I never wanted to say
this
You never wanted to stay
I put my faith in you,
so much faith
And then you just threw
it away
You threw it away
Paramore — For A
Pessimist, Iʼm Pretty Optimistic
—
Dawaj moje walizki, półmózgu!
Zniszczoł
spierdzielał przez pół parkingu, bez problemu trzymając w
powietrzu moją ciężką jak sto cegieł walizę i uśmiechając się
jak typowy kasztan. Najpierw mnie wystraszył, że rzeczy gdzieś
porzuciłam albo mi je chciwe Szwabska pokradły, a potem, jak już
podniosłam raban na cały hotel, wyskoczył z tą swoją głupią,
wyszczerzoną facjatą i myślał, że zabawny jest, jak mi tak
skarbem moim jedynym przed nosem zamachał. I jak go tu nie chcieć
zamordować?
—
ZNISZCZOŁ, PRZYGOTUJ SIĘ NA DŁUGĄ I BOLESNĄ ŚMIE...
—
Nie obiecuj, nie obiecuj, bo jeszcze uwierzę! — Odwrócił się
tylko po to, żeby pokazać swój durny zestaw kłów i poruszać
głupio brwiami.
Trejner
pokręcił głową z dezaprobatą, ale nie powiedział ani słowa i
dalej analizował swój terminarz. Ja to powinnam robić, ale miałam
stan wyjątkowy. Chrobot żuł gumę, oparty o nasz autokar,
hrabiowie z asystenckiej Izby Lordów omawiali coś gorączkowymi
szeptami, Gębala masował Kamila, bo ten źle spał w nocy i
kręgosłup chciał go wpędzić do grobu, a reszta raczej z ziewami
czekała aż będziemy gotowi do wyjazdu. To znaczy — aż ja i
Zniszczoł wreszcie się wykończymy nawzajem.
W
końcu znalazłam się w dogodnej odległość i — HOPS! —
uwiesiłam się bałwanowi na plecach, dla utrzymania mocno ściskając
go za gardło. Próbując ratować resztki swojego mizernego życia,
odrzucił moją walizkę i zaczął się miotać, by mnie zrzucić,
ściskając moje ręce wokół swojej szyi. Wierzgał normalnie jak
jakiś Mustang z Dzikiej Doliny, słowo daję. Ale ja silna
jestem, więc tak szybko nie dałam się zwalić z jego pleców.
—
TOŚKA! — zawołał z rozpaczą.
Ścisnęłam
go mocniej.
—
JAK SIĘ DO MNIE MÓWI, TĘPAKU?!
—
SOCHA, PUŚĆ MNIE!
—
PRZEPROŚ, JEŁOPIE!
—
PO MOIM TRUPIE!
—
A to akurat da się załatwić.
W
końcu wpadł matoł na pomysł, no po prostu geniusz — ugryzł
mnie z całej siły w przedramię. Ja w krzyk, on ulga. Nie trwało
jednak długo, a znowu rzuciłam mu się szyję, ale tym razem od
przodu i powalając go na trawnik wokół parkingu. Tam się
tarmosiliśmy dobre pięć minut, rzucając przy tym niewybrednymi
obelgami, aż ostatecznie słabsze lelum-polelum ustąpiło.
—
Dobra, przepraszam! — zawołał, wyciągając ręce w geście
poddaństwa.
Zeszłam
z niego, ale nadal byłam wściekła. Spojrzałam na niego z chęcią
brutalnego morderstwa i warknęłam:
—
Zażartuj ze mnie tak jeszcze raz, a obudzisz się wykastrowany!
Jak
już w końcu przestał rzekomo naśladować dłonią i ozorem moją
przemowę, pokazał mi język, a ja nie pozostałam mu dłużna.
—
Burak! — krzyknęłam już na odchodnym, odwrócona do niego
plecami, wracając do reszty z walizką toczącą się po bruku
parkingu.
—
Wariatka! — oddał.
Wszyscy
czekali zniecierpliwieni na nasz rozejm, żeby móc w końcu jechać
do domu, a Kubacki, który żywotnie nie znosił Klingenthal,
ewidentnie niecierpliwił się bardziej niż pozostali. Na mój
widok, takiej z potarganymi włosami i zadrapaniami na twarzy,
uśmiechnął się jadowicie.
—
Już? Skończyliście się chędożyć?
Posłaliśmy
mu ze Zniszczołem jednocześnie tak samo zabójcze spojrzenie. Oto,
jak działał nasz szlachetny pakt o nieagresji.
—
Wal się, Szopen.
* * *
W
Skandynawii, w odróżnieniu od Niemiec, o każdej porze roku pizga
złem. A że w Kuusamo zawsze to samo, to tym razem również
chciało oderwać łeb. I nie, to nie jest przenośnia. W dodatku,
kiedy przybyliśmy, było już ciemno. Na pewno napadało tam więcej
śniegu, ale wcale nie byłam taka pewna, czy zawody wypalą. Przy
wietrze pędzącym z prędkością ośmiu metrów na sekundę? Chyba
tylko dla naszych Mirek Tepes wcisnąłby zielone.
Podpisałam
ostatnie papierzyska w recepcji i rozdałam wesołej gromadzie klucze
do ich pokoi. Wszystkim nam trafiły się dwójki (prócz Szefa,
który dostał trójkę, bo chciał mieć blisko siebie swoich
asystentów), ale ja, jako nowa, nie bardzo wiedziałam, kogo mam
sobie zaklepać. Przekichane. Żyła już się za Sierściuchem snuł,
Ziober i Muraniek ustalali, kto zajmuje które łóżko, Stoch dobrał
się z Kubackim, a Zniszczoł...
—
Ja będę z Antkiem — wyszczerzył się i stanął obok mnie. Już
mu przeszła złość za zeszłotygodniowy atak.
Bardzo
chciałam dosolić mu po swojemu, ale zacisnęłam wargi. Obowiązywał
mnie przecież ten cały układ. Mój bunt doprowadziłby do
kolejnego spięcia i problemów lokacyjnych, więc posłałam mu
tylko mordercze spojrzenie.
—
Spodoba ci się. — Poklepał mnie po ramieniu.
—
Zapewne — wymruczałam pod nosem, wlokąc się za nim do pokoju.
Rzucił
bagaże w kąt, a potem walnął całym swoim chudym cielskiem na
łóżko i zadowolony był z siebie, a ja już czułam, że czeka
mnie najgorszy weekend mojego życia.
Usiadłam
spokojnie na swoim wyrku, mając nadzieję, że będę w stanie po
ludzku przeczytać sobie książkę, ale nie, jełop musiał zacząć
paplać.
—
To... jak będzie z tym Tośkiem?
—
Zapomnij.
Zamknął
się na chwilę. Ale tylko na chwilę.
—
Jak myślisz, odbędzie się tu coś?
—
Coś — podkreśliłam. — Na moje to pewnie uda się tylko połowa
treningu i koniec historii.
Zniszczoł
westchnął.
—
Nie cieszysz się, że jesteśmy razem? W pokoju, w sensie. — Gdyby
był szczeniakiem, na pewno ze smutkiem opuściłby teraz uszy.
