Kiedy
parkuję powoli, dostrzegam światło w oknie. Nie mocne, nie
wyraziste, ale przymglone, takie, jakie dają lampki choinkowe.
Zatrzymuję się ostrożnie, by nie wpaść w poślizg, wyłączam
silnik i resztę sprzętu, i wychodzę.
Powietrze
jest rześkie, chłoszcze twarz, ale i oczyszcza płuca. Czuję
wyraźnie, jak wypuszczany z moich płuc dwutlenek węgle różni się
znacznie temperaturą od okolicy. Drepczę w miejscu, a śnieg pod
moimi butami skrzypi.
Moje
uszy spowija cisza — głęboka, przyjemna. To nie jest taka
zwyczajna, jaka panuje w pokoju, w którym nie ma żywej duszy.
Osiedle jest oddalone od centrum, z którego dochodzą odległe
dźwięki: przejeżdżający pociąg, szumy, szczekanie psa kilka
ulic dalej. Serce mi bije z mocą i w tym pozornym bezdźwięku
słyszę to bardzo wyraźnie, ale mimo to z pijanym entuzjazmem
podchodzę do furtki i przekraczam próg podwórka.
Po
wspięciu się po schodach coś mnie wstrzymuje od wciśnięcia
dzwonka. Boję się, że obudzę domowników, ale po chwili strzelam
się w czoło, bo przecież wiem, że jej rodzice są z bratem na
nartach, a dziadkowie w sanatorium.
Więc
będziemy... sami?
Z
jakichś powodów myśl mnie zaczyna przerażać. Nie to, żeby nam
się nie zdarzało przebywać sam na sam, ale...
Bądź
facetem! — ganię samego siebie w myślach i zdecydowanie
wciskam dzwonek.
Słyszę
kolejno otwierane drzwi i tupot ciężkiego, męskiego chodu. Światło
w przedsionku rozbłyska i zza półweneckich szybek w drzwiach
wejściowych pojawia się jedyna rezydentka tej posiadłości.
Majstruje przy zamku, a ten po chwili ustępuje i widzę ją w całej
okazałości.
Ma na
sobie burgundową, męską koszulę w kratę, ewidentnie na nią za
dużą, z podwiniętymi do łokci rękawami, krótkie, czarne szorty
i białe stopki. Włosy, jak zwykle, w bezładnym, niedbałym koku.
Pod oczami widać wyraźne worki, a to znaczy, że robota papierkowa
zajęła jej całą poprzednią noc i znaczący wycinek dzisiejszego
dnia, z małą przerwą na drzemkę, bo pewnie nie dała rady
wytrzymać tylu godzin bez snu.
Boże
drogi, za dobrze ją znam.
—
Bałwanie, doprowadziłeś mnie prawie do zawału! — Dopiero wtedy
zauważam, że trzyma rękę na dekolcie, demonstrując swoje
przerażenie.
Na
jej twarzy gości typowy dla niej grymas.
—
Nie mogłeś zadzwonić, czy coś? — burczy dalej, robiąc mi
miejsce, bym wszedł, ale ja mam jakieś opory. — No właź, czego
się gapisz jak Tepes w wykres wiatrowy?
Wchodzę
do środka, a ona stoi za mną, czekając aż zdejmę buty. Kiedy
przekraczam próg kolejnych drzwi, ona je zamyka, gasi światło i
rękami zagania do swojego pokoju.
Ma
wrzosowo-beżowe ściany, jasny komplet mebli: wysoką szafę,
komodę, stolik i biurko. Nad nim wisi zawalona tablica korkowa,
obwiedziona wężykiem... lampek świątecznych. Mówiła mi kiedyś,
że nigdy ich nie ściąga, bo światło lampy biurkowej ją oślepia,
a tamte robią klimat. Na blacie leży pełno papierów, ołówków,
długopisów, telefon, słuchawki, kilka podręczników. Na stoliku
jest włączony laptop, pod ścianą stoi kanapa przygotowana pod
łóżko, ze skotłowaną kołdrą. Czyli jednak spała,
przemyka mi przez myśl.
