O jeżu, no wreszcie — mruknęła w myślach, prostując się
na miejscu. Wyciągała krótką szyję, jakby się starała o rolę
w Jeziorze łabędzim. Akurat. Ze swoją wagą mogłaby grać
co najwyżej głaz, który spada na łabędzia.
Biało, biało, biało. Trochę świateł wokół wzgórza, a poza
tym ciemno jak w egipskim sarkofagu. Tylko las i nic więcej! I
trochę oświetlonych drewnianych domków z boku. Jak na
Weinachtsmarku, tylko bez Weinachtsmarku. Smaczku dodawała niemała
rzesza (he, he) wariatów z transparentami. Władający płynnie
językiem Piekieł człowiek przy konferansjerce oznajmił, że
dokuczający wiatr zelżał. Cały multinarodowy Lubliniec odetchnął
z ulgą. Miran dziś nikogo nie połamie.
Stali pacjenci Toszka i pochodnych gapili się w szczyt wzniesienia
jak sroka w gnat. Mały, kolorowy homo sapiens sapiens właśnie
rozsiadał się tam wygodnie. Narty dłuższe niż on sam wpasował
ze skupieniem w białe szyny. Właściwie z tej perspektywy
przypominał raczej pstrokatego żuka niż pełnowymiarowego
człowieka, ale niech będzie. Kiedy jego ręce odepchnęły ciało
od ławki, zaczął migotać, znikać i pojawiać się z powrotem
zgodnie z porządkiem osadzonych wzdłuż zjazdu małych lamp. Jak
wypłata na koncie.
Nie trwało długo, a narty oderwały się od najazdu, uciszając
charakterystyczny szum, które wydawały w zetknięciu z torami.
Olaboga, to coś leciało! Darwin w grobie się przewracał.
Że co? Że niby małpa i takie cuda na kijach?! Przecież to ledwie
mózg ma! Dwie sekundy, góra trzy — pikowało z agresywnością
Kamikadze. No i proszę bardzo. Nawet trafiło za czerwoną linię.
Oj, będzie co świętować. Rozłożyło ręce jak po skończonej
akrobacji, po czym ledwie wyhamowało przed bandą reklamową.
Człowiek ten, ewidentnie płci męskiej, odczekał wydłużające
się w nieskończoność kilka sekund, by na tablicy obejrzeć splot
nieprzypadkowych liczb, po czym pomachał i odszedł, żegnany
wiwatami barwnej ściany wielbicieli. Niestety, żadna z fanek nie
rzuciła mu stanika, ponieważ niemieckie dziewczyny w ogóle ich nie
potrzebują. Zazwyczaj. Bo polskie zostały wypchane przez
wszystkie spasłe Helgi do ostatniego rzędu.
Kilku innych przedstawicieli tego gatunku wykonało podobne
machinacje, a potem nastąpiła przerwa. Wśród zebranych kibiców
dało się odczuć pewne rozluźnienie (momentami zbyt mocne),
które najwyraźniej udzieliło się komentatorowi, bo jął puszczać
dziwaczne mieszanki odgłosów godowych i donośnych, nie wnoszących
żadnego znaczenia basów. Znużeni technicy wytaszczyli się leniwie
z nartami, udeptując świeży śnieg. A było wypuścić tego Hulę…
A ona tak siedziała, słuchając mlaskania przeżuwanych bratwurstów
i modląc się o drugą serię. Byle znaleźć się z dala od tego
zwierzyńca.
Ku wielkiemu zdziwieniu, dudniący bit nagle ucichł i wszelkie
mlaski ustały.
Ze stanowiska komentatorskiego wyłonił się ten sam niski, męski
głos, z łatwością posługujący się językiem Piekła. Goebbels
wydał z siebie serię chrząknięć, jakby kazano mu spowiadać się
z niepłaconych podatków. W końcu to wykrztusił — jedno
stanowcze zdanie.
Mała, jasnowłosa bestia, jedna z wielu na trybunach, po irytującym
pozostałych kibiców dopingu wreszcie przestała się ruszać.
Częściowo zrozumiała komunikat, ale była pewna, że zostanie
powtórzony po angielsku. I nawet już nie była zła na spasłe
Helgi za łokcie w brzuchu.
Spiker, ewidentnie lepiej wyszkolony niż wróżbita Maciej,
odbierając jakby telepatyczny sygnał, wypowiedział dokładnie to
samo zdanie w języku międzynarodowym, żeby każdy półgłówek
dobrze zrozumiał.
