Stranger
than your sympathy
And
this is my apology
I
killed myself from the inside out
And
all my fears have pushed you out
Goo Goo
Dolls — Sympathy
Coś
mną zatrząsnęło i natychmiast wybudziłam się ze snu. Może to i
lepiej, bo miałam okropny koszmar. Śniło mi się, że Łukasz
Kruczek szantażem zmusił mnie do pozostania jego osobistą
asystentką, a potem pojechał sobie do domu. Jak gdyby nigdy nic.
Spojrzałam
za szybę. Mijaliśmy właśnie jakieś zalesione autostrady w
Niemczech. Świeciło słoneczko, radyjko grało, a w autokarze
cisza.
Nie,
to jednak nie był sen. Właśnie byłam w połowie drogi do
zasranego Klingenthal. Splotłam ręce na piersi i od razu poczułam,
jak podnosi mi się ciśnienie. Zazgrzytałam zębami. Gdybym mogła,
udusiłabym jak kurę na rosół! Szanownego trenera za to, że wpadł
na taki fortel i tych tam śpiących za moimi plecami leszczy, bo
dali nogę, zamiast damę w potrzebie ratować. I jak my mamy zmienić
świat na sprawiedliwy, skoro takie bezsensy wciąż mają miejsce?
—
Już nie śpisz? — dobiegł mnie czyjś konspiracyjny szept.
Wywróciłam
oczami. Znowu on.
W
rzędzie foteli po mojej prawicy siedział Zniszczoł, który całą
podróż oka nie zmrużył, czego nie można było powiedzieć o
pozostałych. Żyła pochrapywał cicho, mamrocząc ciągle:
Justynka, Kubuś albo Karolcia. Stoch zasnął
na tylnych siedzeniach, obśliniając podłogę. Kubacki spał w
jakiejś dziwacznej pozycji, rozsypując swoje włosy w przejściu
między fotelami, a stopy opierając na szybie. Murańka skulił się
na małym skrawku siedzenia i zasnął jak dziecko. Kot podrygiwał
przez sen w rytm muzyki, której słuchał w wielkich słuchawkach, a
Ziobro ciągle mlaskał. Witamy w obwoźnym zwierzyńcu!
—
Jak widać nie — odwarknęłam po cichu. Zwierzyniec zwierzyńcem,
ale dla bezpieczeństwa lepiej było, gdy spał.
Zniszczoł
przysiadł się obok mnie.
—
Dalej się boczysz na trenera?
—
Nie, z radości już wam szaliczki na święta szydełkuję. — No
dobra, to wyszło odrobinę głośniej, niż miało.
—
Ciszej, bo Mustafa obudzisz — upomniał mnie, po czym wychylił
się, żeby sprawdzić, czy z tyłu wszystko było po staremu. — A
jak on się obudzi teraz, to do końca pobytu w Niemczech będzie
marudził jak moher po za krótkim kazaniu.
W
odpowiedzi tylko mocniej splotłam ręce i spojrzałam za szybę.
Marzyło mi się, żeby ją zbić i na piechotę wrócić do domu.
Albo wysadzić autokar i w ogóle się tym nie przejąć.
—
No weź, Antek! — odezwał się błagalnym tonem po chwili
milczenia Zniszczoł. — Jak zwykle przesadzasz i robisz pod górę.
Taa,
bo ty akurat wiesz, jak u mnie jest zwykle.
—
Hehe, Justynka, ja nie wiedziałem, że ty taki świntuch jesteś.
Tego
zdecydowanie nie powinny były słuchać nasze uszy.
—
Nie masz jakichś skarpetek, żeby mu otwór gębowy czymś zatkać?
Skarcił
mnie wzrokiem. Podniosłam ręce w obronnym geście.
—
Dobra, nie było tematu.
Kolejne
dwie minuty znowu spędziliśmy w paskudnej ciszy. Wkurzała mnie
ona. On też. I oni wszyscy. I to głupie radio. I ten dźwięk
wibracji czyjegoś telefonu. I MOJA OBECNOŚĆ W TYM BUSIE.
Chciałam
być w domu. Choć, patrząc na porę, raczej na uczelni. Nawet smród
żuli w autobusie by mnie nie przeszkadzał, ani tłok jak w puszcze
z sardynkami. Wszędzie byłoby lepiej niż tu. Chociaż — no nie,
do lokalu ciotki to bym już za żadne skarby świata nie wróciła.
Użerać się z tymi wszystkimi chamidłami jeszcze w ponurą,
ciemną, bezsłoneczną zimę — po moim trupie!
—
Antek, weź coś powiedz, bo to milczenie jest gorsze niż twoja
wrodzona złośliwość!
Taki...
wuj. Nic ci nie powiem.
—
Antek...
Figa
z makiem!
—
Antek, błagam cię.
Wywróciłam
oczami.
— A
co ci mam gadać? Że mnie wnerwiasz? Że ta cała sytuacja jest
chora? Że nienawidzę tego busiku, tej jazdy, tej muzyki z radia,
tych ludzi, którzy mi od dziś będą dzień w dzień regularnie
truć dupę? Że banda popaprańców zryje mi psychikę na amen?
W
niebieskich oczach Zniszczoła zobaczyłam coś, przez co stanęłam
o krok od zawału. Mózgu, oczywiście, bo serce to mam jak dzwon.
Zobaczyłam coś, czego przedtem ze świecą w nich szukać —
lodowaty gniew. Ugh, jeszcze trochę, a zostałabym Białą
Czarownicą.
—
Przykro mi, że zostałaś wpakowana w taką sytuację. — Akurat.
Ton jego głosu mówił, że równie dobrze mógłby mnie walec
przejechać, a on dalej w spokoju smarowałby sobie tosta dżemorem.
— Na pewno nie jest ci łatwo i to jestem w stanie zrozumieć, ale
nie twoje... inwektywy. — Wygładził kurtkę, jakby dumny, że
użył tak podniosłego słowa. — Obrażasz nas, chociaż ani razu
nie zrobiliśmy ci nic złego. Ba, Mustaf to ci nawet samochód
naprawił, a ty dalej nas wyzywasz. Wyobraź sobie, że nam twoja
obecność też nie jest na rękę. Zachowujesz się jak księżniczka,
nie dopuszczasz w ogóle myśli, że ktoś może mieć wobec ciebie
dobre zamiary i we wszystkich upatrujesz wrogów. — Patrzcie go,
Freud się znalazł! Psychoanalityk od siedmiu boleści, kurza twarz.
— Nie wiem, jakie doświadczenia masz na koncie, ale zakoduj sobie,
że nie wszyscy na tym świecie to skończone gnojki. Niektórzy
zachowują się wobec ciebie miło, bo po prostu cię... szanują.
Początkowo cieszyłem się, że w sumie wszystko tak wyszło, ale
wygląda na to, że przez resztę sezonu będę tego żałował. Nie
bój się, przy odrobinie szczęścia Łukasz może cię zwolni
jeszcze przed Czterema Skoczniami. — Po tych słowach wstał i
przeszedł na tył busa.
— I
bardzo dobrze! — krzyknęłam za nim, złośliwie i celowo, żeby
reszcie ekipy też napsuć krwi. A co, nie mogę być jedyną
wpienioną na pokładzie! — Niech mnie zwolni nawet zaraz! Spakuję
manatki i, choćbym miała iść pieszo, to będę spierdalać od was
w podskokach!
—
Co, co, kto się spierdział w skokach? — zapytał nie do końca
przebywający duchem na naszej planecie Muraniek, rozglądając się
dookoła nieprzytomnym wzrokiem.
I
zaczęli się budzić jeden po drugim, po kolei, marudząc, ziewając,
narzekając. Oczywiście, wśród tych głosów nie mogło zabraknąć
aksamitnego barytonu Kubackiego.
—
Socha, ADHD się leczy! Czy zamknięcie japy jest...
Ale
nie słuchałam już matoła. Nikogo nie słuchałam. Włożyłam
słuchawki do uszu i włączyłam bardzo głośno Ignorance od
Paramore, próbując nie rozwalić ze złości siedzenia przede mną,
na którym już kręcił się ten, no, od nart. Chrobot? Czort go
wie. Nim na dobre wlepiłam wzrok w drogę, napotkałam karcące
spojrzenie Kruczka, który kręcił głową.
A ja
w dupie miałam jego dezaprobatę, narzekania pingwinów-nielotów i
całą tę szopkę, której otwarcie miało nastąpić lada dzień.
* * *
—
Przykro nam, postaramy się to jak najprędzej naprawić. —
Blondynka w recepcji, ubrana w grubą kamizelkę z kożucha, posłała
nam przepraszający uśmiech na zlodowaciałej twarzy.
Właśnie
zyskałam kolejny powód, żeby nienawidzić skoków narciarskich.
Jakby ten cyrk i pańszczyzna to było mało. A kiedyś tak to
lubiłam...
—
Ja mówiłem, że to Klingenthal to dziura zabita dechami i
powinniśmy dać sobie spokój, ale nieeee, wszyscy wiedzą lepiej
niż Dawid! — dramatyzował Kubacki.
W
dupach się ludziom przewracało. Mieliśmy spędzić noc w
temperaturze nie przekraczającej dziesięciu stopni, bo nad ranem
strzeliło ogrzewanie i nie wiadomo było, kiedy zostanie naprawione.
Już mniejsza o mnie, ale te sieroty, które nie mogły tracić
ciepłoty ciała, były narażone na klęskę na otwarcie Pucharu
Świata. Na kolejną porażkę na dzień dobry nie mogliśmy sobie
pozwolić, a tu proszę, Szwaby nas na pewną śmierć wysłały. Tak
się wita sąsiadów ze wschodu! I wam też kij w oko, Goebbelsy!
Wkurzona
jak Tepes, kiedy go ojciec przy niesprzyjającym wietrze puści,
zatargałam (bo, oczywiście, żaden z jedenastu mężczyzn nie mógł
ruszyć głową i pomóc damie w potrzebie) swoje bagaże na trzecie
piętro i weszłam do pokoju. Nie dość, że brak ogrzewania, to
jeszcze okna otwarte. Teraz już wiem, czego Kubacki tak psioczył na
każdym postoju na to Klingenthal. Nie dość, że śnieg próbowali
na szybko skołować, to jeszcze zakpili z nas w hotelu.
JA.
CHCĘ. DO DOMUUUUU!
Wszyscy
mieliśmy pokoje obok siebie, więc słyszałam, jak Zniszczoł z
Murańkiem szaleją i śmieją się jak ostatnie osły. Dzieliliśmy
nie tylko ścianę, ale i balkon.
Oczywiście,
Zniszczoł absolutnie nie miał racji, jeśli chodzi o moje
zachowanie. Nikomu ufać nie wolno, a zwłaszcza temu, kto na starcie
nazywa cię groupie. Ewentualnie, podkreślam, ewentualnie
mogłam przesadzić z reakcją tu i ówdzie, ale reszta była okej.
Jeśli myślał, że widział szczyt mojej złośliwości, to się
grubo mylił.
Odblokowałam
ekran telefonu i natychmiast zakłuła mnie w oczy tapeta — zdjęcie
mojego matiza. Bo takim wozem to trzeba się chwalić.
Dobra,
może i Mustaf naprawił mi wóz i wyciągnął z tragicznej
sytuacji, ale to jeszcze nie świadczy, że mam mu paść do stóp.
Niech sobie chłopak za dużo nie wyobraża. No, a Zniszczoł? On
przecież, z własnej nieprzymuszonej woli, uspokajał mnie, kiedy
wisiałam nad jego kiblem, zarzygana i wystraszona, a potem mnie
odwiózł pod sam dom. Bo tak. Bo jest Troskliwym Misiem i nie
pozwoli, by komuś stała się krzywda.
Zasrany
pan Altruista! Wszystko mi pokrzyżował i plany wzięły w łeb.
Po
gorącym prysznicu włożyłam na siebie najgrubsze dresy i swetry,
żeby tylko nie czuć chłodu. Bo go nie znoszę. Zima jest fajna
jako krajobraz, jako pora roku jest do dupy. Wiecznie mam zamarznięte
dłonie i gębę, i nie mogę psioczyć do woli, bo ledwie mi się
szczęka otwiera. Wskoczyłam pod wszystkie lodowate kołdry i
udawałam ludzkie burrito. Przespać by się przydało, co nie? Tak,
tylko był jeden problem. Antonina Socha nie zasypia w nowych
miejscach. Bo nie i kropka.
Kręciłam
się tak w łóżku, słuchając muzyki, czytając książkę, aż
przyszła pora kolacji w części restauracyjnej. Musiałam ich
wszystkich zagonić jak pasterz swoje bydło, więc pozbierałam
manatki (czyli terminarz, długopis, telefon i słuchawkę
Bluetooth), po czym założyłam puszyste kapciochy i zaczęłam
obchodzić ich pokoje, informując, że czas coś zjeść. Tylko
trener potraktował mnie normalnie, reszta była wielce obrażona.
No, może prócz Stocha, który posłał mi blady uśmiech.
Tak
nam się niefortunnie trafiło, że jednocześnie ze Zniszczołem
chcieliśmy zejść po schodach. Zerknęliśmy na siebie, po czym
jełop uśmiechnął się sztucznie, mówiąc:
—
Ależ proszę, panie przodem.
—
Dlatego chciałam cię puścić. — Posłałam mu jadowity uśmiech,
na który on zazgrzytał zębami.
Zorientowałam
się, że coś jest nie tak, kiedy goście w restauracji dziwnie na
mnie patrzyli. Wszyscy wystrojeni, pod zimowymi płaszczami
garniturki, kiecki albo przynajmniej jakieś jeansy, a ja za duża o
dwa rozmiary szara bluza ze znakiem kosogłosa, rozciągnięte
granatowe spodnie z dresu i białe, puszyste kapciochy. Spojrzałam
na naszych. Wszyscy po ludzku ubrani, tylko kurtki z góry na dół
obklejone logami sponsorów.
Nawet
kelner, który do nas poszedł, miał na sobie kożuch.
—
Mówił ci ktoś, że wychodząc między ludzi trzeba wyglądać po
ludzku? — zapytał mnie wprost do ucha Zniszczoł, kiedy usiedliśmy
przy stole.
—
Nie martw się, nikt nie zauważy, że wyglądacie jak słupy
reklamowe. — Posłałam mu sztuczny uśmiech, po czym przykleiłam
się do menu.
W
nocy sen też nie przychodził. Wierciłam się jak owsik, ale ani
zimno, ani nowe miejsce jakoś nie pomagały w zmrużeniu oka. I
nawet te samobójcze smęty od Myslovitz nie wystarczały. Liczyłam
na Chciałbym umrzeć z miłości, ale najwyraźniej miłość
nie istnieje, bo żadnej śmierci* mi nie przyniosła.
Może
i byłam wredną i marudną świnią, ale na pewno nie byłam
niewdzięczną świnią, dlatego musiałam pogadać ze
Zniszczołem. Najgorsze, co może się przytrafić, to zła atmosfera
w kadrze. Relacje międzyludzkie same w sobie są skomplikowane, więc
lepiej ich nie komplikować własnoręcznie. Normalnie miałabym to w
dupie, bo generalnie nie jestem zainteresowana otaczaniem się
fałszywymi ludźmi, ale skoro miało to splamić honor naszego
narodu, potrzebna była interwencja.
Tak,
rano z nim pogadam.
…
Nie,
nie mogę czekać tak długo. Przecież zostały jeszcze ze cztery
godziny!
Na
grubą piżamę i cztery warstwy swetrów nałożyłam puszysty
szlafrok i wytuptałam na balkon. Miałam nadzieję, że bęcwał
będzie spał przy drzwiach. Podejrzewałam, że ta
granatowo-cielisto-rudo-biała kulka to był on.
Miałam
zawał. Spał przy uchylonym oknie, a ja, jakbym mogła, to w kołdrze
chodzę!
—
Zniszczoł! — zawołałam głośnym szeptem.
Kulka
poruszyła się i wydała pomruk.
—
Mpfm.
Zabić
to mało!
—
Zniszczoł!
Kulka
nagle okazała się mieć głowę, którą nieznacznie uniosła,
patrząc przed siebie, ale niestety nie na mnie.
—
Zniszczoł, kuźwa, ofiaro jedna!
Wreszcie
zajarzył i odwrócił się w moją stronę.
—
Tośśśśaaaantek, to już? Już śniadanie?
Wywróciłam
oczami.
—
Ty tylko o jednym! Nie, śniadanie będzie za jakieś... cztery
godziny.
Zmarszczył
brwi w ciężkim procesie myślowym, a potem skrzywił się, patrząc
na mnie, jakbym się z Velikanki urwała.
—
Antek, co ty robisz o drugiej w nocy na moim balkonie?
—
Po pierwsze, to nasz balkon — odparłam, tracąc
cierpliwość. — A po drugie... musimy pogadać.
Zniszczoł
spuścił nogi na podłogę, opierając łokcie na udach i zwieszając
głowę. Kiedy ją podniósł, zauważyłam wielkie wory pod jego
oczami i bardzo mocno stłumioną chęć mordu. Well, well, well,
nasz mały pan Altruista zaczynał tracić nerwy. Punkt dla mnie!
—
Koniecznie teraz? Nie możemy tego przełożyć na...
—
TAK, TERAZ.
Westchnął
i znowu spuścił głowę. Święci pańscy, weźcie mnie stąd...
Czy on naprawdę miewał aż tak trudne poranki czy po prostu z
natury był leniwym pajacem?
Znowu
na mnie spojrzał.
—
Masz piżamę w kaczki?
—
Otworzysz mi czy mam tak do rana marznąć?
—
To ty sobie wymyśliłaś nocną schadzkę.
—
Ile jeszcze będę czekać?
Po
raz enty tej nocy westchnął, ale podniósł wreszcie to swoje chude
dupsko i otworzył mi drzwi balkonowe. Wewnątrz panowały egipskie
ciemności, na balkonie świeciła chociaż pełnia.
—
Właź, marudo — zachichotał mi koło ucha.
Minęłam
łóżko Murańka, który spał jak dziecko. Mogłabym zrzucić bombę
do tego pokoju, a on i tak obudziłby się dopiero parę godzin po
wybuchu.
Zniszczoł
pozbierał po drodze brakujące części swojej piżamy i wyszliśmy
na korytarz. Prawdę mówiąc liczyłam, że wrócimy do czyjegoś
zagrzanego łóżka, a nie na hotelowy biegun mrozu. Owinęłam się
szczelniej szlafrokiem w misie. Będzie się moich ubrań czepiał,
matoł jeden.
—
Chodźmy piętro niżej, co? — zaproponował. — Tam jest automat
z gorącymi napojami.
Po
zejściu zorientowaliśmy się, że cała maszyna jest ciepła i
postanowiliśmy przy niej zostać.
— A
co z kasą? — spytał bezradnie.
Włożyłam
rękę w trzecią warstwę spodni, którą stanowiły jeansy, i
wyjęłam z kilka monet spod znaku euro.
—
Powinno wystarczyć. — Wręczyłam mu je, a on gapił się na mnie
jak dupa w sedes.
—
Ile właściwie masz warstw na sobie?
—
Tyle, żeby było w sam raz. Nie pytaj się głupio, tylko bierz coś,
bo zamarzam.
Otrząsnął
się dziwacznie, ale wrzucił pieniądze, które zadzwoniły w
maszynie, po czym wcisnął czarną z mlekiem.
—
Kawa na noc? — zdziwiłam się.
Wzruszył
ramionami.
—
Mnie nie rusza, poza tym ta tutaj to pewnie zwykła lura z automatu.
Ja
wzięłam swoją standardową herbatkę, ale jełop nie mógł
poczekać, aż wreszcie ją dostanę, tylko musiał się odezwać,
skoro wcisnęłam guzik.
—
To co mi chciałaś powiedzieć?
Myślał
chyba, że mu odpowiedzi udzielę, zanim dostanę swoje zamówienie.
Pff, arogancki bałwan i tyle. Jeszcze raz, dlaczego właściwie
chciałam z nim gadać? Pożałowałam tej decyzji na krótko, bo
potem przypomniało mi się, że nie jestem niewdzięczną świnią
(tylko taką, no, regularną), więc westchnęłam, próbując się
nie zdenerwować niepotrzebnie.
—
Pogadać z tobą. To różnica — upomniałam go i
podmuchałam we wrzątek. Oparliśmy się bokami o przeciwne brzegi
automatu. — Słuchaj no, Aleks. Sprawa jest taka: zachowałam się
jak ordynarna świnia. W sensie nie podziękowałam ci za to, że
mnie wywlokłeś ze swojej imprezy. Wcale nie musiałeś. Dziękuję.
Wiedz, że to doceniam, ale nie licz na więcej tego typu wywodów.
Potem mnie wkurzyłeś, i to dwukrotnie, a ja trochę przegięłam,
więc... Przepraszam.
Przez
chwilę milczeliśmy, a on wpatrywał się w jakiś nieokreślony
punkt za moimi plecami, uśmiechając się jak na haju.
—
Aleks? Nikt mi nigdy tak nie mówił. Podoba mi się.
Wywróciłam
oczami. Na tych baranów nie ma rady.
—
Mógłbyś się odwołać do moich słów?
— A
czy to nie jest właśnie odwołanie się do twoich słów?
—
Zniszczoł!
—
Echh, więc już koniec z Aleksem?
—
ZNISZCZOŁ!
—
No dobra, dobra... — Westchnął ciężko, ale wreszcie wydusił
coś na temat: — Co mam ci powiedzieć? Nie zrobiłem tego dla
jakichkolwiek dowodów wdzięczności. Zrobiłem to, bo byłaś w
potrzebie. W zasadzie każdy z nas — mam tu na myśli ekipę —
postąpiłby tak samo. W gruncie rzeczy nie jesteśmy aż takimi
ordynarnymi prosiakami, za jakich nas uważasz. — Uśmiechnął
się, po czym dodał: — Jeśli chodzi o naszą kłótnię w
autokarze, to mnie też poniosło. Osioł jestem okropny, bo chyba
nawet nie wczułem się w twoją sytuację. Na bank jest ci o wiele
ciężej, niż jestem to w stanie sobie wyobrazić. — Zamilkł na
chwilę. Przymrużył oczy, przyglądając mi się uważnie. — Mam
pomysł. Nie musisz wcale się z nami przyjaźnić i wchodzić w
jakieś zażyłe relacje. Wystarczy, że będziemy po prostu
współpracować. W przeciwnym wypadku upadnie duch zespołu, bo
atmosfera w kadrze skiśnie. Pasuje? Żadnych zobowiązań, wyłącznie
profesjonalna kooperacja.
Spojrzałam
na jego wyciągniętą rękę.
—
Pasuje. — Uścisnęłam ją, bo ta propozycja wydawała się
całkiem przyzwoita. — Ale to nie znaczy, że będę od teraz jakaś
przesadnie uprzejma.
Wywrócił
oczami, ale się zaśmiał.
—
Nie musiałaś mnie z tego powodu wyciągać w środku nocy z łóżka
— powiedział po chwili milczenia. — Ty chyba chcesz, żebym
zawalił jutrzejsze treningi.
—
Jasne. Planuję się was wszystkich pozbyć, bo w głębi duszy
pragnę, żeby to Niemcy wszystko wygrywali.
—
To miłe słyszeć, że ktoś nam tak kibicuje.
Zgromiłam
go spojrzeniem.
—
Następnym razem poproszę o pokój na przeciwległym końcu hotelu,
żebyś komuś innemu karierę niszczyła.
—
Akurat. Nie oszukuj się, Zniszczoł, nie odpuściłbyś sobie
okazji, żeby być blisko mnie.
— I
kto tu siebie oszukuje?
Zmrużyłam
oczy i położyłam wolną dłoń na biodrze.
—
Zastanawiam się, jak ten układ ma działać, skoro nasze rozmowy
wyglądają w ten sposób.
—
Eeee tam, zaczynam się przyzwyczajać. Z tobą się po prostu
inaczej nie da. Albo da się, ale na pewno nie wyjdzie się z tego
bez szwanku.
—
Bez przesady. Nie wszyscy są u mnie z góry przekreśleni tak jak
wy.
—
Cieszę się, że mogliśmy zająć tak szczególne miejsce w twoim
sercu.
—
Ty nigdy nie odpuszczasz, prawda?
Pokręcił
głową.
—
Nigdy. — Pokazał dwa równe rzędy białych zębów.
Zapadła
między nami cisza, ale wcale nie była nie zręczna. Nie
spanikowałam z powodu skrępowania społecznego, moja twarz nie
przybrała koloru dorodnego pomidora ani nikt nie musiał teatralnie
chrząkać. Rozmowy ze Zniszczołem na pewno wychodziły poza granice
definicji słowa standardowy, ale przynajmniej były swobodne.
Nie dało się go zakwalifikować jako człowieka, którego byle
obelga mogła zbulwersować albo urazić. Zniszczoł szukał zawsze
kontrriposty i bardzo mi się to podobało.
Miał
też posrane pomysły, co nie było już tak fajne. No, i bywał
przesadnie milusiński, co z kolei grało mi na nerwach.
—
Mogę ci mówić Tosiek?
—
Nie zapędzaj się tak. To, że cię przeprosiłam, wcale nie znaczy,
że cię lubię.
Pff.
Burak sądził, że jedna rozmowa może zmienić moje nastawienie.
Koń by się uśmiał.
—
Sprzątałem twoje rzygi z kibla.
Wypiłam
ostatni łyk herbaty i odstawiłam kubek na maszynę, a potem
założyłam ręce na piersi. Nienawidzę, kiedy ktoś ma rację.
—
Zastanowię się.
Zniszczoł
wydał z siebie triumfalne YESSSSS!, a wszelkie próby
wytłumaczenia mu, że to jeszcze nie oznacza zgody, spełzły na
niczym. Gadał dziad do obrazu... i tak dalej. W
ostateczności, Tosiek nadal był męską formą, ale jakąś
zbyt zdrobniałą, żebym mogła się do niej przyzwyczaić od razu.
A
potem staliśmy znowu w ciszy, grzejąc się o automat. I —
jakkolwiek to zabrzmi — nie chciało mi się niczego więcej.
—
Jak twoja kawa?
Aleks
spojrzał na dno pustego już kubka i wykrzywił usta w podkówkę z
uznaniem.
—
Całkiem niezła. Taki wyższy poziom lur z automatu. A twoja
herbata?
—
Trochę jak wrzątek z syropem malinowym, ale przeżyję.
Kolejne
milczenie.
—
Wiesz... W sumie to moglibyśmy wrócić do łóżek.
Ziewnęłam.
— W
sumie to możemy iść — zgodziłam się.
Wyrzuciliśmy
nasze papierowe kubki do kosza i wspięliśmy się piętro wyżej.
Hotel był przyjemnie senny i tylko z pokoju mojego najdroższego
szefa dochodziło głośne jak piłowanie drzewa chrapanie. Taaaak,
na pewno miał ciężki dzień. Musiał też złapać trochę relaksu
przed jutrzejszym klepaniem buli w wykonaniu naszych, więc wcale mu
się nie dziwię. Na szczęście, ja byłam od pilnowania planu i
dat, więc to nie na moich barkach spoczywało brzemię odpowiadania
za błędy pozostałych. Mimo wszystko w duchu liczyłam, że może
ten sezon zaczniemy z pierdolnięciem. Takim minimalnym. Albo
chociaż z pierdnięciem, czymkolwiek...
Stanęliśmy
obok drzwi do naszych pokojów.
—
Miła dziś byłaś — stwierdził z lekkim uśmiechem na tej swojej
parszywej facjacie.
—
Zrób sobie kreskę w kalendarzu, bo taki dzień prędko się nie
powtórzy. — Ziewnęłam i weszłam do pokoju. — Dobranoc,
kasztanie — rzuciłam, zanim zamknęłam drzwi.
Przynajmniej
tyle dobrego wynikło z tej całej kruczkowej afery.
Ranek
upłynął nam pod znakiem hardcoreʼa. Zaspałam piętnaście minut
(choć łącznie zaznałam tylko godziny snu), więc wszystko miało
obsuwę. D-R-A-M-A-T. Kruczek (naczelny ornitolog) był zły, Chrobot
(smarowniczy od nart) był zły, Gębala (specjalista-masażysta) był
zły, Klimowski (jego ekscelencja asystent numer jeden) był zły,
Sobczyk (mości hrabia asystent numer dwa) był zły, Kamil był
lekko zestresowany, Kubacki psioczył na całego i nawet nie krył
się ze swoją nienawiścią do życia (a także mnie i pomysłów
trenera na zatrudnianie niekompetentnych asystentek), Kot bez przerwy
uklepywał niesforne włosy i kontrolował wygląd w lusterku
częściej niż zwykle, Murańka próbował odnaleźć się w
rzeczywistości, która go tak nagle zaskoczyła, Ziobro każdą
swoją wypowiedź zniekształcał ziewami, Żyła śmiał się z
całej tej sytuacji, a Zniszczoł posyłał mi pełne gniewu
spojrzenia. A ja ich wszystkich ignorowałam. Miałam swoje stresy z
powodu pierwszego prawdziwego dnia, takiego z konkursem i ogólnie
paskudnym bajzlem. Przy stole gadka toczyła się głównie na temat
tego, że jak zwykle Puchar Świata zaczyna się od miejsca, w którym
nie ma śniegu i tego, czy ten śnieg dowieźli na czas. Dobre info:
śnieg już leżał na skoczni, bo go (zapewne sowicie wynagrodzeni)
panowie łaskawie dowieźli w nocy stamtąd, gdzie już spadł.
Cyrk
na kółkach sezonu 2015/2016 rozpoczęty! Główny treser: Walter
Hofer. Magik od pogody i szaman: Miran Tepes. Projektant kostiumów:
Sepp Gratzer. Asystent projektanta: Borek Sedlak. Za udział wezmą:
Peter Prevc aka Leonardo di Caprio, Severin (niezbyt)Freund,
nieśmiertelny japoński samuraj** Noriaki Kasai oraz norweska mafia.
Jak
już na chybcika zjedliśmy śniadanie, to prędko trening poranny,
bo zaraz trening oficjalny. W dupach się poprzewracało. Już nie
mówię o takich rzeczach jak odprawa techniczna, czy przygotowywanie
sprzętu... Wszystko się pokręciło i wyglądaliśmy jak psy na
spacerze — zdyszani i z językami wywalonymi na zewnątrz. Tylko
Kubacki miał tyle pary w płucach, żeby zrzędzić i wyzłośliwiać
się, biegnąc jednocześnie.
Na
dziesięć minut przed startem pierwszej serii treningowej Kruczek
wręczył mi akredytację.
—
Zawsze masz trzy opcje — powiedział do mnie, nerwowo przebierając
nogami — siedzieć na trybunach, towarzyszyć Kacprowi (Kto to,
kuźwa, jest?!) w budce albo czekać przy boksie dla lidera. W
każdym razie musisz być blisko w razie czego. Co wolisz?
—
Wolę się trzymać od was z daleka. Wybieram trybuny. — Odwróciłam
się na pięcie, a Treneiro pobiegł do gniazda trenerskiego.
Zgodnie
z przewidywaniami, nasi klepali bulę. Trwał trening, ludzie dopiero
się schodzili, więc mogłam się bez krępacji nabijać z tak
zwanych Orłów Kruczka, a oni za każdym razem posyłali mi pełne
nienawiści spojrzenia z dojazdu. Kubacki to mi nawet na migi
pokazywał, że mnie obserwuje i na pewno się ze mną policzy, co
tylko bardziej mnie rozśmieszyło.
W
trakcie przerwy znowu coś zjedliśmy, a potem nastąpiła fala
dramatów, ponieważ wyniki treningowe miały wyraźnie wskazać, kto
weźmie udział w drużynówce. Cóż, aż mi się żal Trejnera
zrobiło, bo biedak musiał wybrać po prostu mniejsze zło. Kiedy
więc padło: Stoch, Kot, Murańka, Ziobro — pozostali wydali z
siebie głębokie westchnienie. Sądziłam, że Zniszczoł, Kubacki i
Żyła zechcą zostać na skoczni, ale dali w długą. Wzruszyłam
ramionami i ruszyłam ku trybunom.
Trochę
pizgało i było ciemno jak zadku, ale wiatr dał sobie na
wstrzymanie, więc drużynówka ruszyła z kopyta. Co oni tam
wyprawiali! Niestety, tym razem nie było mi do śmiechu, bo pierwsza
w tym sezonie rywalizacja rozpoczęła się na serio, a poza tym
Sparkasse Vogtland Arena zaczęła przypominać bardziej
bożonarodzeniowy kościół w nieszpory — zapełniona po brzegi,
rozśpiewana, pstrokata jak choinka, no, i ogólnie szopka.
Przynajmniej
zima przyszła, bo urwał się śnieg przed rozpoczęciem pierwszej
serii. Nasi to kompletnie się nie odnaleźli w tym bajzlu.
Jedenaście czwórek z różnych stron świata pokazało w pierwszej
serii, jak dobrze potrafią przygotować najwyższe części skoczni
do użytku, ale nasi to mieli problem w ogóle dotrzeć do punktu K.
Tak jest, nawet Kamil ledwie tam coś wyciągał, więc do przerwy
nasza sytuacja wyglądała co najmniej miernie.
—
Gdzie ty żeś polazła, kobieto?! — Ze zdumieniem dostrzegłam, że
zmierza ku mnie Pietrek w jaskrawożółtej kurtce, z orzeszkami
solonymi w ręku. — Zamiast koło naszych chłopaków, to ty między
tymi baleronami wolisz siedzieć? — Spojrzał wzrokiem z serii ani
waż się mnie tknąć, paskudo na spasłą Helgę, która
wywijała niemiecką flagą jakby jej kto za to miliony obiecał.
—
Za dużo by się ode mnie obelg nasłuchali — odparłam, opierając
łokcie na barierce, a Pietrek się zaśmiał jak głupi do sera,
czyli po swojemu.
Ludzie
przed nami latali jak kot z pęcherzem, kamery, wywiady,
dziennikarskich hien od groma, no i oni. Najwięcej chyba
widać było Norwegów, bo te ich nieśmiertelne, niebiesko-czerwone
ciuszki zimowe to się chyba rozmnażały przez pączkowanie. Serio,
normalnie oczopląsu można było dostać. Niemcy też się
przewijali, ale ich czerwień to jakaś taka smutna i sprana się
wydawała, więc kto by tam Szwabów patrzył. Ale w telebimie
pojawiali się najczęściej, razem ze swoim szacownym trenerem,
który miał na twarzy skupienie płatnego snajpera. Wśród
Słoweńców największą furorę robił taki jeden młody, brat
lidera ich kadry, Doman, Domen, coś w ten deseń. Jego kamery też
nie odstępowały na krok, a ten tylko korzystał, uśmiechał się
po prevcowsku i w głowie miał pewnie: Jutro was wszystkich
pozamiatam. W sumie w ogóle by mnie to nie zdziwiło, bo na
treningu pokazał co nieco.
W
przeciwieństwie do naszych.
—
Ja se tak czuję w duszy, że to będzie cholernie ciężki sezon,
wiesz? — powiedział po chwili milczenia Żyła, podobnie jak ja
obserwując na telebimie kroczącego majestatycznie z nartami na
ramieniu przed japońską budką Kasaia. — A tę drużynówkę to
mamy już zmaszczoną na amen.
Westchnęłam,
patrząc jak technicy z nartami niepotrzebnie
ubijają bulę. No i po co? Zaraz druga seria, do której
cudem awansowaliśmy, zaraz polscy uklepią równiusieńko.
—
Zniszczoł i Kubacki pewnie się boczą jak księżniczki w hotelu,
nie?
— A
skąd! Tośka, co ty gadasz! — Patrzył na mnie z zaskoczeniem, a
ja zazgrzytałam zębami. — Znaczy, sorry, Antek — poprawił się
prędko. — Pisiont Groszy w budce z Kacperkiem se gada (Kto to
jest, do konia wafla?!), a Mustaf gdzieś się kręci i naszych
stara się po swojemu ustawić do pionu — zachichotał. — Oni już
duzi są, to wiedzą, że wszystkich Łukasz do drużyny nie
pomieści, choćby chciał, a chciałby na bank. — Może wtedy
uzbieralibyśmy punktów na piąte miejsce, przeszło mi przez
myśl. — To są mądre chłopy i się nie pienią bez powodu. No,
może z kilkoma wyjątkami, bo Jasiek czasem herzklekotów dostaje od
czapy i z powodu pierdół. A Mustaf może wygląda na nerwusa, ale
on jest najporządniejszy z nich wszystkich. Ja ci mówię, to równy
chłop jest.
Akurat.
Zmarszczyłam
się, przypominając sobie wcześniejszą część jego bełkotu.
—
Pisiont Groszy?
Żyła
się zaśmiał.
— A
to ty nie wiesz? Grzywa pierdyknął orła przy odbiciu z belki tego
roku w Bischofshofen, bo gdzieś mu się tam buty zahaczyły, czy kij
wie co, i się podparł, to żem się śmiał, że pisieńciu groszy
szukał.
Pokręciłam
głową z politowaniem. Jak ja z tymi półgłówkami spędzę
całą zimę? Chyba wyłącznie Boskie wstawiennictwo może mnie
uratować od ciężkiego załamania nerwowego.
— I
znalazł?
—
Jakby znalazł, to może by przynajmniej lepiej skoczył!
Druga
seria wcale nie lepsza była. Nasze dziwne machinacje w powietrzu
zapewniły nam zaszczytne szóste miejsce. Nie muszę mówić, w
jakich nastrojach wszyscy wracaliśmy do hotelu. Tylko Sierściuch
był dziwne radosny jak szczygieł, nic sobie z tej porażki nie
robił, tylko emanował optymizmem jak hipis na haju. Peace, love
and madafaka. Aż podniosłam brwi na jego widok, bo typowałam
go jako pierwszego do załamania nerwowego. Stoch kręcił nosem,
Murańka wciąż jeszcze próbował przyswoić wynik, a Ziobro
zgrzytał zębami i ogólnie bałam się do niego podejść, bo
trzymał te swoje narty jak kij bejsbolowy. Treneiro też był nad
wyraz spokojny, asystenci wyrażali nieznaczny niepokój, Gębala
ręce zagrzewał na wieczorną sesyjkę, a Chrobot ogólnie miał
wyrąbane jak drzewa w lasach deszczowych, włożył wielkie
słuchawki i w dupie miał cały ten bajzel. I takie postawy to ja
pochwalam.
Zwłaszcza
że do końca dnia nikt się do mnie nie odezwał.
Prawdziwy
dramat rozegrał się dopiero w niedzielę, podczas indywidualu. Czy
ktoś im mówił, że dobre skoki zaczynają się od przekroczenia
punktu K? Chyba nie dotarła do nich ta informacja. Kamil jeszcze
znośnie, ale reszta? Tak, tak, w komplecie awansowaliśmy do
konkursu, ale punktowali już, oprócz Mistrza Świata, tylko
Kubacki, Żyła i Kot. Reszta — odstrzał. Aleks to schodził z
tego dojazdu jak sierotka Marysia, ze zwieszona głową, a do kamery
tylko wzruszył ramionami. Dokąd polazł potem to nie wiem, bo mi
się w kadr wcięła jakaś spasła Helga, która dostała ataku
ciężkiej choroby psychicznej, jaką jest fangirling. Bo po
Aleksie skakał Kraus.
Westchnęłam,
ale przetransportowałam się do naszego domku w przerwie między
seriami. Ta akredytacja jest jak nowa, piękniejsza twarz — otwiera
wszystkie drzwi.
Zniszczoł
odłożył narty i zdejmował kask obok wcinającego wielką bułkę
Chorobota, kiedy zawitałam do środka. Ofiara miała tak
niemiłosiernie nieszczęśliwą minę, że aż mi się jej żal
zrobiło i sumienie mnie gryzło, że chciałam mu dosolić czymś
niewybrednym. W końcu klapnął na ławkę i podparł głowę
rękami.
—
Ale do dupy nam idzie.
—
Okej, ja nie mam zamiaru tego słuchać. — Chrobot podniósł ręce
w obronnym geście i wyniósł się z domku.
Usiadłam
obok Zniszczoła.
—
Trochę tak — przyznałam. — Ale to początek sezonu. Polaki to
zawsze z początku są siusiaki, a potem to nawet takie Japońce mogą
się przed nami chować. No, może oprócz Noriego, ale on jest
amelinowy, jego nie pomalujesz.
Westchnął
tylko. A ja głupia myślałam, że go chociaż odrobinę
udobrucham...
Wywróciłam
oczami, ale nie zdążyłam dodać niczego od siebie, bo do domku
wlazł uradowany Kubacki. Gdyby nie to, że nadal miał złośliwe
świetliki w oczach, powiedziałabym, że może nawet polubił
Klingenthal.
—
Co jest, Grzywa? — Założył ręce na biodra i stanął jak książę
pan. — O, Antoś, widzę, że naszego nowego kolegę już nasz. To
Olek Jęczoł. Jęczoł, bo konkurs spartolił!
Biedny
Aleks. Ten skubaniec Mustaf za grosz litości nie miał, za grosz.
—
Ty tam pilnuj, żeby cię nie wykolegowali z drugiej serii —
odcięłam mu się za przygaszonego Zniszczoła.
—
Nie wykolegują, spokojna twoja rozczochrana — odparł z
opanowaniem, poprawiając jedną z nalepek od sponsora na kurtce. —
Wejdę bez problemu.
No i
wszedł, tyle że zarobił za to cały jeden punkt, bo spadł o
czternaście lokat, ale to można skomentować jedynie tak: oto cały
Kubacki.
Drugą
serię oglądałam z wygodnego miejsca, do którego plebs skoczniowy
nie miał prawa wstępu, zostawiając Zniszczoła samego w
autozadumie. Kamil też regres zaliczył, bo z piątego dziewiąty
został. Żyła zakręcił się wokół dwudziestego pierwszego
miejsca, a Sierściuch sześć pozycji niżej. Wszyscy stawiali, że
pozamiata ten ryży zaskroniec, niemiecki wrzód na Kryształowej
Kuli od sezonu poprzedniego, Severin Freund, ale nie. Wiecie, kto
wygrał? Norweski Aryjczyk, Daniel Andre Tande. O, i dobrze tak
Szwabowi, niech sobie za dużo nie wyobraża. Już my go następnym
razem załatwimy na cacy, będzie o wiele niżej niż na piątej
pozycji. Kamiś odpali rakietę taką, że Przyjaciel będzie sobie
mógł tylko fajerwerki pooglądać, i to z bardzo odległego
miejsca. A kto był drugi? Kandydat mógł być wyłącznie jeden.
Słoweński Leonardo di Caprio, przystojny, utalentowany, acz
przywiązany do srebra i dwójki Peter Prevc. Podium dopełnił
budzący się z długiego snu księciunio Hayboeck.
Następny
przystanek: Ruka, czyli Kuusamo, Kuusamo, czyli Ruka!
A
wiecie, co jest najlepsze? Że na kwadrans przed ostatecznym
wytaszczeniem swoich waliz na parter, zorientowałam się, że
kaloryfery są ciepłe. Ogrzewanie Szwaby włączyły, jak już się
Polska od nich wyniosła. Nie dość, że siedem wrzodów na dupie
musiałam znosić, to jeszcze mi kolejne na żołądku groziły.
Wszystko
fajnie, tylko gdzie podziały się moje walizki?
* W
kulturze i literaturze sen był bardzo często postrzegany jako
półśmierć — stąd to skojarzenie.
**
Niestety, to nie ja byłam taka kreatywna. Źrodło.
Łelkam,
łelkam, łelkam.
Let
de siksti fort dżamping gejmz bigien! Hapi dżamping gejmz ent mej
de łinds bi ewer in jo fejver. Arina starts from Oberstdorf!
Powiedzmy
sobie otwarcie — sędziowie i sztab skoczni przeszli samych siebie.
Nie, nie lubię Freunda, a to mu nie ułatwiło wzmożenia sympatii
wobec siebie u mnie. Wiem, że to nie jego wina, ale przyznacie, że
to wyglądało podejrzanie? Szanuję Freunda mimo swojego braku
pozytywnych uczuć względem jego osoby, ale to było totalne
przegięcie. Aż mnie serduszko zabolało na widok miny Pero. Ale
wierzę w niego. Jeszcze rozwali rywali.
Serduszko
mnie też zabolało na widok Polaków. </3 BARDZO mnie zabolało,
bo trauma wróciła na kamisiową twarz. :(
My tu
gadu-gadu o TCS-ie, a ja mam ważny ensałsment. Jak pewnie
zauważyliście, mamy do czynienia z bieżącym sezonem. Z
oczywistych przyczyn, Nie-lotni będą moją autorską wersją
tego Pucharu Świata, bo historia powstała daaaaawno temu, w marcu
lub lutym, ale, jak wiecie lub nie, została przerwana, usunięta i
oto pisze się od nowa. :) Korzystam ze szkicu planu PŚ i nie ma tam
większych zmian, oprócz najważniejszego dla mnie Willingen i
rozkładu konkursów polskich, ale kiedy przyjdzie stosowna pora,
wstawię zalinkowaną moją wersję kalendarza. Część wydarzeń na
pewno zaczerpnę z trwającego sezonu (jak widać — jest szóste
miejsce, a miało być trzecie :)), ale zdecydowana część będzie
moim wymysłem. Inaczej się nie da, bo wówczas musiałabym całą
akcję przenieść albo do Kontynentala, albo na innego bohatera ze
świata skoków, a żadna z tych opcji nie wchodzi w grę.
Tak
tylko pragnę napomknąć, że pozmieniało się na podstronie z
bohaterami. :) Bez obaw, Tośka i Zniszczoł pozostają namberami
łan, ale myślałam, czy by wszystkich nie rozpisać, tylko wtedy
szkoda by mi było tego ostatniego gifa ze grupowania w Cetniewie,
który — nieskromnie powiem — genialnie pasuje. :D I tak w ramach
bezużytecznej ciekawostki powiem Wam, że dział z bohaterami ma
najwięcej wejść, potem są rozdziały, potem Czy warto?, a
na końcu moja uboga nota biograficzna. :D
Normalnie
nie lubię AUT-ów, ale Michi ma tutaj boski uśmiech. Bo Michi w
ogóle jest boski!
Wszelkie
prawa zastrzeżone! Ja jestem twórcą gifa, więc o skopiowanie i
umieszczenie gdziekolwiek trzeba spytać. :)
A jak
tam rozdział wg Was? :)
Wiem,
że strasznie się pod tymi rozdziałami rozpisuję, ale czyż to nie
jest jedyna, niepowtarzalna okazja, żeby dowiedzieć się, kto jest
reżyserem tego teatru kukiełkowego? :D
Dodatku
sylwestrowego nie będzie — to tak w odpowiedzi na pytanie Winter
Girl. Z prostej przyczyny — Sylwester jest bardzo szczegółowo
opisany w rozdziale z Turniejem. :D Myślę, że Wam się spodoba. :)
*uśmiecha się zagadkowo*.
I najważniejsze: szczęśliwego Nowego Roku! :)
I najważniejsze: szczęśliwego Nowego Roku! :)
Nie przeczytałam jeszcze rozdziału, ale dołączam się do podziwiania Hayboecka: on jest przecudowny! <3
OdpowiedzUsuńNo dobra. Będzie długo. I w punktach, bo się pogubię inaczej. A i pora późna, moja zdolnosć do budowania sensownych wypowiedzi spada poniżej zera... Wiesz, że mi kartki brakło na notatki? Rozdzaił długi i intensywny to i wrażeń dużo. Ok lecimy z tym koksem:
OdpowiedzUsuń1. Pozycje do spania mają genialne. Naprawdę. A ja myślałam, że ja jestem mistrzem kreatywności pod tym względem. Ej, Kamiś naprawdę się ślini przez sen? (a fe!)
2. Sakrazm Antka robi mi dzień i to kilka razy - mam na zapas :)
3. Mohery z za krótkim kazaniem też robią mi dzień. Marudny Kubacki jest po prostu... marudny :D
4. Oj, nie ładnie Piotrusiu, nie ładnie... Co by Justysia powiedziała, że tak publicznie się obnażasz z fantazjami...? hę? (sakrpetą, go, skarpetą...! A może coś jeszcze ciekawego powie...?)
5. A co przepraszam ona ze studiami zrobiła, hę? Jakiś indywidualny tok nauczania, czy jak...?
6. Olek nauczył się że Antek, nie Tośka. Jest progres. zachowa wszystkie zęby :)
7. Droga E_A: Freud nie równa się Freund. Amen. Ja się zastanawiałam, czemu w ten bajzel Niemieckiego Przyajciela wciągasz...
8. Muraniek i jego nieogar <3 (Muraniek u mnie zawsze na plusie, a tu taki uroczy jest, że aww <3)
9. "Ten od nart" Chrobot. Aż zwątpiłam. To nie był Skrobot? A zresztą, ważne że od nart!
