4. Bezsenność w Klingenthal

Stranger than your sympathy
And this is my apology
I killed myself from the inside out
And all my fears have pushed you out
Goo Goo Dolls — Sympathy


Coś mną zatrząsnęło i natychmiast wybudziłam się ze snu. Może to i lepiej, bo miałam okropny koszmar. Śniło mi się, że Łukasz Kruczek szantażem zmusił mnie do pozostania jego osobistą asystentką, a potem pojechał sobie do domu. Jak gdyby nigdy nic.
Spojrzałam za szybę. Mijaliśmy właśnie jakieś zalesione autostrady w Niemczech. Świeciło słoneczko, radyjko grało, a w autokarze cisza.
Nie, to jednak nie był sen. Właśnie byłam w połowie drogi do zasranego Klingenthal. Splotłam ręce na piersi i od razu poczułam, jak podnosi mi się ciśnienie. Zazgrzytałam zębami. Gdybym mogła, udusiłabym jak kurę na rosół! Szanownego trenera za to, że wpadł na taki fortel i tych tam śpiących za moimi plecami leszczy, bo dali nogę, zamiast damę w potrzebie ratować. I jak my mamy zmienić świat na sprawiedliwy, skoro takie bezsensy wciąż mają miejsce?
— Już nie śpisz? — dobiegł mnie czyjś konspiracyjny szept.
Wywróciłam oczami. Znowu on.
W rzędzie foteli po mojej prawicy siedział Zniszczoł, który całą podróż oka nie zmrużył, czego nie można było powiedzieć o pozostałych. Żyła pochrapywał cicho, mamrocząc ciągle: Justynka, Kubuś albo Karolcia. Stoch zasnął na tylnych siedzeniach, obśliniając podłogę. Kubacki spał w jakiejś dziwacznej pozycji, rozsypując swoje włosy w przejściu między fotelami, a stopy opierając na szybie. Murańka skulił się na małym skrawku siedzenia i zasnął jak dziecko. Kot podrygiwał przez sen w rytm muzyki, której słuchał w wielkich słuchawkach, a Ziobro ciągle mlaskał. Witamy w obwoźnym zwierzyńcu!
— Jak widać nie — odwarknęłam po cichu. Zwierzyniec zwierzyńcem, ale dla bezpieczeństwa lepiej było, gdy spał.
Zniszczoł przysiadł się obok mnie.
— Dalej się boczysz na trenera?
— Nie, z radości już wam szaliczki na święta szydełkuję. — No dobra, to wyszło odrobinę głośniej, niż miało.
— Ciszej, bo Mustafa obudzisz — upomniał mnie, po czym wychylił się, żeby sprawdzić, czy z tyłu wszystko było po staremu. — A jak on się obudzi teraz, to do końca pobytu w Niemczech będzie marudził jak moher po za krótkim kazaniu.
W odpowiedzi tylko mocniej splotłam ręce i spojrzałam za szybę. Marzyło mi się, żeby ją zbić i na piechotę wrócić do domu. Albo wysadzić autokar i w ogóle się tym nie przejąć.
— No weź, Antek! — odezwał się błagalnym tonem po chwili milczenia Zniszczoł. — Jak zwykle przesadzasz i robisz pod górę.
Taa, bo ty akurat wiesz, jak u mnie jest zwykle.
— Hehe, Justynka, ja nie wiedziałem, że ty taki świntuch jesteś.
Tego zdecydowanie nie powinny były słuchać nasze uszy.
— Nie masz jakichś skarpetek, żeby mu otwór gębowy czymś zatkać?
Skarcił mnie wzrokiem. Podniosłam ręce w obronnym geście.
— Dobra, nie było tematu.
Kolejne dwie minuty znowu spędziliśmy w paskudnej ciszy. Wkurzała mnie ona. On też. I oni wszyscy. I to głupie radio. I ten dźwięk wibracji czyjegoś telefonu. I MOJA OBECNOŚĆ W TYM BUSIE.
Chciałam być w domu. Choć, patrząc na porę, raczej na uczelni. Nawet smród żuli w autobusie by mnie nie przeszkadzał, ani tłok jak w puszcze z sardynkami. Wszędzie byłoby lepiej niż tu. Chociaż — no nie, do lokalu ciotki to bym już za żadne skarby świata nie wróciła. Użerać się z tymi wszystkimi chamidłami jeszcze w ponurą, ciemną, bezsłoneczną zimę — po moim trupie!
— Antek, weź coś powiedz, bo to milczenie jest gorsze niż twoja wrodzona złośliwość!
Taki... wuj. Nic ci nie powiem.
— Antek...
Figa z makiem!
— Antek, błagam cię.
Wywróciłam oczami.
— A co ci mam gadać? Że mnie wnerwiasz? Że ta cała sytuacja jest chora? Że nienawidzę tego busiku, tej jazdy, tej muzyki z radia, tych ludzi, którzy mi od dziś będą dzień w dzień regularnie truć dupę? Że banda popaprańców zryje mi psychikę na amen?
W niebieskich oczach Zniszczoła zobaczyłam coś, przez co stanęłam o krok od zawału. Mózgu, oczywiście, bo serce to mam jak dzwon. Zobaczyłam coś, czego przedtem ze świecą w nich szukać — lodowaty gniew. Ugh, jeszcze trochę, a zostałabym Białą Czarownicą.
— Przykro mi, że zostałaś wpakowana w taką sytuację. — Akurat. Ton jego głosu mówił, że równie dobrze mógłby mnie walec przejechać, a on dalej w spokoju smarowałby sobie tosta dżemorem. — Na pewno nie jest ci łatwo i to jestem w stanie zrozumieć, ale nie twoje... inwektywy. — Wygładził kurtkę, jakby dumny, że użył tak podniosłego słowa. — Obrażasz nas, chociaż ani razu nie zrobiliśmy ci nic złego. Ba, Mustaf to ci nawet samochód naprawił, a ty dalej nas wyzywasz. Wyobraź sobie, że nam twoja obecność też nie jest na rękę. Zachowujesz się jak księżniczka, nie dopuszczasz w ogóle myśli, że ktoś może mieć wobec ciebie dobre zamiary i we wszystkich upatrujesz wrogów. — Patrzcie go, Freud się znalazł! Psychoanalityk od siedmiu boleści, kurza twarz. — Nie wiem, jakie doświadczenia masz na koncie, ale zakoduj sobie, że nie wszyscy na tym świecie to skończone gnojki. Niektórzy zachowują się wobec ciebie miło, bo po prostu cię... szanują. Początkowo cieszyłem się, że w sumie wszystko tak wyszło, ale wygląda na to, że przez resztę sezonu będę tego żałował. Nie bój się, przy odrobinie szczęścia Łukasz może cię zwolni jeszcze przed Czterema Skoczniami. — Po tych słowach wstał i przeszedł na tył busa.
— I bardzo dobrze! — krzyknęłam za nim, złośliwie i celowo, żeby reszcie ekipy też napsuć krwi. A co, nie mogę być jedyną wpienioną na pokładzie! — Niech mnie zwolni nawet zaraz! Spakuję manatki i, choćbym miała iść pieszo, to będę spierdalać od was w podskokach!
— Co, co, kto się spierdział w skokach? — zapytał nie do końca przebywający duchem na naszej planecie Muraniek, rozglądając się dookoła nieprzytomnym wzrokiem.
I zaczęli się budzić jeden po drugim, po kolei, marudząc, ziewając, narzekając. Oczywiście, wśród tych głosów nie mogło zabraknąć aksamitnego barytonu Kubackiego.
— Socha, ADHD się leczy! Czy zamknięcie japy jest...
Ale nie słuchałam już matoła. Nikogo nie słuchałam. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam bardzo głośno Ignorance od Paramore, próbując nie rozwalić ze złości siedzenia przede mną, na którym już kręcił się ten, no, od nart. Chrobot? Czort go wie. Nim na dobre wlepiłam wzrok w drogę, napotkałam karcące spojrzenie Kruczka, który kręcił głową.
A ja w dupie miałam jego dezaprobatę, narzekania pingwinów-nielotów i całą tę szopkę, której otwarcie miało nastąpić lada dzień.

