EPILOG





– Tosiek, nie bądź buc.
– Spadaj, nigdzie nie idę.
– Nooo proooooszę. Zrób to dla mnie?
– Pff.
Socha siedziała przy stole z idealnie białym obrusem, w strefie, w której wiek nie przekraczał lat dwudziestu pięciu, i nie zamierzała odpuścić. Panna młoda nawoływała, żeby wszystkie niezamężne weselniczki podeszły, ale Tośka wcale nie zamierzała mieszać się z durnym, wierzącym w idiotyczne zabobony plebsem. A już na pewno nie dla tego ryżego dziwadła.
Że też go dziewczyna puściła!
– Ten jeden raz – nalegał. – Nic ci się nie stanie. Potańczysz sobie, rzucą welon i przespacerujemy się. Albo zaszalejemy na parkiecie.
Tośka, nadal z założonymi rękami, zerknęła w górę na Zniszczoła i burknęła coś do siebie.
– Rusz dupę i mnie nie denerwuj – syknął jej w końcu do ucha, za nadgarstek wyszarpując ją z krzesła.
Tośka bardzo się zapierała, ale koniec końców podeszła do tumultu przy pannie młodej, posyłając Zniszczołowi nienawistne spojrzenie na odchodnym.
Kilka minut później świeżo upieczona mężatka usiadła na krześle, a wszystkie niezamężne dziewczyny stanęły w wianuszku wokół niej. Didżej włączył muzykę i okrąg ruszył, tańcząc lub – jak w przypadku Tośki – powłócząc nogami. Socha myślała już tylko o tym, żeby wreszcie zmyć tę tapetę, którą wymusiła na niej matka, rozbić skorupę lakieru do włosów gorącą wodą z prysznica i w ogóle się wykąpać, przebrać w piżamę złożoną t-shirtu z One Direction i starych szortów na wuef i pójść spać, mając wszystko głęboko w dolnej części układu trawiennego. I nie to, żeby jej się nie podobało – po prostu znoszenie tych wszystkich ludzi, którzy dziwili się, że Zniszczoł jest jej przyjacielem, a nie chłopakiem, było zwyczajnie męczące. Jakby dostała stu Kubackich, tylko trochę milszych. I bez gnomich ryjów, dodała w myślach.
Nim zdążyła się zorientować, muzyka zamilkła, coś wyleciało w powietrze, więc Socha instynktownie zamknęła oczy i ochroniła twarz rękoma. Pod palcami poczuła siateczkowy materiał.
Rozległy się oklaski i radosne okrzyki, zaś sama zainteresowana stanęła jak wryta. Spojrzała na welon w dłoniach, a potem na uradowanego jak prosię w deszcz Zniszczoła i już wiedziała, że przesrała sobie bardziej, niż zamierzała. I TO BYŁA JEGO WINA.
Didżej nagle zmaterializował się obok niej z mikrofonem, a ona dla bezpieczeństwa wycofała się o pół kroku.
– Jak ma na imię nasza nowa panna młoda?
– Tośka – wymamrotała do mikrofonu.
– W takim razie, Tosiu, prosimy, byś poczekała z boku, a my w tym czasie wybierzemy ci męża!
Zajebiście, przemknęło jej elokwentnie przez myśl. Posłusznie jednak usunęła się w cień.
Wokół pana młodego zebrali się wszyscy kawalerzy na sali. Didżej ponownie włączył jakiś elektroniczny dźwięk miksera, zwany współcześnie muzyką, i panowie zaczęli tańczyć w kółku. A Tośka gapiła się na to zbiegowisko ze złymi przeczuciami.
Półtorej minuty później w sali zapadła cisza, a potem przeszła przez nią fala braw i wrzasków. A biednej Sosze serce prawie stanęło.
Ten dekiel złapał muchę, myślała z przerażeniem. TEN GŁUPI DEKIEL ZŁAPAŁ TĘ ZASRANĄ MUCHĘ!
Zniszczoł już szedł w jej kierunku z pełnym wyszczerzem na gębie, a Socha poczuła nieprzyjemną miękkość w kolanach. Wziął za rękę i wytargał na środek parkietu, wokół którego pozostali goście weselni zbili się w okrąg, trzymają się za ręce.
– Urwę ci łeb – syknęła mu do ucha, uśmiechając się sztucznie do otoczenia. – U samej dupy. Tylko poczekaj, aż się skończy ta szopka.
Olek zachichotał. Objął ją w pasie. Tańczyli tego dnia mnóstwo razy, ale tak Socha się jeszcze nie poczuła ani razu. Zauważyła nawet, że Grzywa ma nie najgorsze perfumy. Może wcześniej jej to nie obeszło, bo nie wychodzili na parkiet do wolnych piosenek.
Didżej włączył utwór, która Tośka byłaby w stanie uznać nawet za znośny, gdyby nie fakt, że dreptała w miejscu przyklejona do tego ryżego bęcwała.
– Staraj się tańczyć tak, żeby mnie nie skompromitować – wymamrotała mu kącikiem ust, zaczynając się poruszać w takt.
– Bardziej się już nie da ciebie skompromitować – zaśmiał się cicho.
W odwecie Tośka przypadkiem nadepnęła mu szpilką na buta. Zniszczoł nawet nie jęknął.
Socha zobaczyła w okalającym ich tłumie podekscytowaną matkę i zażenowanego ojca, więc automatycznie zbrzydło jej tańczenie, mimo że piosenka nie kłuła w uszy (chyba True colors, czy coś), a Grzywa całkiem nieźle prowadził.
– To co – mruknął jej do ucha – w poniedziałek wybieramy datę?
– Ha-ha-ha, bardzo śmieszne – burknęła. – Wolałabym czyścić codziennie Hoferowi buty, niż wziąć z tobą ślub. A potem jeszcze mieć ryże dzieci, BLEEEEE!
– E! E! Hamuj piętą, dobra? – oburzył się. – Ja nie jestem rudy!
– Ale rudawy.
– To różnica chyba, nie? Polonistka, a takich podstawowych rzeczy nie rozróżnia...
– Ty mi moje wykształcenie zostaw w spokoju, bo jak ci zasadzę kopa...
– Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz... KOCHANIE.
Socha podniosła głowę, piorunując Grzywę wzrokiem, a ten miał na gębie złośliwy uśmieszek.
– Ty masz szczęście, że tańczymy nasz pierwszy taniec, bo byś już dawno siedział skulony, trzymając się za jaja – skwitowała.
Grzywa roześmiał się odrzucając głowę do tyłu. Tośka pomyślała w duchu, że nienawidzi go jeszcze bardziej za fakt, że to nie zabrzmiało wcale chamsko. Jego śmiech zresztą zawsze był taki... do bólu serdeczny.
Piosenka się skończyła, a wówczas goście społem zaczęli skandować:
– GORZ-KO! GORZ-KO!
Tośka wpadła w panikę. Zaczęła badać ewentualne drogi ucieczki, ale krąg gości był bardzo zwarty. Zginę, pomyślała dramatycznie. Umrę przedwcześnie! Ze wstydu się zjaram! Zniszczoł za to uśmiechnął się łobuzersko i zanim Socha zdążyła się zorientować, sprzedał jej buziaka w policzek.