—
Czego się tak przyglądasz? — podnosi jedną brew w zdziwieniu. —
Pierwszy raz tu jesteś?
Oczywiście,
że nie. Przez dwa lata naszej znajomości bywałem tu wielokrotnie,
zwłaszcza latem. Kręcę głową, niepewien, co odpowiedzieć.
—
Po prostu masz tu bajzel. — Dodaję do tego standardowy, złośliwy
uśmiech i odpowiedzi muszę się uchylić przed gumką.
—
Odezwał się Perfekcyjny Pan Domu — burczy, ale po chwili odwraca
się i zaczyna sprzątać papierzyska z biurka. — Chcesz coś do
picia? — pyta, nie odrywając się od zadania.
Nie
ma typowej budowy. Nie jest szczupła; ma mocne nogi, boczki i
niezbyt płaski brzuch, za to totalną planimetrię pośladków. Ale
ma też pokaźny biust, który dzisiejszego wieczora postanowiła
wyeksponować, rozpinając kilka górnych guzików swojej koszuli.
Nigdy
wcześniej nie postrzegałem jej ten sposób. Była po prostu
przyjaciółka, powiernicą tajemnic, ulubionym wrzodem na tyłku.
Była wtedy, kiedy nie było nikogo. Milczała, gdy widziała, że
nie mam ochoty gadać. Motywowała, kiedy chciałem się poddawać.
Dodawała siły w chwilach słabości. Pierwsza wyciągała ręce,
kiedy upadałem. Była upierdliwa, złośliwa i okropna, ale ta
ciepła osoba, którą dojrzałem pod skorupą, przypadła mi go
gustu na tyle, że nie mogłem się oprzeć. Widziałem w niej dobrą
duszę, chociaż początkowo wszyscy myśleli, że jestem szalony.
Cóż,
po dwóch latach znajomości z nią można nieco odejść od zmysłów.
Ale
to wszystko zaczęło się jakiś miesiąc temu: jak nigdy przedtem,
wparowała do naszego boksu z francuskim warkoczem na głowie, który
zrobiła jej siostra Fannemela w czasie pierwszej serii w Lahti i
była cała w skowronkach. Zachowywała się tak uprzejmie, że mnie
sam nieobecny zawsze duchem Klimek zaczął szczypać po rękach, jak
w transie pytając: Co jej się stało? Kto jej to zrobił?
Pacnąłem go po łapach, bo mnie skóra zaczęła boleć, ale sam
miałem oczy wielkości pięciozłotówek. Dostrzegłem w niej to, co
do tej pory jakoś mi umykało: figurę, serdeczny uśmiech, poczucie
pewności siebie, kobiecość. I chociaż po godzinie jej przeszło,
wrażenie w głowie zostało. I nie chciało odejść.
To
jednak nie tak, że spodobała mi się dlatego, że prawdopodobnie
pierwszy raz od dwudziestu czterech lat się uczesała. Przecież na
co dzień widzę dużo ładnych dziewczyn i jakoś nie dostaję fioła
na ich punkcie. A z nią było inaczej. Zacząłem zauważać
mikrogesty, które wobec mnie wykonywała. Kładzenie mi głowy na
ramieniu, ilekroć siadaliśmy obok siebie. Klepanie po udzie.
Tarmoszenie policzków w chwilach radości. Mierzwienie grzywy.
Wpatrzone we mnie oczy, gdy coś mówiłem. Znakomita pamięć do
wszystkiego, co jej opowiadałem. Zapamiętywanie detali na mój
temat: ulubiona kawa, sposób wiązania szalika, rutyna
przedkonkursowa, metoda, by mnie rozśmieszyć, miejsca łaskotek.
Ściskanie mojej ręki w momentach smutku. Zaczynałem sobie bzdurać,
że... może ona do odwzajemnia.