* * *

— Przykro nam, postaramy się to jak najprędzej naprawić. — Blondynka w recepcji, ubrana w grubą kamizelkę z kożucha, posłała nam przepraszający uśmiech na zlodowaciałej twarzy.
Właśnie zyskałam kolejny powód, żeby nienawidzić skoków narciarskich. Jakby ten cyrk i pańszczyzna to było mało. A kiedyś tak to lubiłam...
— Ja mówiłem, że to Klingenthal to dziura zabita dechami i powinniśmy dać sobie spokój, ale nieeee, wszyscy wiedzą lepiej niż Dawid! — dramatyzował Kubacki.
W dupach się ludziom przewracało. Mieliśmy spędzić noc w temperaturze nie przekraczającej dziesięciu stopni, bo nad ranem strzeliło ogrzewanie i nie wiadomo było, kiedy zostanie naprawione. Już mniejsza o mnie, ale te sieroty, które nie mogły tracić ciepłoty ciała, były narażone na klęskę na otwarcie Pucharu Świata. Na kolejną porażkę na dzień dobry nie mogliśmy sobie pozwolić, a tu proszę, Szwaby nas na pewną śmierć wysłały. Tak się wita sąsiadów ze wschodu! I wam też kij w oko, Goebbelsy!
Wkurzona jak Tepes, kiedy go ojciec przy niesprzyjającym wietrze puści, zatargałam (bo, oczywiście, żaden z jedenastu mężczyzn nie mógł ruszyć głową i pomóc damie w potrzebie) swoje bagaże na trzecie piętro i weszłam do pokoju. Nie dość, że brak ogrzewania, to jeszcze okna otwarte. Teraz już wiem, czego Kubacki tak psioczył na każdym postoju na to Klingenthal. Nie dość, że śnieg próbowali na szybko skołować, to jeszcze zakpili z nas w hotelu.
JA. CHCĘ. DO DOMUUUUU!
Wszyscy mieliśmy pokoje obok siebie, więc słyszałam, jak Zniszczoł z Murańkiem szaleją i śmieją się jak ostatnie osły. Dzieliliśmy nie tylko ścianę, ale i balkon.
Oczywiście, Zniszczoł absolutnie nie miał racji, jeśli chodzi o moje zachowanie. Nikomu ufać nie wolno, a zwłaszcza temu, kto na starcie nazywa cię groupie. Ewentualnie, podkreślam, ewentualnie mogłam przesadzić z reakcją tu i ówdzie, ale reszta była okej. Jeśli myślał, że widział szczyt mojej złośliwości, to się grubo mylił.
Odblokowałam ekran telefonu i natychmiast zakłuła mnie w oczy tapeta — zdjęcie mojego matiza. Bo takim wozem to trzeba się chwalić.
Dobra, może i Mustaf naprawił mi wóz i wyciągnął z tragicznej sytuacji, ale to jeszcze nie świadczy, że mam mu paść do stóp. Niech sobie chłopak za dużo nie wyobraża. No, a Zniszczoł? On przecież, z własnej nieprzymuszonej woli, uspokajał mnie, kiedy wisiałam nad jego kiblem, zarzygana i wystraszona, a potem mnie odwiózł pod sam dom. Bo tak. Bo jest Troskliwym Misiem i nie pozwoli, by komuś stała się krzywda.
Zasrany pan Altruista! Wszystko mi pokrzyżował i plany wzięły w łeb.
Po gorącym prysznicu włożyłam na siebie najgrubsze dresy i swetry, żeby tylko nie czuć chłodu. Bo go nie znoszę. Zima jest fajna jako krajobraz, jako pora roku jest do dupy. Wiecznie mam zamarznięte dłonie i gębę, i nie mogę psioczyć do woli, bo ledwie mi się szczęka otwiera. Wskoczyłam pod wszystkie lodowate kołdry i udawałam ludzkie burrito. Przespać by się przydało, co nie? Tak, tylko był jeden problem. Antonina Socha nie zasypia w nowych miejscach. Bo nie i kropka.
Kręciłam się tak w łóżku, słuchając muzyki, czytając książkę, aż przyszła pora kolacji w części restauracyjnej. Musiałam ich wszystkich zagonić jak pasterz swoje bydło, więc pozbierałam manatki (czyli terminarz, długopis, telefon i słuchawkę Bluetooth), po czym założyłam puszyste kapciochy i zaczęłam obchodzić ich pokoje, informując, że czas coś zjeść. Tylko trener potraktował mnie normalnie, reszta była wielce obrażona. No, może prócz Stocha, który posłał mi blady uśmiech.
Tak nam się niefortunnie trafiło, że jednocześnie ze Zniszczołem chcieliśmy zejść po schodach. Zerknęliśmy na siebie, po czym jełop uśmiechnął się sztucznie, mówiąc:
— Ależ proszę, panie przodem.
— Dlatego chciałam cię puścić. — Posłałam mu jadowity uśmiech, na który on zazgrzytał zębami.
Zorientowałam się, że coś jest nie tak, kiedy goście w restauracji dziwnie na mnie patrzyli. Wszyscy wystrojeni, pod zimowymi płaszczami garniturki, kiecki albo przynajmniej jakieś jeansy, a ja za duża o dwa rozmiary szara bluza ze znakiem kosogłosa, rozciągnięte granatowe spodnie z dresu i białe, puszyste kapciochy. Spojrzałam na naszych. Wszyscy po ludzku ubrani, tylko kurtki z góry na dół obklejone logami sponsorów.
Nawet kelner, który do nas poszedł, miał na sobie kożuch.
— Mówił ci ktoś, że wychodząc między ludzi trzeba wyglądać po ludzku? — zapytał mnie wprost do ucha Zniszczoł, kiedy usiedliśmy przy stole.
— Nie martw się, nikt nie zauważy, że wyglądacie jak słupy reklamowe. — Posłałam mu sztuczny uśmiech, po czym przykleiłam się do menu.