* * *

– Ale pomógłbyś, stary.
Tośka od piętnastu minut słuchała donośnego UMC-UMC dochodzącego z sali i śledziła wzrokiem dyskutującego o czymś zawzięcie przez telefon Grzywę z ławki w drewnianej altance. Zebrało mu się na pogaduszki o drugiej w nocy. Sądząc po używanym imieniu, rozmawiał z Zioberem.
Westchnęła. Całe szczęście, że mogła tak szybko oddać welon, żeby nie było ambarasu. Była ciekawa, czy Zniszczoł powie coś swojej dziewczynie na temat tego, że wespół z Sochą złapali atrybuty przyszłego małżeństwa podczas oczepin. Witkowska nie wyglądała na dziewczynę, która potraktowałaby taki wyskok ze śmiechem.
Chyba że ze śmiechem morderczyni z siekierą w ręce, jak by już odrąbała Sosze łeb.
– Nooo weeeeeź... Ty już to robiłeś! Pomógłbyś niedoświadczonemu kumplowi!
Tośka, mimowolnie i ze znudzeniem słuchając paplaniny przyjaciela, teraz uniosła brwi w zdziwieniu.
– A jakaś rada chociaż? Wskazówka? Stresuję się, stary.
Czy oni... Czy Zniszczoł...
Wizja półnagiego Zniszczoła (nie raz już zresztą widzianego w stanie niemal z ery edeńskiej) z Witkowską równie roznegliżowaną...
STOP!, wrzasnęła na samą siebie w myślach. Nadal jednak gapiła się z przerażeniem na drepczącego tam a nazad Grzywę, który radził się właśnie w sprawach erotycznych najmniej odpowiedniego człowieka na Ziemi. Gorzej byłoby już tylko Murańki pytać.
– Ale mi pomożesz? ...Jeśli ty się nie znasz, to co ja mam powiedzieć?!
Tym razem Tośka wyobraziła sobie Zniszczoła z Witkowską i stojącego w ich sypialni Ziobrę, który ich instruuje, co i jak. Po kolei. I poczuła, jak wszystko, co dziś zjadła, podnosi jej się do gardła.
– I co, staż ci niby nie pomaga?
Chyba zaraz przedziurawię sobie bębenki szpilkami. Nie żartuję. JA CHCĘ OGŁUCHNĄĆ! Swoją drogą, to zero nadziei w tych nielotach. Ani skakać, ani...
Nieważne.
– To przynajmniej ze mną chodź. Będzie mi raźniej.
Czy na sali jest lekarz?
Im dłużej jednak się przysłuchiwała, tym do coraz gorszych wniosków dochodziła. Niestety, wolałaby domniemaną pierwszą wersję tych wydarzeń utrwalić niż rzeczywisty sens telefonu Zniszczoła. Bo kiedy dodała dwa do dwóch, wynik wyszedł o wiele gorszy od czterech.
Już wiedziała, że szykują się poważne kłopoty. I to takie, że straci wiarę w ludzi.
I w siebie też.





TADAAAAAM! To tak na zakończenie, żeby poziom elokwencji utrzymać.

Z tego miejsca chciałabym serdecznie podziękować osobie, która stanowi ważną część tej historii, choć do grona jej czytelników dołączyła... hmm, mniej-więcej w połowie. Chciałabym podziękować najmocniej na świecie mojej E_A za te odczyty „jeszcze ciepłe”, za uwagi (zawsze szczere!), za odnajdywanie moich literackich tropów, za całokształt udzielonej mi pomocy, za dyskusje nad postaciami, za pomoc „pozapisarską” — jesteś czytelnikiem, o którym w duchu marzyłam, bo po to się chowa coś w tekście, żeby ktoś się pokwapił to znaleźć.
W kwestii mniejszych lub większych elaboratów na uwagę zasługują także Adrawa, Yprisja, Asik i Patrycja. :) I Baśka, choć to nie elaboraty, ale zawsze emocjonalna opinia! :D
Co nie znaczy, że pozostałe komentarze były mi obojętne. Pewnie myślicie, że to tylko jałowa gadka — nic bardziej mylnego. Każdy Wasz komentarz, każdy ślad chęci, każda przekazana myśl, opinia, każdy głos w ankiecie — jestem Wam niewymownie wdzięczna. Nie sądziłam, że kiedykolwiek dorobię się grona czytelników, którego liczba będzie dwucyfrowa! A liczba komentarzy łącznie? KOSMOS! Dziękuję też za wszystkie wymienione ze mną tweety na temat opowiadania, za polecanie mnie innym kibicom skoków, za wszystkie słowa otuchy, za śledzenie (niełatwego nieraz) procesu tworzenia, za głosowanie w ankietach (twitterowych i blogspotowych). Nie macie pojęcia, jakie to miłe uczucie, kiedy podczas przewijania głównej strony wyskakują dobrowolne, niczym nie wymuszone rekomendacje waszego tekstu. Mam tylko nadzieję, że jeszcze nie uważacie mnie za zupełnego weirda. :D
Wiem, że to nie są żadne rekordy, ale zajmujecie szczególne miejsce w moim sercu, stanowicie moją motywację i dajecie nadzieję, że jest sens w kształtowaniu mojego warsztatu pisarskiego.
A nie ma niczego piękniejszego nad dawanie komuś nadziei.