Tylko
co ma odwzajemniać?
—
Zniszczoł, ty mnie dzisiaj przerażasz — pyta, wzdrygając się z
udawanego strachu. — Pijesz coś czy nie?
—
Nie, dzięki.
Wzdycha
i odkłada poukładane papiery na bok, po czym sięga po ciastko ze
stolika.
—
Chcesz też?
Kręcę
głową i przez chwilę siedzimy w ciszy, ona opiera się tyłem o
blat biurka i zajmuje się konsumpcją słodkości.
—
Dużo masz roboty? — pytam, wyciągając się swobodnie na
pierzynie.
—
Kończę — odpowiada z pełnymi ustami, po czym przełyka i dodaje:
— ale jestem potwornie padnięta.
Klepię
miejsce obok siebie, a ona siada tam po turecku, więc podnoszę się,
by na nią spojrzeć. Widzę zmęczenie w jej niebieskich oczach,
które powolnie mrugają, ale nie odrywają się ode mnie.
—
Może się połóż, co?
Kręci
głową.
—
Nie ma mowy. Nie będę spała, jak ty tu jesteś.
—
Przecież sypialiśmy razem w pokojach. Nie przeszkadza mi to.
Znowu
kręci głową.
—
Mieliśmy jakoś wesoło spędzić Walentynki, pamiętasz? I nie
zamierzam tego spartaczyć tylko dlatego, że jestem trochę śpiąca.
Najwyraźniej
ja i Tośka mamy zupełnie odmienne rozumienie słowa trochę.
Wzdycham,
ale nie oponuję, wiedząc, że to mija się z celem. Opieram plecy,
a ona po chwili przytula się do mojej klatki piersiowej, ziewając.
Odruchowo obejmuję ją ramieniem.
Czuję
się tak, jak nie czułem się od lat. Jej bliskość nie jest mi
obca, bo przecież przytulamy się nie od dziś, ale w pewnym sensie
jest to bardzo wyjątkowa dla mnie bliskość. Daje mi poczucie pełni
spokoju, bezpieczeństwa, bycia potrzebnym. Poczucie, że nic więcej
mi nie potrzeba, tylko jej miękkiego ciała i równomiernego
oddechu.
Znowu
milczymy. Podejrzewam, że Tośka odpływa i nie chcę tego zepsuć,
ale zaczyna mi się nudzić, więc wyjmuję z kieszeni telefon, ale
zamiast aktywować wifi, omyłkowo wybieram Bluetooth. Laptop
automatycznie łączy się z moim odtwarzaczem muzyki i włącza
ostatnio odsłuchiwaną piosenkę* — More Than Words od
Extreme. Zabiję Agatę za używanie mojego telefonu...
Tośka
porusza się i mówi z ospałym uśmiechem:
—
O, lubię ten kawałek.
I
zanim udaje mi się samego siebie powstrzymać, wypalam:
—
Chcesz do niego zatańczyć?
Socha
spogląda na mnie jak na wariata. Czego ja się w ogóle
spodziewałem?
—
Zwoje ci się wyprostowały? Zapomniałeś o weselu?
No
tak. Moja dusza wyszła z tego cało, ale stopy żałowały jeszcze
przez jakiś czas. Ale to mnie jakoś w ogóle nie zraża.
—
Nie marudź — subtelnie ją od siebie odsuwam i wstaję na równe
nogi, wyciągając w jej kierunku rękę. — Chodź.
Przypomina
mi się ten pamiętny weekend w Lillehammer, kiedy poszło mi o wiele
gorzej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Wtedy to ona
wytargała mnie na środek jakiejś polany i kazała mi się drzeć.
Dziwna metoda na rozładowanie złości, ale skuteczna.