—
Cieszyłabym się bardziej, gdybyś przestał kłapać jadaczką. —
Zerknęłam jednak na zegarek i zmieniłam plany. — Albo w sumie
rusz dupę, bo trzeba coś zjeść. Chodź, idziemy po resztę
jełopów.
Obeszłam
wszystkie pokoje i razem wyszliśmy na miasto, czyli tak naprawdę na
wioskę. Było o tyle fajnie, że spadł śnieg i jakoś od razu się
bardziej świątecznie zrobiło, mimo że do Bożego Narodzenia
jeszcze z miesiąc został. Ale lepsze to niż polskie świąteczne
błoto.
Nazajutrz
miał się rozpocząć trening, ale ciągle docierały do nas
wyłącznie złe informacje. Przesunięte, anulowane, zmienione,
opóźnione. Pierwszy dzień w Kuusamo, a już wszyscy kręcili
nosami.
—
Naprawdę nie rozumiem sensu organizowania tu zawodów — oznajmił
Kamil podczas kolacji. — Przecież co roku jest to samo. Nie dało
im to nic do myślenia?
—
Idź, poskarż się Walterowi. Na pewno weźmie twoje marudzenie pod
uwagę. — Pierwszy raz od dłuższego czasu wiedziałam wreszcie,
co bym chciałam zrobić Kubackiemu. Kopnąć go pod stołem boleśnie
w goleń!
Kamil
wywrócił oczami.
—
Jak go raban w prasie nie skłonił do myślenia, to jeden Stoch tym
bardziej — podsumował Mistrz Olimpijski.
—
Jakieś dobre wieści? — zagadnął Sierściuch, widząc, że
Trejner zmaga się ze swoim smartfonem w celu otworzenia smsa.
—
Eeee... raczej nie — zabił w nas wszystkie nadzieje Kruczek. —
Startujemy bez kwali, o szesnastej trening, o siedemnastej
trzydzieści konkurs.
—
Ale jak to? — Żyle prawie żarcie wypadło z gęby, tak się
zdziwił. — Nawet kwali nie będzie? Mówili, że zrobią.
Treneiro
wzruszył tylko ramionami.
—
Ja sobie tego nie ustalam, nie?
Pietrek
wyglądał, jakby mu ulubioną zabawkę zabrali, tak się obraził.
Liczył pewno na wygrane kwalifikacje, a tutaj taki psikus! Ładnie
sobie Walter od początku pogrywa. Moje gratulacje. Nie ma to jak
organizować zawody w miejscu, w którym wiatru nie ma wtedy, kiedy i
zawodów nie ma. Jestem pewna, że wiele lat temu, kiedy ktoś mądry
wymyślał skoki narciarskie, przyszedł jeden taki Fin, któremu nie
szło, i przeklął Rukatunturi. I jestem prawie pewna, że to był
jakiś daleki przodek Janne Ahonnena.
Po
kolacji musiałam spędzić dobre pół godziny u Kruczka na
ustalaniu szczegółów nowego planu dnia w związku ze zmianami w
porządku zawodów. Ale wcale nie to było najgorsze, mimo że
słuchanie jego głosu tak często może spowodować trwałe
uszkodzenie psychiczne. Później musiałam wrócić i oglądać
paskudną gębę Zniszczoła, i przystosować uszy do jego
biadolenia.
—
Idę się kąpać — oznajmiłam mu zaraz od progu, po czym zaczęłam
zbierać rzeczy potrzebne do kąpieli. — I ani mi się waż
podglądać.
Grzywa
spojrzał na mnie z wyrzutem.
—
Czy ty myślisz, że ja jestem jakiś niewyżyty?
—
A czy ja muszę odpowiadać na to pytanie?
—
Antek!
Wzruszyłam
ramionami i poszłam robić swoje.
Najgorsze
i tak przyszło o wiele później, kiedy oboje byliśmy w łóżkach.
Ja nie mogłam zasnąć, bo po prostu nie śpię w nowych miejscach i
tyle, a on nie mógł zasnąć, BO UBZDURAŁO MU SIĘ OGLĄDAĆ
FIŃSKĄ TELEWIZJĘ I NABIJAĆ SIĘ Z TEGO, ŻE NIC NIE ROZUMIE.
Panie, skąd brać siły, żeby go nie zabić?
—
Weź to już wyłącz — wymamrotałam z twarzą częściowo w
poduszce, odwrócona tyłem do swojego nieszczęsnego współlokatora.
—
Tylko się ten teleturniej skończy — odparł spokojnie. Bo nie
wiedział, że grozi mu śmierć i ciężkie kalectwo.
Odwróciłam
się i spojrzałam na niego jak na debila, którym był.
—
Przecież i tak nic nie rozumiesz.
Zniszczoł
trochę się zmieszał.
—
Wcale nie! Tutaj chodzi o to, żeby ten koleś w stroju kurczaka
wrzucił pudding do tej skrzynki, a potem wylał go na głowę tej
babki, co wygląda jak wyciągnięta z karnawału w Rio, a potem
wyrzeźbił z tego... — Zmrużył oczy i wychylił się w stronę
telewizora — ...eee... konia bez dwóch nóg?
Powinnam
była odliczać paciorki różańca, żeby go nie roznieść. Serio.
Gdybym mogła, to bym mu tak grzmotnęła, że tylko by po nim
zostały buty w powietrzu.
—
W tej chwili mi to wyłączaj, bo wstajemy o szóstej!
—
To jest też mój pokój, mam prawo robić sobie, co chcę. — Moje
krzyki w ogóle nie robiły na nim wrażenia, co tylko mnie bardziej
wpieniało.
—
A podoba ci się perspektywa zawalenia konkursu?! Bo to na pewno się
stanie, jeśli zaraz nie walniesz w kimono!
—
A w zeszłym tygodniu to kto mnie po nocach ciągał, hmm?! — No
dobra, może czasem mu skakało ciśnienie. Całe szczęście, bo bym
chyba zawał zeszła. — I jakoś wtedy nie miałaś żadnych
problemów z tym, że mi nie pójdzie!
Niczym
Filip z konopi, w naszych skromnych progach pojawił się Kubacki.
Każdy włos wykręcał mu się w inną stronę, pod oczami miał
wory, ale na pewno nie zapomniał o zaciskaniu pięści. Właściwie
to żyły na jego rękach zaczęły mnie trochę niepokoić. Gdzieś
tam, w głębi ducha. Bo na zewnątrz tego ducha nadal chciałam
mordować.
—
A ty czego tutaj?! — warknęłam na niego.
—
Mam taką małą prośbę — powiedział dziwnie spokojnie. Za
spokojnie. — Szanowni państwo Zniszczołowie, CZY MOGLIBYŚCIE
ZAMKNĄĆ RYJE?! NIEKTÓRZY PRÓBUJĄ SPAĆ!
Podczas
gdy ja mentalnie przygotowywałam się do agresywnego napadu na
Mustafa, Zniszczołowi złość kompletnie przeszła, a jego uwagę
przykuła zupełnie inna część wypowiedzi kolegi kadrowego.