W nocy sen też nie przychodził. Wierciłam się jak owsik, ale ani zimno, ani nowe miejsce jakoś nie pomagały w zmrużeniu oka. I nawet te samobójcze smęty od Myslovitz nie wystarczały. Liczyłam na Chciałbym umrzeć z miłości, ale najwyraźniej miłość nie istnieje, bo żadnej śmierci* mi nie przyniosła.
Może i byłam wredną i marudną świnią, ale na pewno nie byłam niewdzięczną świnią, dlatego musiałam pogadać ze Zniszczołem. Najgorsze, co może się przytrafić, to zła atmosfera w kadrze. Relacje międzyludzkie same w sobie są skomplikowane, więc lepiej ich nie komplikować własnoręcznie. Normalnie miałabym to w dupie, bo generalnie nie jestem zainteresowana otaczaniem się fałszywymi ludźmi, ale skoro miało to splamić honor naszego narodu, potrzebna była interwencja.
Tak, rano z nim pogadam.
Nie, nie mogę czekać tak długo. Przecież zostały jeszcze ze cztery godziny!
Na grubą piżamę i cztery warstwy swetrów nałożyłam puszysty szlafrok i wytuptałam na balkon. Miałam nadzieję, że bęcwał będzie spał przy drzwiach. Podejrzewałam, że ta granatowo-cielisto-rudo-biała kulka to był on.
Miałam zawał. Spał przy uchylonym oknie, a ja, jakbym mogła, to w kołdrze chodzę!
— Zniszczoł! — zawołałam głośnym szeptem.
Kulka poruszyła się i wydała pomruk.
— Mpfm.
Zabić to mało!
— Zniszczoł!
Kulka nagle okazała się mieć głowę, którą nieznacznie uniosła, patrząc przed siebie, ale niestety nie na mnie.
— Zniszczoł, kuźwa, ofiaro jedna!
Wreszcie zajarzył i odwrócił się w moją stronę.
— Tośśśśaaaantek, to już? Już śniadanie?
Wywróciłam oczami.
— Ty tylko o jednym! Nie, śniadanie będzie za jakieś... cztery godziny.
Zmarszczył brwi w ciężkim procesie myślowym, a potem skrzywił się, patrząc na mnie, jakbym się z Velikanki urwała.
— Antek, co ty robisz o drugiej w nocy na moim balkonie?
— Po pierwsze, to nasz balkon — odparłam, tracąc cierpliwość. — A po drugie... musimy pogadać.
Zniszczoł spuścił nogi na podłogę, opierając łokcie na udach i zwieszając głowę. Kiedy ją podniósł, zauważyłam wielkie wory pod jego oczami i bardzo mocno stłumioną chęć mordu. Well, well, well, nasz mały pan Altruista zaczynał tracić nerwy. Punkt dla mnie!
— Koniecznie teraz? Nie możemy tego przełożyć na...
— TAK, TERAZ.
Westchnął i znowu spuścił głowę. Święci pańscy, weźcie mnie stąd... Czy on naprawdę miewał aż tak trudne poranki czy po prostu z natury był leniwym pajacem?
Znowu na mnie spojrzał.
— Masz piżamę w kaczki?
— Otworzysz mi czy mam tak do rana marznąć?
— To ty sobie wymyśliłaś nocną schadzkę.
— Ile jeszcze będę czekać?
Po raz enty tej nocy westchnął, ale podniósł wreszcie to swoje chude dupsko i otworzył mi drzwi balkonowe. Wewnątrz panowały egipskie ciemności, na balkonie świeciła chociaż pełnia.
— Właź, marudo — zachichotał mi koło ucha.
Minęłam łóżko Murańka, który spał jak dziecko. Mogłabym zrzucić bombę do tego pokoju, a on i tak obudziłby się dopiero parę godzin po wybuchu.
Zniszczoł pozbierał po drodze brakujące części swojej piżamy i wyszliśmy na korytarz. Prawdę mówiąc liczyłam, że wrócimy do czyjegoś zagrzanego łóżka, a nie na hotelowy biegun mrozu. Owinęłam się szczelniej szlafrokiem w misie. Będzie się moich ubrań czepiał, matoł jeden.
— Chodźmy piętro niżej, co? — zaproponował. — Tam jest automat z gorącymi napojami.
Po zejściu zorientowaliśmy się, że cała maszyna jest ciepła i postanowiliśmy przy niej zostać.
— A co z kasą? — spytał bezradnie.
Włożyłam rękę w trzecią warstwę spodni, którą stanowiły jeansy, i wyjęłam z kilka monet spod znaku euro.
— Powinno wystarczyć. — Wręczyłam mu je, a on gapił się na mnie jak dupa w sedes.
— Ile właściwie masz warstw na sobie?
— Tyle, żeby było w sam raz. Nie pytaj się głupio, tylko bierz coś, bo zamarzam.
Otrząsnął się dziwacznie, ale wrzucił pieniądze, które zadzwoniły w maszynie, po czym wcisnął czarną z mlekiem.
— Kawa na noc? — zdziwiłam się.
Wzruszył ramionami.
— Mnie nie rusza, poza tym ta tutaj to pewnie zwykła lura z automatu.
Ja wzięłam swoją standardową herbatkę, ale jełop nie mógł poczekać, aż wreszcie ją dostanę, tylko musiał się odezwać, skoro wcisnęłam guzik.
— To co mi chciałaś powiedzieć?
Myślał chyba, że mu odpowiedzi udzielę, zanim dostanę swoje zamówienie. Pff, arogancki bałwan i tyle. Jeszcze raz, dlaczego właściwie chciałam z nim gadać? Pożałowałam tej decyzji na krótko, bo potem przypomniało mi się, że nie jestem niewdzięczną świnią (tylko taką, no, regularną), więc westchnęłam, próbując się nie zdenerwować niepotrzebnie.
Pogadać z tobą. To różnica — upomniałam go i podmuchałam we wrzątek. Oparliśmy się bokami o przeciwne brzegi automatu. — Słuchaj no, Aleks. Sprawa jest taka: zachowałam się jak ordynarna świnia. W sensie nie podziękowałam ci za to, że mnie wywlokłeś ze swojej imprezy. Wcale nie musiałeś. Dziękuję. Wiedz, że to doceniam, ale nie licz na więcej tego typu wywodów. Potem mnie wkurzyłeś, i to dwukrotnie, a ja trochę przegięłam, więc... Przepraszam.
Przez chwilę milczeliśmy, a on wpatrywał się w jakiś nieokreślony punkt za moimi plecami, uśmiechając się jak na haju.
Aleks? Nikt mi nigdy tak nie mówił. Podoba mi się.
Wywróciłam oczami. Na tych baranów nie ma rady.
— Mógłbyś się odwołać do moich słów?
— A czy to nie jest właśnie odwołanie się do twoich słów?
— Zniszczoł!
— Echh, więc już koniec z Aleksem?
— ZNISZCZOŁ!
— No dobra, dobra... — Westchnął ciężko, ale wreszcie wydusił coś na temat: — Co mam ci powiedzieć? Nie zrobiłem tego dla jakichkolwiek dowodów wdzięczności. Zrobiłem to, bo byłaś w potrzebie. W zasadzie każdy z nas — mam tu na myśli ekipę — postąpiłby tak samo. W gruncie rzeczy nie jesteśmy aż takimi ordynarnymi prosiakami, za jakich nas uważasz. — Uśmiechnął się, po czym dodał: — Jeśli chodzi o naszą kłótnię w autokarze, to mnie też poniosło. Osioł jestem okropny, bo chyba nawet nie wczułem się w twoją sytuację. Na bank jest ci o wiele ciężej, niż jestem to w stanie sobie wyobrazić. — Zamilkł na chwilę. Przymrużył oczy, przyglądając mi się uważnie. — Mam pomysł. Nie musisz wcale się z nami przyjaźnić i wchodzić w jakieś zażyłe relacje. Wystarczy, że będziemy po prostu współpracować. W przeciwnym wypadku upadnie duch zespołu, bo atmosfera w kadrze skiśnie. Pasuje? Żadnych zobowiązań, wyłącznie profesjonalna kooperacja.
Spojrzałam na jego wyciągniętą rękę.
— Pasuje. — Uścisnęłam ją, bo ta propozycja wydawała się całkiem przyzwoita. — Ale to nie znaczy, że będę od teraz jakaś przesadnie uprzejma.
Wywrócił oczami, ale się zaśmiał.
— Nie musiałaś mnie z tego powodu wyciągać w środku nocy z łóżka — powiedział po chwili milczenia. — Ty chyba chcesz, żebym zawalił jutrzejsze treningi.
— Jasne. Planuję się was wszystkich pozbyć, bo w głębi duszy pragnę, żeby to Niemcy wszystko wygrywali.
— To miłe słyszeć, że ktoś nam tak kibicuje.
Zgromiłam go spojrzeniem.
— Następnym razem poproszę o pokój na przeciwległym końcu hotelu, żebyś komuś innemu karierę niszczyła.
— Akurat. Nie oszukuj się, Zniszczoł, nie odpuściłbyś sobie okazji, żeby być blisko mnie.
— I kto tu siebie oszukuje?
Zmrużyłam oczy i położyłam wolną dłoń na biodrze.
— Zastanawiam się, jak ten układ ma działać, skoro nasze rozmowy wyglądają w ten sposób.
— Eeee tam, zaczynam się przyzwyczajać. Z tobą się po prostu inaczej nie da. Albo da się, ale na pewno nie wyjdzie się z tego bez szwanku.
— Bez przesady. Nie wszyscy są u mnie z góry przekreśleni tak jak wy.
— Cieszę się, że mogliśmy zająć tak szczególne miejsce w twoim sercu.
— Ty nigdy nie odpuszczasz, prawda?
Pokręcił głową.
— Nigdy. — Pokazał dwa równe rzędy białych zębów.
Zapadła między nami cisza, ale wcale nie była nie zręczna. Nie spanikowałam z powodu skrępowania społecznego, moja twarz nie przybrała koloru dorodnego pomidora ani nikt nie musiał teatralnie chrząkać. Rozmowy ze Zniszczołem na pewno wychodziły poza granice definicji słowa standardowy, ale przynajmniej były swobodne. Nie dało się go zakwalifikować jako człowieka, którego byle obelga mogła zbulwersować albo urazić. Zniszczoł szukał zawsze kontrriposty i bardzo mi się to podobało.
Miał też posrane pomysły, co nie było już tak fajne. No, i bywał przesadnie milusiński, co z kolei grało mi na nerwach.
— Mogę ci mówić Tosiek?
— Nie zapędzaj się tak. To, że cię przeprosiłam, wcale nie znaczy, że cię lubię.
Pff. Burak sądził, że jedna rozmowa może zmienić moje nastawienie. Koń by się uśmiał.
— Sprzątałem twoje rzygi z kibla.
Wypiłam ostatni łyk herbaty i odstawiłam kubek na maszynę, a potem założyłam ręce na piersi. Nienawidzę, kiedy ktoś ma rację.
— Zastanowię się.
Zniszczoł wydał z siebie triumfalne YESSSSS!, a wszelkie próby wytłumaczenia mu, że to jeszcze nie oznacza zgody, spełzły na niczym. Gadał dziad do obrazu... i tak dalej. W ostateczności, Tosiek nadal był męską formą, ale jakąś zbyt zdrobniałą, żebym mogła się do niej przyzwyczaić od razu.
A potem staliśmy znowu w ciszy, grzejąc się o automat. I — jakkolwiek to zabrzmi — nie chciało mi się niczego więcej.
— Jak twoja kawa?
Aleks spojrzał na dno pustego już kubka i wykrzywił usta w podkówkę z uznaniem.
— Całkiem niezła. Taki wyższy poziom lur z automatu. A twoja herbata?
— Trochę jak wrzątek z syropem malinowym, ale przeżyję.
Kolejne milczenie.
— Wiesz... W sumie to moglibyśmy wrócić do łóżek.
Ziewnęłam.
— W sumie to możemy iść — zgodziłam się.
Wyrzuciliśmy nasze papierowe kubki do kosza i wspięliśmy się piętro wyżej. Hotel był przyjemnie senny i tylko z pokoju mojego najdroższego szefa dochodziło głośne jak piłowanie drzewa chrapanie. Taaaak, na pewno miał ciężki dzień. Musiał też złapać trochę relaksu przed jutrzejszym klepaniem buli w wykonaniu naszych, więc wcale mu się nie dziwię. Na szczęście, ja byłam od pilnowania planu i dat, więc to nie na moich barkach spoczywało brzemię odpowiadania za błędy pozostałych. Mimo wszystko w duchu liczyłam, że może ten sezon zaczniemy z pierdolnięciem. Takim minimalnym. Albo chociaż z pierdnięciem, czymkolwiek...
Stanęliśmy obok drzwi do naszych pokojów.
— Miła dziś byłaś — stwierdził z lekkim uśmiechem na tej swojej parszywej facjacie.
— Zrób sobie kreskę w kalendarzu, bo taki dzień prędko się nie powtórzy. — Ziewnęłam i weszłam do pokoju. — Dobranoc, kasztanie — rzuciłam, zanim zamknęłam drzwi.
Przynajmniej tyle dobrego wynikło z tej całej kruczkowej afery.