Wtedy
też zakumplowała się z tym kurduplem Fannemelem i tego gniewu,
niestety, żadne krzyki nie były w stanie stłumić. To była
oczywista zdrada, ale nie, musiał ją Mustaf z całą resztą
gromady bronić, że Norwegowie są w porządku. Akurat. Poświęcasz
takim pół życia, a oni cię później nawet w najprostszej sprawie
nie poprą...
—
Zniszczoł, co tobie się znów w tej kopule przestawia...
—
Mogę prosić do tańca? — Nie ustępuję, niemal jej przerywając.
Widzę, że się waha. — Muzyka upływa.
Wzdycha,
ale łapie moją dłoń, a ja przyciągam jej ciało do siebie.
Obejmuję ją w talii, wystawiając nasze splecione dłonie na
zewnątrz. Kołyszemy się, a przynajmniej usiłujemy to robić, bo
Tośka jest sztywna jak kłoda. Rozpoznaję po jej szeroko otwartych
oczach, że wprawia ją to w pewien dyskomfort, a może nawet
przerażenie.
Cała
ona. Preferuje bliskość na odległość.
Po
jakimś czasie jednak zgrywamy się, a ona lgnie do mnie, kładąc
głowę na mojej wątłej klatce piersiowej, ściskając mnie mocniej
w pasie. Bujamy się na boki, a czas zwalnia. Muzyka nadaje
odpowiedni klimat, a światła wokół tablicy dokładają swoje.
Jesteśmy
tutaj. Sami. Bez zgiełku wrzeszczących kibiców. Bez konkursowego
pośpiechu. Bez kamer. Bez presji. W mroźny, walentynkowy wieczór.
Z drżącymi rękami i mocnym biciem serc.
Nie
wiem, co ona czuje. Nie wiem, czy choć w części odwzajemnia to, co
rodzi się i rośnie we mnie każdego dnia. Nie potrafię już
patrzeć na jej usta, chociaż niezbyt okazałe, to dla mnie
wyjątkowo atrakcyjne. Nie potrafię, bo wszystko we mnie wyrywa się
jak ten mustang, którego sam muszę ściągać lejcami. Kiedy mnie
przytula, chciałbym ją uwięzić w więzach swoich ramion i nigdy
nie wypuszczać. Chciałbym jej powiedzieć, że kiedy jesteśmy
razem, nie potrzebuję trofeów, triumfów ani całej kariery. Że w
jej ramionach gotów jestem odpłynąć na wieczność, bo tylko taka
śmierć byłaby dobra i bezbolesna.
Piosenka
się kończy, a ja widzę, że Tośka prawie przysypia na stojąco.
Przeciera leniwie oczy, starając się nie stracić kontaktu z
rzeczywistością jak Klimek na co dzień.
—
Idziemy spać, co?
Zaciągam
ją do łóżka, w którym sama się kładzie, a ja nakrywam ją
kołdrą, sam zaś siadam obok. Mruga bardzo ociężale, ale patrzy
na mnie.
—
Aleks?
Aleks.
Zaczynam się zastanawiać, co ważnego zamierza mi powiedzieć. Na
jej ustach błąka się jakiś chichot i nie do końca wiem, co się
dzieje.
—
Hmm?
Próbuje
mruganiem ożywić swój wzrok, ale nie odrywa go ode mnie. Głowię
się nad tym, co tak konkretnie zwraca jej uwagę, ale cierpliwie
czekam na ciąg dalszy.
—
Jesteś przystojny, wiesz?
Ta
informacja uderza we mnie jak obuchem w głowę. Staram się szybko
pozbierać, co jest trudne, bo jednocześnie zalewa mnie fala
szczęścia i paniki, i nie wiem, które jest większe.
—
Bredzisz z niewyspania — odpowiadam asekuracyjnie, naciągając na
nią wyżej kołdrę. (Robię to też dlatego, że odpięło jej się
kilka dodatkowych guzików i znajduję się w wielkim
niebezpieczeństwie). — Nie powinnaś była zarywać nocy.
— I
masz zajefajnie miękkie włosy — ignoruje mnie w zupełności.