—
Państwo Zniszczołowie? — powtórzył, patrząc na Dejviego
z charakterystycznym wytrzeszczem oczu.
—
Bo się kłócicie jak stare małżeństwo, matole — odparł mu
tamten, jakby musiał mu oczywistość tłumaczyć.
Matoł
matoła matołem pogania...
—
Możesz już opuścić to pomieszczenie? Chcemy się położyć —
zwróciłam się do Kubackiego.
—
Macie zamiar się chędożyć jak w Klingenthal?
Pożegnała
go laczkowa armata w twarz, przed którą się uchylił, ale
przynajmniej skutecznie wygoniła go z naszego terenu. Będzie
szkodnik łaził i gitarę zawracał.
Spojrzałam
gniewnie na Grzywę, który wyglądał, jakby czuł się trochę
obrażony. No co za matoł, było nie oglądać fińskich
teleturniejów, to by nie było scysji.
—
Gaś światło i śpimy! — warknęłam.
Położyłam
się z poczuciem ulgi i radosną nadzieją, że wreszcie zanurzę się
w świecie, w którym nie ma nart, kombinezonów, bonifikat za wiatr
i belkę, Waltera Hofera, jego przyjaciół Mirka i Seppcia, a przede
wszystkim tych chudych, niepełnosprytnych kreatur. Jest jednak takie
stare i dobre powiedzenie: Nadzieja matką głupich. Nie
trwało dłużej niż pięć minut, a z ciemności wyłonił się ten
durnowaty głos:
—
Antek, jesteś na mnie zła?
Westchnęłam.
Już nawet nie miałam siły się na niego wkurzać. On mnie po
prostu przerastał. Był zdecydowanie nie do zdarcia. Niestety.
—
Na pewno będę, jak nie zamkniesz w końcu jadaczki.
Tak
to się robi u nas w Kuusamo.
* * *
—
Chłopaki, słyszeliście njusa?
Taaak,
ten Żyła to jednak potrafi wprowadzić w odpowiedni nastrój.
Pomijając cię w swojej wypowiedzi. Jasne, bo cycki rozmiar H to
przecież tyle, co nic. Wyglądam prawie jak facet. Zastanawiałam
się, ile jeszcze raz zostanę zdegradowana do podgatunku mężczyzny,
kiedy Pietrek spojrzał na mnie przepraszająco i dodał:
—
Znaczy się, chłopaki i pani asystentka.
Zniszczoł
spojrzał na mnie kątem oka i się zaśmiał, za co dostał z łokcia
w żebra. I już nawet mnie nie obchodziło, czy przez to nie wystąpi
w konkursie. Po wczorajszej nocy miałam prawo rozwijać swoje
umiejętności ordynarnej świni.
Wracaliśmy
właśnie pieszo z sali, na której cała ekipa starała się mnie
zaciągnąć do gry w siatkówkę. Uwielbiam ten sport, ale w
połączeniu z nimi wydaje się najgorszy na świecie. Chciałoby się
napisać: pizgało złem, ale wcale nie. Było całkiem ciepło,
nawet wiatr trochę ustał... Tylko Trejner rozmawiał na tyłach z
kimś przez telefon, a ja nauczyłam się już, że jak Kruczek
odbiera telefony lub smsy o niepokojąco bliskich konkursu godzinach,
to znaczy, że Walterowi zmienił się plan wsadzania sobie naszego
czasu głęboko w dupę.
—
Oświeć nas, Wiewiór, nie możemy się doczekać — sarknął
Kubacki.
Kto
mi może wytłumaczyć, jak udało mu się ujść z życiem przez
dwadzieścia pięć lat? Dlaczego nie nadarzył się jeszcze nikt,
kto miałby jaja, żeby go zutylizować? Dlaczego ja muszę wszystko
inicjować na tym świecie?
—
Bankieta organizują po mistrzostwach!
—
Po mistrzostwach? — przebudził się ze snu zimowego Murańka.
Chwała Panu, wrócił do nas duchowo!
—
Takich w lotach. W Tauplitz — wytłumaczyłam mu jak dziecku
pięcioletniemu.
—
I Bad Mitterndorf! — dodał jak jakiś kujon Zniszczoł.
—
Serio? — nawiązał do Żyły jego przyjaciel najlepszy,
Sierściuch. — Kto ci mówił?
—
A ze Romkiem se wczoraj pogadałem, nie? — Przez pięć sekund
próbowałam sobie przypomnieć, kto w naszej kadrze nazywa się
Romek i wtedy doszło do mnie, że nikt. — Mówił, że Rysiek od
Wernera słyszał, a tamten od Heinza. — A mówią, że baby robią
wspaniałą pocztę pantoflową. — Bo Kuttin i Schuster to chody
mają u Waltera, wiadomo. — Nie to, co my, Czesi i Słoweńcy,
przemknęło mi wspaniałomyślnie przez głowę. — No, a temu się
sypnęło o tym całym bankiecie. Ponoć pojechali w stylu Zastaw
się, a postaw się, he, he, he. Ma być wyżera i pompa, że ja
cię pierdzielę!
Komu
nie chce się tłumaczyć mi, kim są Romek i Rysiek...?
...ten
nie podnosi ręki.
—
Może Walter chce was utuczyć przed następnymi zawodami —
odezwałam się. — Niemcy pewnie nie zostaną zaproszeni, żeby
Schuster mógł ich gdzieś w swojej piwnicy głodować.
Właśnie
Ziobro miał dowalić jakąś zapewne zabawną
puentą, ale uprzedził go Kruczek.
—
Tory się topią. Trening o osiemnastej.
Zostało
nam pół dnia do zmarnowania. Ani potrenować, ani się obżerać,
ani nic. Żyła i Sierściuch zorganizowali w swoim pokoju turniej w
pokera na zakrętki z wody mineralnej i w turnieju tym wzięli udział
Muraniek, Ziober i Kubacki, a także część sztabu, wyłączając
Szefa i Chrobota, bo ten drugi co chwilę wyglądał na balkon i
złorzeczył na Finów pod nosem, i ciągle zmieniał wosk. Stoch
zaczytywał się w Traktacie o łuskaniu fasoli ze słuchawkami
w uszach w swoim hotelowym zaciszu, a Zniszczoł poszedł sobie, jak
to stwierdził, na samotną wycieczkę krajoznawczą, żeby
skoncentrować się przed zawodami. Nie wiedziałam tylko o jakie
zawody mu chodziło — te, które prawdopodobnie miały się nie
wydarzyć?