10. Uff, o ogrzewanie chodzi. Już sie bałam, że ją do jednego pokoju z Kubackim wpakują Szwabiątka, albo co gorsza z Oleczkiem. A tu tylko brak grzejnika. W Obersdorfie prądu brakło, to czemu by Niemcy mieli i ciepłem szastać...?
11.Zima. Fajna jest. Taka biała. I na anrtach można pośmigać (jak sie umie. jak sie nie umie to można się conajwyżej potoczyć. albo z dupolota skorzystać). I skoki przecież są. Ale nie. Musibyć zimno jak za cara. I cały romantyzm preyska jak bańka mydlana.
12. słupy reklamowe. W tym jest prawda. Czysta prawda. (przypomniała mi się anegdotka, ale nie powinnam jej opoiwadać publicznie :>)
13. biało-ruda kuleczka? Olek=Pan Kuleczka? Chyba wyprze nawet Puciąt (ups, znowu prywatna dygresja) tzn Pisiąt groszy :). Przynajmniej dla mnie. Pan Klueczka... pasuje mu. Taki... klueczkowaty jest :P
14. (chyba zgubiałm rachube, ale jestem gdzieś w polowie, cierpliwości :D). Tak się znęcać nad Olkiiem o drugiej w nocy. ale szacun że die doliczył tej godizny. moja matematyka po przebudzeniu oganicza sie do: "mam dwie nogi. musze je postawić na połodze. albo nie, pójde spać dalej.". Tak więc szacun!
To jest czesć pierwsza, bo mi obcina :(
I cześć druga. Tak się własnie bałam że sie nie zmiaszcze :P
Usuń15. Tośantek... czyli punkt 6 nieaktualny. przynajmniej nie w środku nocy :D
16.Piżama w kaczuszki... sweet :). Ja mam w żabki ;*
17. Olek to tu wypordukuje zaraz huragan z tych westchnień. a potem sie dizwimy ze konkursy odwołują... Bo wiatr za mocny. Do Zniszczoła pretensje!
18. Warstwy. Cebula ma warstwy. Ogry... pardon, Antki też mają warstwy :D (Tośka zabije za tego ogra...?) (jak nie za ogra to napewno za Tośkę)
19. Na mnie też kawa nie działa! Piąteczka, Olek!
20. Aleks <3. to brzmi tak... Tak personalnie. nie wpadąłbym na to by tak na niego mówic. Olek to Olek, i basta!
21.Szantaż emocjonalny rzygami ssie. Tak się nie robi, no! Nikt nie panuje nad mięsniami gładkimi zołądka, no. I już, takie szantażowanie to... to świśtwo. o!
22. apropo świńśtwa. To mi się wpsomniało, już wiem co miałam anpisane w tym nieczytelnym punkcie! Że ona świnia jest. ale wdzięczna, o! Bo to wazne jest. I już. I regulrna, o tak. nieregularna, choćy odrobine asymetryczna to już wielka obelga dla Tośka! (bo Tosiek brzmi całkiem sympatycznie, jakby nie było, i mniej myli się z tośką)
22.Chcieliśmy zacząc sezon chociaż z przytupem. No a nie wyszedł nawet lekki nacisk małego placa...
23. podsumowanie seozunu, a raczej jego początku w jednym akapicie. made my day and all night *nuci: all day, all nigh*
24. "Kim jest Kacper?" i inne wariacje mniej lub bardziej cenzuralne tego pytania. Aż zwatpiłam kto jest kto... Ale i pora póxna, to zrozumiael w sumei jest
25. Helga reaktywacja. z Helga nie zadzieraj. Helga harda baba jest i jak ci sie odwinie to nie będzie co zbierac. zwalszcza po takim wychudoznym piotrusiu.
26. No i własnie, Norwegowie. I ich kurteczki. Czy ktoś mi na święte krótkofalówki Hofera wyajśni, co to jest za kolor? Ty wierrdzisz, że czerwony, ja widze pomarańczowy, a przyjaciólka mi wmawia różowy. Nie ma bata, ktoś tu jest daltonistą!
27. Uśmiech po prevcowsku? czyli półuśmiech, albo brak?
28.Meh, nie ma to jak wsparcie od Tośki. tak w nich wierzy, że az zeby bolą.
29. Zawsze wiedziałam, że Dzióbao to w porzo chop jest! No i Pisiont groszy, jakw idać się przyjęło na amen. Nie uwolnisz się Oleczku.
30. Zapłon Klimka znowu mnię powalił. Ale nawet mu to pasuje, takie lekkie kłapouchowanie :)
31. Fangirling na Krausa zupełnie zrozumiały. widziałaś te dołeczki? I uśmiech szerszy niż kota Chestershire!
No i to by bylo tyle z moich spostrzerzeń. wiem ze sensu to nie ma zadnego, i przeprazam od razu za literówki, ale pora jest już wskazująca a i moja klawiatura fochy strzela i mi sapcji żałuje :(.
Do bohaterów już pędze, bo ciekawam. Wywody końcowe mogą być i długaśne, Michi wart przetrawienia :P
A co do aktualnej sytuacji... Biedny Pero. I biedni Polacy. Tyle w teamcie. Freund byłby sympatyczny, gdyby czasem dizelil sie wygraną. ale cóż. A jakby mówił w jakimś cywilizowanym jezyku to juz w ogóle. Ale nie. i przykro.
Przepraszam za to coś powyżej, obiecuje że nastepny komentarz bedzie miec rece i nogi. i głowe, co ważniejsze.
E_A
To ja się, w miarę możliwości, poodnoszę. Bo to warte odniesienia jest! :) Komentarz po prostu fantastycznie „zrobił mi noc”. :D Aż se sama musiałam najpierw w Wordzie zapisać odpowiedź, żeby się nie pogubić. Bo ja to chyba raczej takim życiowym Murańkiem jestem.
Usuń1. Nie wiem, czy Kamiś się ślini, raczej wątpię. Ja się otwarcie przyznam, że miałam tak przez miesiąc... a potem to samoistnie zniknęło. (wtf?)
5. Nie. Skończyła licencjat i nie dokończyła aplikacji na magisterkę, bo jej się pewien Zniszczoł wciął w kadr(ę). :D
7. To śmieszne, ale ja w czasie poprawiania sama czytałam „Freund”. :D
8. :ʼ))))) (elokwencja, lvl master)
9. Bo to JEST Skrobot, ale Tośka odkryje to dopiero za jakiś czas. :D
10. Zaufaj mi, Tośka wolałaby się przespać na korytarzu niż być z Kubackim w jednym pomieszczeniu mniejszym niż powierzchnia skocznia.
13. Chodziło mi raczej o to, że się w kulkę pozwijał razem z kołdrą, ale niech będzie. Oluś jako taka kuleczka. :3 Tośka to by się z nas śmiała!
14. Hej, tak wygląda moja matematyka nawet w dzień! :D
16. Nie wiem, czy się liczy, ale ja mam taką, co na koszulce z przodu na napis: „Morning cancelled”, a z tyłu „go back to bed”. :)
18. Nocą zaspana Tośka jest mniej groźna. Odpowiedziałaby „Chyba ty!” i tyle.
20. Ale do Tośki „Aleks” się przyczepi. *spoiler!*
25. Padłam i nie wstaję!
26. Zależy, jak kto w Pańcie przerobi. :v
31. KRAUSIE :3
Nie przepraszaj, fajne to wszystko było i jestem Ci szalenie wdzięczna za wszystkie miłe słowa, nocne poświęcenie, etc. :) Ja piszę o wiele gorzej przy zmęczeniu. A tak całe rozdziały powstały. A potem tylko: ŁOOOOOOŁ, kto to pisał? Czy to już sanskryt?
Hepi Nju Jera życzę! :D
PS. Moje gify mają siłę sprawczą. Bo ja też polubiłam Hajbeka z mojego gifa. :D
O matuchno, śpiący skoczkowie totalnie mnie rozwalili. No mistrzostwo! I Klimatronic! Płaczę . Ze śmiechu.
OdpowiedzUsuńNiemcy to podejrzany naród. Żeby wyłączać ogrzewanie na czas pobytu Polaczków, toż to skandal! I jeszcze dawanie wysokich not Freundowi za zachwiane lądowanie? Na dodatek dyskryminacja. Oni zawsze będą mieli coś za uszami.
Tosiek nareszcie poczynił kroki do zgody ze Zniszczołem. Może nie takiej prawdziwej, bez docinek na każdym kroku, ale od czegoś trzeba zacząć :D
Zakochałam się w twoich opisach poszczególnych osób w kadrze. Ręce same składają się do oklasków :)
No i ogólnie całe twoje opowiadanie powoli uświadamia mi, że moje to jakaś marna bajeczka jest. Nawet nie ma co porównywać :P Chciałabym kiedyś osiągnąć taki poziom, jaki jest na tym blogu. Ale coś czuję, że jeszcze dużo wody z Wisły upłynie, zanim tak się stanie :D
A, no i Hayboeck to rzeczywiście fajny chłop. Jakoś do tej pory tego nie zauważyłam, ale twój gif całkowicie zmienił moje zdanie :D Uśmiech to ma przeuroczy!
Jakoś dziwny ten mój komentarz, mam nadzieję, że wybaczysz :D
Pozdrawiam i weny życzę! :))
Yay, wielkie dziękuję za tyle miłych słów! Ale poziomu tego bloga to raczej nie chciej osiągać, bo wysoko się nie wedrzesz. :) Nie ma tak znowu fajnie. Wiele rzeczy u mnie kuleje, a przed pisaniem muszę się umysłowo przestawiać, żeby wszystko wychodziło z przymrużeniem oka, bo to opisy i dialogi przecież "robią" atmosferę. Czasem się zacinam nad jednym porównaniem i nie mogę ruszyć. Albo myślę, co rzeczywiście mogłaby Tośka odpowiedzieć i też stoję w kropce przez pewien czas. Jest też jedna poważna niekonsekwencja i jestem ciekawa, czy ktoś to zauważy. :P Ale miło mi, że tak uważasz. :)
UsuńCo do Hall of Fame - ojejku, wiesz, że przeczytałam epilog zaraz po publikacji swojej notki? Miałam dać komentarz i zmieniłam plany, po czym wyłączyłam kartę z Twoim blogiem. ;__; Typowa ja. No po prostu taki Tośkowy Muraniek.
Tak, nawet mnie samą mój gif przekonał! :D Co prawda, w tamtym wywiadzie mówił, że Austriacy zrobią wszystko, żeby udaremnić Prevcowi wygrywanie (oł, łaj?), choć będzie to trudne. Póki co, do roboty wzięli się Niemcy, nie AUT-y, więc... Choć Hajbek nieźle sobie poradził.
Nie jest dziwny, więc nie wybaczam, bo nie mam czego. :P
Pozdrawiam!
PS. Szkoda, że Hall of Fame nie była jednak o Słoweńcach, bo o nich trudno kompetentne teksty znaleźć.
wstałam dzisiaj o 8:00 specjalnie dla Ciebie, bo jak zobaczyłam wczoraj, że dodałaś to poza wielkim bananem na twarzy mówię sobie: 'nieeee, noc jest, popsuję ten komentarz, a tutaj jest tyle do omówienia!', więc przybywam dzisiaj. :) (rozdział przeczytany siedem razy, więc coś logicznego musi tu powstać!)
OdpowiedzUsuńja ich takich widzę śpiących w autokarze, ja to widzę! śliniący się Stoch, i teksty Żyły... O MÓJ JEZU.
tego Freuda to ja sobie aż wyszukałam w google, bo wszystkie te siedem razy wciąż czytałam 'Freund' i ciężko było mi się połapać co miałaś na myśli, i jak widzę nie byłam sama XD
zgadzam się z Kubackim, w stu procentach! te Szwab... Niemcy to dziura zabita dechami jakaś! tutaj przyjeżdżają poważni skoczkowie i traktować ich TAK?! no w głowie się nie mieści, ehh. na całe szczęście nasi skoczkowie to zuch chłopaki, i byle jakiego zimna się nie boją! grzej z Antkiem, ale to też mądra dziewczyna, zaopatrzyła się w kilka porządnych warstw, brawo! (bo ze Szwabami nigdy nie wiadomo!).
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, nocna rozmowa Zniszczoła i Antka, aaaaaaaa (z tego będą dzieci, ja ci mówię!!!) i jeszcze Aleks(mnie się bardzo podoba!) i Tosiek(no posptrzątał te rzygi, nie zaprzeczysz, dziewczyno)! <3
ja wciąż nie mogę z Chrobota, i ciekawa jestem czy ona się zorientuje do końca sezonu, że Chrobot to Skrobot, a i jeszcze Kacper. to może być niemały szok.
PETER PREVC AKA LEONARDO DICAPRIO - w tym momencie umarłam, naprawdę.
hahahhahaha, Pisiont Groszy, piękne wspomnienie. :')
biedne te nasze Polaczki w tym sezonie, serce się kraja jak się na nich patrzy. :(
o, i bardzo dobrze, niech ten szwab (przyjaciel? a fe!) zna swoje miejsce, i mimo, że to Klingenthal to mu punktów nie dodali? no szok, proszę państwa!
i znowu, SŁOWEŃSKI LEONARDO DICAPRIO... ja prawie płaczę już, ludzie! do mojego DiCaprio to mu troszeczkę brakuję, ale tylko troooszeczkę, ale się może wyrobi chłopak, (http://ak-hdl.buzzfed.com/static/2015-08/4/9/enhanced/webdr03/enhanced-4559-1438696473-1.jpg) chociaż... nie, jednak nie (zaślinianie laptopa - 70% XD) <3
no ciekawa sprawa, że ogrzewanie nagle wróciło, kiedy Polacy wynieśli się już z walizkami przed hotel, hmm, dziwna sprawa. czuję, że nasz NiePrzyjaciel i banda maczali w tym ręce...
--
co do TCS... cieszę się, że też nie lubisz Freunda (dziada, szwaba jednego... ja wciąż pamiętam ostatnią Kryształową Kulę, przyjacielu!), no kurcze Peter taki smutny był, aaaaa, ciekawe jakie cyrki będą w Ga-Pa, ale i tak czekam już na Austrię, bo tam to jakoś przyzwoicie będzie!
jak kocham AUT-ów prawie tak mocno jak naszych chłopaków, a Michi słodki jak zawsze. :)
ps. ja chcę już kolejny!!!!
kocham ♥♥♥
Pięknie dziękuję za poświęcenie! :) Aż mi po prostu głupio, że ludzie wstają dla mnie, żeby komentarze kleić. Czy autorowi może się wymarzyć coś lepszego?
UsuńBo Kubacki zawsze ma rację. On wie najlepiej, jacy Szwabowie są i on Ci prawdę o nich powie. Jego trzeba słuchać. Sam Żyła wszak mówił, że porządny z niego chłop. Nic, że złośliwa strzyga. On wie najlepiej!
Nie, Niemcy nie mieli w tym swojego udziału, ogrzewanie padło, bo po prostu coś się zepsuło, ale Kubacki z Tośką wszystko na swoją modłę przerobią. Dla nich to był oczywisty zamach na ich zdrowie, formę i wyniki.
Czy z Aleksa i Tośki będą dzieci? :D Ciężko powiedzieć, na razie są na etapie próby wzajemnego zrozumienia. Ale za dziesięć lat? Kto wie? :D Niestety, droga do tego nie będzie prosta, o czym będzie można się przekonać wkrótce. :)
Tak, tak, Tosiek odkryje Skrobota, ale jeszcze trochę jej to zajmie.
A słoweński Leo też jest przecież przystojny. Zwłaszcza w garniturze!
W Ga-Pa już są cyrki, bo wiatr kręci, a nasi... well.
Kolejny na pewno jeszcze przed moim powrotem na uczelnię, czyli na pewno przed 7.01 :) Muszę się napublikować zawczasu, bo potem mam sesję i nic nie będzie łatwe. :/
Hepi Nju Jera życzę! <3
Z małym opóźnieniem (ale i tak mniejszym, niż pociąg, na który właśnie czekam) jestem.
OdpowiedzUsuńTe wszystkie spojrzenia ludzi na mnie, jak na idiotkę, bo uśmiechałam się pod nosem z losów bohaterów, to Twoja wina!
Określenie Prevca jako Leonardo Di Caprio- mistrzostwo.
Braku ogrzewania to im współczuję, przecież to musiała być męka.
Do tego ta rozmowa przy automacie, ojej.
Chciałam napisać jakiś dłuższy komentarz, ale pisanie na telefonie to męka,nie komentowanie.
Dużo weny, buziaki :*