tam żadne obiadki. Pff. Menda mendzie przysługi nie zrobi, no, chyba że miałaby to być ostatnia w życiu.
Tez mam tyle. Yo, now u my bitch babe
Meh, Fannis? O nie, on badał grunt, szukał punktu zaczepienia, szukał, well, pretekstu.
Desperacja Tosinki doszła do tego stopnia, że byłaby w stanie wyjść za jakieś panie. #Mickiewicznadalwiele I obiecuję pożyczać walec! (PADŁAM! XDDDD)
Tak, te wykrzykniki symbolizują etapy Tośkowej irytacji. Wydawałoby się, że Zniszczoł zapala wszystkie, ale dla Kubackiego skala się wydłuża.
A Ty w Titusa NJE WONTP. On może ortografii nie zna, ale z niego jest niezły Inspektor Gadżet.
A co do tytułu, to akurat nie jest żadna parafrazą. Chodzi tylko o grę słów Kara Mustaf – i „kara dla Mustafa” (za wymądrzanie się przygrzał dupą w zeskok). Donʼt worry.
Kochanie, Twój komentarz był najlepsiejszy, wybacz mi mój, bo późno jest i nie wiem, co czynię.
I następnym razem też odpiszę Ci elaboratem, ok?
Daj buziaczka i lecem do wyra. :*
#Mickiewiczlovesit - zawsze wolałam Adasia od Słowackiego, ten to był bardziej odklejony niż Murańka.
OdpowiedzUsuńA tak do rzeczy - uwielbiam kłótnie Antka z Dawidem, wystarczy połączyć ze sobą dwójkę największych pomyleńców i takie teksty lecą, że hoh! Chociaż z całych sił próbuję sobie wyobrazić Kubackiego-mistrza zła i po prostu nie mogę, za dobrze mu z oczu patrzy :D Za to Maćko to po prostu poezja (i to raczej Smutno mi Boże Słowackiego niż bardziej pozytywny Adamek), to jego ględzenie tak do niego pasuje, ale tak ogółem też do całego polskiego teamu, tu widocznie każdy ma jakąś funkcję:
Trajner (swoją drogą, kocham nad życie to określenie) - zapominanie, nieogar, szefowanie
Kamil - serduszko ekipy
Stefan - (krótkie póki co) fangirlowanie Kamila
Janek - nauka podwórkowego
Klimek - po prostu egzystencja, no i może zmuszanie innych do bycia jego opiekunką
Piotrek - rozpijanie całej tej narciarskiej bandy
Dawid - robienie wszystkiego, żeby każdy go nie lubił (ale podświadomie i tak wszyscy by za nim tęsknili)
Maciejjo - bycie emo
Reszta załogi - odwalanie swojej roboty i dokładanie Antkowi powodów do znienawidzenia tego sportu
no a Antek to typowa dziewczyna (chociaż się zapiera, że nie) - najpierw chce zagadać z Maćkiem, a potem błaga, żeby jej nie płakał nad uchem! Niezła sztuka
Brakuje mi Zniszczoła, żeby chociaż ten jakoś próbował panować nad zbolałymi nerwami jedynej w grupie kobiety, ale kto wie, może akurat Kruczek dojrzy jeszcze jego wybitny talent do (nie)lotów i przywróci go, jak nie teraz to na Kulm!
A tak już kończąc ten wywód (bo się rozpisałam jak nigdy, ale wena do komentowania przyszła, chyba przez te humanistyczne aluzje do wielkich naszych wieszczy) muszę przyznać, że jak już jest mało Klemensa to moją drugą ukochaną postacią zostaje Fannis, mam słabość takich nieudolnych ludzi jak tych dwóch!
Natchnienia życzę i czekam niecierpliwie na TCS! Niech nasi rozniosą Bergisel!
Pozwalam się zbić, nie odpisałam! :(
UsuńBaaardzo mi się podoba, że zareagowałaś na aluzje literackie i tak świetnie je dopasowałaś! :D Tak w temacie - to Tośka chyba "Pani Twardowska", a Olek pan Twardowski? :D Biedy przed diabłem ucieka. :D
Widzę, że Klimek stał się serduszkiem wszystkich czytelniczek. :) Cieszę się, bo to znaczy, że postaci drugo- i trzecioplanowe też mam fajne. :D
Dziękuję Ci bardzo, komentarz przepiękny i motywujący! :D