Z
braku laku, chcąc czuć się dobrze podczas gnicia na skoczni w
czasie treningu, poszłam pod prysznic. Miło, że chociaż Finowie
nie mają nas w dupie i woda nie jest u nich jedynym źródłem
ciepła. Jakoś tak wpadłam w dobry nastrój: założyłam swój
ulubiony t-shirt i, prócz majtek, nic więcej. Zostawiając włosy
do samodzielnego wysuszenia, włożyłam słuchawki do uszu i
początkowo tylko leżałam na łóżku, podrygując nogami w takt
muzyki. Potem jednak poczułam powera, więc wstałam, wzięłam
dezodorant z zamiarem poudawania artystki estradowej, i zaczęłam
odwalać swoje typowe, durne densy, których nikt nigdy nie ogląda w
obawie przed utratą wzroku lub śmiercią z zażenowania. Ale For
A Pessimist, Iʼm Pretty Optimistic dało mi kopa i w dupie
miałam wszelkie zagrożenia. Próbowałam nawet twerku tym swoim
nieistniejącym, płaskim jak horyzont myślowy Hofera tyłkiem, ale
skoki, zarzucanie mokrymi włosami i imitowanie seksownej tancerki
latynoamerykańskiej były zdecydowanie lepsze. Wiecie, bo rock i
salsa to niedaleko siebie leżą. Sama widziałam. W Empiku, jak ktoś
płyty porozpierdzielał.
—
...soł macz fejt end den ju, dżast truł yt ełeeeeej!
Szit.
Kiedy
zdałam sobie sprawę, że ktoś w drzwiach stoi, było już o wiele
za późno.
—
Zniszczoł!
Śmiał
się jakby go koń posikał. I to chyba ten z teleturnieju. Zaczął
się zwijać i zsuwać wzdłuż ściany. Okej, rozumiem, wyglądałam
tak debil, ale to chyba nie powód, żeby się zapowietrzać przez
kwadrans. Z jakimi ja bałwanami zgodziłam się pracować? Cóżem
Ci, Boże, złego uczyniła...
—
To nie jest śmieszne! — Kopnęłam go gdzieś w okolice zadka. Nie
wiem dokładnie, bo siedział w jakimś pokręconym przykucu.
Ale
to go tylko bardziej rozbawiło.
—
Mówisz tak... HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA! ...bo się... HAHAHAHAHAHAHA!
...nie widziałaś...
Wywróciłam
oczami i wtedy zdałam sobie sprawę z faktu, że nie mam ani spodni,
ani stanika, więc czym prędzej odrzuciłam telefon i słuchawki na
łóżko i zaczęłam przekopywać walizkę w poszukiwaniu ciuchów.
—
A mogę wiedzieć, czemu katujesz mnie swoim półnegliżem? —
zapytał, kiedy morda przestała mu w końcu rechotać.
—
Żebyś się stąd w końcu wyniósł.
Z
naręczem normalnych ubrań zamknęłam się w łazience.
Uff.
Uszłam z życiem z tego ambarasu, ale byłam pewna, że milczenie w
tej kwestii nie potrwa długo. Jeśli to doszłoby do Kubackiego...
Wszyscy wiemy, co zrobiłby z tym Kubacki. Zniszczył mi absolutne
strzępki reputacji, które gdzieś tam się zachowały.
Byłam
dopiero na etapie zakładania stanika (no co, potrzeby fizjologiczne
najpierw), kiedy usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Pomyślałam
sobie, że oddzwonię, jak wyjdę, ale wówczas przypomniało mi się,
kto jest moim współlokatorem i aktualnie przebywał w pokoju.
—
Tak, słucham?
Poderwałam
się do drzwi.
—
ZNIIIIISZCZOOOOOOŁ!
Zaczęłam
się ślamazarnie ubierać, żeby matoła powstrzymać. Co za gnojek!
Kto mu pozwolił dotykać mój telefon?!
Durny
rozporek, akurat teraz musiał się zaciąć!
—
Tak, tak, tutaj chłopak Tośki przy telefonie.
CO?!
Napierałam
z całej siły na drzwi i dopiero po upływie dobrych trzydziestu
sekund zdałam sobie sprawę z faktu, że najpierw trzeba było
otworzyć zapadkę, bo przecież przed tymi niewyżytymi małpiszonami
należy się chronić. Poza tym, która baba nie zamykałaby się w
łazience w obecności dwunastu facetów?
Jedno
było pewne: jeśli mama mu uwierzyła, to mogłam być pewna, że
moja głowa poleci dalej niż Fannemel w Vikersund.
Dosłownie
wpadłam do pokoju, a Zniszczoł, siedzący na moim łóżku,
instynktownie przesunął się w tył, zanim zdążyłam go
zaatakować.
—
Eee, tak, przekażę jej, aleeeee muuszę
kończyćbozaczynanamsiętreningDOWIDZENIA!
Rzuciłam
się na niego i zaczęła się nasza typowa szamotanina, bo on nie
chciał oddać, a ja nie chciałam odpuścić. Będzie mi zasrany
baran zabierał telefon bez pytania! I takie rzeczy matce mojej
jednorodzonej opowiadał! Kara ciężaru mojego ciała na jego była
naprawdę niczym w porównaniu z tym, jakie wizje roiły mi się w
głowie. Nawet nie wiem kiedy spadliśmy na podłogę i dopiero
solidne łupnięcie głowy tego gamonia w deskę łóżka mi to
uświadomiło.
—
Dosyć! — zawołał ze skrzywioną miną. — Antek, przestań!
Dysząc,
wyprostowałam się, wciąż na nim siedząc.
—
Ale grzmotnąłem. — Położył ręce na głowie.
No
dobra, trzeba było kretyna uratować, więc z westchnieniem zeszłam
z niego i podałam mu pomocną dłoń. Jeśli się zdziwił, to nie
dał tego po sobie poznać. Pomogłam mu usiąść na jego łóżku,
a on ciągle miał nieciekawą minę. Usadowiłam się obok zaczęłam
czuć się z tym wszystkim niekomfortowo. (Nie mylić z
wyrzutami sumienia).
—
Ty chyba zęby chcesz stracić! — Spojrzał na mnie pytająco. —
Za dotykanie moich rzeczy bez pytania!
Znowu
skrzywił się z bólu, a ja westchnęłam, wyhamowując złość.
—
Co ci mama mówiła?
Popatrzył
na mnie z lekkim zaskoczeniem.
—
Skąd wiedziałaś, że to ona?
Wywróciłam
oczami.
—
Bo nikt inny by do mnie nie zadzwonił.
Zmarszczył
lekko brwi, ale to chyba tylko pogorszyło ból w tej jego tępej
czaszce, więc westchnął jedynie i położył mi głowę na
ramieniu. To dopiero było niekomfortowe, i to tak, że cała
zesztywniałam.
—
Powiedziała, że jacyś Ania i Michał zapraszają was, to
znaczy już nas, na ślub w maju.
Zabiję
gnoja. Normalnie go wypatroszę jak karpia na święta. A z flaków
zrobię sobie biżuterię!
Moja
matka zadzwoniła, żeby mnie poinformować, że Ania i Michał
wreszcie przyszli do nas z zaproszeniami, a ten kadrowy wrzód na
dupie sprzedał jej cudownego njusa, że jest moim chłopakiem. Nie
wiem, kto będzie miał mniej życia — ja czy on. Byłam jednak
pewna, że na tym etapie czekało mnie odebranie kolejnego połączenia
od kochanej mamusi, która zamierzała maglować temat domniemanego
towarzysza życia, a nie, jak poprzednio, robić mi scysję o nową
pracę. (Myślicie, że tłumaczenie, że mnie szantażowano w biały
dzień coś pomogło? Pff. Równie skuteczne, co rozpaczliwe treningi
Schlierenzauera).