Ranek upłynął nam pod znakiem hardcoreʼa. Zaspałam piętnaście minut (choć łącznie zaznałam tylko godziny snu), więc wszystko miało obsuwę. D-R-A-M-A-T. Kruczek (naczelny ornitolog) był zły, Chrobot (smarowniczy od nart) był zły, Gębala (specjalista-masażysta) był zły, Klimowski (jego ekscelencja asystent numer jeden) był zły, Sobczyk (mości hrabia asystent numer dwa) był zły, Kamil był lekko zestresowany, Kubacki psioczył na całego i nawet nie krył się ze swoją nienawiścią do życia (a także mnie i pomysłów trenera na zatrudnianie niekompetentnych asystentek), Kot bez przerwy uklepywał niesforne włosy i kontrolował wygląd w lusterku częściej niż zwykle, Murańka próbował odnaleźć się w rzeczywistości, która go tak nagle zaskoczyła, Ziobro każdą swoją wypowiedź zniekształcał ziewami, Żyła śmiał się z całej tej sytuacji, a Zniszczoł posyłał mi pełne gniewu spojrzenia. A ja ich wszystkich ignorowałam. Miałam swoje stresy z powodu pierwszego prawdziwego dnia, takiego z konkursem i ogólnie paskudnym bajzlem. Przy stole gadka toczyła się głównie na temat tego, że jak zwykle Puchar Świata zaczyna się od miejsca, w którym nie ma śniegu i tego, czy ten śnieg dowieźli na czas. Dobre info: śnieg już leżał na skoczni, bo go (zapewne sowicie wynagrodzeni) panowie łaskawie dowieźli w nocy stamtąd, gdzie już spadł.
Cyrk na kółkach sezonu 2015/2016 rozpoczęty! Główny treser: Walter Hofer. Magik od pogody i szaman: Miran Tepes. Projektant kostiumów: Sepp Gratzer. Asystent projektanta: Borek Sedlak. Za udział wezmą: Peter Prevc aka Leonardo di Caprio, Severin (niezbyt)Freund, nieśmiertelny japoński samuraj** Noriaki Kasai oraz norweska mafia.
Jak już na chybcika zjedliśmy śniadanie, to prędko trening poranny, bo zaraz trening oficjalny. W dupach się poprzewracało. Już nie mówię o takich rzeczach jak odprawa techniczna, czy przygotowywanie sprzętu... Wszystko się pokręciło i wyglądaliśmy jak psy na spacerze — zdyszani i z językami wywalonymi na zewnątrz. Tylko Kubacki miał tyle pary w płucach, żeby zrzędzić i wyzłośliwiać się, biegnąc jednocześnie.
Na dziesięć minut przed startem pierwszej serii treningowej Kruczek wręczył mi akredytację.
— Zawsze masz trzy opcje — powiedział do mnie, nerwowo przebierając nogami — siedzieć na trybunach, towarzyszyć Kacprowi (Kto to, kuźwa, jest?!) w budce albo czekać przy boksie dla lidera. W każdym razie musisz być blisko w razie czego. Co wolisz?
— Wolę się trzymać od was z daleka. Wybieram trybuny. — Odwróciłam się na pięcie, a Treneiro pobiegł do gniazda trenerskiego.
Zgodnie z przewidywaniami, nasi klepali bulę. Trwał trening, ludzie dopiero się schodzili, więc mogłam się bez krępacji nabijać z tak zwanych Orłów Kruczka, a oni za każdym razem posyłali mi pełne nienawiści spojrzenia z dojazdu. Kubacki to mi nawet na migi pokazywał, że mnie obserwuje i na pewno się ze mną policzy, co tylko bardziej mnie rozśmieszyło.
W trakcie przerwy znowu coś zjedliśmy, a potem nastąpiła fala dramatów, ponieważ wyniki treningowe miały wyraźnie wskazać, kto weźmie udział w drużynówce. Cóż, aż mi się żal Trejnera zrobiło, bo biedak musiał wybrać po prostu mniejsze zło. Kiedy więc padło: Stoch, Kot, Murańka, Ziobro — pozostali wydali z siebie głębokie westchnienie. Sądziłam, że Zniszczoł, Kubacki i Żyła zechcą zostać na skoczni, ale dali w długą. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam ku trybunom.
Trochę pizgało i było ciemno jak zadku, ale wiatr dał sobie na wstrzymanie, więc drużynówka ruszyła z kopyta. Co oni tam wyprawiali! Niestety, tym razem nie było mi do śmiechu, bo pierwsza w tym sezonie rywalizacja rozpoczęła się na serio, a poza tym Sparkasse Vogtland Arena zaczęła przypominać bardziej bożonarodzeniowy kościół w nieszpory — zapełniona po brzegi, rozśpiewana, pstrokata jak choinka, no, i ogólnie szopka.
Przynajmniej zima przyszła, bo urwał się śnieg przed rozpoczęciem pierwszej serii. Nasi to kompletnie się nie odnaleźli w tym bajzlu. Jedenaście czwórek z różnych stron świata pokazało w pierwszej serii, jak dobrze potrafią przygotować najwyższe części skoczni do użytku, ale nasi to mieli problem w ogóle dotrzeć do punktu K. Tak jest, nawet Kamil ledwie tam coś wyciągał, więc do przerwy nasza sytuacja wyglądała co najmniej miernie.
— Gdzie ty żeś polazła, kobieto?! — Ze zdumieniem dostrzegłam, że zmierza ku mnie Pietrek w jaskrawożółtej kurtce, z orzeszkami solonymi w ręku. — Zamiast koło naszych chłopaków, to ty między tymi baleronami wolisz siedzieć? — Spojrzał wzrokiem z serii ani waż się mnie tknąć, paskudo na spasłą Helgę, która wywijała niemiecką flagą jakby jej kto za to miliony obiecał.
— Za dużo by się ode mnie obelg nasłuchali — odparłam, opierając łokcie na barierce, a Pietrek się zaśmiał jak głupi do sera, czyli po swojemu.
Ludzie przed nami latali jak kot z pęcherzem, kamery, wywiady, dziennikarskich hien od groma, no i oni. Najwięcej chyba widać było Norwegów, bo te ich nieśmiertelne, niebiesko-czerwone ciuszki zimowe to się chyba rozmnażały przez pączkowanie. Serio, normalnie oczopląsu można było dostać. Niemcy też się przewijali, ale ich czerwień to jakaś taka smutna i sprana się wydawała, więc kto by tam Szwabów patrzył. Ale w telebimie pojawiali się najczęściej, razem ze swoim szacownym trenerem, który miał na twarzy skupienie płatnego snajpera. Wśród Słoweńców największą furorę robił taki jeden młody, brat lidera ich kadry, Doman, Domen, coś w ten deseń. Jego kamery też nie odstępowały na krok, a ten tylko korzystał, uśmiechał się po prevcowsku i w głowie miał pewnie: Jutro was wszystkich pozamiatam. W sumie w ogóle by mnie to nie zdziwiło, bo na treningu pokazał co nieco.
W przeciwieństwie do naszych.
— Ja se tak czuję w duszy, że to będzie cholernie ciężki sezon, wiesz? — powiedział po chwili milczenia Żyła, podobnie jak ja obserwując na telebimie kroczącego majestatycznie z nartami na ramieniu przed japońską budką Kasaia. — A tę drużynówkę to mamy już zmaszczoną na amen.
Westchnęłam, patrząc jak technicy z nartami niepotrzebnie ubijają bulę. No i po co? Zaraz druga seria, do której cudem awansowaliśmy, zaraz polscy uklepią równiusieńko.
— Zniszczoł i Kubacki pewnie się boczą jak księżniczki w hotelu, nie?
— A skąd! Tośka, co ty gadasz! — Patrzył na mnie z zaskoczeniem, a ja zazgrzytałam zębami. — Znaczy, sorry, Antek — poprawił się prędko. — Pisiont Groszy w budce z Kacperkiem se gada (Kto to jest, do konia wafla?!), a Mustaf gdzieś się kręci i naszych stara się po swojemu ustawić do pionu — zachichotał. — Oni już duzi są, to wiedzą, że wszystkich Łukasz do drużyny nie pomieści, choćby chciał, a chciałby na bank. — Może wtedy uzbieralibyśmy punktów na piąte miejsce, przeszło mi przez myśl. — To są mądre chłopy i się nie pienią bez powodu. No, może z kilkoma wyjątkami, bo Jasiek czasem herzklekotów dostaje od czapy i z powodu pierdół. A Mustaf może wygląda na nerwusa, ale on jest najporządniejszy z nich wszystkich. Ja ci mówię, to równy chłop jest.
Akurat.
Zmarszczyłam się, przypominając sobie wcześniejszą część jego bełkotu.
— Pisiont Groszy?
Żyła się zaśmiał.
— A to ty nie wiesz? Grzywa pierdyknął orła przy odbiciu z belki tego roku w Bischofshofen, bo gdzieś mu się tam buty zahaczyły, czy kij wie co, i się podparł, to żem się śmiał, że pisieńciu groszy szukał.
Pokręciłam głową z politowaniem. Jak ja z tymi półgłówkami spędzę całą zimę? Chyba wyłącznie Boskie wstawiennictwo może mnie uratować od ciężkiego załamania nerwowego.
— I znalazł?
— Jakby znalazł, to może by przynajmniej lepiej skoczył!

