Honestly,
can you believe
We
crossed the world while itʼs asleep?
Iʼll
never trade it in
‘Cause
Iʼve always wanted this and
Itʼs
not dream anymore
Itʼs
worth fighting for
Paramore
— Looking Up
—
Co to ma znaczyć?!
Jeśli
wam powiem, że byłam u kresu wytrzymałości nerwowej, to się
zdziwicie?
Ja
też nie.
—
Wyłóżmy to bezpośrednio: zarezerwowała pani dla mnie sześć łóż
małżeńskich.
Patrzyłam
na to bezmózgie, blondwłose cielę za kontuarem, próbując nie
przerobić go na tatar. Ja rozumiem, ja to naprawdę rozumiem —
sama jestem blondynką, myślenie czasem przychodzi z trudem — ALE
NIE, KURWA, SŁUCHANIE.
—
Dla polskich skoczków, ja —
padła elokwentna, niezmieszana niczym odpowiedź.
HELENA,
MAM ZAWAŁ.
—
Czy pani jest głucha?! Powiedziałam: SZEŚĆ POKOI DWUOSOBOWYCH!
Przysięgam,
gdyby ten kontuar był niższy, to recepcja dawno zamieniłaby się w
krwawą łaźnię. Ja nie wiem, ale chyba trzeba sobie specjalnie
zaznaczać, jakie mają być łóżka, tak czy nie? Cóż,
najwyraźniej Norwegia to stan umysłu. Widać po Hildem.
—
Dla sześciu małżeństw, ja.
Wyglądało
na to, że polska kadra skoczków narciarskich była grupą małżeństw
homoseksualnych.
Za
moimi plecami stała cała ekipa, poirytowana, śpiąca i zmęczona.
Chwała Bogu, że Sierściuch po tych swoich żenadach w Sapporo w
domu został, bo jakbym jeszcze jego zrzędzenia miała słuchać, to
świat by wybuchnął. A już na pewno mój mały łeb. Przywlókł
się za niego z nami Stękała, który też już miał minę
terminatora.
—
Nie mówiłam o żadnych małżeństwach! — wydarłam się.
Postanowiłam jednak dla bezpieczeństwa świata wziąć głęboki
wdech, licząc w zastraszającym tempie do dziesięciu. — A nie da
się tego jakoś odkręcić?
—
Ja, zaraz zobaczę, co jest wolne. — Norweska blondi zaczęła
stukać swoimi kolorowymi, sztucznymi szponami w klawiaturę i ciężko
analizowała to, co pokazywał monitor. — Mogę dać pięć dwójek,
ale jeden apartament małżeński musi zostać, ja. —
Potaknęła głową dla potwierdzenia własnych słów.
—
ZAKLEPUJĘ DWÓJKĘ! — wrzasnęli wszyscy unisono.
Powoli
przeniosłam rozwścieczony wzrok na Zniszczoła, który trochę
jakby się obawiał kataklizmu. Numer do psychiatry, na
cito poproszę...
—
Ale państwo i tak są parą, ja? — Zamrugała sztucznymi
rzęsami, co tylko przelało czarę nienawiści.
—
ZNISZCZOŁ, TRZYMAJ MNIE, BO ZARAZ JĄ PRZEROBIĘ NA FILETA Z
ŁOSOSIA! — wrzasnęłam zupełnie po polsku.
Aleks
natychmiast podszedł, przytrzymał mnie za ramiona i próbował mi
coś bredzić o oddechu, KIEDY JA STARAŁAM SIĘ NIE ZARŻNĄĆ TEJ
DURNEJ RECEPCJONISTKI.
—
Przepraszam, koleżanka nie lubi, gdy się jej imputuje, że jest
między nami... jakikolwiek związek — bąknął przepraszająco,
bo baba miała minę, jakby ducha zobaczyła.
Ducha
to ona mogła — wyzionąć za moment.
Zniszczoł
jednak zabrał z kontuaru kartę do pokoju, rozdał pozostałe
reszcie i powoli, trzymając mnie za plecy, zaprowadził do naszego
pokoju. Z pierdolonym łóżkiem małżeńskim, które —
jakby na domiar złego — miało tylko jedną kołdrę.
Weekend w Trondheim zaczął się więc raczej do dupy. Rzuciłam
swoją torbę podróżną z poczuciem beznadziei na podłogę, po
czym opadłam na wznak na ten nasz wspólny barłóg, który
zafalował jak materac wodny. To samo po chwili uczynił Zniszczoł i
już przeczuwałam, że dzisiejszej nocy dojdzie do krwawego mordu,
bo bałwan zajmował zdecydowanie zbyt dużą powierzchnię. Myślałby
kto, że taki szczypior będzie niezauważalny pod kołdrą. Pff...
Zniszczoł
westchnął ciężko. Ku zdziwieniu wszystkich dookoła (w tym samych
Norwegów), pogoda w Trondheim była całkiem obiecująca:
temperatura na minusie, słoneczko w pełni, śniegu po pas i, co
najważniejsze, bezwietrznie. Kruczek już od granicy ręce zacierał,
że będzie skakanie jak ta lala. A ja tam nosem kręciłam, bo w
Norwegii to jak w Finlandii — wiatr pojawia się zawsze wtedy,
kiedy nie ma, czyli na czas zawodów. Pożytku z tego brak.
—
Ja nie wiem, czy twoja dziewczyna mnie nie zabije — zagadnęłam,
nie powiem, całkiem z kosmosu.
—
Przecież ty jesteś moją jedyną dziewczyną, Tosiaczku! — Cymbał
zaczął się śmiać jak debil, po czym niemal mnie zmiażdżył,
próbując przytulić.
—
Bleeee, Zniszczoł, opanuj się! — Natychmiast odepchnęłam
bałwana tak, że prawie spadł z łóżka.
Będzie
mnie obłapiać, zboczeniec jeden patentowany! On i Kubacki
stanowiliby idealny Pedobear Team.
Spojrzałam
na zegarek.
—
Trzeba się ruszać. Za pół godziny idziemy na obiad.
Wstaliśmy
na równe nogi, a ten się znowu wyszczerzył jak półmózg.
—
Co zamówimy, kochanie?
Spojrzałam
na niego moim wzrokiem płatnego mordercy.
—
Nie drażnij lwa, Zniszczoł!
Zaśmiał
się, ja wywróciłam oczami i wreszcie wyszliśmy z tego pokoju
przyszłych tortur.
Pierwszego
dnia odbywały się tylko treningi, mające na celu raczej zapoznanie
się ze skocznią niż faktyczną próbę wyników. Co by nie mówić,
część z naszych już tu kiedyś była, a skakali, jakby dopiero co
narty do ręki dostali. Miszczunio kręcił się jak zawsze w
pierwszej dziesiątce i, o dziwo, dołączył do niego Stękała.
Natomiast cała reszta, czyli Zniszczoł, Muraniek, Żyła i Kubacki,
mogli sobie piątki z Kazachami przybijać. Kruczek w gnieździe miał
minę, jakby chciał z niego wyskoczyć. W sumie się nie dziwię —
tamtego dnia oficjalnie się do nich nie przyznawałam.
Tylko
posłuszne buldożki Kuttina chodziły jakieś przybite i oczy
podkrążone miały. I zachowywały się co najmniej dziwnie. Ale
niech im będzie — może po prostu robili artystyczny performens,
żebyśmy się mocno zdziwili podczas konkursu. Jakby dobra
dyspozycja Szwabów po tylu latach skoków narciarskich jeszcze mogła
kogokolwiek zdziwić.
Za to
w naszej kadrze cuda na kiju się działy, bo oto menda społeczna
numer jeden, największy wrzód na zdrowym organizmie skoków
narciarskich, kretyn stulecia i rokroczny kandydat do Kauczukowej
Kulki Dawid Kubacki, siedział cicho, nikogo głupimi swoimi
docinkami nie drażnił (a przynajmniej nie tak często), nikomu nie
wadził i nawet nie twierdził, że on to wszystko wygra w tym
zasranym Trondheim. Musiałam aż sobie kreskę w kalendarzu
postawić, bo to był dziw światowy i wynaturzenie. Ciekawiło mnie
tylko, co go tak pchnęło ku tej zmianie. Może mu ktoś wreszcie
mordę za tę głupią gadkę obił? Jeśli tak, to chciałabym go
poznać. I kwiaty mu posłać.
Po
blamażu dziennym na skoczni przyszedł czas na blamaż nocny w moim,
przepraszam — NASZYM łożu małżeńskim. Jak już się oboje
wykąpaliśmy, to od razu wlazłam pod kołdrę i po chwili
zastanowienia uczynił to Zniszczoł. Przez moment leżeliśmy
odwróceni do siebie plecami w absolutnej ciszy, bo zrozumieliśmy,
że jedna kołdra to będzie dużo za mało.
—
Zimno mi, do kurwy nędzy — oznajmiłam, nie powiem, całkiem
burkliwym tonem.
Zniszczoł
westchnął.
Usłyszałam
szelest pościeli i zrozumiałam, że bęcwał się przekręcił
twarzą do moich pleców. Co kto lubi, prawda?
—
To może ja ci całą tę kołdrę oddam, co? Bo ja tam nie
potrzebuję.
Natychmiast
odwróciłam się do niego facjatą.
—
Chybaś się ze słupem zderzył, nie ma szans! — krzyknęłam, bo
burak miał takie pomysły, że nawet Kruczek ze swoim wymarszem na
skocznię w bokserkach wypadał przy nim blado (i tu wcale nie chodzi
o to, że trener był nieopalony). Jeszcze by mnie finansowo
obciążyli za straty na Zniszczołowym zdrowiu i tyle by było. —
Idę poprosić o drugą. — Wygramoliłam się z pościeli, ale nim
zdążyłam założyć bambosze, mój osobisty bambosz krzyknął:
—
Czekaj, idę z tobą!
Szlag
mnie trafiał już na samą myśl, że będę musiała z tym blond
plastikiem przy komputerze gadać, ale trzeba być twardym, a nie
miętkim, tak mi zawsze powtarzali. I ja się tego do dziś
trzymam.
—
Może ja z nią pogadam — odezwał się z niepewnym uśmiechem
rudawy bałwan, a ja wzruszyłam ramionami. Bo jak tak się palił do
rozmów poniżej pewnego poziomu, to co ja mu bronić miałam.
Okazało
się jednak, że przyszła nocna zmiana i koleżankę szponiastą
dmuchaną lalę zmienił kolega gej. Cóż, z dwojga złego lepiej
z tej strony, jak to padło kiedyś w bardzo mądrej bajce*.
Po
kilku minutach kulturalnej nawijki Zniszczoła,
recepcjonista-waginosceptyk przyniósł nam grubą, ciepłą kołdrę,
którą bęcwałowi od razu zabrałam i się weń owinęłam. Bo
pizgało jak w Kieleckiem. Jak ten urwipołeć umiał wytrzymać w
takiej letniej piżamce, tego nikt nie wie.
Niestety,
pod pierzyną znowu zaległa głucha cisza. Na kwadrans, ale jednak.
I ja bym ją nawet doceniła, ale nie W ŁÓŻKU MAŁŻEŃSKIM Z
JAKIMŚ WYPŁOSZEM Z RUDYMI KŁAKAMI.
—
Ty wiesz, ja myślałem nad tym twoim Tajnerem i Harachovem, i muszę
przyznać, że masz jaja — powiedział z dziwnym bananem do sufitu
Zniszczoł, a po chwili spojrzał na mnie.
Wzruszyłam
ramionami.
— W
tej kadrze ktoś musi.
Bałwan
strzelił mnie łokciem w żebra i się zaśmialiśmy.
Czaicie
to? Przeczytajcie dobrze.
Zaśmia
l i ś m y się.
Jeśli
Zniszczoł to głęboko zdziwiło, to nie dał tego po sobie poznać.
A może go wcale nie zdziwiło? Socha w końcu też człowiek, nie?
Zdarza jej się śmiać, i to nie tylko z szaflarskiej mendy i jego
taktyk konkursowych.
—
Zanim zaśniemy, muszę powiedzieć ci jedną rzecz — odezwał się
znowu.
Westchnęłam.
Burak chyba nie miał zamiaru się zamknąć.
—
No co?
—
Agata nie jest moją dziewczyną, nawet się nie całowaliśmy —
oznajmił bez ogródek, czym wywołał u nie tylko wywrót oczami.
—
Super, Zniszczoł, ta informacja odmieniła moje życie i CV —
warknęłam. — A teraz zamknij się i śpij.
Odwróciłam
się do niego zadkiem, usłyszałam jeszcze tylko jego westchnienie i
próbowałam zasnąć. Niby miałam zamknięte oczy i w ogóle, ale
po głowie hasały mi jakieś dziwnie pozytywne myśli. I odpuścić
nie mogły. Zaczęłam więc tradycyjnie liczyć odstrzelone
szaflarskie mendy, tym razem wraz ze Zniszczołami, ale musiałam
dojść do trzystu, żeby zasnąć.
Nawet
nie wiem, kiedy i jak to uczyniłam, ale odpłynęłam dziwnie
zadowolona.
—
EKHEM, Socha, jak chcesz zrobić Grzywie dobrze, to musisz się
TWARZĄ odwrócić. — Oczywiście, że Kubackiemu nic nie dolegało.
Takie mendy zawsze są odporne na wiedzę, trudne do zabicia.
A do zabicia niewiele już brakowało... — Taka z ciebie
żona jak z koziej dupy trąba...