W
zasadzie Zniszczoł był moim tymczasowym towarzyszem życia, tylko
takim raczej z przymusu niż z wyboru. Ale weźcie spróbujcie
wytłumaczyć coś matce! Matki to zawsze mają swoje teorie i
trzymają się ich jak Freund Kryształowej Kuli.
—
Zamorduję cię! — wyznałam Zniszczołowi bezpośrednio. Bo ja to
w ogóle bezpośrednie dziewczę jestem. — Uduszę, potem utopię,
a na końcu zakopię w ogródku Hofera! Czy ty masz pojęcie, jaką
katastrofę wywołałeś w moim domu?! Żyć mi nie dadzą! Zaraz
zaczną zbierać na wesele i...
—
Okej, przepraszam! — odkrzyknął. — Nie powinienem był ruszać
twojego telefonu ani tym bardziej mówić takich głupot, ale, na
miłość Boską, czy mogłabyś przestać krzyczeć?! Łeb mi chce
rozwalić! A poza tym, przypominam ci, że obowiązuje nas umowa!
—
Dobra, już dobra! — A od kiedy to Zniszczoł był takim służbistą?
Umowy i umowy. I czego jeszcze? Zasadniczo niczego nie podpisałam i
mogłabym używać tego argumentu, żeby utemperować matoła, ale
kodeks moralny mi nie pozwalał. Bo, jak wspominałam, jestem
sprawiedliwą ordynarną świnią. — Będę ciszej. Idę po
batona do automatu, chcesz też?! — zapytałam wciąż ostrym
tonem.
—
Tak — burknął i zwinął się w kłębek na swoim łóżku. —
Marsa mi weź.
Bleh.
Snickersy są lepsze, nie zna się bałwan.
Niestety,
moje życie byłoby zbyt piękne, gdyby pewnego dnia zabrakło w nim
Mustafa. Osioł stał na korytarzu oparty o ścianę i jadł jabłko,
ale złośliwy uśmieszek nie schodził mu z tej wrednej gęby.
Oczywiście, obrzuciłam go swoim standardowym, pełnym pogardy
spojrzeniem z nadzieją, że ruszy tą swoją plastikową makówą i
zajarzy, że nie mam ochoty wdawać się z nim w bezsensowne
konwersacje, ale nie. Musiał otworzyć tę swoją parszywą
japę.
—
Skończyliście się już chędożyć, Zniszczołowie?
—
Skończyłeś już myśleć, że jesteś zabawny? — Ruszył za mną.
Chyba
go współlokator wykolegował, bo ewidentnie szukał zaczepki, a
więc w Mustafowskim rozumieniu — sposobności do rozmowy. Ale
sobie znalazł. Cytując klasyka: Trafiłeś jak kulą w płot,
mój mały przyjacielu*. (Chociaż biorąc pod uwagę ilość
zboczonych aluzji Kubackiego, mały przyjaciel brzmi źle w
tym kontekście).
—
Nie ma sensu zaprzeczać prawdzie.
Spojrzałam
na niego jak na kretyna. Czyli po prostu popatrzyłam na Mustafa.
Wrzuciłam pieniądze i wybrałam numer na Marsa. Znaczy — nie w
sensie, że się dodzwoniłam do naszych szarych, wielkookich
przyjaciół z układu słonecznego, tylko batonika kupiłam.
—
Takie są początki małżeństwa — zawsze burzliwe i trudne —
powiedział tonem znawcy Kubacki, stojąc obok i zajmując mi
przestrzeń na zachodzie. — Ale dopóki w łóżku wszystko gra...
—
Kubacki, ty masz chyba jakiś zbyt wysoki poziom napięcia
seksualnego — przerwałam mu, wyjmując dla siebie snickersa, po
czym odwróciłam się do bałwana. — I won ode mnie, bo ja ci nie
będę pomagać w jego rozładowywaniu. — Bez pardonu zaczęłam
sobie wracać do pokoju.
—
Jeszcze przyjdziesz mnie prosić o szybki numerek w szatni!
Obróciłam
się do niego tylko po to, żeby mu pokazać, jak pukam się po
głowie.
Wiecie,
co jest śmieszne? Że trening o osiemnastej czasu polskiego
odwołali. A wiecie, co jest śmieszniejsze? Że następnego
dnia gniliśmy na skoczni dwie godziny jak getry treningowe mojego
brata w jego torbie, czekając, aż przeprowadzi się seria próbna,
a potem konkurs. Akurat. Skoczyło czterdziestu pięciu nielotów,
Hofer własnoręcznie tory czyścił, a potem i tak wszystko
przerwano. A wiecie, co jest najśmieszniejsze? Że szanownego
pana dyrektora w ogóle to nie obeszło, żeśmy wymarzli jak morsy i
śpiki nam zamarzały jeszcze w zatokach, i że łby chciało urywać.
Nawet nam głupiej herbaty na rozgrzanie nie dali, żadnej
rekompensaty za straty moralne i zdrowotne! Najlepiej to podsumował
Żyła, wchodząc do kadrowego busa, jak wyjeżdżaliśmy z tego
wariatkowa:
—
Do dupy z taką robotą.
A
Sierściuch mu zgodnie przytaknął głową.
*
Chciałam dać Wam do zgadnięcia, ale jednak odkrywam karty: chodzi
o Dzieci z Bullerbyn Astrid Lindgren. (To mi przypomina, jak
czytałam je bratu i młodszym kuzynkom, a one ciągle prosiły mnie
o czytanie im Dzieci z BULLERWY. Ja nie wiem,
wadę wymowy mam, czy co?).
Romek
i Rysiek — dla tych mniej zorientowanych: chodziło mi oczywiście
o Romana Koudelkę i Richarda Schallerta.
Jeśli
chodzi o dzisiejsze kwali do KO, to... strasznie żal mi Kotałke. Ma facet
potencjał, ale na Niemców pecha też ma. No ileż można! Raz się
Austriak zdarzył, ale też zawalił. Nosz...! Stękaczełe z
maciupeńkimi szansami, ale zawsze. Stefcio i Kamiś raczej na
lajcie, choć teraz to z naszymi Orzełkami nigdy nie wiadomo. Dejvi
tak pół na pół.
Co do
soundtracku — zacięłam się na tej piosence. Początkowo miało
być Grow Up tego samego zespołu, ale melodia tego utworu
tylko by Was uśpiła, soł. :D
Rozdział
wyszedł jakiś taki... bleh. No nie wiem. Z założenia miał się
wydawać przejściowy i taki wyszedł, ale zaimplantowałam w nim
ważne info i wyjdzie to w praniu dopiero za... równych pięć
rozdziałów. (Co za słów ja używam, to chyba jeszcze wpływ
Sylwestra). W ogóle nie planowałam dwóch walk wręcz na linii
Tośka-Aleks, ale ogóły jak nieśmieszny żart z
walizkami, czy zaproszenie na wesele były planowane. Dla
ciekawskich: w poprzedniej wersji Tośka dołączała do ekipy pod
koniec LGP, a kiedy wsiadła do samochodu, dostała prawie zawału,
kiedy zauważyła, że Kubacki, Zniszczoł, Kot i Titus się do niego
włamali i siedzieli w środku. Uparli się, że chcą jechać z nią,
a potem była cała historia z chowaniem ich w szafie przed rodziną
i wymknięciem się Zniszczoła oraz narobieniem przez niego Tośce
siary, ale cały ten rozdział został brutalnie wycięty. Może i
brzmiał śmiesznie, ale był... głupi. Niepotrzebnie rozciągał
fabułę, więc wszystko pomieściłam w Kuusamo, w którym — jak
wiadomo — zawsze to samo.