Wyciąga
rękę, by mnie zapewne pogładzić po włosach, ale nie sięga, więc
z rezygnacją ją opuszcza i po chwili podźwiga się na łokciach,
by usiąść w pionie.
Serce
uderza mi coraz mocniej. Oddycham płytko i zastygam w bezruchu.
Patrzę na nią i tylko na nią, czując, jak świat znika.
Rzeczywistość wyślizguje mi się przez palce.
— I
niebieskie oczy. Zawsze wesołe.
Nie
wiem, co się ze mną dzieje. Kręgosłup zamarza w lekkim nachyleniu
ku jej twarzy.
To
bardziej niż oczywiste. Wpatrujemy się sobie w oczy. Już nie
mruga. Jej tęczówki są morskie jak i moje, i widzę w nich coś,
czego dotąd nie dostrzegałem. Też płytko i szybko oddycha. Kładę
swoją dłoń na jej i wyczuwam chłód. Denerwuje się.
Ośmielam
się wyciągnąć dłoń i pogładzić ją wierzchem po twarzy. Ma
zarumienione i miękkie policzki, lekko rozwarte usta. Muskam je
kciukiem, a potem moja dłoń wędruje na szyi i nie rusza się
stamtąd.
—
Tośka. — Mój głos jest zaskakującym szeptem, w dodatku bardzo
rozedrganym.
Patrzę
na nią. Nadal jest przerażona, ale to uczucie z wolna ustępuje
innemu. Spogląda mi uparcie w oczy, jakby szukając w nich
odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie i ukojenia strachu. A przecież
nie ma się czego bać.
—
Ha? — Tylko tyle wydobywa się z jej gardła. Ledwie przy tym
porusza mięśniami twarzy.
Czuję,
jak jej ciałem wstrząsają mikrodrgania. Wewnątrz musi umierać z
przerażenia. Za długo ją znam, by tego nie wiedzieć.
—
Ty też masz ładne oczy, wiesz? — Z jakiegoś powodu wydaje mi
się, że wszystko głośniejsze od szeptu byłoby zabójstwem dla
naszego słuchu. — I usta.
Przysuwam
się powoli, ostrożnie. Twarda i nieustraszona Tośka teraz wydaje
się płochliwa jak sarenka, którą każdy gwałtowny ruch może
oderwać od wykonywanej czynności i zmusić do ucieczki. Boję się,
że wymykająca się uczuciom Tośka zaraz się ocknie, zerwie,
schowa w innym pokoju. Zamiast tego ona siedzi absolutnie nieruchomo,
czekając na mój następny ruch.
Gdy
nasze twarze są tak blisko, że czujemy własne oddechy, zatrzymuję
się. Z bliska zmęczenie w oczach rozmywa się, a wszelkie
wypływające z tego mankamenty urody stają się najpiękniejszymi
mankamentami świata.
—
Nie jesteś dla mnie tylko przyjaciółką, wiesz? — szepczę.
Przytakuje
nieznacznie głową jak w transie. Nie jestem pewien, co ma oznaczać
ten gest? Zgodę? Stwierdzenie faktu? Kiedy moje wątpliwości
narastają, ona niespodziewanie zabiera głos.
—
Wiem — udaje jej się wyszeptać. — Wiem po sobie.
Zbliżam
się o wiele bardziej. Tak bardzo, że nasze usta się spotykają, a
ja czuję, jak wszystko we mnie wybucha, rozlewa się i wypełnia
mnie po brzegi. Czuję wszędobylskie ciepło, czuję przyćmiewające
szczęście, czuję, jak każdy najmniejszy trybik machiny mojego
ciała rozpoczyna swoją pracę na nowo. Wplatam dłonie w jej włosy,
a ona kładzie ręce na mojej talii, wciąż nieśmiało, wciąż
niepewnie.