Żaden
dzień, który zaczyna się drażniącym głosem Mustafa, nie może
skończyć się dobrze.
Wzdychając
w próbie uspokojenia nerwów, otworzyłam najpierw jedno oko —
ciemność. Drugie oko — owłosione nogi. Zajęło mi aż trzy
sekundy, żeby się zorientować, jak leżę. A leżałam bardzo,
bardzo, kurwa, BARDZO nisko na brzuchu Zniszczoła. Wrzeszcząc jak
opętana, zerwałam się na równe nogi, celując palcem w
półprzytomnego, budzącego się RYŻAWEGO EROTOMANA.
—
Ty zboczeńcu! Ty perwersie! Co zrobiłeś w nocy, co?! Przyznaj się,
antychryście jeden!
Jęcząc
i przecierając, Zniszczoł jak gdyby nigdy nic, ale ze skwaszona
miną, usiadł.
—
Antychryście? — Spojrzał na mnie, mrużąc oczy.
Kubacki
zachichotał jak złośliwy chochlik, na co zgromiłam go
spojrzeniem. Które, oczywiście, nie podziałało na tego
bezmózgiego imbecyla.
—
Tosiek, ja nic nie zrobiłem! — warknął po chwili ciężkiego,
porannego łączenia wątków. — To nie moja wina, że sama się do
mnie w nocy przykleiłaś! Co miałem zrobić, zrzucić cię na
podłogę?!
Gały
mi miały lada chwila spierdolić z oczodołów. Kubacki uśmiechał
się triumfalnie.
—
Sa-sama...? — bąknęłam, ledwie oddychając.
—
Taaa — jęknął Zniszczoł, którego światło dzienne nadal
raziło.
Houston,
mamy, kurwa, jebitny problem. Może byś pofatygował swoją dupę i
pomógł?
— A
mogłeś mnie zrzucić! — warknęłam.
—
Żebyś mnie na miejscu zatłukła?! Chyba się z choinki urwałaś!
No
dobra, miał rację. Prawdopodobnie przerobiłabym go na tatar. Ale
tak mnie zatkało, że nadal gapiłam się na niego, nie wiedząc,
czy go potraktować z buta czy ozłocić. Przy czym but wydawał się
jednak realniejszy w moim przypadku.
Zniszczoł
westchnął ciężko.
—
Czy z tobą każdy poranek zaczyna się od krzyku?
—
Ale sam wybierasz, z jakiego powodu.
Uśmiechający
się z dwuznaczności mojej odpowiedzi Kubacki został siłą
wytargany z pokoju. Zbieraliśmy się z dobry kwadrans, psiocząc na
siebie z tym rudawym cymbałem, i generalnie byliśmy bardzo
niezadowoleni z poranka.
A co
to moja wina była, że mnie zboczeniec jeden ułożył dziwnie we
śnie?!
—
Przez ciebie zmarzłem jak cholera!
—
Ponoć nie potrzebujesz kołdry w nocy — sarknęłam.
— A
ty najwyraźniej potrzebujesz dwóch!
—
Ooo, wypraszam sobie, to było nieświadome!
Ledwie
zdołaliśmy przekroczyć próg pokoju, a coś wielkiego i
jasnowłosego uwiesiło nam się na plecach.
—
To co, Zniszczołowie? — odezwał się znów wesół jak skowronek
niepytany Kubacki. — Pora na terapię małżeńską!
Jednym
ruchem zrzuciliśmy łapska mendy z naszych ramion.
—
Ja ci zaraz zrobię terapię szokową metodą pięści Sochy! —
warknęłam i zostawiłam go za plecami z głupim wyszczerzem.
Podczas
śniadania doszło do mnie, jak mało spałam i jak bardzo chciało
mi się do domu. Te podróże to koszmar jest, słowo daję. Tylko
się przesiadasz z samolotu w samolot i nawet nie masz kiedy waliz
wypakować. Ledwie zjesz w domu grochówę, a już ci Kruczek dupę
zawraca, dokąd jedziemy następnym razem i czy już mu dawałam
bilety, i że on na pewno je zgubił, i że co on ma teraz zrobić,
że on wszystko zaprzepaścił. To mu tłumaczę spokojnym tonem, że
MA SIĘ, KURWA, OGARNĄĆ, BO W JEGO WIEKU BY WYPADAŁO
wszystko mam pod kontrolą, a bilety dopiero będę drukować.
Niektórzy,
nie powiem, trochę spięci byli. Wiewiór zaczął chyba stosować
poluzowaną filozofię życiową Jana Ziobry, bo od zwycięstwa w
Zakopanem nic nie było w stanie go zestresować. Wcześniej to
trochę miał pietra przed samymi konkursami, ale teraz —
absolutnie.
Inni
się nie stresowali, bo nie wiedzieli, czym powinni.
—
Ale... że co teraz jest? — spytał elokwentnie Muraniek,
zatrzymując łyżkę z owsianką w pół drogi do gęby.
—
Że kwalifikacje, baranie! — odezwał się Pieter. — Klimek, co
ty bierzesz? Weź se następnym razem pół dawki...
—
Nie daj się wykiwać swojemu dilerowi jak Wiewiór — stwierdził
złośliwie Mustaf.
A
żebyś się tą zakrztusił tą kanapką, gnomie jeden paskudny
ogrodowy...
—
Te, Mustaf! — Żyła pogroził mu palcem. — Ty woli mojej dobrej
na pokuszenie nie wystawiaj! Bo możesz się kiedyś ciężko
zdziwić!
Jak
się chłopczyki przestały wykłócać o każde gówno, to
ruszyliśmy w pełnym rynsztunku na skocznię.
Tam
się dopiero dziwa działy.
Austriaki
to blade były jak dupa zimą, takie jakieś się chore wydawały i
bez życia. Nie to, co radosny Stękała, którego mina mówiła:
Rozpierdolę was tu wszystkich. O, i taką postawę to ja
rozumiem. A nie tam jakieś stany agonalne. Muraniek w końcu
ogarnął, gdzie się znajduje i, co najważniejsze, po co się
tam znajduje, więc zaczął się rozciągać. Skrobot ubezpieczył
nas we wszystkie możliwe pokłady torebek do gorących napojów, bo
Laponia niedaleko, to i pizgawa większa. Zniszczoł marudny był jak
baba w ósmym miesiącu ciąży, focha strzelił, udawał, że jest
na mnie obrażony (a jak wiadomo, nie jest to fizycznie możliwe), a
Miszczunio rad był i kontent. Kubacki znowu głowę zwiesił w kącie
i nieswój siedział.
Na
kwalifikacje patrzyłam tylko przez palce, bo to porażka na całej
linii była.
Muraniek
i menda nie przeszli ich pomyślnie, bo po skoku na sto piętnaście
i sto dziesięć metrów nie można — chyba że jest to HS90. Żyle
się poszczęściło, bo przy Hildem Tepešowi palec się na
przycisku omsknął, wskutek czego ten zaczął się chwiać tuż za
progiem i nawet setnego metra nie osiągnął. Zniszczoł w sumie
serc widowni nie podbił, ale sto dwadzieścia pięć skoczył, więc
siary nie narobił. A Stękała huknął sto trzydzieści i było
cacy.
Na
kilkadziesiąt minut przed skokiem Kamila zdarzyła się rzecz
niemożliwa.
Staliśmy
jeszcze w budce — to jest on, ja, Skrobot, Gębala i Zbyszek, a
Miszczunio ostatecznie się mierzył, ważył i takie tam. Nagle
zadzwonił mu telefon, ten się uśmiechnął do wyświetlacza, po
czym wyszedł z budki. Pomyślałam sobie z przekąsem, że to pewnie
ta jego żonka doskonała dzwoni, ale miałam nie być już taką
ordynarną świnią, więc starałam się nie robić głupich min.
Ale
nie było go i nie było, i nie było...
—
Czego on się tak grzebie? — spytał Zbyszek, zerkając na zegarek.
— Na górze ma zaraz być.
—
Eee tam — machnął ręką Gębala. — Na upartego nie musi wcale.
Tylko
że jego dalej nie było.
—
Antek, weź no go tam skontroluj. — Asystent trenera brodą wskazał
drzwi, więc nie bez westchnienia odłożyłam herbatę i wyniosłam
dupę na mróz.
Wyszłam
i co zobaczyłam? Stoch przykucał oparty o blaszaną ścianę budki,
telefon mu od niechcenia leżał w dłoni, oczy miał wielkie jak
własne gogle, blady był po gębie jak śnieg... Ogólnie to kontakt
z rzeczywistością miał identyczny z Murańkowym, to znaczy, że
równie dobrze mógł odbywać jakąś daleką, spirytualistyczną
podróż w nieznane.
—
Eeee... wszystko ok, Kamil?
Zaczął
bezgłośnie poruszać ustami, nadal patrząc gdzieś przed siebie.
—
Halo, Miszczu, żyjesz? — Nawet go lekko kopnęłam w udo dla
pewności, że nie mam do czynienia z trupem.
—
Nie mogę... — mamrotał. — Nie mogę dziś skakać... Nie będę
już dziś skakać...
—
Ale że w kwali? — No, teraz to sama pobladłam.
Pokręcił
głowa, dalej coś do siebie mrucząc. Nagle wstał i zaczął iść
gdzieś w pizdu.
—
Hej, a konkurs?! — zawołałam za nim. — Gdzie ty leziesz?!
Machnął
ręką i odburknął:
—
To jeszcze zobaczę...
Aż
do samych zawodów ślad wszelki po nim zaginął. Z nikim nie gadał,
nic nie jadł, nic nie robił poza gapieniem się w ścianę. Jak go
próbowali zapytać, co się stało, to odpowiadał, że nic. Pff,
bardzo, bardzo wiarygodnie, panie Stoch.
Chcecie
wiedzieć, jak wypadły zawody? Otóż jest takie słowo w języku
polskim: TRAGICZNIE.
Najwyżej
klasyfikowany był szósty Stękała. Potem długo, długo nic i ex
aequo dwudzieści piąci Żyła i Zniszczoł. Stoch nie awansował
do drugiej serii, zajmował jakieś odległe czterdzieste miejsce, bo
taki był nieobecny duchem podczas skoku, że gdyby nie spiker, to
można by nie zauważyć, że w ogóle wziął udział. I klapa była
wielka narodowa.
Po
powrocie spakowaliśmy się prędko, bo czekał nas błyskawiczny
przejazd do Oslo.
* * *
Na
tych portalach sportowych to takie głupoty wypisują, że włos się
na głowie jeży. Na jednym na przykład opublikowali artykuł,
poparty rzekomo wiarygodnymi źródłami, że Kamil Stoch się
rozwodzi. Na innym stwierdzili, że od lat leczy alkoholizm i teraz
wrócił do nałogu, stąd to załamanie. Z kolei jeszcze inny puścił
plotkę, że Zniszczoł chodzi na dziwki.
Ja
was proszę, kto to wymyśla? Aleks i dziwki? Jakby go która
zobaczyła, to by nogę dała momentalnie. On przypomina strach na
wróble w ogródku u mojej ciotki na wsi, a nie chłopa. A takich
perwersji ze straszydłami to nikt nawet za pieniądze nie będzie
spełniał. Ja bym nie spełniła, choćby mi milion zaoferowali.
Niechętnie przyznam, że i ja takie bzdury czytywałam, bo i kto
tego nie robi, cʼ nie? Poza tym, jako Kruczkowa asystentka muszę
być na bieżąco, coby nie było, że trener reprezentacji polski ma
do tyłu z informacjami ze świata hien dziennikarskich.
I
właśnie miałam zacząć czytać jakieś wynurzenia na temat
Fannemela, kiedy ten się zjawił jak Filip z konopi tuż obok z tym
swoim mysim wyszczerzem. Nie mogłam znów być taką ordynarną
świnią, więc wymusiłam swój. Nie, nie mysi — uśmiech w stylu:
Lubię cię, więc ciebie zjem na końcu.
Swoją
drogą, wrzuciłabym coś na ruszt, przemknęło mi, kiedy
zauważyłam jakąś grupkę wcinającą kanapki.
—
Cześć!
Zbaw
mnie, norweski kurduplu, od zagłady mojej niechybnej.
Odpowiedziałam
mniej więcej tym samym.
—
Straszna pizgawica, nie?
—
Taa, stóp powoli nie czuję — odburknęłam w szalik. — Jak
nastroje w kadrze? Gotowi pokazać reszcie, że to wasz teren?
—
Eee tam — machnął ręką norweski krasnal. — Przecież konkursy
domowe to nie priorytet, prawda?
Niby
metr sześćdziesiąt pięć, a rozumu więcej niż Boski Apollo.
Sekundę
później rozległo się wołanie, które brzmiało jak
AAAAAANDEEEEEERS!, a pochodziło od grupy zdecydowanie za
bardzo ucieszonych Norwegów, popierdzielających w naszą stronę w
jakichś pedofilskich podskokach. NORWESKA INWAZJA, GDZIE JEST
MOJA KATAPULTA?!
Z
kolei sam mój przyjaciel liliput nie wyglądał na zadowolonego z
obecności kolegów.
—
Anders, na pięć minut z oka cię spuścić nie można! — żachnął
się w (zabawnych zapewne w jego mniemaniu) żartach Hilde, biorąc
się pod boki.
—
Od razu na podryw lecisz! — dowalił Gangnes. — Cześć, tak w
ogóle, Kenneth jestem. — Próbując nie wtopić się w śnieg,
uścisnęłam lodowatą dłoń nowego-starego narybku trenera
Stöckla.
—
Antek — mruknęłam.
A
potem mi się zaczęli po kolei przedstawiać: i Tande, i Forfang, i
Hauer, a także Hilde, który przecież gorszy od reszty pozostać
nie mógł. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę z tego, że
prawdopodobnie mieli jeszcze ze dwie budki sobie podobnych w wiosce
skoczków, bo wystawiali kwotę narodową, ale jakoś nie kusiło
mnie, żeby na dłużej dłoń z rękawiczki wyciągać i z resztą
Norek się zapoznać. A Fannemel dalej stał mroczny jak chmura
gradowa.
—
Na jakim etapie jesteście? — szczerzył się aryjski Laczkowy Król
serc trzynastoletnich. — Buzi-buzi już było?
Ekipa
się zaśmiała, a sam Tande dostał z łokcia w brzuch od swojego
kolegi wzrostu Calineczki. Mnie do śmiechu nie było, bo ton ich
wypowiedzi bardzo mnie zaniepokoił. Co ten Fannemel im o mnie
naopowiadał, do konia wafla?!
Forfang
na to wywrócił oczami.
—
Ile ty masz lat, Danny? — I już myślałam, że znak od niebios
dostałam, że mi mądrego kogoś przysłali, ale... — Buzi-buzi
to jest w podstawówce. W tym wieku idzie się od razu do łóżka!
Powiedz nam, jaki jest? Bo, wiesz, my nie bardzo mamy jak to
przetestować.
Fannemel
był już na twarzy czerwony jak reprezentacyjna kurtka Apolla za
czasów trenerskich, więc w końcu wybuchnął:
—
Możecie się od nas odwalić?!
Rzuciłam
im spojrzenie mordercy, na które zwykle ciężko zapracowuje sobie
Kubacki, nie robiąc nic, poza byciem sobą.
—
Spokojnie, tygrysie — zaśmiał się Hilde, kładąc liliputowi
rękę na ramieniu. — Koleżanka przecież wie, że żartujemy,
prawda? — Puścił mi oczko, na które na odpowiedziałam czymś w
stylu bolesnego uśmiechu, po czym zagarnął ekipę i tyle go
widzieli. — Miło było poznać! — rzucił jeszcze przez ramię
na odchodnym.
—
Was też — mruknęłam znowu w szalik.
Fannemel
nadal był czerwony jak ketchup firmy Pudliszki, ale zaczął się
tłumaczyć:
—
Ątek, błagam, nie słuchaj ich, to kompletne niedorozwoje
umysłowe... — Feelinʼ ya, bro. — ...do których, na
domiar złego, za minutę muszę dołączyć, bo nas trener posieka
na drobno. Mam nadzieję, że nie jesteś zła za te ich durne
aluzje?
—
Zaufaj mi, wiem, jak to jest żyć z tyloma debilami na co dzień.
Posłał
mi swój myszowaty uśmiech, po czym pognał w podskokach do swoich
kolegów.
(Swoją
drogą, ci Norwegowie to muszą chyba od Laniška towar skupować, bo
ja innego powodu do tych podskoków nie widzę).
Kiedy
wróciłam do naszej budy, sytuacja była dokładnie taka sama, jak
sprzed kilku dni; Miszczunio nadal się nie otrząsnął po tej
tragedii (?), która przydarzyła mu się w Trondheim, to jest — w
dalszym ciągu chodził z wytrzeszczem i mówić, że był nieobecny
duchem, to nie dopowiadać. Kubackiemu (chwilowo, jak mniemam)
skończyły się pokłady debilizmu, siedział jak kura na grzędzie
i udawał, że nie istnieje. Zniszczoł się wreszcie na mnie
odfoszył i teraz dla odmiany szczerzył się, stukając kciukami po
klawiaturze, jakby ataku nerwowego dostał. Niestety, zła informacja
była taka, że znowu dzieliliśmy pokój, ale tym razem na recepcji
siedziało mniejsze cielę, więc nie musieliśmy dzielić też
kołdry... Reszta zachowywała się raczej według swoich typowych
standardów.
Największe
klocki odwaliły się już w trakcie kwalifikacji. Konkurs stanowił
apogeum.
Otóż
Szwaby spod wodzy Kuttina nadal chodziły przymulone jak Pieter bez
zioła, w ogóle bladzi byli i tak dalej. Myśleliśmy, że może
załamkę formy mają, że te podróże ich męczą. A tu nie! Nic z
tego!
W
kwalifikacjach aż dwóch Austriaków odpadło za nieprzepisowy
strój. Jak zobaczyłam minę Kuttina w gnieździe, to przeszło mi
przez myśl, że Kruczka jego głupota i nieogar życiowy uratowały,
bo gdyby się zorientował i spytał o coś swojego austriackiego
kumpla, to chyba skończyłby z chorągiewką w głowie.
A
potem, w trakcie zawodów...
Stękała
poradził sobie całkiem, całkiem. Kubacki spierdzielił tak, że
klękajcie narody. Muraniek serc nastoletnich nie porwał, ale
przeszedł. Pieter skoczył sto trzydzieści, wyszczerzył ten ryj
swój durny do kamery, ale przynajmniej siary sportowej nie było.
Zniszczoł grzmotnął sto trzydzieści dwa metry i bardzo długo
utrzymywał się na prowadzeniu. A potem Miszczu skoczył zaledwie
sto dwadzieścia metrów przy mocnym wietrze w gębę i zszedł z
zeskoku, jakby w ogóle nie zwracał uwagi na otoczenie. I jużeśmy
myśleli, że będzie trza Miszcza pocieszać, że przecież każden
jeden może mieć gorszy dzień, a tu nagle włazi ten szwabski Ken
Hayböck, rekina na kasku głaszcze, niby leci, niby wszystko ok, a
pięć minut po jego skoku informuje nas szanowny pan DJ, że
ukochana maskotka Kuttina nie wystąpi w serii drugiej, bo sobie
rajty w kroku naciągnęła.
HA.
Ale
to nic.
Jego
psiapsióła, Kraft, wlazł jakoś niedługo później. I też sobie
tam przydzwonił w metr sto czterdziesty, szczurze zęby
wyeksponował, dumny, że prowadzi, a tu nie. Naczelna skoczna
szafiarka, Sepp Gratzer, nie uznał jego kombinezonu za trendy,
więc i psiapsióła poleciała.
I, ku
naszemu wielkiemu zdziwieniu, Fettner też. Jeden się Poppinger
ostał, który pobielał na twarzy na samą myśl, że tylko on jeden
naród swój reprezentować będzie.
Jestem
prawie pewna, że biedny Kuttin musiał sobie sztuczną szczękę po
wszystkim załatwiać, bo żuł zęby jak Orbitki.
W ten
oto sposób zarówno życiowej łajzie Kubackiemu, jak i podłamanemu
Miszczuniowi, udało się wleźć do drugiej serii. Tyle że to nic
nie dało, bo najwyższe miejsce zajął z pełnym, szczygiełkowatym
wyszczerzem Zniszczoł — a miejsce było to dziesiąte. On się coś
za dobry robił. Ja tylko mogłam zgadywać, że rękę przyłożyła
do tego Anitka. Już mu ona na motywację wjechała na bank.
Podczas
wieczornego spotkania z trenerami, kiedy nudziłam się jak mops,
przypomniałam sobie o telefonie, który wygasiłam po spotkaniu z
Fannemelem. Odblokowałam ekran i ukazał mi się tytuł
nieprzeczytanego artykułu.
Wybuchnęłam
szyderczym śmiechem, ściągając na siebie gniew Kruczka i
zainteresowane spojrzenia pozostałych.
—
Czaicie? Napisali w internetach, że Fannemel to jakiś regularny
melanżowicz i lowelas. O, że to norweski przepychacz gardeł...
Ekipa
się roześmiała, a ja wykrzywiłam gębę w ironicznym uśmieszku.
—
Taaa, ze swoim wzrostem potrzebowałby krzesła, żeby cokolwiek
przepchać.
Jełopy
wybuchnęły jeszcze głośniejszym śmiechem, a ja do nich
dołączyłam.
I
wtedy zaległa głucha cisza.
Każden
jeden, co do nogi, gapił się na mnie, jakbym się urwała z
księżyca. Ani to skakać, ani myśleć umie. Jakim cudem oni
pokończyli podstawówki? Nie mówiąc już o szkołach średnich i
studiach...
—
Ty nas nie oszukuj, Socha, że ty się śmiać umiesz — rzucił z
przekąsem Kubacki, który jako pierwszy otrząsnął się z
nieskażonego myślą letargu.
Spiorunowałam
go spojrzeniem.
—
Tobie zaraz przestanie być do śmiechu, jak ci gębę butem
rozkwaszę — warknęłam, po czym omiotłam ich pełnym politowania
spojrzeniem. — Zdarza mi się mieć dobry humor.
Zrobili
jeszcze większe gały, nadal gapiąc się jak cielęta na malowane
wrota. Wówczas wywróciłam oczami. Menda szaflarska miała pod
nosem perfidny uśmieszek.
—
Zbadajcie se łby, ćwoki. — To im oznajmiwszy, opuściłam pokój
trenerów.
* * *
—
Że też ci jeszcze palce nie spuchły od tego pisania — sarknęłam,
czytając książkę na brzuchu i kątem oka obserwując uśmiechniętą
do wyświetlacza gębę Zniszczoła.
W
Vikersund też utknęliśmy razem.
—
Eee tam, kwestia wprawy.
Czy
on naprawdę jest taki tępy czy tylko udaje?
Wywróciłam
oczami.
Zapadła
chwila ciszy.
—
Dałbyś dziewczynie odetchnąć od swojej głupoty.
W
odpowiedzi dostałam poduszką w łeb, a on — spojrzenie mafijnego
egzekutora.
—
Ty jakoś wytrzymujesz cały czas — odparł, rad i kontent, że
mnie rzekomo przegadał.
Mnie?
Przegadać? Z Letalnicy na główkę do basenu skakał, czy jak?
Prychnęłam
z pogardą.
—
Bo ja mam nerwy stalowe, o. A ona młoda jest, niedoświadczona. Nie
wie jeszcze, w jakie bagno wlazła. Daj jej to przemyśleć, może
się zorientuje i zrezygnuje.
Ku
mojemu zdziwieniu, Zniszczoł się zaśmiał. Wstał ze swojego
łóżka, po czym stanął tuż przed moją gębą. Powolnie
podniosłam na niego wzrok i zobaczyłam to, co zwykle: rudawą
grzywę, niebieskie ślepia i uśmiech szczygła naćpanego ziołem
od Laniška. I kły równe a białe. Nachylał się do mnie jak pies
na tresurze, co na nagrodę za siadanie czeka.
—
To ty może ewentualne małżeństwo z Mustafem przemyśl, bo z tym
swoim wrodzonym mendostwem tworzycie parę stulecia.
Pożegnał
go w drzwiach mój laczek, a z korytarza usłyszałam śmiech.
I jak
tu się nie uśmiechnąć, no?
Vikersund.
Skocznie wielkości World Trade Center. Niby mamut, a jednak
dinozaur. Z dołu to widać było tyle, co mucha nasrała. Przy
odjeździe pizgało jak w Kieleckiem, a przesz my w Norwegii drugi
tydzień z rzędu się kisiliśmy jak te ogóry ciotki Friedy z
Niemiec w jej ekologicznej spiżarni. A ja nieszczęśliwa byłam, bo
z domu połowy ulubionych rzeczy zapomniałam, w tym najlepszej
herbaty na świecie o smaku jabłka i mięty. Więc ponura byłam jak
chmura gradowa.
Stękała
chodził z piersią dumnie wypiętą, bo oto miał rekord życiowy
trzaskać za godzin kilka w kwalifikacjach. Kubacki jakimś lewym
zwolnieniem lekarskim się wywinął, mamrotał do słuchawki, że ma
czterdzieści stopni gorączki, że katar, że kaszel, że gardło,
że już mu trumnę składają, że już ma nagrobek wybrany, że
umrze, Kryształowej Kuli nie wygrywając. To go na duchu podniosłam,
że ta jego śmiercionośna zaraza (cytat za: Dawid Kubacki)
pewnie do Lahti mu przejdzie, ale on tam coś pod tym swoim gnomim
nosem wymamrotał i stwierdził krótko: Nie jadę. Nie to
nie, co ja się mam prosić? W związku z tym Sierściuch powrócił
na arenę międzynarodową w całej swej krasie i okazałości. Wesół
był jak słowik, pewien, że huknie pewnie ze dwieście pięćdziesiąt
dwa metry i wszystkim tym Prevcom i Fannemelom pokaże, jak się
winno skakać. Muraniek sobie uświadomił, co go czeka, dopiero
jakeśmy przy budkach stanęli i spojrzeli w górę.
—
Ja-ja mam tu-u skakać?
—
Nie, bardziej latać — dociął mu Sierściuch, szczerząc się
szatańsko.
Żyła
dziabnął go łokciem w żebra.
—
Maniek, ty nie bądź taki mądry, co? Bo mnie to się wydaje, że
tyś się z Mustafem na rozumy pozamieniał.
Ja to
wam powiem, że z każdym dniem tego naszego Wiewióra coraz bardziej
ceniłam. Bo on to sobie nic z tego nie robił, ręce zacierał i na
dobre wyniki liczył. Zniszczoł też miał pozytywne nastawienie i z
gębą w tym swoim trwałym paraliżu paradował. A nasz Miszczu
dalej chodził struty. I żaden nie wiedział, czego on takiego
niezdrowego nażarł się w tym Trondheim.