A teraz... kilka ciekawostek i odpowiedzi na — być może — niezadane przez Was jawnie pytania. :D
1. Jak zapewne gdzieś Wam mignęło przed oczami — to było moje drugie podejście do tej historii. Poprzednie miało słowo „komedia” w tytule i, niestety, z założoną konwencją się mijało. Tekst nie spotkał się z ciepłym przyjęciem (mrugam do tych, co prawdopodobnie nigdy tu już nie zajrzą, a którzy dość szybko i słusznie uświadomili mi, jaką pomyłką było publikowanie tamtej wersji), więc go porzuciłam. Potem znalazłam dłuższą pracę, która wypompowała mnie z jakichkolwiek zdolności tfurczych i zapału do pisania, ale Tośkowi chodzili mi bez przerwy po głowie.
Długo się zastanawiałam, czy na pewno zaczynać wszystko od nowa — tamte rozdziały, choć powstały zaledwie trzy, były stosunkowo długie i pracochłonne. Niestety, były też przejawem mojej grafomanii. Dzięki kilku wskazówkom uzyskanym jeszcze przy wersji Tośków 1.0 postanowiłam przerobić tę historię tak, żeby w końcu miała jaja. Nie wiecie jednak, że cały zarys, pierwsze dialogi i szczegółowy plan wg rozdziałów powstał... na kartkach. Oto proces tfurczy Karoliny vel Infinite Charlie na jednym zdjęciu:




 



2. Niektórzy z Was pewnie zastanawiali się (a jedna osoba nawet otwarcie spytała :D), ile z siebie ofiarowałam Tośce — czyli test na marysuizm. :D Cóż, Tośka jest... przerysowaną wersją mnie samej. Wygląd ma zdecydowanie po mnie, chociaż widzę ją jaką tęższą od siebie, mimo że sama do chudych nie należę. Po mnie też panicznie boi się wymiotów (dziwna fobia, zdaję sobie z tego sprawę). Co zaś się tyczy charakteru — jestem wybuchowa, ale nie byłabym w stanie zrobić takich karczemnych awantur, zwłaszcza np. recepcjonistce w hotelu, czy sprzedawczyni w piekarni. Poza tym staram się być miła dla ludzi i robić dobre pierwsze wrażenie (a że mi nie wychodzi, to inna sprawa). Tośka z całych sił usiłuje udowodnić, że należy się od niej trzymać z daleka — wszyscy wiemy dlaczego. Lubię się malować, lubię zakupy, lubię wymyślać sobie fryzury — nic, na co Tośka mogłaby przytaknąć głową.
I, wstyd przyznać, ale dla mnie postaci są jak moje dzieci, nie jak narzędzia literackie. A to ponoć pierwszy stopień do marysuizmu. Cóż, niech stracę.
3. Początkowo Olek miał mieć charakter, który na drodze pisania dziwnym trafem zawędrował do Kubackiego — dlatego tak wiele osób widziałoby Tośkę i Mendę razem, bo są podobni. Oboje wredni dla otoczenia, ale pod złośliwą otoczką skrywają delikatne wnętrza. Oczywiście, Kubacki jest mniej skryty — ma dziewczynę, więc w jakimś stopniu musiał się przed nią otworzyć, ale nie zmienia to faktu, że tych dwoje jest niemal... identycznych.
4. Fannemel miał się planowo pojawić tylko w dwóch odcinkach — to Wasze uwielbienie do jego postaci sprawiło, że było go więcej. Niestety, ten bohater zupełnie mi nie wyszedł, ponieważ nigdy nie został do końca dopracowany. Bogiem a prawdą — stał się dla mnie uciążliwy i nie znosiłam pisać scen z nim związanych.
5. Najlepiej mi się pisało przy smutnej muzyce. Przez to często żałowałam, że piszę komedię, ponieważ byłabym stanie zasypać Was ogromem smutnych, ale przy tym przepięknych piosenek. Przy komedii to se mogę. W duuu...szy pogrzebać.
6. Niewielu chyba zajarzyło, że ogłoszenie dopingu z 15. było powtórzeniem akcji opisanej w prologu.
7. Większość pomysłów na rozdziały przychodziła mi od przeinaczonego tytułu.
8. Trudność w stylu i jego odczytaniu polegała na miejscowym przestawieniu składni i domieszce gwary. Mieszkam na często wyśmiewanym za odrębność kultury Śląsku, na co dzień posługuję się gwarą, ale — wierzcie mi — nie usłyszycie jej w mojej polszczyźnie. ;) W śląskim wciąż żywa jest tzw. składnia ACI, która w polszczyźnie ogólnej zanikła w dobie średniopolskiej. Dlatego mogliście się natknąć na zdania typu „Widziałam go siedzieć na ławce”, zamiast „Widziałam, że siedzi na ławce”.
9. Prolog został opublikowany w moje 22. urodziny. :D
10. Tymek to mój prawdziwy kuzyn. :) Zaręczam Wam, że jest równie uroczy, co ten z tekstu!
11. Pora na wyciętą scenę z rozdziału ze Słoweńcami! (9. „Smells like a Slovenian spirit(us)”). Akcja ma miejsce jeszcze na parkingu, przed odjazdem kadrą B do Harrachova:

O nie, ten kolejny uśmieszek nie spodobał mi się jeszcze bardziej. Kubacki podszedł bliżej i powiedział bardzo cicho, nachyliwszy się, prawie mi wprost do ucha:
I mówi to groupie, która jedzie z buloklepami z najniższej półki na Puchar Świata?
Bardzo przepraszam, ale ja również mam pewną nieprzekraczalną granicę, którą szaflarska menda naginała od zawsze początku sezonu, więc bez większych skrupułów zasadziłam Mustafowi sążnistego kopa z kolana prosto w klejnoty kartofle. Kubacki jął się zwijać z bólu i stękać jakby załatwiał dwójkę, a ja nachyliłam się nad nim i go zrugałam tonem wciskającym w ziemię (bo trzeba kopać leżącego, wbrew temu, co mówią):
TY MI MŁODYCH I ZDOLNYCH NIE OBRAŻAJ, NIELOCIE JEDEN ZASRANY! ANI MNIE!
Wyprostowałam się z dumą (czego, jak się spodziewam, Dejwi nie był w stanie uczynić przez najbliższe pół godziny) i odwróciłam na pięcie, zastając wielkie zdziwienie na twarzach moich przyjaciół na najbliższy weekend. Nawet Stękała wytrzeszczył te swoje legendarne oczy kobry i patrzył na mnie, jakbym się z Velikanki urwała. Wzruszyłam ramionami, pytając z krzywą miną:
Czego się gapicie? Właźcie do auta, bo Wojtek nam zaraz dupy przetrzepie.
Nim jednak wsiadłam (jako ostatnia, bo buraki nie znają zasad savior vivreʼu), skierowałam się jeszcze w kierunku usiłującego wyprostować sylwetkę Mustafa i dodałam:
Tak swoją drogą — właśnie osiągnąłeś poziom: Kubacki. Miłego treningu, cymbale.
A potem wszyscy byli dla mnie mili, a ja nie wiedziałam dlaczego. Bali się, czy jak? Co za sieroty...
I jak tu nie oszczędzać na czołg?

No jak?
Wycięłam ją, bo stwierdziłam, że to lekkie przegięcie.
12. Musicie wiedzieć, że nie jestem rasistką, androginką ani ignorantką wobec kultury wschodu — rozróżniam japońskie, chińskie i koreańskie. Nie mówię nigdy o Niemcach „Szwaby” — to wszystko część Tośkowej kreacji. Jedyne, co by mogło się, ale wyłącznie w niewielkim stopniu, pokrywać z moją opinią, to zdanie o norweskiej kadrze. W sezonie 2014/2015 bardzo ich lubiłam. Niestety, rok później, gdy ich forma drastycznie wywindowała w górę, ilość tych niesławnych groupie rozrosła się do jakichś skandalicznych rozmiarów, w związku z czym... obrzydli mi. I nie chodzi tu o to, że lubię niemainstreamowość, tylko że fanki zrobiły z nich celebrytów. A oni sami przyłożyli do tego rękę, ułatwiając dziewczynom z sobą kontakt.
13. Są trzy piosenki, którymi mogłabym opisać Tośków – na różnych poziomach.
– Birdy – Keeping your head up
– Paramore – All we know is falling
– Justin Timberlake&Anna Kendrick – True colors
14. Sytuacja z powyższego epilogu zdarzyła mi się naprawdę. Chłopak, który podobał mi się przez całe liceum, sam się zgłosił, żeby pójść ze mną na wesele w maju. Ja złapałam welon, a on muchę, tyle że on mi dał buziaka w usta. Ale Zniszczoł już nie mógł. :D
15. Mamy wspaniałych sportowców. W każdej dziedzinie. To tak w ramach off-topa.


Tymczasem z przyjemnością oznajmiam Wam, że jeśli chcecie dalszej czytać o Nie-lotnych, to zapraszam na


gdzie widnieje już prolog!


D Z I Ę K U J Ę

bez Was by się nic udało nic.



PS. I tak wiem, że nigdy nie słuchaliście soundtracku, zdradzieckie małpiszony.

18 komentarzy:

  1. Włączyłam sobie soundtrack do 8, bo pasuje do Tośków zawsze i wszędzie!

    Co do sceny z oczepinami.... Tośka miała halucynacje czy co, czy ona to zaproszenie na ślub dostała, jak Ryżawy Brutus był jeszcze stanu wolnego? Czy ja coś przegapiłam :O.

    Umc Umc Umc, dalej mam tylko skojarzenia z "This is the Voice of Slovenijaaa".

    A wycięta scena była genialna.

    To teraz szoruję przeczytać prolog szanowna pani jubilatko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem źle zrobiłaś, bo soundtrack do do tego epilogu będzie miał kolosalne znaczenie dla fabuły dwójki.
      I, jak już wspomniałam, przegapiłaś.
      E tam, ja tylko solenizantka! Chociaż w sumie jubilatka też. W końcu Nie-lotni mają już rok! :)

      Usuń
  2. Czuję się super człowiekiem, bo zostałam wymieniona pod epilogiem :D Chociaż nigdy nie byłam i nigdy nie będę mistrzem komentarza. I wiem o tym doskonale. Ale do rzeczy. Pod koniec współpracy z kadrą nastąpiło wielkie pojednanie Tośki z otoczeniem. Jak przed śmiercią normalnie XD Dobra, głupi żart :P Trochę mi się to skojarzyło z tą scenką, którą wycięłaś, a teraz nam zaprezentowałaś. Mnie się podobało i ja bym ją chętnie zostawiła. Ale wiesz, ja piszę Mańkę, więc mam inne standardy. Reszta ludzkości może mieć inne zdanie XD
    Myślę, że Tośka zaczyna sobie powoli zdawać sprawę z tego, że coś czuje do Zniszczoła. Coś szczególnego, co się jej do tej pory nie przydarzyło. A tymczasem Zniszczoł zajęty. Przez tą, średnio Agatkę (?). Wiesz, że dokonałaś niemalże niesamowitego? Ja mam naprawdę bardzo dobrą pamięć do imion i nazwisk, ale jeśli chodzi o tę laskę, dzięki ciągle innym wersjom podawanym przez Tośkę, ja naprawdę nie wiem, jak ona ma na imię XDD Jeszcze nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło :P
    Jestem tępym debilem, ale nie mam pojęcia, o co chodziło Zniszczołowi gadającemu przez telefon z Ziobrą. Znaczy się podejrzewałam, że Ryży zamiaruje się oświadczać tej swojej A...gatce (?) No chyba, że chcą w jakiś cudowny sposób doprowadzić do powrotu Tośki do sztabu. Ale nie wiem, czy to możliwe. Chociaż, z drugiej strony, jak się takie ćwierćinteligentne ludzie czasem na coś uprą, to nic ich nie zatrzyma w dążeniu do celu. Aczkolwiek to jest tylko taka sobie luźna myśli i szczerze wątpię, czy trafiłam, bo nigdy mi takie rzeczy nie wychodzą.
    A tak w ogóle, to ja nie wiem czemu, ale mnie się też najlepiej pisze do smętów. I to niezależnie czy to, co piszę ma być w konwencji smutnej czy wesołej. Bez sensu :D A z drugiej strony pisze się to się pisze, na ch** drążyć temat XD i tego się trzymajmy. Ważny jest efekt. A do Twojego efektu przyczepić się nie można.
    To by było chyba na tyle ode mnie dzisiaj. Oczywiście drugą część też mam zamiar śledzić, ale nie wiem, czy w ogóle muszę o tym wspominać. Wiesz, jak jest - oczywista oczywistość ;)
    buziak :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz możesz się czuć jak speszul snołflejk. XD
      A co do „przedśmiertnego” pożegnania Tośki – sama miałam takie skojarzenie, ale myślę, że nie jest całkiem nietrafione. To znaczy – nie dosłownie, ale Tośka w pewnym sensie umarła – stara część jej osobowości obumarła i zrobiła miejsce nowej. Musiała się więc pożegnać ze światem widzianym „starymi” oczami.
      Co do Mendowego kopa, to się długo zastanawiałam, ale cieszę się, że to wycięłam. Mimo wszystko. XD
      Oooo, jestem cudotwórcą! :D Ale jeszcze się nie pomyliłaś – to jest Agata. :D
      Przewidywań nie komentuję, żeby nie psuć suprajsu. I nie wyzywaj się od tępych debili, bo traperkiem Sochy unicestwię!
      Dziękuję, tyle dobrego w jednym komentarzu! <3 :D A co do śledzenia drugiej części – wcale nie takie to oczywiste. Bo pewnie zdarzą się osoby zmęczone czytaniem o tych nielotnych deklach. Cieszę się więc, że zostajesz. :*