I
jakoś tak... umrzyły mi opisy?
A co
Wy powiecie na temat rozdziału? Co Wam się wydaje/czuje? Bo ja sama
nosem kręcę, ale ja to ja.
Taki
lifehack — na podstronie z rozdziałami zawsze pojawia się tytuł
przyszłego rozdziału. :)
A na
koniec — boski, zwalający z nóg, roztapiający serce uśmiech
cudownego Kamila. Chciałabym, żeby już zawsze się tak śmiał.
Zawsze.
Kamil,
wiedz, że my z Tobą jesteśmy, bo jesteśmy kibicami,
a nie fanami sukcesu.
#teampolandforever!
Ten
gif również należy do mnie, więc zabronione jest jego kopiowanie.
PS. Co mi nic nie gadacie, że ja w poprzednim rozdziale niezręczna napisałam osobno?!
Standardowo w punkcikach będzie, o! Aczkolwiek za sens i tak nie odpowiadam ;)
OdpowiedzUsuń1)Czy tylko ja zamiastr Trejner czytam Tajner? To tak trochę demotywuje, bo za każdymr azem się zatanawiam co tam Apollo robi...
2) "Jak się do mnie mówi?!" - No Tosiek, a jak? Albo Antek. A ten z Sochą wyskakuje, i ta Tośka z początku. On che zginąc, czy jak?
3) wierz lub nie, mam kolegę który grzyzie (gryzł). Padałam jego ofarą podczas gry w prawo dżungli. Przez dwa dni miałam ślad. Czy kogoś zdziwi jego ksywka Zwierzak?
4) Pakt o nieagresji, hę? Chyba wziął w łeb... (anyway Szopen made my day)
5) "Pizga złem" oj tak, znmay to określenie. bardzo dobrze. Dziś wykorzystałam jej jakieś pięć milionów razy :/
6) Wspólny pokój? a ona nie jest odpowiedzialna za logistykę? jakaś jedyneczka, czy co? po co komplikwać sobie życie (yeah, wiem. must be romatisch)
7) Ona tak ciule do nich mówi (jak ktoś z Krakowa to przepraszam, miało być "czule"): buraczku, jełopku, jadaczka... tylko bez zdędnych zdrobnień
8)Przeklęta Rukatunturi... that's make sens!
9)Fińska TV - to to się wgl da oglądać? Teleturniej też niczego sobie, lepszy niż japońskie ("zgniatacz jaj", fandom SPN zrozumie) ;)
10)państwo Zniszczołowie. kocham tę ich realcję! Olek jawi mi sie niczym taki mały slodki szczeniaczek, just awww...!
11) Kubacki taki nieogarnięty, taki... po prostu Dawidowy :) Meh, Mannerowa Panienka, nic dodać nic ująć :P. dlatego jego utylizacji mówimy stanowcze NOPE!
12) O, Muraniek! To on jednak mówi? (wybacz, słoneczko, musiałam. Wybaczysz mi?)
13) Ksywki takie trudne... Ale no tak, Antek nie ogarnia. Nawet Chro...Skrobota, zanczy się. Ale ja w sumie słysząc Rysiek pomyślłam o Piątku, więc, w sumie... można Tośkowi wybaczyć :)
14) Mam jakieś dziwne wrażenie, że ten konkurs się nie odbędzie... (co z tego, że wiem, że się nie odbył...? Ciii...!)
15) A co Ci Finowie mu zrobili...?! a no tak, pogoda. I masz babo placek. Samr to ważna rzecz jednak.
16) "Traktar o łuskaniu fasoli"? Naprawdę, serio? Kaaaamil...! podziewałam się ambiteniejszej lektury (naprawdę to chcesz robić na emeryturze...?). No chyba, że jest to wybitne dzieło filozoficzne, którego nie znam, to wybaczę (w sumie nie znam, żadnego więc to całkiem możliwe jest)
17) Nigdy nie tańcz w słuchawkach i samej blieźnie. NEVER. (zapisz, zapamiętaj!)
18) półnegliż dobry na wszytsko. Wszytskie drzwi otwiera... wait. to zabrzmiało źle.
19) Jak można tykać cudzy telefon?! (taa, znamy to, oj znamy...)
20) "Chlopak Tośki" hehe, myślenie życzeniowe, hehe
21) czy matka może być jednorodzona...? *rozkmninia*
22) "Love is in the air...!" *wyje na cały głos, używając szczotki jako mikrofonu* *domownicy uciakają w apnice na dwór. co z tego, że pizga złem...?*
23) ah te Twoje homeryckie porównania, robią mi dzien normalnie (jak Freund KK, treningi Szlirencałera, ogródek Hofera... ups to ostatnie akurat nie porówannie, ale co tam, też dobre!)
24) Snicerscy>Marsy. Jako dizecko wyznawałam odmienną religię, ale smarkata byłam i głupia, ot co!
25) Podteksty są złe, oj złe...I to bardzo złe...ojć. Co sie zoabczyło to się nie odzobaczy. nawet oczami wyobraźni. DON'T ASK!
26) podsumowanie Kussamo jest debest!
No i chyba tyle.
"dzieci z Bullerbyn" prawie wgl nie kojarzę już, ale średnio mi się podobały. Wolałam dr. Dollitle :)
Nasze orzełki nieco lepiej osatnio, oby teraz tylko w górę leciały <3. Kamilek na gifie cudowny oby taki jak najczęściej. Oby wszysyc tacy byli. ZAWSZE dmuchamy im pod narty. I już!
E_A
PS. zawuażyłam błęda :P. ale wydawało mi się, że napisałam. Późno było, mogło mi się wydawać.
PS2. Czy tylko ja zauważyłam, że te tytuły rozdizałów jakieś takie... swojsko brzmiące są..? ^^
Twoje komentarze robią mi noc! Zawsze! ♥ Już pędzę z odpowiedziami, bo kilka rzeczy sprostować trza, i to piorunem. :)
Usuń1. Sama tak czasem mam i od razu mi się humor partoli, jak tak przeczytam...
6. No w zasadzie to jest, ale założyłam, że jeśli nie zarezerwowała żadnej „izolatki dla Tośkowej wariatki”, to znaczy, że nie była dostępna. Więcej razy już jej się to raczej nie zdarzy!
9. A Ty wiesz, że ja ciągle o tym myślałam? A jak to napisałaś, to wybuchłam śmiechem! :D SPN rząąąądzi :D (zaraz po skokach, of course).