Bestia, ni stąd ni zowąd, zakryła usta dłonią. A potem zaczęła
przeraźliwe ryczeć, jak zraniony niedźwiedź, rozrywając na
strzępy ciszę i bębenki uszne pozostałych obecnych.
Jest różnica, mam rację? ;) Mam tylko nadzieję, że pozytywna to
zmiana, bo wreszcie opowiadanie przyjęło konkretny ton — taki,
jaki miało mieć od początku. Jasne, będą się zdarzać poważne
sytuacje, ale niezbyt wiele ich tu zobaczycie. :D Całkiem możliwe,
że zmieni się też sytuacja, w której Tośka spotyka skoczków —
piszę to bardziej do tych, którzy wcześniejszy twór czytali.
Ciągle jeszcze mieszam i zmieniam w początkach, bo wiele rzeczy
nadaje się do wymiany, ale mam nadzieję, że już za tydzień
uraczę Was pierwszym rozdziałem.
Taki prezent. Z tej okazji, że dziś kończę dwadzieścia dwa lata.
:) Mam nadzieję, że trafiony!
To tak na pocieszenie, że w Kuusamo zawsze to samo: gifset z
uśmiechniętymi szkoleniowcami i skoczkami, Mikołajem i pięknem
tej kapryśnej Rukatunturi: klik!
Oraz ja i moje fikuśne poczucie humoru: klik!
Klik!
Dajcie znać w komentarzach, co i
jak. Na przyszłość: jeśli czytacie, komentujcie. Choćby to miał
być tylko zapis Waszych zachwytów albo odgłosów wymiocin. To
bardzo pomaga. Nie chciałabym, żeby mi blog zemrzył. Pisanie
pisaniem, ale warto jest jeszcze mieć dla kogo pisać.
Całuski przesyłam. I to gorące,
bo zima idzie.
Trzymajcie kciuki za Lillehammer!
Ja tak trzymam, że aż mnie bolą. :<
Haha jestem pierwsza!!!
OdpowiedzUsuńJeśli dalej będzie tak świetne jak prolog to ja już Nobla przyznaje ;) Na serio bardzo ciekawie się zaczyna. Trochę tajemniczości na początku (a nawet dużo ) co tymbardziej rodzi we mnie ciekawość i niecierpliwość w oczekiwaniu na kolejny wpis.
Od tego opisu skoku, zmieni się moje patrzenie na chłopaków. Od dziś to moje żuczki :p
Całuski :*
Jest genialnie! I różnicę widzę, może nie dużą, ale widzę :P
OdpowiedzUsuńTośka (bo to Tośka, prawda? XDD) ogląda konkurs skoków? Jak? I dlaczego? :O Końcówka strasznie tajemnicza. Jestem bardzo ciekawa jak to się wszystko potoczy :)
Jakoś po prologach zawsze mi jest trudno cokolwiek napisać (przecież zawsze mam problem z napisaniem jakiegokolwiek komentarza :x), dlatego więcej postaram się napisać pod pierwszym rozdziałem :D
Pozdrawiam i weny życzę! :))
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńProlog bardzo tajemniczy, ale mam nadzieje ze po pierwszym rozdziale wszystkiego się dowiemy xd 😂
Jakbyś mogła mnie informować o nowych rozdziałach tutaj http://pozoryczasemmyla.blogspot.com/
I może poczytać ten blog i ten http://najgorszawalkapomiedzyuczuciami.blogspot.com/
Ściskam :*
Po pierwsze spóźnione wszystkiego NAJ!
OdpowiedzUsuńPo drugie dotrało do mnie, że to podejście numer dwa to tej historii (prawda li to..?) i choć nie wiem jak wyglądało podejście alfa, to to podoba mi się bardzo. A nawet bardzo, bardzo.
Lekkie, łatwe i przyjemne, Helgi rozbawiły mnie do łez, jęsku piekła także (choć załapałam za drugim razem, ale pora jest taka, jaka jest :D).
Spojrzenie na konkurs przez taką krzywą soczewkę, jednkże skądinnąd całkiem trafne - lubię to.
I co dalej mówić - lecę po więcej :D
Szal, S&S
PS: Czasem mogę się wyświetlic jako ElusivE_ArtisT, a w sumie to cześciej, bo teraz po prostu nie chciało mi sie zmieniać konta :P
E_A / Szal
Prawda-li to. :) Pierwsze podejście było zdecydowanie zbyt rozwlekłe i mniej "krzywosoczewkowe". Nazwałam komedią rzecz absolutnie nieśmieszną, ale i takie pomyłki się zdarzają. :D
UsuńCo do kont - tak się właśnie domyślałam... :D