      Usuń
  3. Nie wiem czy mi fajnie, czy mi smutno, wiesz?
    Dobra, zakładam tutaj krótki komentarz merytoryczny, dłuższy komentarz nonsensowny, bo ja Ci przecież podsumowanie jakieś obiecałam (może doczekasz się go przed emeryturą, ale nic nie obiecuję :P).
    *swoją drogą... a nie, bo Ci niespodziankę zepsuję*
    No to lecimy z częścią merytoryczną!

    Kiedy czytałam ostatni rozdział, zupełnie zapomniałam, że Tosia zaprosiła Olka na wesele. A raczej to on się wprosił sam. Przez ręce - uszy? - Sochowej mamusi.
    I tak sobie myślę, że to o tym Olek chciał z nią pogadać wtedy (aczkolwiek uświadomiłaś mnie, że niekoniecznie), że użył wesela jako pretekstu do wyciągnięcia ręki na zgodę. Bo już był wpisany na listę gości, a nie wypadało na weselu robić kwasu, nie?
    I PROSZĘ MNIE NIE WYPROWADZAĆ Z BŁĘDU, ŻE TO WCALE NIE BYŁO TAK, TO JEST MOJA INTERPRETACJA. AMEN.
    No i koniec końców (nomen omen) wylądowali w dwójkę na tym weselu. Tośka oczywiście na "NIE" i nie ma zamiaru nic łapać, w nic się bawić i najchętniej to by stamtąd się zwijała jak najprędzej - piżamka z Łan Erekszyn czeka. Ale Olek zawsze ją do złego namówi. I potem ma, co ma. Welon w łapkach, na przykład.
    Żeby było śmieszniej Olek łapie muchę. Przypadek? Nie sądzę!
    I tak się zastanawiam, bo w sumie rozmawiałyśmy o tym ostatnio, ale... Czy Olek i Tośka mieli szansę stworzyć Tolka? Czy to OTP było od zawsze spisane na straty? Ja myślę, że ten wspólny taniec "następnej młodej pary" to taki ukłon w stronę tolkowców takich jak ja ;) (bez zbędnego narcyzmu - po prostu uważam, że to taki podprogowy przekaz "co by było gdyby"). No ładnie ze sobą wyglądają, no ukryć się nie da. A Agata? Cóż... mimo wszystko życzę jej i Olkowi jak najlepiej, 
    Fajnie że wróciła im taka typowa Tośkowo-Olkowa relacja. Tośka nadal złośliwo-burkliwa, Oleczek nadal szczygiełkowaty i takich ich chcemy zapamiętać, nie? (robi się sentymentalnie, GDZIE SĄ MOJE CHUSTECZKI...?!)
    Dziś nie będzie żadnych cytatów, bo... ups! Prawie bym się wygadała! Poczekaj do niedzieli ;).

    Druga w nocy, a Zniszczołowi się na pogaduszki zebrało. I to z Zioberem. Ciekawiejsze, coraz ciekawiejsze...
    Co ciekawsze, jakaś taka bardzo tajemnicza ta ich rozmowa. Myśli Tośki w jakimś dziwnym (ale jakże typowym dla niej!) kierunku zmierzają. Oj, miałby Freud na niej używanie, oj miał... 
    (Ups, to zabrzmiało nie najkorzystniej w kontekście).
    Oczywiście nie sądzę, by to było to, o czym myśli Socha (a ostatnie zdania epilogu to potwierdzają), więc w takim razie O CO CHODZI?
    I ku memu ubolewaniu nie jestem w stanie tego wykombinować. Nawet mogąc pochwalić się znajomością prologu Tośków DWA (tutaj też pragnę zwrócić uwagę na bardzo ładne przejście do drugiej części :D). Tak czy siak, czuję że Tośka wpadała w niezłe bagno. Czy wróci w jakiś sposób do kadry to nie wiem, ale nieloty jeszcze nie raz pewnie dadzą jej w kość, coś czuję...
    No! I omal bym nie zapomniała! KLAMRA, KLAMERKA, KLAMERECZKA. O narrację mi chodzi, rzecz jasna. Może dlatego Tośka wydała mi się tu jakby łagodniejsza - nie tylko przez pogodzenie się z Olkiem, ale też dlatego, że zewnętrzny narrator  - mimo iż utrzymuje jej styl - to znacząco ogranicza... mocno ekspresyjny wydźwięk jej wypowiedzi, że takiego eufemizmu użyję.