12. Zdarzają mu się przebłyski świadomości. Dziś oglądałam sobie materiał TVN-u o jego wyczynie w wieku dziesięciu lat... Szok, że tegoroczny Muraniek to wciąż to samo cudowne dziecko! W poprzednim sezonie tak sobie przemyśliwałam, że może on po prostu musi się ustabilizować, bo i w Planicy fruwał niezgorzej, do drugiej serii częściej wchodził, niż nie wchodził, a teraz taki klops. Ech, Orzełki, Orzełki...
14. To wciąż moja wersja tego sezonu, ale potrzebowałam wymówki na brak planów na Rukę, więc zaczerpnęłam z rzeczywistości i tym samym — mogłaś myśleć, że się odbędzie :P Od Lille powinno być inaczej!
16. „Traktat o łuskaniu fasoli” to powieść metafizyczna Wiesława Myśliwskiego, bardzo poważna, wielokrotnie nagradzana i pełna życiowych refleksji lektura. :) Mogłaś nie wiedzieć, bo celowo wybrałam „głupi” tytuł, bo fajnie wpisuje się w konwencję, ale literaci to będą wiedzieć, że puszczam im w ten sposób oczko. ;)
17. Ostatnio „tańczyłam” przy laptopie, w słuchawkach, i nagle tata zapalił światło, mówiąc: „Coś dziwnego działo ci się z ciałem”. Mój tata wymiata!
20. Za wcześnie na takie myślenie życzeniowe, to bardziej życzenie złośliwcowe. :D Bo Zniszczoł wesół jak szczygieł, ale uszczypliwy z niego dowcipniś czasem.
21. Sama się nad tym zastanawiałam... Kiepski tak gada, więc postanowiłam popłynąć. :D
23. Mam nadzieję, że się podobają, bo staram się trochę urozmaicić treść, nawiązując do wiedzy czytelnika — bo takie gagi podobają się najbardziej. To trochę tak, jak my na filologii opowiadamy sobie żart o Kochanowskim, który nie miał weny, nie wiedział, co napisać, więc wyszedł z siekierą na biedną Orszulkę. ;) To odniesienie do plotki, jakoby Kochanowski napisał „Treny” dla zakładu. Przeciętny Kubacki tego raczej nie wie, a my śmieszkujemy na całego!
24. SAME HERE!
Oj, no Adaś mówi, że nie jest nawet „lepiej”. :( Ja to nie wiem, on powinien się wziąć za rządzenie w Związku, nie jakiś Apollo z brzuchem ciążowym. Ja tam widzę mały progresik. Wiadomo, ten sezon możemy już raczej wykreślić z pamięci i kalendarza, bo w porównaniu z nim poprzedni był zaskakująco udany, ale teraz musimy się uzbroić w cierpliwość, dostrzegać pozytywy, bo negatywy to każden jeden widzi. Już maleńki progresik jest — wszyscy przebrnęli przez kwali. (Nawet mój ulubieny Stenkaczełe!)
PS. Było pisać! Nie, że nie wiem, jak się „niezręczny” pisze, ale człek ślepy jest, głupi, to tak to potem wychodzi. Pierdylion razy sprawdzałam ten rozdział, a tu taki suprajs wyszedł po dwóch tygodniach od napisania. A sprawdzałam dzień w dzień chociaż raz.
PS2 Nie wiem, mam nadzieję, że inni też to zauważyli, tylko się kryją, bo zabieg jak najbardziej celowy! :D
Dziękuję za cudny komentarz, całuskuję z góry na dół i na odwrót!
Głupio mi teraz z tą fasolą... *robi smutną minę i już nigdy nie będzie w stanie spojrzeć swojemu (byłemu) poloniście w oczy*. Ja zasadniczo biol-chem-mat byłam, ale humanistyczne ciągoty też miewam. Tak właśnie przeczuwałam, że to albo coś mega glupiego, albo mega poważnego, bo mi się z "Piosenką o końcu świata" skojarzyło Miłosza. Ten staruszek z pomidorami, pewnie kojarzysz. Pomidory, fasola...
UsuńBredzę, ale pierwsza w nocy jest. No, w każdym razie skruszonam do głębi, z ciekawości aż sprawdzę cóż to za dzieło jest.
Dobrej nocy, powodzenia na sesji, weny i innych takich.
buziaczki, E_A
PS. Rety, naprawdę mi głupio...
Nie czuj się głupio. :) Niewiedza nie jest powodem do wstydu. ;) Mało kto spoza literackiego światka wie o tej książce, a zwłaszcza młodzi, bo teraz na fali jest John Green i inne "Niezgodne", więc ludzie nie sięgają po takie rzeczy. Plus, nie jest to lektura łatwa, więc to dodatkowo zniechęca. :)
UsuńDzięki nie dzięki, jakby to powiedział Pietrek. :D Tak mi go brakuje w PŚ! :(
Oglądać fińską telewizję i cieszyć się, że nic z tego nie rozumie :D Tego nic nie pobije. I ten koń bez dwóch nóg.
OdpowiedzUsuńTośka jest osobą... brutalną. Mocno brutalną. Zniszczoł walczy, ale w sumie taka chudzinka nie ma najmniejszych szans. Za to nadrabia intelektem. Tylko że od intelektu muskuły nie rosną ;)
Padłam przy tym tańcu Tośki :D
A Kubacki ma ewidentnie coś z mózgiem. Amen.
Wybacz mi, ale nie mam dziś wyjątkowo weny na komentarz, zresztą myślami już chyba jestem w Bischo i może to z tego wynika. A bo ja wiem :P
buziak! :*
Z tą fińską telewizją to tylko Olek umie. A Tośka to jest brutal, chociaż już raczej nie zdarzy jej się agresja fizyczna. A czy ten Oluś taki znów mądry...? Ja to nie wiem, okaże się z biegiem fabuły.
UsuńTak, tak, Kubacki jest złośliwy i nie do końca zdrowy na umyśle.
Oj, to Bischo... Pero wygrał i to jest prajoriti. :D
Pozdrawiam!
Może zacznę od końca (jakby to zapewne nasze nieloty określiły, od dupy strony). Tegoroczny TCS bodajże najgorszy od kilkunastu lat. Ale nie ma co się oszukiwać - jest bardzo źle. Źle było już w poprzednim sezonie, kiedy to Kamil nabawił się kontuzji już na samym starcie. Doskonale wiemy, jak to się dalej toczyło, beznadziejne wyniki i jeden nasuwający się wniosek - drużyna bez Stocha to nie drużyna. I o ile później jakoś się Polaczki podnosiły i zacięcie walczyły, to widać było, że coś jednak było nie tak. Każdy sądził, że przerwa pomiędzy PŚ a LGP dobrze zrobi naszemu Mistrzowi, ale niestety, widzimy wyraźny spadek formy. To już nie jest ten sam Kamil Stoch, który zdobywał medale olimpijskie, mistrzostwo świata oraz Kryształową Kulę. Smutno się na to patrzy, ale mocno wierzę w to, że jeszcze będzie dobrze, że Polska drużyna powstanie jak Feniks z popiołów. Może pokusimy się o medale olimpijskie w drużynówce? Kto wie :) Póki co jestem zadowolona z decyzji sztabu - Kamil zostaje w Polsce, a kadra B leci do Willingen.