Druga seria wcale nie lepsza była. Nasze dziwne machinacje w powietrzu zapewniły nam zaszczytne szóste miejsce. Nie muszę mówić, w jakich nastrojach wszyscy wracaliśmy do hotelu. Tylko Sierściuch był dziwne radosny jak szczygieł, nic sobie z tej porażki nie robił, tylko emanował optymizmem jak hipis na haju. Peace, love and madafaka. Aż podniosłam brwi na jego widok, bo typowałam go jako pierwszego do załamania nerwowego. Stoch kręcił nosem, Murańka wciąż jeszcze próbował przyswoić wynik, a Ziobro zgrzytał zębami i ogólnie bałam się do niego podejść, bo trzymał te swoje narty jak kij bejsbolowy. Treneiro też był nad wyraz spokojny, asystenci wyrażali nieznaczny niepokój, Gębala ręce zagrzewał na wieczorną sesyjkę, a Chrobot ogólnie miał wyrąbane jak drzewa w lasach deszczowych, włożył wielkie słuchawki i w dupie miał cały ten bajzel. I takie postawy to ja pochwalam.
Zwłaszcza że do końca dnia nikt się do mnie nie odezwał.
Prawdziwy dramat rozegrał się dopiero w niedzielę, podczas indywidualu. Czy ktoś im mówił, że dobre skoki zaczynają się od przekroczenia punktu K? Chyba nie dotarła do nich ta informacja. Kamil jeszcze znośnie, ale reszta? Tak, tak, w komplecie awansowaliśmy do konkursu, ale punktowali już, oprócz Mistrza Świata, tylko Kubacki, Żyła i Kot. Reszta — odstrzał. Aleks to schodził z tego dojazdu jak sierotka Marysia, ze zwieszona głową, a do kamery tylko wzruszył ramionami. Dokąd polazł potem to nie wiem, bo mi się w kadr wcięła jakaś spasła Helga, która dostała ataku ciężkiej choroby psychicznej, jaką jest fangirling. Bo po Aleksie skakał Kraus.
Westchnęłam, ale przetransportowałam się do naszego domku w przerwie między seriami. Ta akredytacja jest jak nowa, piękniejsza twarz — otwiera wszystkie drzwi.
Zniszczoł odłożył narty i zdejmował kask obok wcinającego wielką bułkę Chorobota, kiedy zawitałam do środka. Ofiara miała tak niemiłosiernie nieszczęśliwą minę, że aż mi się jej żal zrobiło i sumienie mnie gryzło, że chciałam mu dosolić czymś niewybrednym. W końcu klapnął na ławkę i podparł głowę rękami.
— Ale do dupy nam idzie.
— Okej, ja nie mam zamiaru tego słuchać. — Chrobot podniósł ręce w obronnym geście i wyniósł się z domku.
Usiadłam obok Zniszczoła.
— Trochę tak — przyznałam. — Ale to początek sezonu. Polaki to zawsze z początku są siusiaki, a potem to nawet takie Japońce mogą się przed nami chować. No, może oprócz Noriego, ale on jest amelinowy, jego nie pomalujesz.
Westchnął tylko. A ja głupia myślałam, że go chociaż odrobinę udobrucham...
Wywróciłam oczami, ale nie zdążyłam dodać niczego od siebie, bo do domku wlazł uradowany Kubacki. Gdyby nie to, że nadal miał złośliwe świetliki w oczach, powiedziałabym, że może nawet polubił Klingenthal.
— Co jest, Grzywa? — Założył ręce na biodra i stanął jak książę pan. — O, Antoś, widzę, że naszego nowego kolegę już nasz. To Olek Jęczoł. Jęczoł, bo konkurs spartolił!
Biedny Aleks. Ten skubaniec Mustaf za grosz litości nie miał, za grosz.
— Ty tam pilnuj, żeby cię nie wykolegowali z drugiej serii — odcięłam mu się za przygaszonego Zniszczoła.
— Nie wykolegują, spokojna twoja rozczochrana — odparł z opanowaniem, poprawiając jedną z nalepek od sponsora na kurtce. — Wejdę bez problemu.
No i wszedł, tyle że zarobił za to cały jeden punkt, bo spadł o czternaście lokat, ale to można skomentować jedynie tak: oto cały Kubacki.
Drugą serię oglądałam z wygodnego miejsca, do którego plebs skoczniowy nie miał prawa wstępu, zostawiając Zniszczoła samego w autozadumie. Kamil też regres zaliczył, bo z piątego dziewiąty został. Żyła zakręcił się wokół dwudziestego pierwszego miejsca, a Sierściuch sześć pozycji niżej. Wszyscy stawiali, że pozamiata ten ryży zaskroniec, niemiecki wrzód na Kryształowej Kuli od sezonu poprzedniego, Severin Freund, ale nie. Wiecie, kto wygrał? Norweski Aryjczyk, Daniel Andre Tande. O, i dobrze tak Szwabowi, niech sobie za dużo nie wyobraża. Już my go następnym razem załatwimy na cacy, będzie o wiele niżej niż na piątej pozycji. Kamiś odpali rakietę taką, że Przyjaciel będzie sobie mógł tylko fajerwerki pooglądać, i to z bardzo odległego miejsca. A kto był drugi? Kandydat mógł być wyłącznie jeden. Słoweński Leonardo di Caprio, przystojny, utalentowany, acz przywiązany do srebra i dwójki Peter Prevc. Podium dopełnił budzący się z długiego snu księciunio Hayboeck.
Następny przystanek: Ruka, czyli Kuusamo, Kuusamo, czyli Ruka!
A wiecie, co jest najlepsze? Że na kwadrans przed ostatecznym wytaszczeniem swoich waliz na parter, zorientowałam się, że kaloryfery są ciepłe. Ogrzewanie Szwaby włączyły, jak już się Polska od nich wyniosła. Nie dość, że siedem wrzodów na dupie musiałam znosić, to jeszcze mi kolejne na żołądku groziły.
Wszystko fajnie, tylko gdzie podziały się moje walizki?