    No, tyle z części merytorycznej, teraz się wezmę za tę nonsensowną. Znaczy się, nonsensowną z mojej strony, oczywiście!
    *RUMIENI SIĘ MOCNO, BARDZO, BARDZO MOCNO*
    Ale, te, jakie od połowy! Od trzeciego rozdziału! Toć to 1/6 jest! Trzy razy wcześniej.
    To nie mi dziękuj - to Ty odwaliłaś tutaj kawał solidnej roboty, więc już nie bądź taka skromna ;)
    Będę tęsknić za Tośkami, wiesz? Mimo Tośków DWA, bo to jednak już nie będzie to samo. Nie mówię, że gorsze, broń Boże, po prostu... inne. Czuję to w kościach!
    (Nie łudź się, jesteś weirdo. Ale to komplement jest! "Tylko wariaci są coś warci").
    *co ja mam z tą Alicją...?*

    CDN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1) myślę, że podejście vol. 2 jest zdecydowanie lepsze. Choć z pierwszym miałam styczność znikomą i jedynie wsteczną. Z każdym dniem dorastamy twórczo, nieprawdaż? A te zdjęcia ja sobie przyswoję na spokojnie - wyglądają zdecydowanie lepiej niż moje notatki odręczne chociażby do "Odchodzę" XD. I... ile razy już Ci mówiłam, że masz piękny charakter pisma? :*
      2) Każdy z nas wkłada coś od siebie w głównych bohaterów. Niemożliwe jest chyba stworzenie postaci zupełnie oderwanej od osoby autora, takie jest moje zdanie. I - jako że trochę, troszeczkę udało mi się Cię poznać - widzę dużo podobieństw (nie, spokojnie nie uważam że jesteś "złośliwą, ordynarną świnią". Chodziło mi o te przyjemniejsze cechy :P).
      MOJE POSTACI TO TEŻ MOJE DZIECI, I FEEL YOU. Wredne, wyrodne i rozkapryszone, ale i tak je kocham. 
      (Spróbowałabym nie, a dałyby mi popalić, c'nie?).
      3) Olek jako menda? Kubackiemu chyba bardziej pasuje, zaufaj mi ;). Aczkolwiek jestem ciekawa, jak doszło do tego przeniesienia charakteru, czy był jakiś specjalny czynnik (czym Ci ten biedny Kubacki podpadł, co?). Czy Kubacki i Socha do siebie pasują? Well, gdyby się nie pozabijali na wstępie, to może byłyby z tego dzieci XD. A poważniej, myślę że Tośka w takim "stanie" w jakim jest nie nadaje się do szipowania. Po dłuższej zniszczołowej obróbce może, może... kto wie? Kto wie, co się stanie w Tośkach DWA (tak, ja wiem, że to nosi dumną nazwę Bezsenni, no ale jakoś mi Tośki DWA pasują tu XD). Nie mówię tu o Zniszczole, ale ogólnie... 
      4) WIEDZIAŁAM! To znaczy, że miał być tylko w dwóch rozdziałach, to mi sama poiwedziałaś, ale jakoś dziwnie wypierałaś się kiedyś, że nie lubisz go pisać. Zresztą widać to po stosunku Tośki do niego. "Fajny jesteś, Fannemelku, ale zniknij mi już z oczu" - Tośka wyłazi tu z ciebie porami. A raczy Ty z Tośki ;).
      5) Smutna muzyka jest fajna. Do pisania w ogóle, każda inna mnie rozprasza. I tyle. Nie i już. (Tośki na smutno też miałyby rację bytu, wiesz? Aczkolwiek to nie byłoby już to samo).
      6) I ja się do tego grona zaliczam - SHAME ON ME!
      7) ...a ja bardzo cieszyłam się, że mogę je rozszyfrowywać ;)
      8) Gwara i składnia stworzyła tu bez wątpienia specyficzny klimat i nadała komediowość (co nie znaczy, że uważam śląską gwarę za śmieszną - jeśli już to w pozytywnym sensie!). Sama gwarą nie władam, choć kiedy rozmawiam/piszę z moją koleżanką to ciężko się nie wkręcić, mimo iż z poprawnością to nie ma nic wspólnego XD. 
      A składnia ACI to mi się tylko z łaciną kojarzy. I rzeczywiście to jakoś tak nieco kosmicznie brzmiało ;)
      9) ...a epilog w 23. #sorrynotsorry
      10) Tymek, serduszko dla niego! <3
      11) Co do fragmentu, to chyba mi go kiedyś wysyłałaś. I jest TOTALNIE TOŚKOWY. W kazdym calu. I kocham każdą jego literkę!
      ...ale chyba dobrze, że go wycięłaś. Bo jednak to byłoby za dużo - nie mówię o objętości, ale Tośka była tu Tośką w 300% a to o jakieś 200% za dużo jak na taki krótki fragment. Więc może dobrze, że Kubacki został oszczędzony ten jeden, jedyny raz.
      Bo level Kubacki to nie byle co, o!
      12) To się samo przez się rozumie - myślę, że nawet Tośka też tak nie do końca myśli, tylko raczej jest to jej jakby styl bycia - pomarudzić, ponarzekać, poobrażać też nieco. I kolejny sposób na podkreślenie komediowości nieejako.
      Co do Norwegów to częściowo się zgadzam - choć ja kibicuję z całego serca wszystkim, A ZWŁASZCZA Polakom ORAZ niszowym skoczkom (Wąsą! <3 Kenzie <3)
      13) Powiem tylko... z piosenkami to nie do mnie XD Ale tą ostatnią serduszuję, to wiesz. I Ciebie też, że mi ją podesłałaś  :*
      14) Sytuacja jak z komedii romantycznej! Do pozazdroszczenia! A co tam, jakie nie mógł? Czego Anitka nie widzi, tego Anetce nie żal, nie? :P
      15) Podpisuję się obiema rękami i obiema stopami! (Chociaż nie potrafię pisać stopami, postawię więc symboliczny krzyżyk, ok?).
      KOCHAM MOCNO, MOCNO, MOCNO, MOCNO! I JESZCZE MOCNIEJ!
      Do Bez-sennych dotrę jutro, promise!
      A ten PS to 100% ja (Ale raz słuchałam! A nawet dwa! więc proszę mi tu nie małpiszonować!).

      I co? To już koniec? :<

      Usuń
    2. PRZEZ TEN TWÓJ KOMENTARZ ZROBIŁO MI SIĘ SMUTNO I PRZYKRO, WYJDŹ MNIE STĄD!!!!!!
      Oczywiście, bardzo Ci dziękuję za całokształt „komentatorskiej twórczości” i warto będzie dożyć emerytury w takim razie. :D Co się tyczy Twoich (i wszystkich innych) podejrzeń – nie będę zdradzać! Trzeba samemu przeczytać. Już wkrótce. Ale obawiam się, że szybko mnie rozszyfrujecie. Ech, taki żywot marnej pisarzyny!
      1) Ładny charakter pisma? Znowu pijesz?
      2) Dobra, nie kłam, ok? I tak wszyscy wiemy, że próbujesz mnie tu oczerniać.
      3) Stwierdziłam gdzieś podświadomie, że jako menda Olek nie będzie przekonujący w roli „naprostowywacza” Tośki. I chyba się nie pomyliłam, co? ;) Poza tym, Kubacki nadal miał być mendą, tylko nieco bardziej... flegmatyczną. A Olek swój lekko złośliwy rys zachował. Wiec i wilk syty, i owca cała. I BEZ-SENNI, DYWIZ NIE JEST BEZCELOWY!
      4) Ależ ja Fannemelka uwielbiam, ale postać mi nie wyszła i nie bardzo wiedziałam, co z nim zrobić.
      5) Właśnie dlatego napisałam tego smutnego łanszota.
      9) Liczę, że to magiczna data, która przyczyni się też do ukończenia Tośków 2! :D

      KAŻDY KONIEC TO DOPIERO POCZĄTEK!

      Usuń
  4. Moje nie-lotne serce dziękuję ci za to jaka przygodę przeżyłam z ta historia, potrafiłam smiac się jak opętana z dogryzania Tośki i Dziobao lub tez wyciągać wnioski z calej tej opowieści. Pozostalo mi teraz "lecieć " do czytania bez-sennych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co, nie ma zbyt wiele czytania, ale cieszę się, że chociaż tyle mogłam dla Ciebie zrobić. I dziękuję za komentarz! <3

      Usuń
  5. Coś przeczuwałam, że nie zapomnisz o wątku z weselem :D I tak niezmiernie się cieszę, że skończyło się w taki a nie inny sposób. Końcówka tak pobudziła moją wyobraźnię, ze aż mnie to przeraziło. Pokochałam to opowiadanie całym sercem i nie wiem, jak sobie bez niego poradzę. więc lecę do bez-sennych <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie mi miło i cieszę się, że z nami zostajesz! :D <3

      Usuń
  6. Jestem! Jestem! Jestem! Co prawda w przerwie między nauką karnego (jakby pani doktor chciała mnie jutro ponownie oblać z wejściówki, to powiem jej, iż czytałam Tośkę, zobaczysz XD). I cóż ja mogę powiedzieć? Jejku, dziękuję za to wyróżnienie pod tym rozdziałem, nie spodziewałam się, kompletnie się nie spodziewałam i niezmiernie miło mi się na serduszku zrobiło :)
    Przechodząc do treści.
    Utwierdziłam się w przekonaniu, iż dobrą odpowiedź zaznaczyłam na twitterze w Twojej ankiecie na pytanie, czy Tośka i Aleks będą razem. Moja wersja to: "Nie, autorka jest sadystką". Bo jest! Dlaczego on ją tylko w policzek pocałował? Liczyłam na chociażby niewielkie muśnięcie ust, które będzie początkiem jakże pięknego, kiełkującego dopiero w ich sercach uczucia....
    Ale nie, policzek. W policzek to ja mogę babcię pocałować na przywitanie, gdy do domu wracam, a oni powinni być razem. I ja nadal mam - mimo wszystko - nadzieję! Chociaż tak, wiem. Wyraźnie zaznaczałaś, iż to nie jest romans. Ale kto powiedział, iż nie może to opowiadanie się w romans przerodzić? :D
    Druga sprawa:
    "-Nie jestem rudy.
    - Ale rudawy." ~ tak parsknęłam śmiechem, iż chyba niemowlaka sąsiadom obudziłam, bo teraz płacze XD Kobieto, te teksty to mistrzostwo.
    Zresztą - nie oszukujmy się -całe to opowiadanie to mistrzostwo i geniusz w jednym. A jestem pod tym względem wybredna, i to bardzo. Pamiętam, kiedy po trochu nadrabiałam rozdziały, bo dołączyłam tu mniej więcej w połowie, albo i później. I na każdym ryczałam ze śmiechu, rzucałam telefonem, zresztą wiesz. To obrazuje, jak wielki wpływ Tośki na mnie wywarły. I kurde, gdyby to był już koniec, to bym się chyba łzami smutku oraz rozpaczy zalała, ale skoro jest już prolog drugiej części, to natychmiast tam maszeruję!
    Buziaki, słońce!:*
    I pamiętaj, to co tworzysz, jest absolutnie godne podziwu! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, zwal na mnie, przyjmuję to na klatę! XD
      No cóż, myślę, że Zniszczołową powściągliwość można usprawiedliwiać 1) dziewczyną, 2) brakiem namiętnych uczuć do Tośki. :D Z nich romansu być nie może – przynajmniej na razie – bo jeszcze Tośka nie rozwinęła się emocjonalnie. Ona się dopiero uczy uczuć i, jak mi wielokrotnie podkreślano, na razie nie jest „szipogenna”, więc się na bohaterkę romansu nie nadaje.
      ALE STRAAAAASZNIE MI MIŁO ZA TE OSTATNIE AKAPITY! <3 Ogromnie się cieszę, że tak mnie doceniłaś i tyyyyle miłych rzeczy mi napisałaś. Szczęśliwam, że trafiłam w Twe gusta. Oby druga część tego nie zmieniła!
      Dziękuję! <3

      Usuń
  7. O JENY NO.
    Przepraszam, że tak późno komentuję, ale miałam tyle na głowie, że szok. I po dłuuuugiej nieobecności wchodzę na nie-lotnych i czytam epilog.
    A TAM TEN CHOLERNIK ZNOWU COŚ KOMBINUJE, NO HALO.
    Ale jestem skłonna mu wybaczyć, bo zanim wydało się, że znowu pewnie robi sobie (i nie tylko) jakieś kłopoty, to tak trochę podbił moje serduszko tą kochaną sceną na weselu (mimo że Tośka nie był szczególnie zadowolona). ALE! TYLKO! TROCHĘ! Aleks, musisz się bardziej postarać, żeby zdobyć moje błogosławieństwo.
    Aty.. MASZ POJĘCIE JAK BARDZO WZBUDZIŁAŚ MOJĄ CIEKAWOŚĆ TYMI DWOMA OSTATNIMI ZDANIAMI? JAK JA NIBY TERAZ WYTRZYMAM, HMM?
    A tak btw, to jesteś strasznie kochana. Tak czytam te podziękowania, czytam, a tu nagle moje imię, jezuśku no. Uwielbiam cię i dziękuję, że piszesz. Kiedy wydasz książkę, będę pierwsza w kolejce do jej zakupu.
    POZDRAWIAM CIEPLUTKO<3
    i wybacz, że z anonima, ale nie chce mi się logować.
    Yours sincerely, Baśka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie szkodzi, cieszę się, że w końcu przyszłaś! :D Jeśli chodzi o treść Tośków 2, to nie będę nic zdradzać. Wszystko się na dobre rozkręci od 2. rozdziału. :>
      I nie słódź już mi tak, przesz prawdę napisałam! :D A książki nie wydam, nie zrobiłabym tego światu. :D
      Czekam na Ciebie na Bez-sennych i dziękuję za całokształt twórczości komentatorskiej! :D

      Usuń
  8. Oj, długo mnie nie było 😕 A tu się tyyyyle wydarzyło!

    Państwo Zniszczołowie jednak wrócili do siebie? 😀 Cóż, sądziłam, że Tośka mu tego nie wybaczy, trochę sobie nagrabił. Ale mimo wszystko jestem szczęśliwa, że się koniec końców nie pozabijali 😉

    Mustaf jak zwykle, na swoim poziomie 😂 Uwielbiam gościa, przez Ciebie do końca życia będzie mi się kojarzył z Tośką i ich słownymi potyczkami 😂

    Bogu dzięki, że tak szybko się z nimi nie rozstajemy. Przyznam szczerze, że to opowiadanie było jedną z nielicznych rzeczy, które mogły mi poprawić humor ☺️

    Kolejny przystanek - "bez-senni"! Jestem ogromnie ciekawa co tym razem wymyśliłaś 😁

    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wrócili do siebie" - to zabrzmiało, jakby byli parą. XD
      Tośka wygląda na twardą, ale pod tym grubym jej pancerzem bije ciepłe i zupełnie miękkie serce - Zniszczoł, mimo że postąpił paskudnie, nadal pozostawał jej jedynym przyjacielem od wielu lat. A poza tym - to chyba nie do końca jasne, że do siebie wrócili. Na pewno chcieli pogadać. Po resztę trzeba się zgłosić na drugą część!
      A kto nie kocha Mustafa, proszę Cię. :D To menda, ale z tych, co zaskarbiają sobie miłość milionów!
      Oby i dalej Ci go poprawiało.
      Dziękuję za komentarz! <3

      Usuń
  9. Ten uczuć, gdy pisanie komentarza idzie Ci jak po gruzie i masz nadzieję, że do Nowego Roku zdążysz…
    Na Tośkach 2 już pierwszy rozdział wisi, a ja nadal zalegam z epilogiem. Shame on me. Ale Ci powiem, że przyjemnie tak sobie do nielotów wrócić pomimo, że niewiele czasu od końca minęło. Zawsze, gdy kończy się jakieś opowiadanie, a ja jestem przy nim prawie od początku (zaczęłam czytać od 6 rozdziału, komentować trochę później) mam uczucie, że uczestniczę w czymś ważnym i doniosłym. Bo zakończenie bloga musiała być dla Ciebie czymś takim, a ja się cieszę, że mogłam być tego częścią. To tak słowem wstępu, a teraz pora przejść do właściwej treści i trochę pośmieszkować xD
    No bo Tośka i Zniszczoł razem na weselu xDDD Zważając na ostatnie dramaty jakie się ostatnio pomiędzy nimi rozegrały to ta scena trochę traci absurdem. Znaczy się trąciłaby też bez tej wielkiej dramy, bo wiadomo pomiędzy Tośką i weselem znaku równości postawić się nie da, ale w obecnej sytuacji wrażenie zostało spotęgowane i sprawiło, że od początku miałam banana na twarzy. I ogólnie to o mało nie umarłam podczas czytania tego epilogu.
    Pierwsze poważne wyzwanie dla mojego organizmu stanowiła wizja stu Kubackich. No po prostu XD Tośka to by się chyba zabiła jakby jej przyszło się z czymś takim zmierzyć.
    Drugie wyzwanie to Socha łapiąca welon. XDD Wiadomo, że ta sierota mogła złapać go tylko przypadkiem chroniąc się przed jawnym atakiem ze strony panny młodej na jej zdrowie i życie. Kto to widział w Bogu ducha winnych gości welonami rzucać?!
    DJ też się trafił na tej imprezie bez instynktu samozachowawczego bo jak gdyby nigdy nic nazwał Tośkę Tosią…i uszedł z życiem. Zwalmy to na oszołomienie Sochy po oberwaniu welonem.
    I po trzecie Zniszczoł łapiący Muchę. W tym momencie spadłam z krzesła i umarłam dusząc się ze śmiechu. Mistrzowski epilog w twoim wykonaniu, dawno się tak nie ubawiłam siedząc przed ekranem komputera :D
    A gdy już się ogarnęłam i wznowiłam czytanie, to zeszłam znowu z powodu rozmowy Zniszczoła z Zioberem i myśli Sochy. Zakończyłaś z pierdolnięciem, nie ma co!
    I skoro to koniec to pozostaje mi powiedzieć jedno. DZIĘKUJĘ

    OdpowiedzUsuń