OdpowiedzUsuńDobra, wracam do rozdziału ;P
Fakt, jedyną zaletą Kuusamo jest to, że się ładnie prezentuje na zdjęciach. I miło się w nim spędza czas (o ile nie czeka się na wznowienie zawodów ;) ). I nic poza tym. I chyba nie popadnę w depresję, kiedy zamiast tego fińskiego zadupia w przyszłym sezonie do kalendarza zawodów wpadłby weekend np. w Szczyrku :)
Jełop, matoł... Ależ się oni pięknie przezywają :D Aż miło się słucha ^^
"Przez pięć sekund próbowałam sobie przypomnieć, kto w naszej kadrze nazywa się Romek i wtedy doszło do mnie, że nikt." - czy ja już kiedyś wspominałam, że cię uwielbiam? <3 Gdyby nie to, że rozdziały czytam wieczorem, to z pewnością wszystkim domownikom spędzałabym sen z powiek :') I niech się cieszą, póki co nie zamierzam z tego rezygnować :P
Jakoś wątpię, aby Antek ze Zniszczołem kiedyś przestali się kłócić. Prędzej Zografski Puchar Świata wygra, aniżeli miałoby się to stać :P No ale to oni przecież są siłą napędową w tej kadrze, bez nich byłoby tam nudno ;)
Coś czuję, że gdyby nie ten pakt, porozumienie, czy jak to tam Olek nazwał, Tosiek wolałby przez cały tydzień oglądać fińską telewizję, niż spędzić weekend z tym jełopem :P Twardo się kobitka trzyma, ale ciekawa jestem, jak długo jeszcze z nimi wytrzyma :D
Pozdrawiam i weny życzę! :))
P. S. Motywujesz mnie i inspirujesz do pisania. Pierwszy rozdział już w połowie napisany, teraz z górki ;P
Nie można mówić, że bez Kamila to już nie drużyna. Właśnie takie rzeczy wywierają presję, jakby tylko on mógł utrzymywać na barkach brzemię odpowiedzialności za Polskę w PŚ, a przecież to KADRA, a więc cała drużyna. Kamil nie skacze sam. Nie można bagatelizować naszych Kotków, Kubackich i Hul. Kamil i tak się świetnie spisał w poprzednim sezonie, mimo że miał kontuzję, to wywalczył 9. miejsce w generalce, kilkakrotnie stawał na podium, ustanowił rekord Polski, itd. Nie można oczekiwać, że Kamil już do końca życia będzie wygrywał PŚ albo rywalizował o najwyższe lokaty. Jasne, kto by nie chciał, ale w sumie, gdyby radził sobie tak jak np. Nori, to wcale nie byłoby źle. :) Kamil jest dwukrotnym MO, zdobywcą KK, indywidualnym i drużynowym medalistą MŚ, więc czego może mu brakować? Zaliczył najważniejsze trofea w karierze. On już nic nie musi, ewentualnie może.
UsuńJa w ogóle nie przewiduję innej opcji niż poprawa. Może już nie w tym, ale w kolejnym sezonie. I nie przeciążać ich tak na lato! Lato to ma być okres prób, eksperymentów, "radosnego fikania" z progu, a nie jakiś zapiernicz nie wiadomo jaki.
Uff, no to się rozgadałam. Ale jestem ciekawa tego PŚ! Zwłaszcza że jadą tam Stękała, który mi się dziś śnił (jako mój chłopak, wtf) i Jakub Wolny "szybki jak konik polny". :D
Co do rozdziałowej części komentarza: też bym się nie pogniewała za Szczyrk. Na co nam jakieś "zadupia fińskie" (bardzo dobre określenie!), skoro u nas halny taki rzadki, a tam co roku fiasko. I uwielbiaj mnie dalej, mimo wszystko! :)
Oooj, Ty mi tu Vladiego nie spisuj na straty, bo on to jeszcze Kulę zgarnąć może! Mistrz Świata Juniorów i Olek Pointner mogą jeszcze pozamiatać, ja Ci to mówię! Skoki to tak nieprzewidywalna dyscyplina sportu, że w sumie nic mnie już chyba nie zdziwi. A już na pewno nie wygrana Prevca. :D
Tośka wolałaby spędzić rok z pająkami w piwnicy niż się z tymi cymbałami wlec po świecie, ale że wyszło jak wyszło... No i co zrobisz? No nic nie zrobisz.
Pozdrawiam i życzę tego samego!
I jest mi niewypowiedzianie miło, że jestem Twoja motywacją i inspiracją do pisania. :) Bo ja sama trochę wyhamowałam...
no i nareszcie koniec tego przeklętego Kuusamo!
OdpowiedzUsuńZniszczołowie (pozwól, Dawidku, że ukradnę ci słówko) mnie rozwalają z rozdziału na rozdział coraz bardziej. Tośka jakaś taka zbyt agresywna, może ona powinna się na jakiś boks zapisać? żeby na ringu rozładowywać swoje emocje a nie na biednym Olku!
i jest jeszcze Dawid, który się pałęta za Tośką i Olkiem i tylko życie utrudnia, a jej na pewno. i co to za tekst na końcu: "Jeszcze przyjdziesz mnie prosić o szybki numerek w szatni!"?!?! Kubacki, ja się poważnie zaczynam o Ciebie martwić!
wena na pisanie jakichkolwiek składnych komentarzy minęła mi wraz z powrotem do szkoły po świętach, cóż za dziwny zbieg okoliczności...
ps. następny rozdział chcę dłuższy! :)
Hahahaha, Tośka zdecydowanie powinna jakieś MMA uprawiać, ale sądzę, że to by nie rozładowało agresji, tylko pomogło w spuszczaniu manta biednych chłopakom z kadry. :D A Kubacki to cały Kubacki, menda kadrowa i wrzód na zdrowym organizmie, ale na swój sposób kochany. :)
UsuńObiecuję, że następny wydłużę! :)
Pozdrawiam!
Charlie
Cuda cuda ogłaszają! Córka marnotrawna melduje swoje przybycie z komentarzem wreszcie.
OdpowiedzUsuńTa bitwa o walizki, no nie mogę po prostu ;D Ale panie Aleksie! Nie ładnie to tak bić sie z kobietą ;p
Ale ten rozdział to Kubacki wygrał <3 Państwo Zniszczołowie <3 Nie no, uwielbiam tą "mende kadrową"
Tośiek śpiewający w tak skąpym ubraniu, hehe, dobrze, że to nie wpadł Kubacki,bo juz by wszyscy wiedzieli.
Oj mamusia Anteczka to juz tam pewnie ludzi na weselu córki usadza przy stołach. Oj bedzie galimatias z tym.
Hmmm Tośce sie weselicho szykuje? Oj coś czuję, ze to bedzie wielkie wydarzenie :D
A te ich bitwy i kłótnie;D genialne! Choc niech troszkę bardziej uważają,bo w końcu coś złego się wydarzy. Albo i nie złego ;p
Całuję mocniutko, czekam na kolejny!
*Kubuś w PŚ!!! Nawet nie wiecie jak sie ciesze! Do boju orzełki. Trzymamy kciuki wieczorkiem :D