* W kulturze i literaturze sen był bardzo często postrzegany jako półśmierć — stąd to skojarzenie.
** Niestety, to nie ja byłam taka kreatywna. Źrodło.

Łelkam, łelkam, łelkam.
Let de siksti fort dżamping gejmz bigien! Hapi dżamping gejmz ent mej de łinds bi ewer in jo fejver. Arina starts from Oberstdorf!
Powiedzmy sobie otwarcie — sędziowie i sztab skoczni przeszli samych siebie. Nie, nie lubię Freunda, a to mu nie ułatwiło wzmożenia sympatii wobec siebie u mnie. Wiem, że to nie jego wina, ale przyznacie, że to wyglądało podejrzanie? Szanuję Freunda mimo swojego braku pozytywnych uczuć względem jego osoby, ale to było totalne przegięcie. Aż mnie serduszko zabolało na widok miny Pero. Ale wierzę w niego. Jeszcze rozwali rywali.
Serduszko mnie też zabolało na widok Polaków. </3 BARDZO mnie zabolało, bo trauma wróciła na kamisiową twarz. :(
My tu gadu-gadu o TCS-ie, a ja mam ważny ensałsment. Jak pewnie zauważyliście, mamy do czynienia z bieżącym sezonem. Z oczywistych przyczyn, Nie-lotni będą moją autorską wersją tego Pucharu Świata, bo historia powstała daaaaawno temu, w marcu lub lutym, ale, jak wiecie lub nie, została przerwana, usunięta i oto pisze się od nowa. :) Korzystam ze szkicu planu PŚ i nie ma tam większych zmian, oprócz najważniejszego dla mnie Willingen i rozkładu konkursów polskich, ale kiedy przyjdzie stosowna pora, wstawię zalinkowaną moją wersję kalendarza. Część wydarzeń na pewno zaczerpnę z trwającego sezonu (jak widać — jest szóste miejsce, a miało być trzecie :)), ale zdecydowana część będzie moim wymysłem. Inaczej się nie da, bo wówczas musiałabym całą akcję przenieść albo do Kontynentala, albo na innego bohatera ze świata skoków, a żadna z tych opcji nie wchodzi w grę.
Tak tylko pragnę napomknąć, że pozmieniało się na podstronie z bohaterami. :) Bez obaw, Tośka i Zniszczoł pozostają namberami łan, ale myślałam, czy by wszystkich nie rozpisać, tylko wtedy szkoda by mi było tego ostatniego gifa ze grupowania w Cetniewie, który — nieskromnie powiem — genialnie pasuje. :D I tak w ramach bezużytecznej ciekawostki powiem Wam, że dział z bohaterami ma najwięcej wejść, potem są rozdziały, potem Czy warto?, a na końcu moja uboga nota biograficzna. :D
Normalnie nie lubię AUT-ów, ale Michi ma tutaj boski uśmiech. Bo Michi w ogóle jest boski!

Wszelkie prawa zastrzeżone! Ja jestem twórcą gifa, więc o skopiowanie i umieszczenie gdziekolwiek trzeba spytać. :)
A jak tam rozdział wg Was? :)
Wiem, że strasznie się pod tymi rozdziałami rozpisuję, ale czyż to nie jest jedyna, niepowtarzalna okazja, żeby dowiedzieć się, kto jest reżyserem tego teatru kukiełkowego? :D

Dodatku sylwestrowego nie będzie — to tak w odpowiedzi na pytanie Winter Girl. Z prostej przyczyny — Sylwester jest bardzo szczegółowo opisany w rozdziale z Turniejem. :D Myślę, że Wam się spodoba. :) *uśmiecha się zagadkowo*.
I najważniejsze: szczęśliwego Nowego Roku! :)

9 komentarzy:

  1. Nie przeczytałam jeszcze rozdziału, ale dołączam się do podziwiania Hayboecka: on jest przecudowny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobra. Będzie długo. I w punktach, bo się pogubię inaczej. A i pora późna, moja zdolnosć do budowania sensownych wypowiedzi spada poniżej zera... Wiesz, że mi kartki brakło na notatki? Rozdzaił długi i intensywny to i wrażeń dużo. Ok lecimy z tym koksem:
    1. Pozycje do spania mają genialne. Naprawdę. A ja myślałam, że ja jestem mistrzem kreatywności pod tym względem. Ej, Kamiś naprawdę się ślini przez sen? (a fe!)
    2. Sakrazm Antka robi mi dzień i to kilka razy - mam na zapas :)
    3. Mohery z za krótkim kazaniem też robią mi dzień. Marudny Kubacki jest po prostu... marudny :D
    4. Oj, nie ładnie Piotrusiu, nie ładnie... Co by Justysia powiedziała, że tak publicznie się obnażasz z fantazjami...? hę? (sakrpetą, go, skarpetą...! A może coś jeszcze ciekawego powie...?)
    5. A co przepraszam ona ze studiami zrobiła, hę? Jakiś indywidualny tok nauczania, czy jak...?
    6. Olek nauczył się że Antek, nie Tośka. Jest progres. zachowa wszystkie zęby :)
    7. Droga E_A: Freud nie równa się Freund. Amen. Ja się zastanawiałam, czemu w ten bajzel Niemieckiego Przyajciela wciągasz...
    8. Muraniek i jego nieogar <3 (Muraniek u mnie zawsze na plusie, a tu taki uroczy jest, że aww <3)
    9. "Ten od nart" Chrobot. Aż zwątpiłam. To nie był Skrobot? A zresztą, ważne że od nart!
    10. Uff, o ogrzewanie chodzi. Już sie bałam, że ją do jednego pokoju z Kubackim wpakują Szwabiątka, albo co gorsza z Oleczkiem. A tu tylko brak grzejnika. W Obersdorfie prądu brakło, to czemu by Niemcy mieli i ciepłem szastać...?
    11.Zima. Fajna jest. Taka biała. I na anrtach można pośmigać (jak sie umie. jak sie nie umie to można się conajwyżej potoczyć. albo z dupolota skorzystać). I skoki przecież są. Ale nie. Musibyć zimno jak za cara. I cały romantyzm preyska jak bańka mydlana.
    12. słupy reklamowe. W tym jest prawda. Czysta prawda. (przypomniała mi się anegdotka, ale nie powinnam jej opoiwadać publicznie :>)
    13. biało-ruda kuleczka? Olek=Pan Kuleczka? Chyba wyprze nawet Puciąt (ups, znowu prywatna dygresja) tzn Pisiąt groszy :). Przynajmniej dla mnie. Pan Klueczka... pasuje mu. Taki... klueczkowaty jest :P
    14. (chyba zgubiałm rachube, ale jestem gdzieś w polowie, cierpliwości :D). Tak się znęcać nad Olkiiem o drugiej w nocy. ale szacun że die doliczył tej godizny. moja matematyka po przebudzeniu oganicza sie do: "mam dwie nogi. musze je postawić na połodze. albo nie, pójde spać dalej.". Tak więc szacun!
    To jest czesć pierwsza, bo mi obcina :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I cześć druga. Tak się własnie bałam że sie nie zmiaszcze :P
      15. Tośantek... czyli punkt 6 nieaktualny. przynajmniej nie w środku nocy :D
      16.Piżama w kaczuszki... sweet :). Ja mam w żabki ;*
      17. Olek to tu wypordukuje zaraz huragan z tych westchnień. a potem sie dizwimy ze konkursy odwołują... Bo wiatr za mocny. Do Zniszczoła pretensje!
      18. Warstwy. Cebula ma warstwy. Ogry... pardon, Antki też mają warstwy :D (Tośka zabije za tego ogra...?) (jak nie za ogra to napewno za Tośkę)
      19. Na mnie też kawa nie działa! Piąteczka, Olek!
      20. Aleks <3. to brzmi tak... Tak personalnie. nie wpadąłbym na to by tak na niego mówic. Olek to Olek, i basta!
      21.Szantaż emocjonalny rzygami ssie. Tak się nie robi, no! Nikt nie panuje nad mięsniami gładkimi zołądka, no. I już, takie szantażowanie to... to świśtwo. o!
      22. apropo świńśtwa. To mi się wpsomniało, już wiem co miałam anpisane w tym nieczytelnym punkcie! Że ona świnia jest. ale wdzięczna, o! Bo to wazne jest. I już. I regulrna, o tak. nieregularna, choćy odrobine asymetryczna to już wielka obelga dla Tośka! (bo Tosiek brzmi całkiem sympatycznie, jakby nie było, i mniej myli się z tośką)
      22.Chcieliśmy zacząc sezon chociaż z przytupem. No a nie wyszedł nawet lekki nacisk małego placa...
      23. podsumowanie seozunu, a raczej jego początku w jednym akapicie. made my day and all night *nuci: all day, all nigh*
      24. "Kim jest Kacper?" i inne wariacje mniej lub bardziej cenzuralne tego pytania. Aż zwatpiłam kto jest kto... Ale i pora póxna, to zrozumiael w sumei jest
      25. Helga reaktywacja. z Helga nie zadzieraj. Helga harda baba jest i jak ci sie odwinie to nie będzie co zbierac. zwalszcza po takim wychudoznym piotrusiu.
      26. No i własnie, Norwegowie. I ich kurteczki. Czy ktoś mi na święte krótkofalówki Hofera wyajśni, co to jest za kolor? Ty wierrdzisz, że czerwony, ja widze pomarańczowy, a przyjaciólka mi wmawia różowy. Nie ma bata, ktoś tu jest daltonistą!
      27. Uśmiech po prevcowsku? czyli półuśmiech, albo brak?
      28.Meh, nie ma to jak wsparcie od Tośki. tak w nich wierzy, że az zeby bolą.
      29. Zawsze wiedziałam, że Dzióbao to w porzo chop jest! No i Pisiont groszy, jakw idać się przyjęło na amen. Nie uwolnisz się Oleczku.
      30. Zapłon Klimka znowu mnię powalił. Ale nawet mu to pasuje, takie lekkie kłapouchowanie :)
      31. Fangirling na Krausa zupełnie zrozumiały. widziałaś te dołeczki? I uśmiech szerszy niż kota Chestershire!
      No i to by bylo tyle z moich spostrzerzeń. wiem ze sensu to nie ma zadnego, i przeprazam od razu za literówki, ale pora jest już wskazująca a i moja klawiatura fochy strzela i mi sapcji żałuje :(.
      Do bohaterów już pędze, bo ciekawam. Wywody końcowe mogą być i długaśne, Michi wart przetrawienia :P
      A co do aktualnej sytuacji... Biedny Pero. I biedni Polacy. Tyle w teamcie. Freund byłby sympatyczny, gdyby czasem dizelil sie wygraną. ale cóż. A jakby mówił w jakimś cywilizowanym jezyku to juz w ogóle. Ale nie. i przykro.
      Przepraszam za to coś powyżej, obiecuje że nastepny komentarz bedzie miec rece i nogi. i głowe, co ważniejsze.
      E_A

      Usuń
    2. To ja się, w miarę możliwości, poodnoszę. Bo to warte odniesienia jest! :) Komentarz po prostu fantastycznie „zrobił mi noc”. :D Aż se sama musiałam najpierw w Wordzie zapisać odpowiedź, żeby się nie pogubić. Bo ja to chyba raczej takim życiowym Murańkiem jestem.
      1. Nie wiem, czy Kamiś się ślini, raczej wątpię. Ja się otwarcie przyznam, że miałam tak przez miesiąc... a potem to samoistnie zniknęło. (wtf?)
      5. Nie. Skończyła licencjat i nie dokończyła aplikacji na magisterkę, bo jej się pewien Zniszczoł wciął w kadr(ę). :D
      7. To śmieszne, ale ja w czasie poprawiania sama czytałam „Freund”. :D
      8. :ʼ))))) (elokwencja, lvl master)
      9. Bo to JEST Skrobot, ale Tośka odkryje to dopiero za jakiś czas. :D
      10. Zaufaj mi, Tośka wolałaby się przespać na korytarzu niż być z Kubackim w jednym pomieszczeniu mniejszym niż powierzchnia skocznia.
      13. Chodziło mi raczej o to, że się w kulkę pozwijał razem z kołdrą, ale niech będzie. Oluś jako taka kuleczka. :3 Tośka to by się z nas śmiała!
      14. Hej, tak wygląda moja matematyka nawet w dzień! :D
      16. Nie wiem, czy się liczy, ale ja mam taką, co na koszulce z przodu na napis: „Morning cancelled”, a z tyłu „go back to bed”. :)
      18. Nocą zaspana Tośka jest mniej groźna. Odpowiedziałaby „Chyba ty!” i tyle.
      20. Ale do Tośki „Aleks” się przyczepi. *spoiler!*
      25. Padłam i nie wstaję!
      26. Zależy, jak kto w Pańcie przerobi. :v
      31. KRAUSIE :3
      Nie przepraszaj, fajne to wszystko było i jestem Ci szalenie wdzięczna za wszystkie miłe słowa, nocne poświęcenie, etc. :) Ja piszę o wiele gorzej przy zmęczeniu. A tak całe rozdziały powstały. A potem tylko: ŁOOOOOOŁ, kto to pisał? Czy to już sanskryt?
      Hepi Nju Jera życzę! :D
      PS. Moje gify mają siłę sprawczą. Bo ja też polubiłam Hajbeka z mojego gifa. :D