Moje
dłonie spływają wzdłuż jej pleców, zatrzymując się dopiero na
pośladkach. Wtedy w mojej Tośce, w Tośce marudzie, w Tośce
malkontentce, w Tośce niedostępnej, odzywa się zwierzę. Jakby
dostała sygnał do startu. Przywiera do mnie szczelniej, obejmuje
nogami w pasie i całuje z taką zachłannością, jakby bała się,
że zniknę, że rozpłynę się w powietrzu. Jakby nadrabiała
stracony czas.
Kto
by pomyślał, hmm?
Kiedy
nasze usta wreszcie się rozłączają, oboje oddychamy nieco
spazmatycznie, jakby wciąż w szoku, że to, co się między nami
stało przed chwilą, stało się naprawdę.
Siedzi
na moich udach, swoje wciąż zaciskając wokół mojej talii i
patrzy na mnie, ale jest przy tym śmiertelnie poważna. Widzę, jak
żyła umiejscowiona w głębieniu między jej obojczykami pulsuje
szybko. Czeka na ciąg dalszy. Czeka w napięciu.
— I
co teraz? — pytam półgłosem.
—
Teraz wypadałoby pocałować mnie drugi raz, nie? — Jej rezon
niespodziewanie wraca.
Przygryza
wargę. Nieśmiały uśmiech błąka się po jej twarz, a ja go
odwzajemniam. Niemal natychmiast spełniam jej sugestię. Przerywam
tylko na chwilę, żeby powiedzieć:
—
Ale wiesz, że cię kocham, prawda?
Wywraca
oczami, nadal uśmiechnięta.
—
Jasne, że wiem, baranie.
*
Żeby nie było, że sobie zmyślam — mój laptop robi mi to za
każdym razem... Oczywiście, warunkiem jest zapamiętane urządzenie,
a że to nie pierwsza wizyta Zniszczoła u Tośki, to wniosek nasuwa
się sam.
Wiem,
Charlie w poważnym, romantycznym wydaniu ssie. Nie musicie mi mówić.
Ale postanowiłam wykorzystywać te dodatki jako moje próby w innych
kierunkach. :) Jesteście więc moimi królikami doświadczalnymi, bo
na Was sprawdzam, czy mi wychodzi. :D
Poza
tym, po napisaniu tego przez długo czas czułam, i nadal czuję,
obrzydzenie do samej siebie. Bleh. Tośka i Zniszczoł grożą mi
śmiercią od dwóch tygodni, bo takie to niezgodne z ich kreacjami,
jednak wykorzystałam ich częściowo, żeby było ciekawiej. Ale
naprawdę mi niedobrze z myślą, że ich użyłam w tak
nieodpowiedni sposób.
Przypomina
o siódemce
i ankiecie, oraz o naszej Grupie
Nie Stękaj. :)
Szczęśliwych
Walęwtynek! :D
PS.
Zauważyłam, że po siódemce przewaga Tośki w mendowstwie maleje
:D
Ło matuleńko, Tośki na poważnie... Tośki na ROMANTYCZNIE...!
OdpowiedzUsuńKobieto nie rób mi tego więcej. Nie mam na myśli, że Ci żle wyszło, niech mnie Tepes przedw wiatrem chorni! Takie Tośki to fajne Tośki, ino inne trocha. Tak ciut-ciut. A nawet bardziej ciut. Ale na plus. Nie rób mi jednak takich rzeczy, bo nie oddychanie przez 10 minut (bo tyle mi zajęło pólnięcie tego fragmnetu. Fragmenciku wręcz) chyba nie jest korzystne dla zdrowia. Chyba. Tak nam mówią na studiach, ale mówili też, że indeks będzie działał w styczniu, a nie działał. Więc w przypadku oddychania też mogli kłamać.
Tośka oczami Aleksa jest... jest abrdziej kobieca, niż wydaje się to możliwe znając Tośkę z perspektywy Tośki. Swoją drogą długo im to zajęło, choć zakładam, że dodatke się niekoniecznie odnosi jakkolwiek do fabuły. Ale warto pomarzyć. Czy coś.
A, jeszcze czemu nie oddyachałam, zapytasz pewnie. Bo byłam szalenie ciekawa, czy Tośka go przypadkiem nie podpuszcza i nie wyskoczy nagle w najmniej dpowiednim momencie z tekstem w stylu: "ZNISZCZOŁ BIER TE ŁAPY, BO CI JE WSADZĘ GDZIE ŚWIATŁO NIE DOCHODZI" lub coś jeszcze mniej romatycznego/miłego/odpowiedniego* (*niepotrzebne skreślić). Ale nie powiedziała, choć total romatisch nie bylo, Tośka swoje trzy gorsze w stylu Hana Solo musiała wtrącić (tak obejrzałam w końcu GW i muszę przyszpanić znajomością, przejrzałaś mnie).
To co robi laptop jest złe, ale pokarało Aleksa za próbe włączenia wifika. Głaskać śpiącą Tośkę, a nie fejsbóki sprawdzać, o!
Ale w sumie po tym co było na weselu (jego biedne stopy niech spoczywają w spokoju... dobrze że ich sobie nie ubezpieczył czy coś, bo to narzędzie pracy jednak jest. Tośka by sie nie wypłaciła chyba po tych potańcówkach).
Okej, to chyba tyle. Zauważ, że nie w punktach, o! Takam zdolna, tekstem ciągłym też potrafię.
Teraz lecę skomentować siódemeczkę, którą już mam od dawna przeczytaną i tworzyć własne. Zbaczymy co z tego wyniknie.
E_A
PS. Ja też zapraszam do Grupy Nie Stękaj :D
PS2. Tośka to jest menda. Ale Dejvi większa. Amen.
E_A
Wierz mi, Tośka siedziała koło mnie i wrzeszczała, czemu jej to robię i żeby Zniszczoł te łapska swoje zabrał. I ma na mnie focha od tego czasu.
UsuńNo, tak, Zniszczołowy opis Tośki to nie taki, jaki Aleks widzi. Nie, nie, to nie jest łączone z fabułą. W ogóle.
Dziękuję Ci pięknie, zawsze robisz mi dzień swoimi komentarzami. :D
PS. 2 Nie gadaj Tośce, ale ja też ją uważam za małą mendę. :D
Ojej. O rety. Jakie ładne.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, wiesz? Poza tym jestem aktualnie w tym tragicznym samotno-walentynkowym nastroju, chce mi się ryczeć i to mi bardzo pasuje.
Żeby nie było, to nie miało brzmieć jak obelga. Bo teraz się przestraszyłam, że tak zabrzmiało ;)
Jak ten Olek fajnie na nią patrzy. Fajnie? Cudownie.
I w ogóle ten tekst jest doskonały.
"Preferuje bliskość na odległość."
Tośka taka jest. I moja Mańka raczej też. No i ja chyba też. Więc mi się to mega spodobało. I tyle ode mnie ;)
buziak :*
Nie wiem, co powiedzieć, bo mnie zatkało. Zawsze uważam, że moje teksty poważne są ble.
Usuń"I w ogóle ten tekst jest doskonały." - <3
Stokrotne DZIĘKUJĘ! <3
o matko, a myślałam, że ten dzień nie może być piękniejszy (mimo powrotu do szkoły po feriach), a jednak! nowość u Ciebie i to TAKA nowość, aaaaaach *chwila na ponowne zachwycanie się*.
OdpowiedzUsuńwszystko pięknie i ładnie, ale ja się pytam: dlaczego to nie jest połączone z fabułą?!
ps. wracam do lekcji, a siódemeczka przeczytana od razu po dodaniu, tylko jakoś nie mogłam się zebrać z komentarzem, ale wrócę!
ps2. więcej Charlie w romantycznym wydaniu! <3
Ojejka, dziękuję! :D No, niestety, bycie romantyczną kłóciłoby się z naturą Tośki, ale może dodatki będą romantyczne, skoro się podobają. :) Ale to już nie z Tośką, bo naprawdę czuję się okropnie. :D
UsuńDziękuję za przemiłe słowa! <3
O matuleńko moja najukochańsza. Szkoda, że nie widziałaś mojego zacieszu na twarzy jak to czytałam! (Za to ludzie w busie niestety tak :/ ) To jest BOSKIEEEE!!! Aż brak mi słów. Kocham takie sceny ale to jest po prostu cudo!
OdpowiedzUsuń"Teraz wypadałoby pocałować mnie drugi raz, nie?" Tośkę chyba ktoś podmienił, bo ona i pocałuj mnie drugi raz? Nie no nie. Zaskoczyła mnie kobieta.
Więcej takich dodatków :*
Weny kochana, a ja zmykam do siódemeczki, bo się ciekawie zaczęło :D (a Fanisa potem Ci skomentuje, bo wreszcie przeczytałam :P )
Całuski :*
Dziękuję Ci pięknie! :)
UsuńAaaaaaaaaaaaaaaa nie wierzę w to co widzę! Czytałam z myślą, że Tośka prędzej czy później spławi Aleksa, albo on sam obudzi się ze sn :D Nigdy bym nie podejrzewała, że oni kiedykolwiek będą mogli być razem. Ale, jak to mówią, przeciwieństwa się przyciągają ;)
OdpowiedzUsuńWszędobylski Klimek, wszędzie się wpierdzieli :D Kocham! <3
Uwielbiam te dodatki i tak sobie rozmyślam, na jaką okazję jeszcze jakiś dodasz. Może jakaś droga krzyżowa przez odwołane konkursy nordyckie? :D
Pozdrawiam i weny życzę! :))
Ja wiem, czy Tośka i Aleks to takie znowu przeciwieństwa? A przyciągające się przeciwieństwa to psychologiczny mit. ;) Pociągają nas ci, którzy są do nas podobni.
UsuńKlimek. <3 Ukradnie każdą scenę, co?
Aaaa, mam w duchu nadzieję, że uda mi się na dzień kobiet coś wrzucić. :D
Ja również pozdrawiam i życzę tony wenu. <3
Niech mi Państwo Zniszczołowie wybaczą, ale część tą znów wygrał Klimek! Po prostu jest moim mistrzem,KRULEM i wszystkim po kolei ze swoim nieogarnięciem :D Choć trzeba mu przyznać, że tym razem okazał się wyjątkowo bystry!
OdpowiedzUsuńA co do reszty (choć show należy do Murańka) to muszę przyznać, że jestem nieuleczalną romantyczką i podobało mi się niezmiernie, cudnie zbudowałaś ten klimat!
+ idealnie pasująca muzyka <3
Ooom, aż nie wiem, co powiedzieć! Dziękuję Ci pięknie! :)
UsuńWreszcie ktoś muzyki posłuchał! :D Pobożonarodzeniowy cud? ;)
Dziękuję jeszcze raz!
To jednak całkiem miłe być takim królikiem doświadczalnym, nie będę mieć nic przeciwko zostać nim kolejny raz.
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny dodatek, bo chociaż walentynkowy - to nie jest wcale taki przesłodzony. Tośka i Aleks wciąż pozostają sobą, zbyt mocne charakterki, żeby ich jakieś jedno święto przekabaciło. :D
I wielki plus dla Murańka, mimo tego, że prawie w ogóle się tu nie pojawia (no ma chłopak dar przyciągania uwagi!).
L.
Ja nie wiem, ten Muraniek to mi całe szoł kradnie! :D Chociaż cieszę się, że drugoplanowa postać została zauważona i się spodobała. :)
UsuńCo do charakterów - w pełni się zgadzam! Tośka i tak ma na mnie focha...
Dziękuję za miłe słowa! :)