A
zatem pierwsze kwalifikacje przebiegły szampańsko dla Stękały,
który bez jakichkolwiek zawahań i kompleksów wygrzmocił nowy
rekord Polski, lądując na dwieście trzydziestym piątym metrze i
aż w telewizorni śmiejącego się debilnie Pietera pokazali. Dumni
z siebie nie mogli natomiast być ani Muraniek, ani Sierściuch, bo
oni skończyli na metrze sto osiemdziesiątym, ale się dostali.
Reszta poleciała raczej przeciętnie. Nawet Miszczunio miał błysk
i zaorał dwieście dwadzieścia pięć.
Za to
austriackiej złej passy trwał ciąg dalszy. Szanowny pan Kuttin
kolejno tracił swoich podopiecznych przy miarce krawieckiej Jacykowa
skoków, to jest — Seppa Gratzera. Ale ten bawił się bardziej w
Louboutina, bo ich za trzewiki nieodpowiednie z listy kandydatów do
złamania rekordu Fannemela skreślił. Szwabski trener zgrzytał
zębami aż wióry leciały. Tylko Kruczek nie zczaił, bo nadal się
jarał Stękałą i jego nową życiówką. Wszyscy zachodzili w
głowę, co ten Kuttin tak namieszał, że swoim choćby nikłe
szanse zabierał. Ślepego krawca zatrudnił, czy jak?
Odpowiedź
przyszła po pierwszej serii, w której odpadli najsłabsi z
kwalifikacjach. W przerwie Sierściuch więc od razu zawisł na
telefonie, jęcząc swojej nieszczęsnej dziewczynie w słuchawkę,
jaka to niesprawiedliwość wiatrowa go spotkała. Muraniek wyglądał
na człowieka lekko w szoku, ale to pewnie efekt spotkania z
największym mamutem na świecie. (Swoją drogą, ciekawe, ile
świnek-skarbonek musiał rozbić szef Norweskiego Związku
Narciarskiego, żeby takiego bydlaka wybudować? Na pewno więcej niż
Apollo na promocję narciarstwa klasycznego w Polsce w całym swoim
życiu). Zniszczoł przeszedł, bo mu podwiało, Miszczunio na wyżyny
swoich umiejętności też się nie wspiął, ale i siary nie
narobił, a Stękała czuł się najwyraźniej jak ryba w wodzie.
—
Ludziska, heca jest! — Żyła, który wlazł do drugiej serii, bo
Hayböck zakończył swój występ po interwencji Gratzera, wpadł do
budki ucieszony.
Podniosłam
brew.
Za
nim wtarabanił się Skrobot, któremu śnieżyca przyłożyła
drzwiami w dupę. I dobrze, bo, kuźwa, zimę do środa wpuszczał,
kiedy my tu biedną farelkę okupowaliśmy, żeby nam kończyny nie
pozamarzały.
—
Jeśli chodzi o krok w kolanach u Gangnesa, to już wiemy —
wyszczerzył się Zniszczoł, zalewając sobie kawę.
—
Eee tam, co mnie Norwegi interesują — machnął ręką Żyła. —
Lepsze mam!
—
Nie trzymaj nas w niepewności, Wiewiór — sarknęłam,
rozdrażniona koniecznością picia jakiejś nie swojej herbaty.
A ten
dalej michę cieszył.
—
Bo nasz Kacper podsłuchał Austriaków, no nie? Bo on tak umie
trochę po niemiecku. — Skrobot taki poliglota? To dopiero news...
— I on usłyszał, jak Heinzu wyklina na swoich asystentów. Bo on
niby wpadł na jakąś nową technikę naciągania stroju, ale go
reszta nie zrozumiała, więc się wściekł. A potem jeszcze coś z
butami kombinował i tak samo wyszło. Brakuje tylko, żeby przy
nartach majstrował.
— I
stąd tyle dyskwalifikacji? — zabłysnął nikłym intelektem swoim
Sierściuch.
Nie,
Macieju, Piotr powiedział to, bo lubi bez sensu jęzorem kłapać.
—
Aha! — przytaknął Żyła, rad, że jakieś pikantne wieści z
frontu przynosi. — Bo do tego doszła jeszcze ścisła dieta...
Kacper mówi, że ponoć o jabłku dziennie żyją. Takie to ziółko
z tego Kuttina!
Ha! I
mają Szwaby za kombinowanie na boku! Karma is bitch, panie
Kuttin! Nowego hasła chyba potrzebujemy. A ja już nawet mam jedno.
Strój się nie dopina?
Wina Kuttina
Kto
pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. I to Polacy mądrze
wymyślili, bo się sprawdza. Szwaby Polaków olewają, więc nie
mogą lekcji cennych od swoich (dalekich) sąsiadów czerpać. I
dobrze im tak. Kto sukces na skróty próbuje osiągnąć, ten potem
długo cierpi.
I tak
pierwszy dzień zmagań w Vikersund zakończyliśmy małym fiaskiem,
bo najwyżej w tabeli był... znowu Miszczunio. Tyle tylko, że było
to miejsce dwudzieste, więc tak jakby do dupy. Reszta już tylko
uzupełniała finałową trzydziestkę.
Drugi
dzień był tragiczny. Od rana mieliśmy obsuwę, bo mi budzik z tego
dziadowskiego androzłoma nie zadzwonił i cudem sama się pół
godziny po czasie obudziłam. Ale nerwowość była. Psioczyłam,
warczałam, Kruczek wpadał w panikę średnio co kwadrans, z
Miszczuniem nadal nie było kontaktu mentalnego, Zniszczoł chodził
cały w skowronkach, mimo że pół nocy z tą swoją Anetką
przegadał na Fejsie, Muraniek przeżywał kryzys osobowości,
bo włączyła mu się akrofobia**, Sierściuch wpadł w popłoch i
kręcił się jak kot za ogonem, nie mogąc wybrać rękawiczek,
Stękała odważnie czekał na rozpoczęcie kwali, a Żyła nogi na
łóżku wyciągał, ręce za głowę zakładał i całe to
nieszczęście w poważaniu swym chudym przeraźliwie miał. Szkoda
tylko, że zamiast tego to ja musiałam stresy w pracy
ponosić.
Żądam
odszkodowania! Wysokiego!
Ale
ten dzień tragiczny był z innego powodu. W sumie dwóch. No dobra,
trzech.
1.
Przez kwalifikacje pomyślnie przeszli tylko Stoch, Żyła i Kot.
2. Do
drugiej serii weszli jedynie pierwsi dwaj.
3.
Zniszczoł mi pod uchem lamentował tak, że miałam ochotę
rozpłaszczyć go na ścianie jak natrętne muszysko.
4. W
związku z tym, że pozapominałam ponad połowy swoich ulubionych
rzeczy, w tym najgrubszych swetrów, umierałam z zimna i
przymarzałam do termosu.
(O,
to cztery jednak. Sorry, nie lubię matmy).
Był
więc płacz i zgrzytanie zębów. W sumie to dzwonienie
zębów, bo inaczej mojego samopoczucia opisać nie potrafię.
Wymarzłam tam, że mi gile w nosie zmroziło, nawet nie mogłam
smarkać, bo chusteczka w połowie drogi sztywniała. A żeby nam
chociaż dodatkowo jakiś ciepły rosół przynieśli, a tu nic! Oni
tylko te filety z łososia żrą i nic innego nie obchodzi tych
Norwegów zasmarkanych. Chwała Panu, że mnie jeszcze w tym złym
nastroju nie nawiedził kurdupel norweski, Fannemel, bo bym go w
zaspę wdeptała bez większych skrupułów.
Taka
mściwa byłam ja, Antonina Socha. O! I żaden mi nie podskoczył.
A
wszystkie te loty wygrywali Słoweńcy: Prevc i Kranjec. Czasem coś
się udało ugrać Gangnesowi, ale tylko na najniższym stopniu
podium.
Wieczorem
nie mógł mnie rozgrzać ani gorący prysznic, ani ciepła kołdra.
Leżałam w łóżku, pół nocy telepiąc się jak osika. To już
nawet Zniszczoł przestał romansować i komórkę na szafkę
odłożył, a ja dalej miałam oczy jak pięciozłotówki i dygotałam
jak pokrywka w starych garncach mojej babci, która nadal ma piec
węglowy w kuchni. Nie mogłam się uspokoić, normalnie jakbym ataku
nerwowego dostała.
W
sumie była jedna metoda...
Uspokój
się, Socha. Nie przechodź od razu do rozwiązań radykalnych. Poza
tym, pewnie i tak zaraz ci przejdzie.
Nie
no, a jak nie?
Nie
bądź głupia! Nie ryzykuj!
Przecież
ten bałwan tam rudawy i zawszony (zapewne) i tak cię lubi, więc...?
A
jak sobie pomyśli?
A
co sobie pomyśli? Że mu zaufałaś? No, powiedz, dużo się pomyli?
Oczywiście,
że tak, ja nikomu nie ufam!
Pierdol,
pierdol, ja posłucham, że tak ojca twojego zacytuję.
Ty
mi się tu ojcem nie zasłaniaj!
To
jak? Robisz coś czy wolisz zamarznąć na śmierć? Albo, co gorsza,
zachorować na jakieś anginowe świństwo?
W
mojej chorej, schizofrenicznej głowie (TO PRZEZ NICH! TO PRZEZ PRACĘ
Z TYMI MATOŁAMI! W WIŚLE ZOBACZYMY SIĘ W SĄDZIE I ARRIVEDERCI,
ROMA!) wreszcie zapadła cisza, a ja gapiłam się na ledwie
widocznego w ciemnościach pokoju Zniszczoła, którego klatka
piersiowa podnosiła się i opadała, kiedy oddychał tak płytko, że
przez moment przeraziłam się, że z nieboszczykiem pokój
wynajęłam.
Raz
Sosze śmierć.
—
Zniszczoł? — zawołałam głośnym szeptem.
—
Hmm? — odezwał się tak głośno, że aż się wystraszyłam, że
ludzi w budynku całym pobudził. Ale ślepiów nie otworzył, burak
jeden pastewny.
Chrząknęłam
sobie dla odwagi.
—
Zimno mi — odszepnęłam znowu głośno.
Usłyszałam
pełne gniewnego rozbudzenia westchnienie, ale po chwili jego kołdra
uniosła się zapraszająco. Prędko pozwijałam swoje bambetle i
wśliznęłam się pod nią, ogrzewana przez ciepło Zniszczoła,
który w takie pizgawice obleśne potrafił spać tylko w bokserkach
i t-shircie, a także dzięki dwóm kołdrom. I dopiero wtedy, po
odczekaniu kilku minut, przestałam się trząść.
—
Spróbuj o tym komuś powiedzieć, a odrąbię ci jaja tasakiem —
odezwałam się pełnym głosem.
Zaśmiał
się, przyklejony do moich pleców, aż poczułam, jak ten dźwięk
wibruje w jego ciele. Bałwan. Tyle miejsca miał, a mojej dupy się
przyczepił, do konia wafla!
—
Ja wohl, mein Kommandant!
Ech.
I to tyle by było, jeśli chodzi o polskie nadzieje skoków
narciarskich — wszystkie i tak wolą Niemców. Ale przynajmniej
taki był z tego pożytek, że mnie jedna z nich od niechybnego
choróbska uratowała.
A
spróbowałaby tego nie zrobić!
*
Cytat pochodzi ze... Shreka, ale to już pewnie wiecie. :D
**
Akrofobia — lęk przed wysokością.
Wszystkim tym, którzy
mają wątpliwości, spieszę z wyjaśnieniem: owo „ja” w każdym
zdaniu jest dość charakterystyczne dla Norwegów. Kto choć raz
słuchał z nimi wywiadu, ten wie! :D Można powiedzieć, że jest
jak polskie „kurwa”, tylko w znaczeniu „tak”. Choć gdyby się
uprzeć, to i nasz „przecinek” może spełniać taką funkcję.
:D Przykład:
— Niech zgadnę: ty też
zapomniałaś o zadaniu z matmy.
— KURWA.
Prawdę mówiąc, uważam,
że rozdział jest, eufemistycznie rzecz ujmując, słaby. Częściowo
nie miałam na niego pomysłu (tzn. ogólny zarys był, a nie miałam
czym zapełnić luk — ostatecznie jednak powprowadzałam sobie
fajne wątki. Jeśli ktoś ich nie zapamięta — a są drobne — to
może uznać, że z kolejnymi rozdziałami wyskoczyłam jak Filip z
konopi), częściowo... Cóż, kto mnie obserwuje na Twitterze, ten
wie, że pewne wesele się stało.
Mówią, że stara
miłość nie rdzewieje. I wszystko fajnie, gorzej tylko, jeśli
jest jednostronna...
Wiecie, że złapałam
welon? :D
A mój partner a.k.a. były
krasz z liceum, złapał muchę.
PSZYPADEG?
ANKIETĘ WYPEŁNIAĆ,
LENIE JEDNE PATENTOWANE!
I komentować! Bo będę z
miotłą gonić!
(Choć ten rozdział jest
taki do dupy, że Was nie będę winić, jeśli tego nie zrobicie).
Następne przystanki:
Lahti&Kuopio.
PS. Perosz mi wszelkie
błędy wybaczyć.
Nie sądzę!
OdpowiedzUsuńŁoża małżeńskie? Czy oni w tej Norwegii myślą, że jak skoczkowie to prywatności nie potrzebują?
Scena z Flannemelem czyli Gang Flannemela w akcji. Aż dziw, że nie oberwali nartami od kolegi.
Sepp tam chyba robi za Jessicę Mercedes czy inną Maffashion.
Coś ty zrobiła z Miszczem zła kobietom?
Jakby Wiewiór orzekł, że ich serwismen potrafi trochę po austriacku to byłoby niezłe osiągnięcie językowe.
Norwegowie to zbokole so i tyle, o.
UsuńSepp i Mafeszyn i inne szafiarenki? Jego blog na pewno miałby pełno hejtów w komentarzach. :DDD
A z Miszczem się sprawa wyjaśni już wkrótce. :>
Skrobocik-robocik umie w języki, ale austriackiego to nawet jego multilingwistyczna głowa nie ogarnie. Panie, to je austriackie, tego nie pomalujesz...
Dlaczego blog a nie vlog?
UsuńTo dobrze!
Ciekawe, jakie jeszcze talenty mr. Skrobot ukrywa przed kadrą.
Na początek muszę się przyznać, że zawsze przed przeczytaniem nowego rozdziału najpierw zaglądam do zakładki Rozdziały i sprawdzam tytuł następnego. A po przeczytaniu "Śniadanie u Kubackiego" moja twarz zamieniła się w jedno wielkie XD. Ja już chcę 13!
OdpowiedzUsuńNo to to tak słowem wstępu, a teraz przejdę do właściwej gwiazdy dnia dzisiejszego, czyli rozdziału 12. Już chyba wszyscy przestali się dziwić, że Tośka średnio 3724372392 razy na rozdział znajduje się u kresy wytrzymałości i jedno, co mnie tylko zastanawia to jak ona wytrzymały ten kres wytrzymałości ma... :D (ale masło maślane mi wyszło). Ale jak to bez Sierściucha? Ja się nie zgadzam. Już za nim tęsknię. A tymczasem, gdy go nie ma,polska kadra zamieniła się w grupę pro LGBT. Trzeba być postępowym, co by Polsce nikt zaściankowości nie zarzucił. I kolejne zbliżenie Tośki i Zniszczoła <3 Tym razem cielesne (jeszcze więcej <3 <3 <3) Ale jak to Agatka nie jest jego dziewczyną? On się czegoś naćpał, nawdychał? Czy to jakiś nieudolny żart w jego wykonaniu? Wyczuwam tu drugie dno, a nawet trzecie pod tą historią i coś czuję, że ktoś tu może się nieźle Tośce narazić. Chociaż, żeby jej się narazić nie trzeba się jakoś specjalnie starać. W wypadku Norwegów wystarczy się przedstawić. Chociaż w sumie nie, oni to jej się srogo narazili. Ale to Norwegi Tośka, oni już tak mają. Wszyscy to wiedzą. A jak przeczytałam, że Kamil się zawiesił i stracił kontakt ze światem to pomyślałam, że może Ewa w ciąży jest i Mistrzunio tak dramatycznie na takie nowiny zareagował, ale potem zwątpiłam. Bo on jednak jakiś przebity się wydaje. Jakby katastrofa jaka się stała. A może to Muraniek zaczął zarażać? Ehhh... poczekam, aż to wyjaśnisz :D A Sierściuch wrócił do Vikersund. Ja go chyba zdecydowanie za dużą sympatią darzę, ale co zrobić. Może za dużej roli nie odegrał,ale ja to się zawsze cieszę jak go widzę. Austriacka kadra to dla mnie nie to samo bez Schlierenzauera i Morgensterna, więc tylko uśmiechałam się mściwie na każdą wzmiankę o dyskwalifikacji. To chyba nie świadczy o mnie dobrze, ale who cares.
A i prawie bym zapomniała. Co ten Kubacki kombinuje? To jakaś nowa taktyka? On i brak komentarzy na każdy temat? Mam nadzieję, że osiągnie lepsze efekty niż do tej pory. Chociaż Socha mogłaby tego nie przeżyć. Żegnam się XDDD, bo znowu spojrzałam na tytuł następnego rozdziału xDDD
Oooo, z tym sprawdzaniem rozdziałów to chyba jesteś jedyna, ale cieszę się, że to robisz! :D Bez tego nie ma fanu! :D
UsuńSierściuch jeszcze "swój" rozdział będzie miał. Co do Kubackiego - właśnie się wszystko wyjaśni w nadchodzącym rozdziale, chociaż cały jego poboczny wątek - dopiero na sam koniec. Z Miszczuniem sprawy się wyklarują już wnet.
A Tośka i Zniszczoł zdecydowanie więcej mojej uwagi potrzebują. Tak myślę.
Twoje komentarze zawsze wydają mi się takie bardzo... śmieszkowe. :D I pozytywne! I szalenie je lubię!
I pięknie, pięknie Ci dziękuję za ten elaboracik. <3
Do trzynastki! :D
Nie wiem, co zapamiętałam z tego rozdziału, bo za plecami nawija mi mój brat od jakiejś pół godziny, więc wybacz, proszę, że ten komentarz będzie totalnie słaby i nieskładny.
OdpowiedzUsuńKuttin zawodowiec, ale jakby nie do końca. Bo efekt średni wyszedł z tych jego sprytnych zabiegów. Ech, dla naszych i tak żadna różnica, trzy miejsca w górę czy trzy w dół.
Epizod łóżkowy to i moja Mańka przeżywała. Ale u mnie było trochę inaczej. Bo łóżko z bratem, potem spadła, a potem Kraft z Morgim przenosili śpiącego Gregorka do innego pokoju. Jej, wzruszyłam się normalnie na to wspomnienie ;) Ale wracając do Tośki. Niby taka niezadowolona, ale poprzytulać się chciała do Zniszczoła. I przez sen i świadomie. No dobra, może i było jej zimno. Ale to faktu nie zmienia. I ucieszyła się, jak jej Olek powiedział, ze ta jego dziewczyna, to tak naprawdę nie jest żadną jego dziewczyną. Btw ja wciąż nie jestem pewna, przez te Tośki wariacje, jak ona ma na imię. Agata? Tak mi się zdaje, ale ręki sobie nie dam uciąć. No, ale ucieszyła się Tośka tak czy inaczej, niezależnie od imienia tej niedoszłej wybranki. O.
Jeszcze o Mistrzu naszym olimpijskim chciałam. No ten wątek to musisz pociągnąć. Bo tak naprawdę nikt nie wie, o co chodzi. A jednak chcielibyśmy się dowiedzieć.
A i Fannis jeszcze. Boże, żal mi tego dziecka. Scena żenująca w najwyższym stopniu (znaczy dla mnie niekoniecznie, bo się dobrze uchichrałam, ale poziom zniesmaczenia Tośki musiał być wysoki). Ciekawam, cóż on tym swoim ziomeczkom naopowiadał. Chociaż czekaj, może wcale nie chcę wiedzieć. Nie wiem, nie zdecydowałam się ostatecznie :P
Czy muszę dodawać, że Kubacki jest absolutnie monotematyczny? Właściwie nie muszę, bo wszyscy o tym wiedzą, ale se dodam, co mi tam.
Kubacki jest ABSOLUTNIE MONOTEMATYCZNY.
Buziak! :*
Wszystko rozumiem i wszystko wybaczam. ;) Zdaję sobie sprawę, że takie kolosy trudno się czyta, a jeszcze gorzej potem komentuje, więc - nie bój nic!
UsuńKurde, a Ty wiesz, że mnie ten Twój Mańkowy epizod łóżkowy wypadł totalnie z głowy? Normalnie jak kamień w wodę, tak mi przepadł. Ale faktycznie, te epizody są zupełnie różne. :D I co? I mamy typowe ff. Sceny łóżkowe so? So! I to jakie emocjonujące! :D
Tak, tak, to Agata. A wiesz, że czasem sama się nad tym zastanawiam w czasie pisania? XD A potem mi strasznie głupio, że tak się wczuwam w postać, ze sama zapominam. XD
Mistrz się wkrótce wyjaśni, obiecuję! Właściwie to jestem na etapie pisania sceny wyjaśnienia... w 14. rozdziale. ;)
Biedny ten Fannisek, nie? Biednemu to zawsze wiatr w oczy i ch... Kolegów też ma do dupy. Zero zrozumienia, ZERO.
Oczywiście, że Kubacki jest monotematyczny. Pfff. Toż to szaflarska menda! Czego Ty się spodziewałaś, kobieto?!
Dziękuję za komentarz. <3 Każdy jest szalenie istotny!
Mam nadzieję, że za swoją nieobecność nie będę musiała na kolanach do Częstochowy iść (a raczej pełzać, ale to tak na marginesie), aby prosić o wybaczenie i zlitowanie się nad moją nędzną osóbką. Szkoła mnie pochłonęła, złapała w swoje sidła i nie chciała puścić - ogólnie nie polecam. No, ale do rzeczy.
OdpowiedzUsuńA to Kuttin jeden przebrzydły, jak go takie rzeczy interesują, to niech sobie bloga modowego założy. Zachciało mu się bawić w szafiarkę...
Co z tym Miszczuniem się stało?! Może się czymś zatruł? Mam nadzieję, że szybko to wyjaśnisz.
Menda Szaflarska przeszedł w tym rozdziale chyba samego siebie. O, i Klimek. On to chyba rzeczywiście musi przystopować z dawkowaniem albo dilera zmienić. Ale, z drugiej strony, taki kadrowy nieogar, który ni z tego ni z owego potrafi wyskoczyć z zapytaniem "gdzie my w ogóle jesteśmy?" to połowie sztabu może humor poprawić :)
Mi tutaj zalatuje jakąś gruntowną zmianą w Antku. Żeby tak ze Zniszczołem w jednym łóżku, bez latających poduszek, pierzy i poszewek przeżyć trzy weekendy pod rząd w zgodzie? (albo Socha ma takie samo chorobliwe uczulenie na zimno jak ja i w jednej sekundzie z wściekłego lwa potrafi zmienić się w potulnego baranka) To bardzo podejrzane.
Norwegia to nie kraj, to stan umysłu. Przecież Norki bez wcześniejszej zaprawy potrafią bawić się lepiej niż wszystkie reprezentacje na degustacji u Laniska razem wzięte :D Wystarczy się na nich chwilę popatrzeć i samemu można dojść do wniosku, że normalni to oni raczej nie są. Ale, jak to mówią teraz młodzi, na przypale albo wcale ;)
Na tym oto kończę swój marny komentarz. Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie, a wszystkie winy postaram się odpokutować.
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział <3
Pozdrawiam i weny życzę! :))
Bez ooobaaaw, nie musisz niczego pokutować, a już na pewno nie pełzaniem. :D
UsuńOj, nie. Antkowi zmiana nie grozi. Antek to Antek, nie? Trudne warunki socjalne ją zmusiły do podjęcia heroicznych kroków. I Tośka zdecydowanie MA uczulenie na zimno, zimę i pochodne. A weekendy były dwa: Trondheim było w piątek, Oslo w niedzielę, a pełny weekend w Vikersund tydzień później. ;)
Ech, te Norki. Ani przytulać, ani w klatce zamykać.
Dziękuję za komentarz i napiszże teraz Ty coś. :P Całuski!
Nie umiem pisać komentarzy, więc napiszę tylko, że Kubacki to menda, a Antek i Zniszczoł to muj loff.
OdpowiedzUsuńNiech się nam Miszcz ogarnie, bo ktoś musi tę Krzyształową Kulę wygrać, nie?
A Fannis to takie biedne dziecko. Naprawdę, strasznie szkoda zrobiło mi się go w tym rozdziale (nie wiem z jakiego pierdolonego powodu).
Głupi naciągacz Kuttin, zawsze wiedziałam, że z Autami jest coś nie tak. XD
Niech Endrju wygra jakiś konkurs, to może znowu się z Tośką Milką podzieli i ten babsztyl przestanie być taki mendowaty dla Zniszczoła.
Ostatnia scena wywołała u mnie głośne: "AAAAAAAWWWWWWWWWW!". Więcej takich :D
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny! c:
Każdy komentarz jest tu szalenie cenny! Fannis to jest taki boroczek, niskie to i sprawia wrażenie bezbronnego, a kolegów jakich ma głupich. Może za nich go pożałowałaś? Bo Tośka na pewno.
UsuńNiestety, żadna Milka nie jest w stanie Tośki zmienić. Nawet prasa hydrauliczna. Nic. Bo to uparty osioł jest i tyle. A scena jedna z takich ostatnich, to lepiej se dobrze zapamiętać!
Ja również pozdrawiam i dziękuję za komentarz! <333333333333
Ugh, jednak nie dałam rady wymęczyć tego komentarza. Przeczytałam trzynastkę i stwierdziłam, że chyba po prostu zostawię tu taki krótki podsumowujący komentarz, zwłaszcza, ze mi się prawie wszystko skasowało. Głupi komputer, wrr!
OdpowiedzUsuńTolek oczywiście najlepszy! <3 Kruczek nic nie traci na swojej trejnerowatości, no i oczywiście Muraniątko moje kochane! Duuużo Muraniątka!
Kamiś i Dawid jakby sobą nie byli, co tu się dzieje w ogóle, ja się pytam!
A Norłeje to Norłeje, aż mi się żal Fannemelka zrobiło, nosz!
To ja lecę na trzynastkę, a teraz pozdrawiam Cię cieplutko i przepraszam za tę skrótową formę. obiecuję, że przy następnej wrócę do normalności, trust me!
Buźki, E_A
PS: PRZYPOMINAM O CROSSIE, CHARLIE!
Hahaha, nabrałaś się…? Pewnie nie :P. Nawet jeśli ten "krótki" komentarz wyszedł całkiem spory. Ale tak czy siak postaram się ograniczyć dygresje :>. Aczkolwiek nic nie obiecuję...
UsuńTytuł już jest obiecujący (AUTy, wszędzie AUTy…!), a „Leona...” nie widziałam, więc przypomniałaś mi o moich brakach w edukacji kulturalnej :P
Myślenie jest baaardzo ciężkim procesem. Słuchanie, wbrew pozorom, wcale nie jest łatwiejsze, zwłaszcza, gdy dla własnego zdrowia psychicznego już na etapie słuchania musisz przeprowadzić wstępną selekcję treści i jeszcze sprawiać wrażenie zainteresowanej.
Socha – wdech i wydech, wdech i wydech. Tylko spokojnie, po co mieć mord na sumieniu? A nawet po co mieć mordkę blond wikingusi odbitą na pięści wraz z całą tubką Neutrogeny? Blond to nie kolor – to stan umysłu. Już wiadomo czemu Norki takie dziwaczne – jak wszyscy są blondie, to jak oni mają być normalni? Kawały o blondynkach mógłby być zamiennie z kawałami o Norwegach „Czemu Hilde otwiera jogurt w sklepie – bo pisze na nim TU OTWIERAĆ” (no insult, nie mam nic do Hildziaka, okeeej?).
W każdym razie, JA. Mamy sześć pokoi dwuosobowych, JA. Co jest równoznaczne z łóżkami małżeńskimi, JA. Meeeh, stereotypy się widać zmieniają – teraz polski skoczek to homoseksualista, no pięknie. I jak tu potem spojrzeć w oczy publiczności…? Aczkolwiek wydaje mi się, że chłopaki są kreatywne ludzie i coś by wykombinowali. Jeden spałby w łóżku, a ten co krótszą słomkę by wyciągnął w wannie by wylądował. Kombinezon pod kark i wygodnie prawie jak na składanej wersalce. Takiej z wystającymi sprężynami, coby nie było nieporozumień.
Meh biedni oni, tak ich męczyć. Czy z tym zakwaterowaniem zawsze muszą być jakieś jajca (i to bynajmniej nie dawidowe)…? Te recepcjonistki mają gorszy ogar niż Kruczek, doprawdy!
No ale Tośce udało się redukować ilość łóżek małżeńskich do minimum, czyli do jednej sztuki (recepcjonistka przeżyła na szczęście!). A kto dostał to jedno jedyne łóżko dla zakochanych par….?
JA. Zniszczołowie (pasuje nawet, nie…?)
JA. Są parą. ...ale jeszcze o tym nie wiedzą :P.
JA. Filet z łososia byłby zacny. Tylko strasznie głupi. Nie lubię jak moje jedzenie jest głupie, jesteś w końcu tym co jesz, nie? Nie chciałabym być głupim łososiem :<.
Okej, łóżko to jeszcze pół biedy. Ale ta JEDNA KOŁDRA to już problem. Zniszczoł się nie wyśpi (Tośka standardowo też nie), bo wiadomo – teksty o „słabej płci” to bujda. Ten co próbował zabrać kobiecie w nocy kołdrę rozumie :P. Oj, w Trondheim będzie bitwa o kołdrę i to ostra :D. Zwłaszcza, że Oleczek jakoś strasznie dużo miejsca zajmuje jak na takiego chudzielca (on po prostu napastuje przestrzeń osobistą Sochy, wydało się!).
„Przecież ty jesteś moją jedyną dziewczyną, Tosiaczku!” - JA! Ma Oleczek rację! I jak słodziutko do niej mówi per „Tosiaczku” AWW! <3
Pedobear Team >.<
„przyszłe tortury” zabrzmiały tak… tak podejrzanie. Podejrzanie dwuznacznie.
No i nieloty wciąż mocno nielotne. No, oprócz Kamila, bo Miszczunio musi trzymać fason, nie? A Stęki wcale nie gorszy (matulu, jak ja się stęskniłam za tą mordką, dobrze że skoki już za pasem!). A Tosiaczek udaje, że ich nie zna. Socha, ty się jeszcze inaczej będziesz zachowywać jak Andrzejek to wszystko powygrywa i porozstawia Fannemelki i inne Prevce po kątach. NIGDY NIE WONTP W ANDŻEJA!
Jak to Kubacki cicho siedzi? Kto go podmienił? Jego i jego wszystkie zacne tytuły Mendy Naczelnej? (okej, wiem, że trzynastka to wszystko wyjaśni, ale i tak się dziwię, okej?). A Tośka taka nieczuła – ktoś Dawidka obił, a ona chce mu kwiatki słać… A jak on cierpi wewnętrznie…? Przecież mendy też mają uczucia! (chyba.)
Uuu… i oto nadchodzi NOC. (będą z tego dzieci…? :p Rude, skoczne i wredne?)
MÓWIŁAM, że jedna kołdra to będzie PROBLEM. Choć, na razie Oleczek pozostał nieuszkodzony.
CDN
„[…] nawet Kruczek ze swoim wymarszem na skocznię w bokserkach wypadał przy nim blado (i tu wcale nie chodzi o to, że trener był nieopalony)” - KOCHAM CIĘ, WIESZ? Jestem fanką Kruczka w tym opowiadaniu <3. Bo, że teksty Sochy kocham całym serduszkiem, to wiadomo. I jestem PEWNA, że Kruczek kiedyś w ten sposób na skocznie wymaszeruje! (a ja ponownie opaliłam się w spodenki :/. Dobrze, że w tym roku uniknęłam opalenizny sandałkowej… na razie).
UsuńBo Socha zawsze dba o swoje finanse! Jak się obraca w takim towarzystwie, co ma każdy włosek ubezpieczony na wypadek zaorania w igelit, to trzeba uważać, żeby komuś jakiegoś siniaczka nie nabić albo nie być przyczyną katarku, czy złego samopoczucia, bo jak ją kosztami leczenia, psychologa i nie wiadomo czego jeszcze obciążą, to Tośkę będzie spłacać pięć następnych pokoleń (choć swoim własnym dzieciom i paranaukom to Zniszczoł mógłby odpuścić…).
SHREK <3
Tośka, weś się fstyć! Takie kosmate myśli! *termin waginosceptyk zawsze budzi we mnie mieszane uczucia – z jednej strony jest genialny w swojej prostocie, nieco zabawny, ale trąci jednak lekkim zażenowaniem*. Ciekawe swoją droga, czy cymbałek wpadł panu recepcjoniście w oko…? Taki sposób wywołania zazdrości u Sochy… E_A STAPH!
Czemu w tych hotelach zawsze panuje arktyczny mikroklimat…? Zamrozić konkurencje chcą, czy jak?
ŁO MATULU TOŚKI-ZNISZCZOŁY SIĘ ŚMIEJĄ. RAZEM. !!!.
Idę kupować sukienkę na wesele! Bo to się na dzieciach nie skończy!
Czy tu powinna być moja rozkmina pod tytułem „Aleksander Zniszczoł oraz jego próby wywołania u Sochy uśmiechu/śmiechu w końcu przyniosły skutek, więc próbuje nie być zaskoczony swoją własną skutecznością w tym względzie”…? Może powinna, ale że mam tyły to trochę pośpieszę się z komentarzem i ewentualnie na końcu walnę zbiorową rozkminę (o ile nie zapomnę!).
Olek chwali-żali się Tośce, że Agatka wciąż nie jest jego dziewczyną. Tylko czy to była informacja w stylu „Tooooosiek, dlaczego jeszcze się nie całowaliśmy, ja ją kocham, ja się chcę z nią ożenić, pooooomuuuuusz…!”; czy raczej: „Toooooosiek, patrz! Agata nie jest moją dziewczyną, masz jeszcze szansę, no nie daj się prosić, bo moja gra na twoich uczuciach będzie musiała wejść na wyższy level i będę musiał ja pocałować, żebyś wreszcie zajarzyła, że jestem twoim jedynym prawdziwym OTP”?
...hmm, rozkminy miały być na końcu, JA?
Dziwne myśli, Socha? Ja ci powiem – nie dziwne, a KOSMATE. Fstyć siem. A szaflarskie mendy lepsze do odstrzelania niż owieczki do liczenia. Owieczki za głośno beczą i kopytkami o płotek uderzają, przeca ten stukot wcale nie jest usypiający. Za to echo uderzenia w pustej głowie Kubackiego? Toć muzyka relaksacyjna przy tym wymięka… a jak jeszcze szczygiełkowatą buźkę Zniszczoła do tego dołożysz to już w ogóle!
Po pierwsze – Kubacki z rana jak śmietana.
...skwaśniała i spleśniała, taka która zasmradza całą lodówkę na tydzień. I cały dzień spisany na straty.
Po drugie – Zniszoczłowie, jak już się bierzecie za te dzieciaczki, to zamykajcie drzwi, na krótkofalówki Hofera! Przecież wtarabani się taka menda i cały romantyzm idzie się, nomen-omen, kochać. Wtedy nawet Mickiewicz nie pomoże.
Po trzecie – Socha, ja nie wiem jak tyś się do tego Olka dobierała, ale chyba coś ci nie wyszło. Powiedziałbym, że do dupy strony, ale chyba właśnie jakoś tak nie bardzo to określenie tu pasuje…
I po czwarte – nie grom Kubackiego spojrzeniem, bo ci się tylko mana złośliwca marnuje i trzeba będzie wykupić zapas miksturek marki jabol (o nie, nie, nie…! Jak już mi nawiązania do MMORPG tu wchodzą to znak, że jest źle. BARDZO ŹLE).
Co ma antychryst (SPN…?) do Zniszczoła to ja nie wiem. Choć w sumie niepozorne to takie, że ja nie wiem. I rude. A w średniowieczu rudzi… no wiadomo o co chodzi (ponoć osoby, które farbują się na rudo… a zresztą nieważne. Olek się farbować nie musi, co znaczy że zadowolony jest – jak go Tośka w TEN sposób rano budzi, to jak mógłby nie być…).
*daję sobie zakaz pisania komentarzy po 23:00, okej?*
CDN
[Charlie, coś ty się tej choinki tak uczepiła, jak Kubacki wygrywania konkursów? Co to? Nie ma w lesie innych drzew? Ino choinki, i choinki!]
Usuń„— Czy z tobą każdy poranek zaczyna się od krzyku?
— Ale sam wybierasz, z jakiego powodu.
Uśmiechający się z dwuznaczności mojej odpowiedzi Kubacki został siłą wytargany z pokoju” - Królowa dwuznaczności daje Ci okejkę i Honorowy Order Nieprzyzwoitych Myśli. A wykopanie Kubackiego powinno być pierwszą czynnością, jaka Tośka zrobiła po otwarciu oczów. Wrzeszczenie na Zniszczoła zawsze może poczekać. Dokopanie Mendzie – nigdy! A tak poza tym, Oleczek taki delikatny, nie chciał jej zrzucać (notabene mógłby tego nie przeżyć, ale cii…!), a tak naprawdę to się nacieszał jej bliskością. Ale coś za coś – teraz musi znosić jej wrzaski. Dość wysoka cena.
„To mu tłumaczę spokojnym tonem, że MA SIĘ, KURWA, OGARNĄĆ, BO W JEGO WIEKU BY WYPADAŁO wszystko mam pod kontrolą, a bilety dopiero będę drukować” - mogę raz jeszcze powtórzyć, że KOCHAM TRENEJRA? Miłością yyy… siostrzaną? ...córkową? ...dziecięcą? ….yyy, no platoniczną, tak czy siak.
„Nie to, co radosny Stękała, którego mina mówiła: Rozpierdolę was tu wszystkich.” - STĘKI! <3
*poziom mojego IQ jest ujemny, przypominam, dlatego wchodzę w quotes-mode*
I co ćpają AUTy, że takie zgony zaliczają…? Hej, Kuttin coś ty im zrobił, człowieku? A nieloty czy mogłyby w końcu zacząć latać, na przekór prześmiewczemu przydomkowi?
COŚ TY ZROBIŁA KAMISIOWI?! Po wyszczerzu na gębie znać, że Ewcia dzwoni, tu Socha musi mieć rację, ale jakie informacje mogły Kamila tak zszokować, że skakanie odpuszcza i w trupa mentalnego level Muraniek się bawi…? No, bo Ewcia chyba nie w ciąży, chyba jednak Miszczunio reagowałby nieco sensowniej? To zresztą, zbyt proste rozwiązanie, tu musi coś innego być na rzeczy!
CHARLIE, NIE PISZ TAKICH DŁUGICH ROZDZIAŁÓW, WEŹ POPRAWKĘ NA MOJE NERWY W POŁĄCZENIU Z ELABORATAMI, JA CIĘ PROSZĘ!
I, nie, Kamiś nie potrafi kłamać, wcale a wcale. A że nie stało się NIC (gramatyka języka polskiego nie pozwala mi tego napisać zrozumiale w takiej formie jak pragnę, ale chyba wiadomo o co chodzi, nie?) dobitnie pokazują jego skoki. A raczej ich brak, bo toto na miano skoku nawet nie zasługuje. Raczej podrygu, czy coś.
Ach, no racja. Wstęp do turnieju nordyckiego, czy jak to się tam będzie zwać, czyli skandynawska wielka gonitwa (tu z kolei mam skojarzenie w wyścigami konnymi i „Krokodylem z kraju Karoliny”, a krokodyl przynosi mi widmo wiszącego nade mną „Odchodzę...”. Jak żyć z takimi dziwacznymi skojarzeniami…?).
To bardzo ciekawe, że z tych wszystkich plotek Tosiek odnosi się akurat do tych zniszoczłowych, raczej dotyczących Zniszczołka. Przypadeg? Nie sondzem.
I CZY JA DOBRZE CZYTAM, ŻE TOSIEK STALKUJE FANNISA NA PUDELKU CZY INNYM JAMNIKU?! Gańba, Tośka, nosz po prostu gańba! Taka mentalna zdrada na Oleczku, jak możesz!
Ojejej, trzydzieści sekund rozmowy, a Tośka nie chce go zabić jeszcze. NORWESKI ALERT, NORWESKI ALERT! Gdzie jest Zniszczoł, gdzie jest Zniszczoł, ja się pytam, Metr-Sześćdziesiąt-Pięć zaraz wyrwie ci twoją nie-dziewczynę, i figę z makiem dostaniesz, a nie małe rude cymbałki z językiem ostrym jak maczeta. Rusz zadek i pilnuj Sochy, bo raza ci fiordy karmić wyjedzie na jakieś lodowate zadupie podbiegunowe…!
A jednak nie, inne norweskie idioty ratują sytuację swoim IQ jeszcze bardziej ujemnym od mojego obecnego (da się? O dziwo, da). Swoim IQ oraz przytykami z poziomu podstawówki skutecznie psując te nieomalże (jak na standardu Tośki) atmosferę. I DOBRZE!
„aryjski Laczkowy Król serc trzynastoletnich” - KWINTESENCJA.
...a Antkowe porównania znowu made my day (a raczej w tym wypadku – night). Pudliszki :P (co mi przypomina, że na niektórych konkursach PŚ dało się wypatrzeć flagę z miejscowość Pudliszki :P. Na szczęście skoki już niedługo <3).
[A, i umknęło mi. Gdzieś wcześniej wspominałaś o tatarze i ZROBIŁAŚ MI, CHOLERCIA, SMAKA. Ić stont, okej?]
CDN
„(Swoją drogą, ci Norwegowie to muszą chyba od Laniška towar skupować, bo ja innego powodu do tych podskoków nie widzę)” - jak się jest wzrostu siedzącego psa, to podskoki dają złudzenie dodatkowych piętnastu centymetrów, a to nie byle co – prawie 10%!
Usuń„Jak zobaczyłam minę Kuttina w gnieździe, to przeszło mi przez myśl, że Kruczka jego głupota i nieogar życiowy uratowały, bo gdyby się zorientował i spytał o coś swojego austriackiego kumpla, to chyba skończyłby z chorągiewką w głowie” - chciałabyś, żeby to była głowa… A poza tym CHORĄGIEWKA <3. Za Tadziem się nawet stęskniłam, wiesz?
„Jestem prawie pewna, że biedny Kuttin musiał sobie sztuczną szczękę po wszystkim załatwiać, bo żuł zęby jak Orbitki” - trochę mi się kłóci ten Kuttin z wizją innego Heinza, który wbił mi się w głowę kiedyś, kiedy czytałam opowiadanie o AUTach, ale te sceny z gniazda widzę BARDZO WYRAŹNIE. Orbitki, guma moje dzieciństwa <3 (tzn, nadal można ją kupić, ale jakość tak z dzieciństwem mi się kojarzą).
Ta Anitka niech się tak nie rozbestwia. Jakby się Tośka postarała to by Zniszczoła na podium wywindowała a nie tam jakieś dziesiąte miejsca. Tylko niech się zacznie dobierać do niego z odpowiedniej strony… byle w odpowiednim czasie, coby na skocznie rozkojarzony nie poszedł. Bez gaci na przykład, niczym rasowy trenejro.
*zabierzcie mi laptopa, bo bredzę*
O nieeee…! Zapomniałam o tym fannisowym artykule…! (a mogłam zostawić tę drugą połowę rozdziału na rano, teraz mi się będą śnić koszmary w przepychaczką do kibla w roli głównej…! W sumie dałoby się na tym niezły horror nakręcić. Porno-horror nawet…. STAPH!).
I SOCHA ZNOWU SIĘ ŚMIEJE! Z Fannisa, dobrze mu tak, nie będzie tu Oleczkowi nie-dziewczyny podprowadzał! (no, dobra, nie będę psioczyć na Fanniska, ale muszę bronić mojego ukochanego OTP niczym lew! Może dla Andersika jakaś nagroda pocieszenia? Jakaś hoża dziewoja, najlepiej nie za wysoka, żeby kompleksów nie miał…? I krzesła nie potrzebo-… okej, tego nie było, OKEJ?!).
Ja nie wiem jak ta Socha te pokoje załatwia, że zawsze ląduje z rudzielcem. Polo obiecał jej jakieś profity od pińcet plus? A może to Zniszoczłek kolegów przekupuje, aby zwiększyć swoje liche szanse na romantyczne tete-a-tete? Kto by tam za nimi trafił…? Ale fakt jest fakt – człowiek nie głaz, nawet Tosiek, i z tych wspólnych wieczorów przy krzyżówkach, jakaś ciekawa krzyżówka genetyczna wyniknie prędzej czy później. Jak tylko Olek odgadnie prawidłowe hasło dostępu do opancerzonego serducha Tosieńki.
Z Olka jednak kiepski haker, bo zamiast bazy danych przeglądać w poszukiwaniu natchnienia to jakieś nieudolne flirty z Alinką prowadzi, nie dając dziewczynie spać. Wory będzie miała potem pod oczami i Fannemelek pogardzi taką nagrodą pocieszenia (ja tam naprawdę widzę w tym dobry plan. Ciekawam fanemelkowego rozdziału, bo ten Fannis to mi na wątrobie leży i o niestrawność przyprawia – ja tu muszę moje OTP chronić przed jakimiś amelkowo-norweskimi wpływami i innymi katastrofami naturalnymi). Ić ty się Oleczku Tosieńką zajmij, bo ci rzeczywiście do Dawidka ucieknie i wyprodukują zastęp małych mend, cho niechybnie zapoczątkuje armagedon ragnarok apokalipsę i wszystkie inne końce świata kulturze znane (przeczytałam trzynastkę, więc jestem o wiedzę tajemną do przodu, o!).
Ojejeje, śmiechuje Tosieńka z Oleczka, czy ja mogę już mu garnitur kroić…? O ILE TEN CYMBAŁ WEŹMIE SIĘ WRESZCIE DO ROBOTY I ODGADNIE HASŁO?!
Herbatka o smaku jabłka i mięty! <3 CHCEM TAKOM! Aczkolwiek zielona grejpfrutowa też niczego sobie ;). Biedny Tosiaczek bez herbatki został na polowanie na mamuty wyslany :<.
Ojejejej, co ja czytam? Biedne mendziątko umiera na katarek? I się nie pojawi? Ojojoj, rekordów nie pobije? Kryształowej Kuli nie zdobędzie…? Cóż,i tak nie miał na to szans, nie ma co płakać, a Tośka przynajmniej do zdrowych zmysłów powróci, bo użeranie się z Miaumiaukiem jednak jest o wiele przyjemniejsze niż z mendą. Zaaplikujesz żel do włosów dożylnie i Kicia spacyfikowana na różowo i puchowo.
CDN
Ojej, Muraniek ogarnął mamuta! Nawet zajarzył, że latać tu przyjechał…! Czy narty też dał radę sam założyć…? A Żyła to człowiek złoty i na dodatek swój chłop! On tam jako jeden z nielicznych wątłych nerwów Tosiaczka nie targa bardziej niż to konieczne.
UsuńA AUTy nadal na trefnym towarze od Laniska… Wykantował ich Anze jak stąd do Australii. NIGDY NIE UFAJ SŁOWEŃCOM. Zwłaszcza gdy mówią, że „tak, jasne, ze ta wódka była schłodzona”. Swoją drogą, skąd powinnam kojarzyć Jacykowa (tak, wiem mam braki w edukacji kulturalnej, do not kill me)…? A Kuttin to swego krawca powinien na zbity pysk wylać i Huliganka zatrudnić, ten to by mu uszył kombinezony jak ta lala… Albo lepiej niech Stefcio zdrady stanu się nie dopuszcza. Ani żona jego też!
„Za nim wtarabanił się Skrobot, któremu śnieżyca przyłożyła drzwiami w dupę. I dobrze, bo, kuźwa, zimę do środa wpuszczał, kiedy my tu biedną farelkę okupowaliśmy, żeby nam kończyny nie pozamarzały” - MOJA FARELKA UMARŁA ZESZŁEJ ZIMY, CZEŚĆ JEJ PAMIĘCI. Ale tak w sumie to miałam się odnieść do Skrobota, który dostał drzwiami po zadku – DOBRZE MU TAK! Pizgawica niech zostaje na wycieraczce gdzie jej miejsce.
„Strój się nie dopina? Wina Kuttina” - NO I SIĘ HEINZ DOIGRAŁ. Trza było kombinować? Trza było…? No i biedne Hajbeki i inne Krafciątka w generalce pospadały. Ale jak to dało awans naszym to ja nie narzekam. Nauczka na przyszłość, że Kryształowa Kula drogą na skróty od Austrii nie chadza, ot co!
A skakajce naszej nielotnej husarii niech się biorą do roboty, a nie podśmiechujki z AUTów, a wygrywać nie ma komu, pff!
„Psioczyłam, warczałam, Kruczek wpadał w panikę średnio co kwadrans [...]” - ...Kruczek wpadał w panikę, bo Tośka wkurzona nie jest sobą i bał się, że nie ogarnie wszystkiego i on zginie marnie, jeszcze zanim go Socha zdąży udusić, co ją wnerwi jeszcze bardziej i się na nielotach wyżyje, którzy swoje trzy – a raczej trzy tysiące trzysta trzydzieści trzy – gorsze dołożą. I jak tu w nerwicę nie wpaść, jak Tośka zaraz tu może armagedon przeprowadzić, jeśli zaraz jej ktoś meliski nie zaparzy i nie zaaplikuje dożylnie i domięśniowo, coby kuracja natychmiastowa była…?
Gra słowa z Kicią <3
Muraniek <3
Aleks, ty dajże tej Adelajdzie spokój i parz Tośce herbatkę, bo zaraz popełni mord zbiorowy i matkę twoich dzieci do paki zamkną na następne stulecie. I co? Małe cymbałki będą mamusię w paski oglądać, co ona zebra, czy inne okapi?
Ten jeden, dwa, trzy, a właściwie cztery powody! <3 Podoba mi się ten zabieg.
A co do samych powodów:
1. Nasza skuteczność jest zdecydowanie za MAŁA. Oleczkowi się Albertyna czkawką odbiła i nocne pogaduchy bokiem mu wyszły, Muraniątko się zbyt kurczowo belki trzymało, Stęki przedobrzył (no wiesz, Charlie! Na kogo jak na kogo, ale na Stękiego to zawsze można liczyć!) i tyle z ich kozakowania.
2. Po przerwie Kot najwyraźniej wpadł w panikę, bo grzebienia zapomniał i nie mógł się przed kamerami z nieufryzowaną grzywą pokazać. Ech, Miaumiauku, nie kady kot jest lwem i grzywy mieć nie musi. Grzywa przecież spartaczył już na wstępie, więc i tak nie ma o czym gadać…
3. Jęczole ić ty do tej swojej Agnieszki, niech ona twoje mendzenie znosi, skoro tak chętnie ci zegar biologiczny rozstraja dręcząc cie do jakichś nieprzyzwoitych godzin porannych na fejsie (co prawda ostatnio chyba twierdziłam, że to on dręczy ją, ale cicho!).
4. Brace yourself, winter is comin'. Zbierajta swetry i termosy i ruszać na odsiecz norweską ku Tosieńce! (tak, Zniszczoł, do ciebie mówię! Rusz swoje chude cztery litery i przytul ją czy coś. I nie jęcz przy tym, bo cię tym termosem, co stał się integralną częścią jej jestestwa, zdzieli tak, że wszystkie gwiazdy będziesz mógł policzyć. I to nie będzie ich wina – tych gwiazd, w sensie).
Liczenie to trudna rzecz, ale wakacje są, szare komórki uprawiają leżnig i plażning na Karaibach, o których Tosiek tylko pomarzyć może, więc wybaczamy jej to namnażanie powodów do niezadowolenia.
CDN
O! znowu łosoś! Czyżby klamereczka…? :D
UsuńA Fannemelek zachował życie. Powiedz, że 14stka albo 15stka należy do niego, bo ja muszę się dowiedzieć o nim co nieco, żeby zszedł mi z tej wątroby i gitarę zawracać przestał (wątek Kamisia też bym sobie życzyła w końcu wyjaśnić! Taaak ,wiem, nie wszystko naraz, budowanie napięcia i inne takie tam).
Słoweńce wykiwały AUTów (choć to ostateczne nie była wina zioła od Laniska) i zgarnęły wszystkie kubki, gratisy i ładnie opanowane zielsko zwane kwiatkami. I jak tu ich nie lubić, skoro zostawili norki na lodzi w ich własnym kraju. Bo przecież domowe konkursy wcale nie są najważniejsze, nie?
Socha zmarznięta, zaraz nam tu ducha wyzionie an tej norweskiej obcej ziemi! A ZNISZCZOŁ NIC! Sama musi się do niego przetentegować, a jeszcze wcześniej swoje schizofreniczne myśli poogarniać (jak ja to dobrze znam), opory przełamać, rachunek sumienia zrobić i na głęboką wodę się rzucić. I Oleczkowi zaufać. PO RAZ KOLEJNY.
...i to niby nie jest miłość, huh?
„[…] ogrzewana przez ciepło Zniszczoła, który w takie pizgawice obleśne potrafił spać tylko w bokserkach i t-shircie [...]” - Tsaaa… gorący chłopak z niego, korzystaj Tosiek, póki możesz… :P.
Oleczku, niemiecki jest be!, niemieckiego nie używamy!
Ale Tosiaczka przynajmniej uratował przed śmiercią niechybną na ziemi obcej. Szkoda tylko że jego czyn bohaterski rozgłosu nie znajdzie, bo inaczej ciężko by było z tymi cymbałkami rudymi… Kruczek więc go nie ozłoci za uratowanie jego asystentki,a co za tym idzie jego głowy godności i wielu innych rzeczy, które by bez Sochy pogubił w trymiga.
Oookej! Skończyłam. Podsumowanie chyba sobie daruje. Co miałam zanalizować tom zanalizowała, choć, pewnie nie tak dogłębnie jak powinnam. Już nie umiem w komentarze chyba. Ale mówiłam – komórki na wakacjach, jedyna jaka mi została to mój androzłom, który raczej zaniża moje IQ a nie podwyższa, soł…
Wątki wyłapane, wiadomo o co chodzi, rozdział wcale nie jest słaby, ale jest DŁUGI. Efekt widać powyżej - długość i jakość tego komentarza jest absolutnie nieproporcjonalna.
Mi też błędy proszę wybaczyć, przerwę sobie krótką strzelę i za 13stkę się biorę bo jest co analizować. :D
Much of love, Charlie, a tych co są na tyle wytrwali by moje elaboraty czytać zapraszam do siebie (zareklamuję się, a co!), bo dzieje się co nieco tu i tam ;).
Tony weny! E_A :*
PS: O crossie naprawdę przypominam i przepraszam za spam, jak zwykle :>
Nabrałam się, wiesz o tym, świnioro?! Ale nawet Ci za złe nie miałam, bo przesz ja Ci nie każę refleksji przelewać. :P
UsuńZ tym słuchaniem to moi znajomi tak przy mnie mają. XD
PROSZĘ MI SIĘ OD BLONDYNEK ODCZEPIĆ, RAZEM Z TOŚKĄ JESTEŚMY BLOND I NIE ŻYCZYMY SOBIE TAKICH TEKSTÓW. A Kubacki pod protest nasz się przyłącza.
Nie jesteś gupjim łosośem, ok :<
Z tymi przyszłymi torturami to co Ty taka Pisieńcio-twarzo-grejowa? XD
NIGDY NIE WONTP W ANDŻEJA, TO POWINNO BYĆ W KONSTYTUCJI.
WIEM, TEŻ CIĘ KOCHAM. <3 Ja w spodenki jestem opalona od kilku lat, różnica na skórze nie zeszła do końca. :/ Jesteśmy przegrywami...
Ale że co, że „waginosceptyk” jest obciachowy? :<
Ten mikroklimat to jest SPISEG!
A ja Ci nie powiem, jaka to była informacja utajona od Oleczka. Bo to ściśle tajne jest, jako też nazwa wskazuje. #ordynarnaświniamodeon A poza tym — dożyjesz czternastki, to się dowiesz, kto na czyich uczuciach będzie grał. Nic więcej nie zdradzam!
Nie, nie SPN, tak mi jakoś wyszło. Bo po śląsku jest „JANCYKRYST” :DDDD A OLEK NIE JEST RUDY, TYLKO RUDAWY, OK? Tośka go nazywa rudzielcem, bo lubi być wredna. A on farbowany nie jest, to wiesz... B-)))) Bo ja wiem, co Ty miałaś na myśli, zboczuchu.
BO CHOINKI FAJNE SO I ZDROWE.
A co do Miszczunia, to nic nie powiem. I rozdziały... Cóż, to także poza moją kontrolą. XD
Pszypadeg.
Hej, Tośka też metr sześćdziesiąt pięć.
„(...) z językiem ostrym jak maczeta”. Padłam i nie wstaję! I w ogóle śmiechłam z całego tego fragmentu.
„(...) wzrostu siedzącego psa” — KABARET HRABI! :D
„Chciałabyś, żeby to była głowa...” — znowu! XD A za Tadziem to każdy tęskni.
Hoża dziewoja dla Fannemela? Well...
„Profity od pińćset plus” XDDDD
NIE ZDRADZAJ TRZYNASTKI!!!!
Herbatka do kupienia w Biedronce.
Miaumiałek <3
„Zaaplikujesz żel do włosów dożylnie (...)” CZEMU MI SIĘ TO OD RAZU KOJARZY Z RONALDO XD
Tomasz Jacyków to niegdyś bardzo głośny polski projektant modowy.
„Aleks, ty dajże tej Adelajdzie spokój i parz Tośce herbatkę, bo zaraz popełni mord zbiorowy i matkę twoich dzieci do paki zamkną na następne stulecie. I co? Małe cymbałki będą mamusię w paski oglądać, co ona zebra, czy inne okapi?” <3333333333333333333
Albertyna, o matko. XD Może zaraz Aldonka? (z pękniętego kondonka... TEGO NIE BYŁO!).
„Ech, Miaumiauku, nie każdy kot jest lwem i grzywy mieć nie musi. Grzywa przecież spartaczył już na wstępie, więc i tak nie ma o czym gadać…” KOCHAM!
„I nie jęcz przy tym, bo cię tym termosem, co stał się integralną częścią jej jestestwa, zdzieli tak, że wszystkie gwiazdy będziesz mógł policzyć. I to nie będzie ich wina – tych gwiazd, w sensie.” Kocham, ale tym razem to pojechałaś w nawiązaniu do 14., tak? :D
A sama nie ogarnęłam tego łososia. Może po prostu ograniczona jestem i z Norwegią tylko mi się łososie kojarzą.
14. częściowo do niego należy, fakt!
Hahahaha, ja bym skorzystała z tego ciepła Zniszczoła, ale ja to ja. :P
„Szkoda tylko że jego czyn bohaterski rozgłosu nie znajdzie, bo inaczej ciężko by było z tymi cymbałkami rudymi… Kruczek więc go nie ozłoci za uratowanie jego asystentki, a co za tym idzie jego głowy godności i wielu innych rzeczy, które by bez Sochy pogubił w trymiga.” Wiesz, że masz miłość moją dozgonną, prawda?
DZIĘKUJĘ! JEDNO, ALE WIELKIE! <333333333333333
PS. PAMIĘTAM O CROSSIE, PAMIĘTAM!
No dobra. Dzień wolnego pogoda nie dopisuje na spacery więc można wreszcie dodać obiecany komentarz ( żeby mieć co jutro w pracy czytać, bo 13 jak obiecałam jeszcze nie przejrzałam)
OdpowiedzUsuńRozwaliłaś mnie na samym początku z tymi łożami małżeńskimi. Szkoda, że jednak udało się załatwić zmianę dla nich wszystkich, ale niech się Tosieńka cieszy że Zniszczol był z nią, a nie Kot czy taki Kubacki. Z nimi to by miała dopiero przerąbane spać w jednym łóżku. Z dwojga złego lepiej z tej strony, więc lepszy Aleks w łóżku, niż spanie na podłodze i słuchanie zrzędzenia niektórych. Swoją drogą tekst Olcia "Przepraszam, koleżanka nie lubi, gdy się jej imputuje, że jest między nami... jakikolwiek związek" nie wiedziałam, że z niego taki dyplomata ( bo w moich uszach tak dyplomatycznie z tym "imputuje" zabrzmiał, normalne jak nie on)
"... tamtego dnia oficjalnie się do nich nie przyznawałam" - a czy Tosieńka to się kiedykolwiek do nich oficjalnie przyznała?
Kubacki siedzi cicho? No nie, to naprawdę należało na czerwono zaznaczyć w kalendarzu, by co rok obchodzić rocznice tego święta. A nawet do prezydenta napisać by świętem państwowym to ustanowić.
Oluś skłonny oddać Tośce kołdrę. No no no, co za poświęcenie :D
"Bo pizgało jak w Kieleckiem" - ostatnio właśnie nie pizga. Upały, upały i upały, że się rozpływam, a tu ciężko czasem nawet o delikatny wiaterek.
"Agata nie jest moją dziewczyną, nawet się nie całowaliśmy" - tekst stulecia w wykonania Zniszczoła. Wygląda na takiego małolata z podstawówki nawet, co się tłumaczy przed wścibskimi ciotkami czy babciami z przyjaźni z koleżanką. Hehehe, kocham tego Zniszcołka.
Tośka po przebudzeniu, to mistrzostwo, ale swoją drogą jak w ich pokoju pojawił się Mustaf? Małżeństwo drzwi nie zamknęło? Ale przynajmniej Dawid zdrowy jak widać i słychać :P A wracając do Tośki jeszcze. "Ty zboczeńcu! Ty perwersie! " i antychryst jak ona była w stanie takie teksty z samego rana z siebie wydusić? ja wiem sytuacja kryzysowa, no ale ja bym z siebie pewnie słowa nie wydusiła. Ale to jednak Socha jest.
A Oluś taki chojrak, bez kołdry chciał spać, a teraz pretensje, ze mu współlokatorka nieświadomie zabrała w nocy. Niech się zdecyduje czy mu potrzebna ta kołdra, czy nie, a nie z pretensjami potem.
I co Ty zrobiłaś z Miszczuniem naszym kochaniutkim? Że on w kwale mógł odpuścić no to okej, ale żeby od niechcenia to przecież nie w jego naturze. Czy się pali, czy się wali, on zawsze daje z siebie wszystko, no ale coś Ty mu tu zrobiła?!! Co to za telefon?! Co ta Ewcia(?) mu nagadała? szybko się niestety nie dowiem.
Szkoda, że drugiej nocy takiej "romantycznej" nie było u Zniszcołów ;/ Chyba się z Kubackim za kumpluje z tym swataniem :D
UsuńTande, to chyba nie wie, ze ciekawość t pierwszy stopień do piekła, a do cudzego łózka to nie ładnie tak zaglądać. A Forfang następny mądry :D Nie no, nie mogę z tymi Norkami :D
AUTy tyle dsq w jednym konkursie, no no no, co to się robi z nimi. Ale jakoś mi ich nie szkoda. No może Michiego troszkę :D Ale za to diety współczuje. Kto by o jednym jabłku wytrzymał. No chociaż z kilo by mógł im dać dziennie, to by może jakieś kalorie były, a tak to nic.
Ale kto by pomyślał, że Tośka sama będzie chciała (sytuacja kryzysowa, ale jednak) iść do łóżka Zniszczołą. No, co tu się porobiło to by sam Sienkiewicz nie wymyślił razem z Reymontem, Słowackim, Mickiewiczem, Szekspirem innymi takimi razem wziętymi. A poro po Mickiewicza jego twórczości, tak m się skojarzyło, że ta rozmowa Tośki samej z sobą ogólne cały rozdział to taka nowa wersja Wielkiej Improwizacji z "ukochanych" Dziadów Adaśka. W sumie Tośka to taki bohater tragiczny, narodowy jednak. Poświęca się dla dobra ojczyzny, a mało kto to docenia. A imię jej dwadzieścia i dwa :D
Mówisz, że nie bijesz za niekomentowanie, a te groźby?! "I komentować! Bo będę z miotłą gonić!" dlatego się bałam, że jednak przyjdziesz w nocy i lanie srogie dostanę, wiec wreszcie to skomentowałam. Przepraszam za tą zwłokę okropną, ale jakoś do kompa mi nie po drodze, a na tel to mi się zawsze usuwa po dwóch zdaniach, więc nie chce się pisać :/
Za wszelkie błędy tam u góry przepraszam. Nie zwracaj na nie uwagi, nie warto. I tak se rozpisałam, dość niespodziewane, ze aż za dużo znaków nawciskałam, hahaha :D
Buziaki, Karolka :***
Tośka to tak zawsze ma szczęście w nieszczęściu. Lepszy Zniszczoł w łóżku niż w Sierściuch w łazience. A Oluś jest przecież człek kulturalny, nie? I dobry taki, kołdrą się dzieli. To nie jest ta wsiurska menda Kubacki ani żaden inny Pieter. Jeśli zaś chodzi o Dejwiego, to się wszystko w 13. wyjaśniło. ;)
UsuńPfyf, Aleks musiał przesz przed przyjaciółkę rzecz sprostować, nie? Szczerość jest podstawą każdej relacji międzyludzkiej.
A Miszczunio się wyjaśni w 14. :)
Ja nie straszę. Ja motywuję.
NAJLEPSZE:
„W sumie Tośka to taki bohater tragiczny, narodowy jednak. Poświęca się dla dobra ojczyzny, a mało kto to docenia. A imię jej dwadzieścia i dwa.” — To skradło moje serce! Genialne! <3
„(...) a czy Tosieńka to się kiedykolwiek do nich oficjalnie przyznała?” — To jest dobre pytanie. Raczej dobrowolnie by tego nie zrobiła.
W pas się kłaniam w podzięce! Długo i od serca. <3
Dziękuję i weny życzę! :D