      Usuń
  3. O matuchno, śpiący skoczkowie totalnie mnie rozwalili. No mistrzostwo! I Klimatronic! Płaczę . Ze śmiechu.
    Niemcy to podejrzany naród. Żeby wyłączać ogrzewanie na czas pobytu Polaczków, toż to skandal! I jeszcze dawanie wysokich not Freundowi za zachwiane lądowanie? Na dodatek dyskryminacja. Oni zawsze będą mieli coś za uszami.
    Tosiek nareszcie poczynił kroki do zgody ze Zniszczołem. Może nie takiej prawdziwej, bez docinek na każdym kroku, ale od czegoś trzeba zacząć :D
    Zakochałam się w twoich opisach poszczególnych osób w kadrze. Ręce same składają się do oklasków :)
    No i ogólnie całe twoje opowiadanie powoli uświadamia mi, że moje to jakaś marna bajeczka jest. Nawet nie ma co porównywać :P Chciałabym kiedyś osiągnąć taki poziom, jaki jest na tym blogu. Ale coś czuję, że jeszcze dużo wody z Wisły upłynie, zanim tak się stanie :D
    A, no i Hayboeck to rzeczywiście fajny chłop. Jakoś do tej pory tego nie zauważyłam, ale twój gif całkowicie zmienił moje zdanie :D Uśmiech to ma przeuroczy!
    Jakoś dziwny ten mój komentarz, mam nadzieję, że wybaczysz :D
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay, wielkie dziękuję za tyle miłych słów! Ale poziomu tego bloga to raczej nie chciej osiągać, bo wysoko się nie wedrzesz. :) Nie ma tak znowu fajnie. Wiele rzeczy u mnie kuleje, a przed pisaniem muszę się umysłowo przestawiać, żeby wszystko wychodziło z przymrużeniem oka, bo to opisy i dialogi przecież "robią" atmosferę. Czasem się zacinam nad jednym porównaniem i nie mogę ruszyć. Albo myślę, co rzeczywiście mogłaby Tośka odpowiedzieć i też stoję w kropce przez pewien czas. Jest też jedna poważna niekonsekwencja i jestem ciekawa, czy ktoś to zauważy. :P Ale miło mi, że tak uważasz. :)
      Co do Hall of Fame - ojejku, wiesz, że przeczytałam epilog zaraz po publikacji swojej notki? Miałam dać komentarz i zmieniłam plany, po czym wyłączyłam kartę z Twoim blogiem. ;__; Typowa ja. No po prostu taki Tośkowy Muraniek.
      Tak, nawet mnie samą mój gif przekonał! :D Co prawda, w tamtym wywiadzie mówił, że Austriacy zrobią wszystko, żeby udaremnić Prevcowi wygrywanie (oł, łaj?), choć będzie to trudne. Póki co, do roboty wzięli się Niemcy, nie AUT-y, więc... Choć Hajbek nieźle sobie poradził.
      Nie jest dziwny, więc nie wybaczam, bo nie mam czego. :P
      Pozdrawiam!
      PS. Szkoda, że Hall of Fame nie była jednak o Słoweńcach, bo o nich trudno kompetentne teksty znaleźć.

      Usuń
  4. wstałam dzisiaj o 8:00 specjalnie dla Ciebie, bo jak zobaczyłam wczoraj, że dodałaś to poza wielkim bananem na twarzy mówię sobie: 'nieeee, noc jest, popsuję ten komentarz, a tutaj jest tyle do omówienia!', więc przybywam dzisiaj. :) (rozdział przeczytany siedem razy, więc coś logicznego musi tu powstać!)
    ja ich takich widzę śpiących w autokarze, ja to widzę! śliniący się Stoch, i teksty Żyły... O MÓJ JEZU.
    tego Freuda to ja sobie aż wyszukałam w google, bo wszystkie te siedem razy wciąż czytałam 'Freund' i ciężko było mi się połapać co miałaś na myśli, i jak widzę nie byłam sama XD
    zgadzam się z Kubackim, w stu procentach! te Szwab... Niemcy to dziura zabita dechami jakaś! tutaj przyjeżdżają poważni skoczkowie i traktować ich TAK?! no w głowie się nie mieści, ehh. na całe szczęście nasi skoczkowie to zuch chłopaki, i byle jakiego zimna się nie boją! grzej z Antkiem, ale to też mądra dziewczyna, zaopatrzyła się w kilka porządnych warstw, brawo! (bo ze Szwabami nigdy nie wiadomo!).
    aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, nocna rozmowa Zniszczoła i Antka, aaaaaaaa (z tego będą dzieci, ja ci mówię!!!) i jeszcze Aleks(mnie się bardzo podoba!) i Tosiek(no posptrzątał te rzygi, nie zaprzeczysz, dziewczyno)! <3
    ja wciąż nie mogę z Chrobota, i ciekawa jestem czy ona się zorientuje do końca sezonu, że Chrobot to Skrobot, a i jeszcze Kacper. to może być niemały szok.
    PETER PREVC AKA LEONARDO DICAPRIO - w tym momencie umarłam, naprawdę.
    hahahhahaha, Pisiont Groszy, piękne wspomnienie. :')
    biedne te nasze Polaczki w tym sezonie, serce się kraja jak się na nich patrzy. :(
    o, i bardzo dobrze, niech ten szwab (przyjaciel? a fe!) zna swoje miejsce, i mimo, że to Klingenthal to mu punktów nie dodali? no szok, proszę państwa!
    i znowu, SŁOWEŃSKI LEONARDO DICAPRIO... ja prawie płaczę już, ludzie! do mojego DiCaprio to mu troszeczkę brakuję, ale tylko troooszeczkę, ale się może wyrobi chłopak, (http://ak-hdl.buzzfed.com/static/2015-08/4/9/enhanced/webdr03/enhanced-4559-1438696473-1.jpg) chociaż... nie, jednak nie (zaślinianie laptopa - 70% XD) <3
    no ciekawa sprawa, że ogrzewanie nagle wróciło, kiedy Polacy wynieśli się już z walizkami przed hotel, hmm, dziwna sprawa. czuję, że nasz NiePrzyjaciel i banda maczali w tym ręce...
    --
    co do TCS... cieszę się, że też nie lubisz Freunda (dziada, szwaba jednego... ja wciąż pamiętam ostatnią Kryształową Kulę, przyjacielu!), no kurcze Peter taki smutny był, aaaaa, ciekawe jakie cyrki będą w Ga-Pa, ale i tak czekam już na Austrię, bo tam to jakoś przyzwoicie będzie!
    jak kocham AUT-ów prawie tak mocno jak naszych chłopaków, a Michi słodki jak zawsze. :)

    ps. ja chcę już kolejny!!!!
    kocham ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję za poświęcenie! :) Aż mi po prostu głupio, że ludzie wstają dla mnie, żeby komentarze kleić. Czy autorowi może się wymarzyć coś lepszego?
      Bo Kubacki zawsze ma rację. On wie najlepiej, jacy Szwabowie są i on Ci prawdę o nich powie. Jego trzeba słuchać. Sam Żyła wszak mówił, że porządny z niego chłop. Nic, że złośliwa strzyga. On wie najlepiej!
      Nie, Niemcy nie mieli w tym swojego udziału, ogrzewanie padło, bo po prostu coś się zepsuło, ale Kubacki z Tośką wszystko na swoją modłę przerobią. Dla nich to był oczywisty zamach na ich zdrowie, formę i wyniki.
      Czy z Aleksa i Tośki będą dzieci? :D Ciężko powiedzieć, na razie są na etapie próby wzajemnego zrozumienia. Ale za dziesięć lat? Kto wie? :D Niestety, droga do tego nie będzie prosta, o czym będzie można się przekonać wkrótce. :)
      Tak, tak, Tosiek odkryje Skrobota, ale jeszcze trochę jej to zajmie.
      A słoweński Leo też jest przecież przystojny. Zwłaszcza w garniturze!
      W Ga-Pa już są cyrki, bo wiatr kręci, a nasi... well.
      Kolejny na pewno jeszcze przed moim powrotem na uczelnię, czyli na pewno przed 7.01 :) Muszę się napublikować zawczasu, bo potem mam sesję i nic nie będzie łatwe. :/
      Hepi Nju Jera życzę! <3

      Usuń
  5. Z małym opóźnieniem (ale i tak mniejszym, niż pociąg, na który właśnie czekam) jestem.
    Te wszystkie spojrzenia ludzi na mnie, jak na idiotkę, bo uśmiechałam się pod nosem z losów bohaterów, to Twoja wina!
    Określenie Prevca jako Leonardo Di Caprio- mistrzostwo.
    Braku ogrzewania to im współczuję, przecież to musiała być męka.
    Do tego ta rozmowa przy automacie, ojej.
    Chciałam napisać jakiś dłuższy komentarz, ale pisanie na telefonie to męka,nie komentowanie.
    Dużo weny, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń